Moja
rodzina od pokoleń związana jest z Galicją, nie czuję więc sentymentu do
polskiego Wilna. Weszłam, chyba z powodu jesieni w jakiś dziwny czas, dopadł
mnie syndrom wicia gniazda i czynienia zapasów, więc ciągnie mnie do książek
kulinarnych, do kuchni. Wiem, że Agora nie wydaje złych książek, toteż
apetyczna okładka nie musiała nawet szczególnie mnie kusić. Zaczęłam czytać i
historia o piętnastoletnim zapasie samogonu, czy zapasie koniaku mnie uwiodła,
wzruszyła. Właśnie taka będzie ta książka. Sentymentalna podróż w świat smaków
z dzieciństwa, historia miłości i bliskości. Nie spodziewałam się, ale sama
znalazłam coś co jadłam w dzieciństwie… wspaniałe są takie historie, pyszne,
pachnące, ociekające wspomnieniami.
Książka, dzięki której kucharz zacznie czytać, a reporter gotować.Fascynująca rodzinna opowieść o Wileńszczyźnie, mieszkających tam Polakach i Litwie w ogóle.Ewa Wołkanowska-Kołodziej to zdolna reporterka, Genowefa Wołkanowska to znana na całej Litwie kucharka. Książka powstała z połączenia talentów matki i córki.
Z książek kucharskich się korzysta, sięgając po przepisy. Z niniejszej również korzystać można, lecz czyta się ją przede wszystkim, by nie rzec dosadniej, pochłania, niczym najwspanialszego cepelina nadzianego baraniną. To fantastyczna opowieść o dzisiejszej Wileńszczyźnie i Litwie. Pisana przez Polkę, lecz niepolonocentryczna, opowieść współczesna, lecz pełna odniesień do historii. Pełną gębą reportaż z elementami eseju i mnóstwem doskonałych tradycyjnych litewskich przepisów – oto, co właśnie trzymacie Państwo w dłoniach. A coś takiego trzyma się w dłoniach nieczęsto.ROBERT MAKŁOWICZ, krytyk kulinarny i podróżnik
Wreszcie wiem, czemu smażony chleb to najlepsza zakąska do piwa, jak smakuje hematogenas, czy kapłun pije się, czy się go je, no i czemu Litwini kochają cepeliny. Ale książka Ewy to reportaż o pokoleniach, które spotykają się przy suto zastawionym stole. Pełen humoru i miłości. Miłości do Wilna, rodziny, gotowania i do dzielenia się jedzeniem.
Autorka,
obecnie mieszka z mężem w Polsce, wyjechała na studia do Polski, a sama
pochodzi z polskiej rodziny z Wilna i okolic tego miasta. W tej książce chce
utrwalić rodzinne przepisy, zanim pamięć o nich odejdzie. Pokazuje nam tradycję
i smaki Wileńszczyzny. Dzieli się z nami rodzinnymi historiami, dyskutuje o
pochodzeniu dań, o ich historii. Pokazuje, ewolucję wileńskiej kuchni, która
uległa wpływom socjalizmu. Zabiera nas na gwarne targi, do wielńskich miejsc
pamięci. Dzieli się z nami radami na wieleńską żonę idealną i tłumaczy,
dlaczego łatwiej pogadać z Matką Boską Ostrobramską niż z Częstochowską
Madonną. Tę książkę chce się czytać i chce się próbować tych dań. Pod wpływem
tej lektury, sami udamy się może do źródeł naszej pamięci i wspomnimy potrawy,
które robiły nasze babcie i które wraz z nimi przeminęły. Ja sama, nie mogę
przestać myśleć o paluchach z makiem, mojej babci. Piękna, sentymentalna
książka, wydana w pięknej formie.
Nie
mogę napisać, że robię się sentymentalna na starość, bo zawsze taka byłam.
Toczę bój z niepamięcią i ku zgrozie mojej Mamy, próbuję odtwarzać dania mojej
Babci, które Ona robiła z głowy, tak jak Mama autorki, wszystko na oko, zero
śladu na papierze. Za późno się obudziłam, Babci już nie ma, więc jestem
skazana na ulotną pamięć. Autorka tej książki ocknęła się wcześniej, ratuje
przepisy, coraz rzadziej odtwarzane. Wszystko przemija, smaki naszego
dzieciństwa od popadnięcia w nicość zapomnienia chroni tylko nasza pamięć i
chęć by do nich wracać. Zwykle to nie są potrawy modne, eleganckie, bo czy
lizak robiony nad palnikiem, to coś co wrzucimy na fejsa? Czy zwykłe klusku
zbiorą dużo lajków na instagramie? A przecież to smak dzieciństwa, to pachnąca
kuchnia babci, to dom rodzinny, to pamięć o gorszych czasach, biedniejszych,
ale pełnych ciepła i bezpieczeństwa. Właśnie
ten klimat znajdziecie w tej książce. Okraszony przepisami, pięknymi zdjęciami,
to bezcenne zaproszenie do czyjegoś domu, do czyjegoś dzieciństwa.
Chciałabym,
żeby powstawało więcej takich książek, dlaczego nie o każdej kuchni
regionalnej, dlaczego nie o kuchni lwowskiej? Dbajmy o nasze dziedzictwo, także
to kulinarne, nie dajmy się utopić w powodzi fastfoodowej nijakości. Jestem
pewna, że znajdziecie w tej książce coś dla siebie. Ja odkryłam, że to co
służyło za zapchaj brzuch w moim dzieciństwie, czyli chleb smażony na patelni i
nacierany czosnkiem, wywodzi się z Wilna. My ciągle to jemy!! Wprawdzie nie
ciemny litewski chleb, już nie smażymy na patelni, a opiekamy w tosterze, ale
ciągle lubimy! Sądzę, że wypróbuję kilka przepisów z tej książki. Zapowiadają
się pysznie!!
Książka recenzowana dla portalu Duże Ka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.
A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )
Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.
Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)
Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.
Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy
Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.
Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.