Miesiąc
temu, gdy byłam w kinie, pomimo nietaniego biletu zafundowano mi dosyć długi
blok reklamowy. Ma to swoje dobre i złe strony, złe sprowadzają się do tego, że
jest to irytujące, ale dobre są takie, że zwykle dzięki tym zapowiedziom
dowiaduję się, co niedługo wejdzie do kin i na co ewentualnie chciałabym się
napalić. Właśnie w en sposób dowiedziałam się, że niebawem do kin wejdzie Kamerdyner, pierwsze co, a raczej kto
wpadł mi w oko to Sebastian Fabijański, który już podbił me serce, więc
chciałam oglądnąć, a po drugie to tematyka, która jednak może zaciekawić. No i Filip
Bajon, jego nazwisko jest kojarzone na polskiej scenie filmowej. Filmu byłam ciekawa,
a gdy dowiedziałam się, że ma być i książka… to już chciałam tylko dorwać ją
przed premierą, stało się… i powiem Wam, nie wiem czy odważę się pójść do kina.
Książka podobno na podstawie scenariusza, podpisuje się pod nią czterech
autorów. Pochłonęłam ją w weekend.
„Kamerdyner” to powieść jakiej w Polsce od lat nie było!
Świat, którego już nie ma. Zakazana miłość wciągnięta w wir wielkiej historii. Losy trzech narodów na przestrzeni pięciu dekad. Nieznana, drastyczna zbrodnia. „Kamerdyner” to powieść napisana z rozmachem, ale też pełna małych wzruszeń.
Marita – niemiecka panienka z dobrego domu. Mateusz – kaszubski chłopak, który po śmierci rodziców trafia na wychowanie do pruskiego dworu. Ich miłość musiała być burzliwa. I była. Tak samo jak wielka historia, na której tle się rozegrała. Narastały konflikty między narodami, wybuchła I wojna światowa i kształt Europy uległ zmianie. Polacy mogli wreszcie świętować własną niepodległość, ale po krótkim czasie mieli znów ją stracić.
Kim jestem? – to pytanie będzie dręczyć Mateusza Krolla przez całe życie. Polakiem, czy Niemcem? Synem koniuszego, czy jaśnie pana? Bratem pięknej Marity von Krauss, czy zakochanym w niej Kaszubem? Wraz z nadejściem września 1939 roku od odpowiedzi będzie zależało również jego życie.
Romans Mateusza i Marity to opowieść niepodobna do innych, złożona, pełna trudnych wyborów, ulotnych nadziei i cierpienia, ale przede wszystkim wierna faktom historycznym.
Film „Kamerdyner” w reż. Filipa Bajona w kinach od 21 września 2018.
Przez
ponad cztery dekady będziemy obserwowali wichru historii hulające po Kaszubach.
Zaczynamy w 1900, gdy Kaszuby są częścią zaboru pruskiego, Kaszubi i Prusacy
żyją w miarę zgodnie. Oczywiście, fortuna i stanowska, tudzież piękne dwory są
po stronie Prusaków, ale jakoś nikt się sobie do oczu nie rzuca. Kaszubi,
bardziej świadomi, uważają się za Polaków, pewnego mroźnego dnia rodzi się
chłopiec, jego matka umiera przy porodzie, a jego ojciec w porywie szału bierze
łódkę wypływa na szerokie wody i tonie szukając wiecznego spokoju. O tym, kto
jest prawdziwym ojcem chłopca szepcą plotkarze, wskazując miejscowego
dziedzica, który słynie z nieugaszonej żądzy, żona owego hrabiego bierze
dziecko do pałacu, chcąc je wychować między swoją dwójką. Mijają lata, Kurt,
Marita i Mateusz wychowują się razem i o ile Maritę łączy z Mateuszem bliska
więź, tak Kurt uważa przybłędę za sprawcę swoich nieszczęść. Tym bardziej, że
Mateusz pięknie gra, a przy jego maestrii, fałsze Kurta brzmią karykaturalnie.
Lata mijają i uczucie pomiędzy Maritą i Mateuszem się pogłębia, a nienawiść
Kurta rośnie. Wybucha Wielka Wojna, która zabiera mężczyzn, okalecza, ale
przynosi klęskę Prus i odrodzenie Polski. Przez majątek von Kraussów przebiega
granica, stara rodzina musi opuścić swój pałac, ukorzyć się przed Polakami. Nowe
porządku pogłębiają wzajemne urazy. A przed nami jeszcze nazizm i koszmar II
wojny. Na pewno lekko nie będzie.
|
zakładka z haftem kaszubskim, czekała na tę książkę |
Zanim
zaczęłam czytać wiedziałam, że książka powstała na podstawie scenariusza, nie
mam dobrych doświadczeń z tego typu rozwiązaniami, ale tutaj to się sprawdza.
Prostota opisów, bez długich rozważań o rozterkach głównych bohaterów. To
bardziej opowieść o regionie, próba pokazania jak złożona i bezlitosna jest
historia. W Polsce o Kaszubach wiele się nie mówi, znamy dramat Basków,
Katalończyków, ale przynajmniej u mnie nie mówiło się o Kaszubach. Może
dlatego, że to drugi koniec Polski, takie Antypody. Nie miałam świadomości, że
tam działy się takie rzeczy, że wszystko się zmieniało. Zobaczymy na
dwudziestolecie wojenne, jako na nagłe odwrócenie ról, Polacy byli na górze,
wywłaszczali, odbierali i oczywiście nie wszyscy byli prawi, małość człowieka
uwidacznia się najlepiej, gdy dostanie odrobinę władzy, nie wszyscy byli
honorowi jak Miotke. Miotke, któremu drogo przyjdzie zapłacić za to jak
walczyło Kaszuby.
Wątek
romansowy, tu już widać, że to scenariusz, że to co dzieje się pomiędzy
bohaterami w filmie będzie zagrane, spojrzeniami, mimiką, w książce nie widać
tego rodzącego się uczucia, ono zostało potraktowane jako pewnik i chyba
bardziej jest pretekstem do pokazania całej złożoności Kaszub. Wahania,
rozstania, to wszystko toczy się w niezwykle trudnych czasach. Rozgrywają się
takie dramaty, że sercowe perypetie są drobiazgiem.
Im
bliżej końca tym jest trudniej, 1939, to co się dzieje, mnie dosłownie wbiło w
schodek na którym siedziałam ciesząc się słońcem, a finał… Dobrodziejstwo wyzwolenia… mrozi krew… Naprawdę, niezwykle mocne
doznania i właśnie dlatego boję
Zupełnie nie moje klimaty
OdpowiedzUsuńNo jest mocny kaliber, to prawda
UsuńŚwietna recenzja, i książkę i film będę mieć na uwadze , pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńfilmu się trochę jednak boję. Książka dała mi popalić
UsuńBardzo dobrze napisana recenzja.Sam lepszej na pewno bym nie napisał.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję, starałam się bardzo, bo i książka zrobiła na mnie duże wrażenie
UsuńDzień dobry
OdpowiedzUsuńJako jeden z współtwórców scenariusza i książki, dziękuję za dobre słowo. To zawsze miłe, choć raczej niemiła treść książki. Cóż, tak było. Polecam film. Filip Bajon delikatnie obszedł się ze scenariuszem. Ów scenariusz to 16 miesięcy codziennej pracy. Raz jeszcze dziękuję.
A ja Pana pamiętam z "Głosu Wybrzeża" :)))
UsuńGratuluję scenariusza!!!
Wczoraj widziałam ten film w kinie objazdowym Visa. W momencie kulminacyjnym wbiło mnie w fotel! Bardzo mocny film. W sensie martyrologii (Piaśnica) to ten film zrobił na mnie większe wrażenie niż "Katyń" Wajdy. Choć początek zapowiadał co innego...
Bardzo dziękuję!!! Oczywiście, nie da się lukrować historii, tzn. da się, ale się nie godzi. Cieszę się, że poznałam taki ważny fragment naszej historii.
UsuńPozdrawiam
A na film na pewno pójdę!
Widziałam. Film wbija w fotel i szczerze mówiąc, wywołał u mnie takie emocje, że nawet szeptem komentowałam, co mi się nie zdarza. Ciekawe jest połączenie pierwszej i ostatniej sceny... Życie.
UsuńKusisz bardzo mocno, choć zwykle unikam książek osadzonych w czasach wojen.
OdpowiedzUsuń