Strony

poniedziałek, 5 listopada 2012

"Tyrmandowie. Romans amerykański" - Agata Tuszyńska

Miał 50 lat, gdy ją poznał. Za sobą wojnę, legendę playboya w komunistycznej Polsce, literackie laury i gorycz politycznego wygnania. Autor pierwszego powojennego bestsellera w swoim kraju, sensacyjnej powieści o Warszawie Zły, był wówczas dwukrotnym rozwodnikiem, autorem kontrowersyjnym i zakazanym u siebie, rozpoczynającym nowy etap kariery w nieznanym kraju i języku.
Leopold Tyrmand, od czterech lat w Ameryce, stawał się właśnie znaczącą postacią w intelektualnych kręgach Nowego Jorku. Jego teksty zaczął drukować prestiżowy „New Yorker”., jeździł z wykładami po uniwersytetach. Jako człowiek zza żelaznej kurtyny, z wielką pasją tłumaczył Amerykanom sposób funkcjonowania komunizmu. Przedstawiał również własne, szczególne spojrzenie na amerykańską demokrację: „Postanowiłem bronić Ameryki przed nią samą”.
Mary Ellen Fox, studentka iberystyki Yale, czytała z młodzieńczym zachwytem jego artykuły, które jak niczyje inne wyrażały jej poglądy na świat. Marzyła o poznaniu owego niezwykłego moralisty. Miała 23 lata, kiedy napisała do niego pierwszy list i doprowadziła do spotkania. Zdziwiła się, że okazał się niski. Zakochała od razu, od chwili, kiedy starł jej z policzków nadmiar pudru. W jego inteligencji, wiedzy, poczuciu humoru. Nazywała go: Lolek. On mówił o niej i do niej Miskeit – co znaczy małe brzydactwo. Nie znała czulszego imienia. Wkrótce została jego żoną. Stał się jej mistrzem, ukształtował ją, uczył świata. Doktoratu nie napisała, urodziła bliźnięta, która dla niego były większą radością niż dla niej.
Książka składa się z jej opowieści o ich wspólnie spędzonych piętnastu latach, do nagłej śmierci Tyrmanda 19 marca 1985 na Florydzie. Wraz z niepublikowaną dotychczas korespondencją ich obojga (niemal sto listów!) pokaże jeszcze inne oblicze dawnego „pornografa”, który po latach gorszył się nawet Playboyem. Książka zawiera wiele nieznanych fotografii rodzinnych Tyrmandów


Bardzo lubię romanse. A już pasjami czytuję romanse prawdziwe, opowiadane po latach przez jedną  ze stron, dawni poeci pisaliby zapewne „przez jedno z kochanków”.
Wiedziałam wiec, że „Tyrmandowie” prędzej czy później trafią pod moją strzechę, docelowo mieli być prezentem na imieniny dla Matkosi, która jest fanką Tyrmanda i już raz za ostatni grosz kupowałam Jej książkę tego autora. Każdy miał być zadowolony, ja bo będę miała swój autentyczny romans, Matkosia bo będzie miała książkę o swoim pupilu. Do przewidzenia było, że ja przeczytam najpierw.
I tak się stało. Żałuję jednego, że nie mogłam być na żadnym ze spotkań Mary Ellen Tyrmand, ostatniej żony Leopolda Tyrmanda, współautorki tej książki, która snuje opowieść o mężczyźnie swojego życia, który stał się jej miłością wbrew światu i wbrew zdrowemu rozsądkowi.

Dlaczego wbrew rozsądkowi? Bo był od niej starszy prawie o trzy dekady, bo miał dwie żony, był emigrantem, bo ciągnęła się za nim sława playboya. Nic dziwnego, fotografie Tyrmanda, systematycznie pokazują Nam przystojnego mężczyznę, można zaryzykować, że „wartego grzechu”, a skoro On nie stronił… Ja i wiele kobiet uważa, że jeśli facet jest dziwkarzem, to się nie zmieni, w związku z tym uważam, że Mary Ellen musiała być niesamowicie odważną i zakochaną kobietą. Zakochaną uczuciem, które nastawione jest na dawanie, które nie oczekuje nic w zamian. Bo Mary Ellen, chociaż nie pisze tego wprost, dokonała wielu wyrzeczeń, dla mężczyzny, którego kochała. Chociaż to nie była łatwa miłość. Tylko czy są łatwe miłości?

Książka, którą czytelnik dostaje do ręki, jest perfekcyjnie wydana, mamy możliwość zajrzenia do świata związku Mary Ellen i Leopolda. Książka to przedruk listów, jaki pisał do niej na różnych etapach ich życia. Bo przecież od listów wszystko się zaczęło. To Mary Ellen napisała do nieznanego autora, który niemalże wypowiadał, na łamach gazety jej myśli.  To poczucie pokrewieństwa dusz, przeznaczenie, a może tylko przypadek, sprawiły,  że napisała list, który zapoczątkował ich znajomość, walkę o Leopolda, bo trzeba było go przekonać, bo trzeba było zwalczyć sprzeciw rodziny, zwłaszcza apodyktycznej matki.
Stopniowo, z listów widzimy, jak rodzi się przywiązanie Tyrmanda do partnerki, niektóre listy z niesamowicie rozczulające, po tylu latach czuć ciepło. Chociaż skoro ją kochał, to dlaczego mimo wszystko zdradzał. Mary Ellen pisze o tym, że nie ma zazdrosnej natury i w związku z tym nie było to powodem kłótni.  Zastanawia mnie to, bo chociaż to tylko książka, suche zdania na papierze, i tak czuć pewną gorycz, zdawkowość z jaką o tym mówi świadczy, że to mimo wszystko tkwi jak drzazga.
Konstatując, nie da się opisać tej książki,  w kilku zdaniach. Mnie książka ta poruszyła i roztkliwiła. Uwielbiam takie pełne ciepła i nostalgii wspomnienia. Czuć w tych opowieściach dobro i miłość, która nie zniknęła wraz z odejściem tej drugiej osobie, tylko trwa wciąż, unosząc się wśród zdań i niedopowiedzeń. Lubię takie historie, mimo wszystko z happy Endem o miłości trudnej, ale spełnionej.

Polecam na długie, deszczowe wieczory, ta historia rozgrzewa jak kubek parującej herbaty!

17 komentarzy:

  1. Lubię wszystkie biografie, które wychodzą spod ręki Tuszyńskiej! Przeczytam na pewno:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był mój pierwszy kontakt z piórem tej Autorki, ale mam nadzieję, że nie ostatni ;)

      Usuń
  2. Mnie niezwykle poruszył sposób w jaki Mary Ellen po tylu latach opowiada o Tyrmandzie - cały czas czuć, jak bardzo go kocha. Niesamowite uczucie :) A książka rzeczywiście przepięknie wydana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym też pisałam, bo to również mi w oczy się rzuciło. Dobrze się czyta o tak pozytywnych uczuciach, udzielają się.

      Usuń
  3. Ogromną mam ochotę na tę książkę, a widząc kolejne pozytywne recenzje, już wręcz nie mogę się doczekać, kiedy wpadnie w moje ręce. Chciałabym w końcu przeczytać o tak głębokim i pięknym uczuciu, jakie połączyło tę szczególną parę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli kuszę. to dobrze. Sama uwielbiam takie opowieści i mam nadzieję zarazić, więcej osób :)

      Usuń
  4. Podoba mi się pomysł umieszczenia w książce listów, zwłaszcza z pierwszego okresu ich znajomości. A prywatne zdjęcia doskonale uzupełniają całość.

    OdpowiedzUsuń
  5. Romansów nie lubię, ale historie z życia wzięte..to co innego :D tej książki jestem ciekawa już od dłuższego czasu, ale jak to bywa.. portfel ma swoje ograniczenia :) Może wycyganię od męża w ramach jakiegoś prezentu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogą być romanse z życia wzięte. Takie są wyjątkowe :)


      Ty masz męża, moja Mama ma mnie, a ja nie mam nikogo... tylko siebie

      Usuń
    2. O tak, te z życia wzięte są wyjątkowe.. Dziś rano, przebiegając do pracy przez Dworzec Centralny (codzienne trudy dojazdów do pracy w Waw) zajrzałam do Matrasa obejrzeć sobie ten romans amerykański. Ależ ślicznie wydany! Ależ kusi..

      O, Kasiu, masz Mamę :D Macie siebie nawzajem i wzajemnie możecie sobie prezenty dawać :D

      Usuń
    3. Mama mi daje najwyżej pieniadze, zebym sobie cos kupiła. Podczas gdy ja kombinuję z prezentami, żeby Ją ucieszyć, Ona idzie po najmniejszej linii oporu.
      A czasami niespodzianka jest milion razy fajniejsza niż to "masz, kupc coś sobie" nawet nie czasami. Zawsze.

      Usuń
  6. Mam to na liście, wiem, wiem, ja też już nie mogę o tych listach słuchać, aż mnie mdli. Nie powiem wobec tego, ze strasznie bym chciała, bo co to da? Gdyby moja córka była w Polsce, gdybyśmy tam mieszkały, to bym sobie mogła takie listy życzeń z polskich tytułów robić, a tak jeśli sama nie, to nikt

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz mnie, ja Ci zawsze mogę podesłać.

      Sama mam listę jak z mojej Turbi kilkanaście razy dookoła świata. Ale jest proza życia, inflacja, Tusk i skutkiem tego oglądam zapowiedzi i pocieszam się, tym że nie zdążę przeczytać tego co już mam na półkach... ale jestem tylko słabym człowiekiem. Marzyć wolno

      Usuń
  7. Cholera, jestem ignorantem, ale nazwisko Tyrmand jeszcze do niedawna nic mi nie mówiło. :/ Muszę koniecznie się poprawić... Swoją drogą lubię książki wydawnictwa MG, bo są zawsze ładnie wydane. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestań!! Jaki ignorant, nie Nasze pokolenie, gdyby Mama kilkanaście miesięcy nie zaczęła mi suszyć głowy o "Złego" to bym o facecie nie słyszała. Długo myślałam, ze to obcokrajowiec... to jest ignorancja :P

      Usuń
    2. polecam książkę ,,Zły Tyrmand" Mariusza Urbanka

      Usuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.