Strony

niedziela, 4 listopada 2012

"Znachor" - Tadeusz Dołęga-Mostowicz

Znakomita powieść o losach słynnego chirurga, prof. Rafała Wilczura. Opuszczony niespodziewanie przez żonę i córeczkę, szuka zapomnienia w alkoholu. Ciężko ranny w głowę podczas bójki w podrzędnej knajpie, traci pamięć. Przez lata prowadzi życie włóczęgi. Na posterunku policyjnym, podczas przypadkowego zatrzymania, kradnie akt urodzenia niejakiego Antoniego Kosiby. Od tej chwili pod takim nazwiskiem tuła się po kraju. Po kilkunastu latach znajduje schronienie u wiejskiego młynarza Prokopa. Dzięki dokonaniu udanej operacji jego syna, zyskuje w okolicy sławę doskonałego znachora. Miejscowy lekarz, doktor Pawlicki, zazdrosny o sukcesy Kosiby, grozi mu sądem. Doprowadza do jego aresztowania, kiedy ten, ratując życie ciężko rannej dziewczynie, przywłaszcza należące do doktora narzędzia chirurgiczne. Czy „znachor” za uratowanie życia drugiemu człowiekowi zostanie skazany na więzienie? Czy podłość zawistnych ludzi zostanie ukarana? Odpowiedź przyniesie lektura tej powieści, której ekranizacja w roku 1937 została uznana za jedną z najlepszych i najbardziej kasowych produkcji filmowych.*


Ostatnio wspominała, że szukam książki która zapewni mi katharsis. Szukałam czegoś nowego, powieści wcześniej mi nieznanej, która sprawi, że zaleję się łzami. Nie znalazłam wśród polecaczy, takiej którą miałabym w zbiorach i gwarantowałaby fontanny łez. Postanowiłam przeto sięgnąć do klasyki, książek mi już znanych i sprawdzonych. Wybór był oryginalny, nie była to powieść, którą znam na pamięć, o której myśląc – już ogarnia mnie nostalgia. To książka, którą czytałam jako młodziutka, pełna ideałów uczennica Liceum. Dawno to było, spoglądając wstecz, widzę siebie na przystanku mks-u jakby za mgłą…  Przyszła pora aby skonfrontować refleksje jakie do tej pory kojarzyłam z tą książką, z odczuciami kobiety stojącej u progu ćwierćwiecza swej egzystencji.

Jak mniemam fabuła jest wszystkim doskonale znana, jeśli nie z książki, to z filmu który jest klasyką. TVP puszcza go przynajmniej raz w roku. Zawsze na Wszystkich Świętych, czasami z okazji 11 listopada, lub weekendu majowego. Film jest tak nierozerwalnie związany z książką, że nie potrafię sobie wyobrazić innego Znachora, niż tego z twarzą śp. Binczyckiego, Marysia zawsze będzie miała piękną buzię Anny Dymny, a hrabia Czyński będzie mówił głosem Tomasza Stockingera.
Przypomnę tylko w kilku zdaniach: doskonały chirurg, znany profesor Rafał Wilczur jest u szczytu popularności, jego kariera rozwinęła się wspaniale, jest uznanym lekarzem, dokonuje w swojej klinice cudów. Odnosi sukcesy nie tylko na niwie zawodowej, jego życie jest doskonałe, ma piękną żoną, którą kocha do szaleństwa, udaną córeczkę. Sława, pieniądze i szczęście. Nie może pragnąć od życia niczego wiecej. I w momencie gdy jest na szczycie, gdy czuje się jak król świata, wszystko obraca się w ruinę. Ukochana Beata odchodzi od niego dokładnie w ósmą rocznicę ślubu, zostawiając mu wyjaśniający list. Pisze, że odchodzi do innego, że prawdziwie pokochała, bo z mężem łączyło ją wszystko, tylko nie miłość, teraz poznawszy jej smak, nie może żyć dłużej w kłamstwie. Zabiera córeczkę, obiecuje za parę lat się odezwać. Wilczur jest w ciężkim szoku. Targają nim gwałtowne emocje, to chce zniszczyć życie żonie, to się z tym pogodzić. Wychodzi na miasto i przypadek. Spotyka miejskiego żulka, który prosi go o „piątaka” na wódkę. Wilczur ląduje z nim w knajpie, gdzie jest raczony domorosłą filozofią. I być może jedynym skutkiem tego wieczoru byłby kac, gdyby nie pieniądze, dosłownie wysypujące się z kieszeni chirurga.  Żulkowie zawiązują spisek, mający na celu obrabowanie, naiwnego nieznajomego. Koniec końców Rafał Wilczur kończy w gliniance, na skraju śmierci, znowu przypadek – zostaje odnaleziony, ale doznał amnezji.  Człowiek, który nie podaje swoich personaliów, twierdząc,  że nic nie pamięta i w nas dziś wzbudziłby niepokój. Kto z Nas nie bałby się, że to zbir, który z jakichś powodów nie chce się przedstawić?
Rozpoczyna się wędrówka Rafała Wilczura, człowieka bez dokumentów, istoty bez tożsamości. Aby uniknąć ciągłych odsiadek za włóczęgostwo, przy sposobności kradnie dokumenty niejakiego Antoniego Kosiby. I tak będzie kazał się nazywać. Los prowadzi go do młyna Prokopa, tam osiada, ciężko pracując, wciąż nie pamięta kim jest. Nie wie że był światowej sławy lekarzem, do leczniczej profesji wraca również przypadkiem…

Co było dalej wszyscy wiedzą.  Mnie przy okazji  wczorajszo-dzisiejszej lektury uderzyło to co wyczytałam między wersami.
Po pierwsze aspekt polityczny. Nie ma sprawiedliwości, a wymiar tejże jest po stronie mającego pieniądze. Zauważmy, że Kosbia, znachor na którego obronę złożyła się cała wieś, jest oskarżony o ten sam czyn, co ten broniony za większe pieniądze Czyńskich, istota czynu się nie zmienia, krasomówstwo adwokata w mowie końcowej, jest owszem poruszająca, biegły, prof. Dobraniecki oczywiście, jest autorytetem, ale nie wnosi do sprawy nic nowego. Wszystko powiedziano w pierwszej instancji. Po pierwsze Kosiba ukradł narzędzia… owszem, są okoliczności łagodzące, zrobił to, aby ratować życie, ale to zostało podniesione w pierwszej instancji. Zresztą wątpię, a  Autor nie przywołuje paragrafów za które został skazany, żeby dostał trzy lata pozbawienia wolności za kradzież. Wszak Zenek za usiłowanie podwójnego morderstwa dostał dwa. Antoni Kosiba leczył bez uprawnień, to również, mimo wszystko fakt. W postępowaniu odwoławczym, nie wyszła na jaw jego prawdziwa tożsamość. Leczył bez uprawnień, to że nikogo nie zabił, też może być co najwyżej okolicznością łagodząca. Wypełnić, wypełnił znamiona czynu zabronionego. Ale podczas apelacji stały za nim już duże pieniądze.
Zresztą nóż w kieszeni otwiera się już w momencie gdy nikt nie reaguje na starszego mężczyznę wędrującego bez dokumentów, bez tożsamości. Rozumiem jeden, drugi posterunek, ale to trwa i trwa, a jemu dają tylko odsiadkę za włóczęgostwo. Niby taka biurokracja, ale jednak brak zainteresowania, współczucia wobec drugiego człowieka budzą mój sprzeciw.

Kolejna sprawa, kwestia samoświadomości. Prawda jest przereklamowana, powinna nas wyzwolić, ale powiedzcie to Wilczurowi, czy jemu, wiadomość że żona go nie kocha i nie kochała pomaga? Nie!  Wszystkie te problemy spadają na niego z powodu nadmiaru informacji, wstrząsu wywołanego owa prawdą. Wstrząs jest na tyle duży, że organizm w instynktownym odruchu samoobrony, wypiera te informacje, A każda próba przypomnienia sobie wywołuje u Wilczura/Kosiby coś na kształt ataku. Także finałowa scena zapowiada ból i trudności, których, o ile pamięć mnie nie myli, dozna prof. Wilczur w kolejnej części.
Ktoś powie, ze to co czuł Wilczur do Beaty nie było miłością, bo miało zbyt wiele znamion egoizmu. Miłość w naszym, ludzkim wydaniu jest nierozłączna z egoizmem, jesteśmy niedoskonali. Pięknym, ale trudnym wysiłkiem jest, zdobycie się na powiedzenie ukochanej osobie, aby odeszła być szczęśliwą bez nas. A Rafał Wilczur, kochał Beatę niezwykłą miłością, dbał o nią więcej niż o samego siebie. Na początku jest to dobitnie powiedziane.  A że w jakiejś części swego istnienia był egoistą… któż z nas nie jest?

Moim zdaniem Dołęga-Mostowicz porusza jeszcze wiele tematów, ale nie chcę Was zanudzić. Pisarz tworzy ciekawych bohaterów, chociaż z wyjątkiem Marysi kobiety Dołęgi-Mostowicza nie są sympatycznymi postaciami. Beata – porzuca męża, chociaż z drugiej strony czytelnik może dopatrzeć się kary za taki okrutny czyn, Eleonora Czyńska… w filmie bardzo antypatyczna, w książce jest to postać którą Autor w piękny i wzruszający sposób rehabilituje. Wyciskając łzy z oczu czytelnika.
Z drugiej strony mężczyźni też nie są idealni. Leszek, bohater romantyczny, rozwydrzony błękitny ptaszek..ale miłość go odmienia. Zenek… w filmie nieszczęśliwie zakochany chłopak, którego urażona duma wyrządza ogromną szkodę… w książce, najbardziej ciemna z postaci… Nawet skrucha nie jest w stanie sprawić, aby zapomnieć o jego przewinach.

Miałam swoje katharsis, przypomniałam sobie również, że mam na półce książkę wyjątkowa. Niezwykłą historię, prostą, ale wyciskającą łzy z oczu. W najbliższej przyszłości powtórzę sobie również „Profesora Wilczura”.

Polecam naprawdę gorąco. To niezwykła historia, warto pamiętać o takich perełkach polskiej literatury, taka książka nigdy nie dostanie Nobla, w dzisiejszych czasach raczej nie zostanie bestsellerem, ale to w żaden sposób nie umniejsza jej wartości!



* Okładka pochodzi ze strony empik.com takie też mam prywatne wydanie. Opis powieści również pochodzi z tej strony

8 komentarzy:

  1. Oczywiście, że czytałem... Naprawdę znakomita książka. Zgadzam się w całej rozciągłości. Również serdecznie polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Facet, który czytał Znachora i podpisuje się pod moimi opiniami... Jesteś botem!

      Usuń
  2. Wstyd się przyznać, ale nie czytałam, a nawet nie słyszałam o tej powieści... Niedawno przyrzekłam sobie nadrobić zaległości "klasyczne", ale ilość literatury do pracy licencjackiej skutecznie studzi mój zapał :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jaki wstyd, nie każdy wszystko zna. A wszystko jest do nadrobienia :)

      Usuń
  3. Film jak słusznie zauważyłaś, puszczany co roku ( tego również 1 listopada ) w telewizji - sprawił ze zapomnieliśmy o książce. Film co prawda cudowny ale co z powieścią na podstawie której powstał ? Dziękuję Ci że o niej przypomniałaś, warto mieć ją w domowej biblioteczce .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są takie książki, które nierozerwalnie związane są z ekranizacją... a że film jest sszybszy w odbiorze, o książkach się zapomina, czasami się nie wie że pierwsza była powieść.

      Usuń
  4. Lubię te dwa filmy o Wilczurze nakręcone przed wojną. Jest w nich jakiś duży ładunek emocjonalny,który udziela się czytelnikowi. Miałam ostatnio nawet ochotę wziąć wszystkie dostępne powieści Dołęgi-Mostowicza z biblioteki i zrobić sobie mały ciąg czytelniczy. Co się odwlecze, to nie uciecze, więc wszystko przede mną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczytałam o nich. Będę musiała poszukać tych filmów bo mam ochotę :)

      Usuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.