Strony

niedziela, 1 grudnia 2013

"Ziele na kraterze" - Melchior Wańkowicz

Drugi tom z serii dzieł Melchiora Wańkowicza (po słynnej "Bitwie pod Monte Cassino") zawiera „rodzinną” beletrystykę pisarza oraz unikatowy zbiór listów, jakie Wańkowicz wymieniał z obiema córkami – Krystyną i Martą. 
"Szczenięce lata" opisują nieistniejący już świat dworów na Kresach. Ta prawdziwa gawęda, pisana piękną polszczyzną, jest kopalnią wiadomości na temat ówczesnych zwyczajów i tradycji. 
"Ziele na kraterze" zajmuje szczególne miejsce wśród książek Wańkowicza, nie tylko ze względu na zawarty w niej zapis osobistej tragedii pisarza, który stracił w Powstaniu Warszawskim ukochaną córkę Krystynę. Ta książka ma dużo głębsze przesłanie – jest afirmacją życia, rodziny i miłości. 
"Ojciec i Córki – korespondencja" to zbiór listów, jakie Melchior Wańkowicz wymieniał z córkami (Martą i Krystyną) w latach 1921-1941. Z ich treści wyłania się obraz skomplikowanych relacji rodzinnych Wańkowiczów. Korespondencja ta jest też bezcennym i fascynującym uzupełnieniem zarówno "Ziela na kraterze" jak i "Szczenięcych lat", które należą do najpopularniejszych i wielokrotnie wznawianych utworów pisarza.


W prezencie na urodziny dostałam drugi tom dzieł zebranych Melchiora Wańkowicza.  Wańkowicz zajmuje w moim domu szczególne miejsce. Moja Mama wspomina jak Jej Tata, a mój Dziadziuś zachwycał się tym pisarzem.  Dziadziuś był pod wrażeniem „Bitwy o Monte Cassino” o której opowiadał mojej Mamie i to dzięki Niemu i Radiu Wolna Europa moja Mama mogła dowiedzieć się o sprawach o których raczej nikt inny nie powiedziałby dziecku na podkarpackiej wsi w złotej erze PRL-u. „Bitwę o Monte Cassino” dostanie najprawdopodobniej Mama, na imieniny lub Gwiazdkę. Ja dostałam tom drugi i zaczęłam czytać polecane mi „Ziele na kraterze”. Nie przeczytałam w jeden wieczór, jak redaktor piszący przedmowę. Zeszło mi z tą książką kilka dni, z powodu obowiązków zawodowych i również dlatego, że tak mi ta książka do serca przypadła, że nie chciałam się z nią rozstać. Skończyłam wczoraj wieczorem, upłakana, zasmucona z poczuciem pustki.  Ciągle mam tę książkę w głowie…


Melchior Wańkowicz wychodzi od poczęcia swojej córki Krystyny, poprzez narodziny drugiej córki Marty(zwanej Tili) opisuje losy swojej rodziny, siebie nazywając Kingiem(od słonia z „W pustyni i w puszczy”, żony Królika, Krysi zwanej Pytonem i tejże Tili. Nie trzyma się chronologii, często uprawia dygresję, cofa się do swojego dzieciństwa, młodości. Pisze  perspektywy czasu, znając konsekwencje pewnych wydarzeń, mając szerszą perspektywę. Toteż nad sielską atmosferą czy to Domeczku, czy rodzinnych włości na Kresach, snuje się cień przyszłej tragedii. Nie wiem czy to, nie jest właśnie to, co czyni tę książkę tak wyjątkową i przejmującą.

Wańkowicz pisze z niesamowitym humorem, ironicznie, celnie puentuje sytuacje, które spotykają jego rodzinę. Z dystansem podchodzi do siebie i córek. Tworzy barwny obraz życia w dwudziestoleciu międzywojennym, ale jednym zdaniem potrafi z wyżyn genialnego humoru strącić czytelnika w dół, ku refleksji, smutkowi, rozważaniom. Wiele razy, śmiałam się w duchu, po to, aby za chwilę pogrążyć się w smutku. Skoro autor tak ironiczny pisze w ten sposób o bólu, czy możemy mieć jakiekolwiek pojęcie o rozmiarze tego cierpienia? Rzadko trafia się tak mocne świadectwo, które uderza tym mocniej, gdyż jest takie prawdziwe. Bez patosu, oszczędnie.

Ale to nie jest książka obezwładniająco smutna, przez większość czasu możemy śmiać się i bawić. Grzać się w cieple rodziny Wańkowiczów. Na ile ta historia, to o czym pisze Wańkowicz jest prawdziwe, to inna sprawa. Czytałam teksty krytykujące „Ziele na kraterze” za naginanie faktów czy wręcz pisanie nieprawdy. Podobno gdy w latach dwudziestych córki Wańkowiczów przebywały u rodziny na Kresach, żona Melchiora, ów ukochany Królik, przedstawiany jako idealna żona, wspaniała matka, odeszła od męża do innego mężczyzny. Jak było naprawdę? Nie wiem. Ale wiem, że czytając  chciałam należeć do „znających Józefa” i mieć prawo wstępu do Domeczku, do grzania się w atmosferze tam panującej. Wśród dziewcząt o „kozaczym duchu”, wśród Rodziców mądrych, kochających, acz nieco niekonwencjonalnych. Wśród zwierząt niezwykłych, nad których losami również płakałam. Dlatego, fotografie pokazujące Domeczek w ruinie tak bolały.

Ta książka, jak mało która pokazuje dosadnie dramat świata, który przeminął. Czy to za sprawą ogromnego
talentu Wańkowicza, czy dlatego że opisuje to niby z dystansem, ale jednak bardzo osobiście, bo to sprawy, które dotyczą najbardziej jego, osób które kocha, to mamy wrażenie jakby wszystkie dramaty dotyczyły bezpośrednio nas.

Mam problem z tą książką. Wiem, że będzie siedziała we mnie jeszcze długo. Wiem, że mam też z głowy prezenty na najbliższe lata, bo chyba wszyscy domownicy będą dostawali ode nie któryś tom Wańkowicza, tak to bardzo egoistyczne i wredne :P Z drugiej jednak strony Rodzina i Znajomi mają problem z głowy Prószyński wydał szesnaście tomów Wańkowicza, to niewyczerpane źródło darów. Prawie jak Saga o Ludziach Lodu(której nie czytałam).

Jestem rozbita, zdruzgotana tą książką. Pomimo ironicznego humoru, jest to rozdzierająca historia o świecie, który przeminął. Świecie, który dziś stawiamy na półce w skansenie, a przecież żyją jeszcze ludzie, którzy jego upadek przeżyli. Zmierzch bogów. Koniec świata, pełnego klasy, wesołości, konwenansów. Dzięki temu, że Wańkowicz uwiecznił ten świat na kartach swojej książki możemy go poznać i pokochać.
A we mnie pozostał smutek… ale taki dobry smutek, który jeszcze długo będę odczuwać. Połączony z zadumą i zachwytem nad pięknym stylem. Polecam wszystkim.


6 komentarzy:

  1. Mam kilka Wankowiczów w tym dwie " Bitwy pod Monte Cassino" może Kasiu jedną chcesz w prezencie Mikołajowym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. naprawdę masz na zbyciu? Pewnie, że chcę :) Pokochałam Jego pisaninę. Gdyby nie stos książek do czytania juz bym połykała te które są w tym tomie. Listy i szczenięce lata :)

      Usuń
    2. Kasiu podaj tylko adres na gut.anna1gmail.com i wysyłam.
      Jeżeli Ci nie przeszkadza, że okładka jest troszkę podniszczona to podaj adres.

      Usuń
  2. Ja zacząłem "Karafkę La Fontaine'a" (tom pierwszy), tak obszerna jak Twój zbiorek ze zdjęcia w recenzji :) Nawet miałem taki pomysł, by sobie "Szczenięce lata" zabrać w podróż do Lublina (w wakacje wpadły mi w oczy gdzieś w domu, muszę książeczki poszukać :)). Nie byłem do Wańkowicza przekonany, bo po prostu go nie znałem (tylko kojarzyłem z lekcji języka polskiego w szkole średniej). Ale to podobno świetny reportażysta (muszę sam sprawdzić), warto poznać polskie początki tego gatunku (choć podobno Gall Anonim też reportażystą był). Ale jedno wiem po fragmencie "Karafki...": Wańkowicz wielkim gawędziarzem był :D

    Z pozdrowieniami
    Darek

    OdpowiedzUsuń
  3. Tę książkę czytałam lata temu i bardzo mi się podobała. Uwielbiam takie klimaty.

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.