Strony

niedziela, 16 lutego 2014

i znów filmowo.

Dziś znowu chcę Wam opowiedzieć o filmach, które oglądnęłam. W ubiegłym tygodniu oglądnęłam w sumie trzy filmy, bardzo mnie cieszy taka regularność. Trzy dobre filmy, co dodatkowo sprawia, że tydzień zaliczam do udanych. Tylko jeden oglądnęłam za jednym zamachem, bo oglądałam Go z Mamą, pozostałe filmy rozbiłam na po dwa dni i brałam do kuchni laptopa i oglądałam np. robiąc obiad, czy piekąc ciastka(ciasteczka z maszynki – wciąż polecam)


18/52 "Zbrodnia na festynie" 
„Zbrodnia na festynie”, jakiś rok temu czytałam książkę. Była to jedna z lepszych Herkulesowych książek. Niecierpliwie wyglądałam nowego, ostatniego sezonu, aby zobaczyć jak twórcy przenieśli książkę na ekran. W kryminałach Agaty to jest dobre, że jak człowiek przeczyta już x tych książek, zapomina treść. Oglądając film, coś mi majaczyło, ale dokładnie nie wiedziałam co i jak. Dopiero na sam koniec sobie przypomniałam.
Właściciele ziemskiej posiadłości Nasse przygotowują letni festyn. Główną atrakcją imprezy ma być zabawa w polowanie na mordercę, którą poprowadzi znana autorka kryminałów Ariadne Oliver (Zoë Wanamaker). Nagrodę zwycięzcy ma wręczyć sam Herkules Poirot (David Suchet). Wszystko zostaje należycie przygotowane. Miejscowa dziewczynę, Marlena Tucker, zgadza się udawać ofiarę morderstwa. Zabawa zapowiada się znakomicie. Jednak w jej trakcie organizatorzy z przerażeniem odkrywają, że Marlena naprawdę została zamordowana.
Fabułą filmu została tylko nieznacznie zmieniona, ale wydaje mi się, że książka zdecydowanie jest lepsza. Film jest ślicznie zrobiony, piękne zdjęcia, dobrzy aktorzy. Suchet jak zwykle genialnie odgrywa rolę błyskotliwego  Herkulesa Poirota, który jest rozbrajający w swym braku pokory, ale film nie zapada w pamięć, nie wywołuje silnych emocji. Jest po prostu poprawny, może nawet i przeciętny. Fani tej serii, na pewno go oglądną, fanom Agaty też polecam. Ale nic szczególnego.

19/52 "Dwanaście prac Herkulesa"
Z tej samej serii „Dwanaście prac Herkulesa”
To od tych opowiadań zaczęła się moja przygoda z Herkulesem. Nie dziwcie się więc, że miałam ogromne oczekiwania co do tego filmu. Tymczasem książka z opowiadaniami została całkowicie przerobiona. Nie mogę powiedzieć, że z tego powodu film stał się chałą. Absolutnie nie:
Detektyw Herkules Poirot (David Suchet) przyjmuje intrygujące wyzwanie. Ma do rozwiązania dwanaście kryminalnych zagadek. Łączą się one w tajemniczy sposób z dwunastoma pracami, które musiał wykonać mitologiczny imiennik detektywa. Telewizyjna adaptacja zbioru opowiadań Agathy Christie.
 Ten kto pisał ten opis(Teletydzień) chyba był dziabnięty, albo nie widział filmu. Owszem, tak brzmi opis zbioru opowiadań Christe, natomiast fabuła filmu jest zupełnie inna. Herkules zawiódł, przez niego zginęła młoda dziewczyna. Starzejący się detektyw nie może znaleźć sobie miejsca,  chcąc niejako zadośćuczynić obiecuje kierowcy taksówki, że odnajdzie dziewczynę z którą się spotykał i która przepadła. Trop prowadzi do ośrodka SPA  położonego malowniczo, w wysokich górach. Po przybyciu na miejsce Poirota, okazuje się że policja ma to miejsce na oku, Herkules spotyka swoją sympatię, a lawina odcina drogę na dół. W groźnej,  atmosferze przypominającej „Morderstwo w Orient Expressie” okaże się, że odnalezienie jakiejś tam pokojówki, to najmniejszy problem Belga.
I znowu, film jest prześliczny. Powiem Wam, że rozpaskudzam się, ja której ongiś nie przeszkadzały kinówki, teraz najchętniej nabywam filmy w Blue ray i cieszę się jakością HD, najchętniej na telewizorze Rodziców. Myślę jak ich telewizor zabrać do siebie(i co ważniejsze, gdzie go postawię, chyba pod łóżko :P ) a Ich namówić na naprawdę duży telewizor, ach Wyobraźcie sobie lico Poirota w rozmiarze kinowym, albo Shire, ach!!!). Piękne ośnieżone góry, brytyjska dbałość o detale, subtelne budowanie nastroju scenografia. To sprawia, że czuję fizyczny ból  gdy przypominam sobie, że już moja Mama oglądnęła „Kurtynę”, ja odsuwam w czasie ten KONIEC.
 
Filmy o Poirocie ogląda się cudownie. I chociaż tutaj zmieniono bardzo fabułę, to mimo wszystko film się nie dłuży i ogląda się go bardzo dobrze.  Naprawdę polecam.


20/52 "Czas na miłość"
I mój absolutny hit. „Czas na miłość”.
Jedna z autorek polecała na Facebooku. Słyszałam o tym filmie, ale jak przeczytałam, że można i się pośmiać i popłakać to już nabrałam ochoty nie do zwalczenia.
 Tim Lake (Domhnall Gleeson) nie grzeszy pewnością siebie. Wedle własnych słów jest "zbyt rudy, zbyt chudy i zbyt niezdarny", by wzbudzić zainteresowanie płci przeciwnej, a w wieku dwudziestu jeden lat, to właśnie na tym zależy mu najbardziej. Jego życie ulega zmianie w pewien noworoczny poranek, kiedy ojciec (Bill Nighy) zdradza mu rodzinny sekret. Otóż wszyscy mężczyźni z rodziny Lake posiadają niezwykłą zdolność podróżowania w czasie. Mogą cofnąć się do dowolnego momentu własnego życia, zmienić go lub przeżyć jeszcze raz. Muszą jednak pamiętać, że zmiana przeszłości ma wpływ na teraźniejszość. Tim zaczyna wykorzystywać ten dar, by znaleźć miłość i wkrótce udaje mu się zdobyć względy pięknej Mary (Rachel McAdams). Niestety nieprzemyślana zmiana przeszłości, której Tim dokonuje, by pomóc przyjacielowi, sprawia, że w nowo wykreowanej teraźniejszości, spotkanie z Mary nie miało miejsca. Metodą prób, błędów i kolejnych podróży w czasie, Tim stara się odzyskać straconą szansę na miłość.
Gdy zaczęłam oglądać nie przypuszczałam, że film mnie zachwyci. Chwilę się rozkręca, jeszcze chwila musi minąć, by zaczęła się akcja właściwa, ale później widz przepada. Tylko trzeba dotrwać. Spodziewałam się, sądząc po pomyśle z podróżami w czasie, że będzie to film o tym jak chłopak milion razy próbuje poderwać tę samą dziewczynę. I pomyślałam sobie „o rany, znowu – idę spać) tymczasem, moim zdaniem film jest o wiele głębszy, główny nacisk nie jest położony na wyrwanie panny, ale na cieszenie się życiem. Bohater ma dar o którym marzy każdy z nas. Ileż razy chcieliśmy cofnać czas, przeżyć coś jeszcze raz, czy też zmienić jedną, malutką rzecz. Tim może to robić. I początkowo faktycznie, jak wypuszczony z klatki zmienia życie. Wraz z rozwojem akcji okazuje się, że te podróże w czasie nie czynią go szczęśliwym, odkrywa najważniejszą prawdę. I to sprawia że ten film jest wyjątkowy, piękny, ciepły i wzruszający. Z cudowną ścieżką dźwiękową, której słucham od piątku. Widać świetną rękę twórcy „Notting Hill”, i „To właśnie miłość” orzeszki w miodzie, może nie bezbłędnie, ale bardzo sympatycznie. Można się pośmiać i popłakać.
Wam też polecam! Zakochacie się. Tima gra Billy Weasley. Ciasteczko : D



*źródło zdjęć i opisów - wujek gugle


6 komentarzy:

  1. Narobiłaś mi ochoty na ekranizacje kryminałów Agaty, tak dawno żadnej nie oglądałam.

    OdpowiedzUsuń
  2. O Poirocie zdecydowanie wolę czytać niż oglądać go na ekranie. Nigdy jakoś nie mogłam się skusić na oglądanie serialu na podstawie książek Christie. "Czas na miłość" oglądałam, świetny film :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogromnie jestem ciekawa "Czasu na miłość". Czuję, że mi się spodoba. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O Poirot, to się chwali :) Ja wczoraj obejrzałam Przygodę kucharki z nim.
    A "Czas na miłość"- może mi się spodobać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Żadnego z tych filmów nie oglądałam, ale kusi mnie ten "czas na miłość".

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam kilka płyt Herkulesowych, muszę w końcu zabrać się za oglądanie.

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.