Strony

poniedziałek, 29 września 2014

Anna Karenina - Anna Karenina 1997

Ekranizacja najsławniejszej powieści rosyjskiego pisarza Lwa Tołstoja pod takim samym tytułem. Poznajemy w niej główną bohaterkę Annę Kareninę, żonę starszego, prowadzącego spokojny i stabilny tryb życia urzędnika, który jednak emocjonalnie nie dorasta swej żonie do pięt. Dla niego najważniejsze są pozory składnego życia małżeńskiego i jak najlepsza pozycja społeczna , a zachcianki żony typu- miłość, namiętność, bezpieczeństwo i porozumienie dusz są mu obce. Jedyną pociechą w tym nudnym życiu jest dla Anny jej mały synek, z którym spędza najpiękniejsze chwile. Pewnego dnia spotyka ona na stacji kolejowej młodego oficera, któremu i ona wpada w oko. Szybko nawiązują gorący i szalenie namiętny romans. Niestety, Anna jest mężatką, a Wroński wolnym strzelcem, dlatego to ona musi wyrzec się wszystkiego- męża, dobrej opinii, wstępu na salony, a przede wszystkim- własnego syna, wychowywanego odtąd w duchu nienawiści do matki. Wydaje się że Wroński jest w stanie wynagrodzić jej tą bolesną stratę, ale i on nie pozostaje wobec Anny zupełnie szczery. Dramat Anny, kobiety zbyt wrażliwej, by móc znosić takie cierpienia znajduje swój finał na peronie kolejowym, tam, gdzie poznała swojego kochanka i obietnicę innego życia.


Kiedyś pisałam Wam kilka moich refleksji o Annie Kareninie” z 2012 roku. Film… nie zachwycił mnie… delikatnie rzecz ujmując. A jak zaczęła się moja przygoda z Tołstojem? Z dekadę temu, do jakiejś gazety dodali film „Anna Karenina” i oglądnęłam. Później nawet napaliłam się na książkę. Niestety, ani wtedy, ani kilka lat później książka nie znalazła mego uznania. Dopiero w roku 2012 dojrzałam do tej książki… A dziś oglądnęłam z nudów film od którego wszystko się zaczęło.

Fabuła filmu jest ociosaną, topornie fabułą książki. Z debilną i nie wiadomo skąd wyjętą narracją. Zacznijmy od narracji, bo oto na początku filmu facet ucieka przed wilkami, wpada do szybu i chwyta się gałęzi, pod nim jest niedźwiedź, nad nim wataha wilków, a dookoła szczury. Facet dynda na tych korzeniach i mówi, że w tych strasznych chwilach nie był sam bo towarzyszył mu lęk o Annę Kareninę… (WTF?!) . Tym facetem jest Lewin(nie Włodzimierz i nie Lenin), zawalistej budowy mężczyzna, uosabiający nasz stereotyp o rosyjskich schłopiałym szlachcicu. Lewin jest zacny, ale przypomina prostaka… takiego o!! rosyjskiego Bogumiła, jest zacny, prawy, skupiony na pracy i wierny uczuciu. Niestety uczuciem tym obdarzył: śliczną i głupiutką(ale z winy wieku, niż upośledzenia mózgu) księżniczkę Kitty, żeby nie było różowo, Kitty kocha się w hrabim Wrońskim, który chyba też odwzajemnia jej afekt, ale niedługo cieszymy się szczęściem Kitty, bo oto do Moskwy przyjeżdża, szwagierka siostry Kitty – Anna Karenina, żona wysoko postawionego urzędnika, ma za zadanie uratować związek swojego brata i siostry Kitti – o wdzięcznym imieniu Dolly. Otóż, brat Anny Stiwa, zdradził żonę. Wysiadając z pociągu Anna natyka się na Wrońskiego, młodego, przystojnego, pełnego życia, zupełne przeciwieństwo jej męża. Wroński gapi się w nią jak sroka w gnat, lekceważy Kitty i jedzie za Anną do stolicy. I tak zaczynają się dzieje upadku kobiety(a opowiadający to wszystko Lewin jedzie na wieść, katować się myślą o tym, że Kitty go nie chciała). I o ironio!! O tym, że Lewin spotkał Annę, dowiadujemy się, na końcu filmu i o ironio!!(znowu) nawet nie rozmawiali. Całą ta konstrukcja nabiera przez to rysów parodii.

Jeśli porównamy tę wersję do tej z 2012 to mamy przed sobą arcydzieło, ale tylko dlatego, że ta teatralna wersja jest tak denna, że szok.  Film, który dostajemy, jest płytki, Anna Karenina to ciężka, do zekranizowania książka, opowiada o psychologii, niejednoznacznych postaciach, to nie jest tylko historia odrzuconego wieśniaka i kobiety, która zdradza męża.
Niestety ten film właśnie o tym opowiada. Nie opowiada nawet o miłości, owszem to słowo pada, odmieniane przez różne przypadki, ale ja nie widzę, żeby Anna kochała Wrońskiego, on jest przeciwieństwem jej męża, ot tyle. Za to fajnie widać to na przykładzie hrabiego. On początkowo jej pożąda, później ona go odtrąca, co wzmaga jego chcicę… ale w końcu on się w niej zakochuje. Bean świetnie zagrał, samym sposobem patrzenia… i to był detal, który zwrócił moją uwagę tym razem… Anna pod koniec jest irytująca. Wrońskiego mam ochotę przytulić. Sean jest jednak świetnym aktorem… zagrał autentyczny ból…

Muszę się zabrać za jeszcze starszą wersję Anny.

42/52



* opis i plakat - filmweb

12 komentarzy:

  1. Ja na razie próbuję przebrnąć przez najnowszą wersję...

    OdpowiedzUsuń
  2. Anna Karenina jako książka bywa genialna, jej ekranizacja, ta z Kira jest, no cóż nie boje tego słowa użyć, idiotyczna. Sophie Marceau pasuje mi do Anny trochę bardziej, choć najbardziej chciałabym w tej roli zobaczyć Belucci. Najstarsza ekranizacja jest chyba z Gretą Garbo? A tak już całkiem na marginesie to mnie tez Lewin Bogumiła przypominał i strasznie mnie wkurzał ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sophie jest lepszą aktorką, ma w sobie powagę, godność szacownej mężatki, a nie jest jak Anna Keiry rozchichotaną idiotką. Nie widziałąm tej z Garbo, czaję się na wersję z Vivien.

      Lewin jest ruskim Bogumiłem, postanowione :)) chociaż mnie Bogumił nie wkurzał :P

      Usuń
  3. Od dawna zbieram siły, by zmierzyć się z powieścią w formie papierowej. Dopiero później chciałabym porównać ją z filmem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. u mnie najpierw był film...nie wiem czy to dobrze, bo chciałam później mieć powieść specyficzną, będącą odzwierciedleniem filmu... a jednak książka i film w pewnym momencie się rozmijają.

      Usuń
  4. Szczerze mówiąc, ani nie czytałam książki, ani nie oglądałam filmu. Ale powieść mam zamiar w najbliższym czasie przeczytać (chyba, że w trakcie polegnę...).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka jest trudna... ale w końcu się do niej dojrzewa, mając 16 lat byłam za młoda i za głupia, przeczytałam dopiero mając ćwierćwiecze na karku :P

      Usuń
  5. Pani Kasiu, dziś odkryłam Pani bloga, więc proszę wybaczyć, że czymś się podzielę. Teraz czytam małą książeczkę Romy Ligockiej "Wszystko z miłości", o której trochę mniej się mówi, a szkoda. Są to krótkie opowiadanka z głęboką myślą. Tytułowe- "Wszystko z miłości" dotyczy właśnie Anny Kareniny i jej tragicznej miłości. Roma Ligocka nawiązuje do tego uczucia i tłumaczy pięknie. Polecam, proszę poszukać tę książkę, a może już Pani czytała? :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję!! Nie słyszałam o tej książce a dzięki Pani WIEM, że na pewno MUSZĘ przeczytać :))

      Usuń
  6. Książeczka mała, niepozorna, nie krzyczy do nas. Są w niej króciutkie felietony, pełne mądrości, Różne oblicza miłości- miłości platonicznej, tragicznej, miłości do rzeczy, pamiątek, gdzieś głęboko schowanych, do miejsc, do dziecka, rodziców, ludzi w ogóle, no i do siebie samych, bo to jest fundament wszystkiego. Warta uwagi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę, brzmi baaardzo super... muszę ją mieć... niech tylko wypłacza przyjdzie.

      Dziękuję!!

      Usuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.