Strony

poniedziałek, 30 marca 2015

"Babie lato" - Danuta Pytlak

Michalina, ceniona pracownica korporacji, opuszczona przez męża hazardzistę, w wyniku splotu różnych okoliczności nagle musi zmierzyć się nie tylko z samotnością, ale i z poważną chorobą. Po operacji, w trakcie rekonwalescencji, kobieta postanawia całkowicie przewartościować i zmienić swoje życie. A może to życie postanawia pokierować jej losem, kiedy Michalina w odziedziczonym po babci domu na wsi odnajduje napisane przez jej matkę listy… Wyjazd w rodzinne strony przyniesie więcej niespodzianek, które staną się dla kobiety przyczynkiem do walki o odzyskanie rodziny i poznania prawdy o własnej tożsamości.

 Dopiero zaczęła się wiosna, do lata, a tym bardziej babiego lata jeszcze daleko. Chociaż pogodowo, ubiegły tydzień nas rozpieścił, ten zaczyna się w strugach deszczu… na szczęście wpadają dni, podczas których można przez kilka chwil w plenerze poczytać, słońca łyknąć, ptaków posłuchać. Książka „Babie lato” zwróciła moją uwagę głównie okładką, letnią, lekką, ciepłą. Aj, żeby można było już ubrać sukienkę, lekkie buty, wsiąść na rower i jechać w stronę słońca. Okładka sugerowała lekki romans, przyjemne powieścidło, recenzje, kazały oczekiwać, raczej powieści o dylematach egzystencjalnych. A gdzie jest prawda? Ano, tego nie wie nikt.




Michalina jest… kobietą w średnim wieku. Jedyną płaszczyzną, na której jej się wiedzie, jest ta zawodowa. Dzieci nie ma, nie chciała ich mieć, mąż okazał się hazardzistą i odszedł, jej dzieciństwo było samotne i wyłączywszy babcię, pozbawione miłości. Teraz kobieta coraz gorzej się czuje i lekarz kieruje ją na drobiazgowe badania. Okazuje się, że ma nowotwór w mózgu. Wiadomo, że jak się sypie, to po całości. Michalina musi stawić czoło życiu, przeszłości, teraźniejszości, aby zawalczyć o lepszą przyszłość. Pomimo słonecznej okładki, książka wcale nie jest czytadłem.



Zanim sięgnęłam po tę powieść, naczytałam się bardzo dużo pełnych zachwytu recenzji. Wiedziałam, że nie będzie to książka to leniwego wylegiwania się z kawą, ale że ma mnie wgnieść w fotel i wewnętrznie zmasakrować. Oczekiwałam wiele… tymczasem czytałam i czytałam i szło mi ciężko, powoli i bez zaangażowania. Może dlatego, że na bohaterkę spada tyle złego, a ona i tak wychodzi z tego za każdym razem obronną ręką?
Książka jest przesłodzona, pomimo nieszczęść spadających na bohaterkę… poczynając od nieprawdopodobnej ilości dni zwolnienia, na które wysyła Michalinę lekarz – z miejsca i oczywiście pal sześć z prawem pracy i tym, że do operacji, każdy bierze to za dobrą monetę. Autorce jest to potrzebne. Michalina żyje na wysokim poziomie, dziedziczy jeszcze mieszkanie, wcześniej dom, złoto itp. Zdziwiłam się, że nie odziedziczyła zamku. Nie chodzi do pracy, bo non stop jest na zwolnieniu. Na swojej drodze spotyka prawie samych dobrych ludzi, kanaliami są teściowie, no ale wiadomo.
Pomijając całą otoczkę cudowności… oczywiście mamy tragedie, nowotwór, męża szuję, chociaż rozstali się jakiś czas temu, a ponieważ narracja jest w I osobie liczby pojedynczej, wiemy że Michalina nic do niego nie czuje, dlatego jej przemyślenia w pewnym momencie o tym, że: ma prawo do bólu są jak kaprysy niedojrzałej nastolatki, brakuje tylko tupnięcia nogą. Wkurza mnie ta bohaterka…



Ciężko było mi wgryźć się w tę książkę… to – oderwanie od realizmu – przeszkadzało mi w przeżywaniu tego co Michalinę spotyka, dla mnie to duża wada, bo ta książka opisuje naprawdę interesujące przeżycia, pod warunkiem, że w nie wejdziemy, ja nie mogłam, stałam obok. Ewentualnie prychałam pogardliwie…

Dostrzegam walory tej powieści, refleksyjność, walkę z przeciwnościami, opowieść o wędrówce w głąb siebie i własnej przeszłości, ale czegoś mi brakło. Bardzo dużego czegoś.

7 komentarzy:

  1. Książkę wygrałam jakiś czas temu w konkursie, ale jakoś nie mogę się do niej zabrać;) Może latem;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Książkę mam już na swojej liście do przeczytania... :) mimo wad, pewnie przeczytam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytało mi się fajnie, choć uważam, że za dużo wydarzeń w niej jest. No, autorka nie oszczędzała bohaterki. W moim wypadku nie spodobał się też prosty język

    OdpowiedzUsuń
  4. Trochę za dużo zdradzasz fabuły...Czytałam tę książkę i w sumie mam podobne zdanie co do tej powieści. Ot, kolejna przesłodzona i mało prawdopodobna historyjka. Styl pisania porównałabym do Michalak, non stop zmiękczane imiona: Walduś, Marcysia, Michalinka, Michaś, nie lubię...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ajjj a starałam się wypośrodkować ;/

      Ze zdrobnieniami... to chyba zależy od regionu. My w Galicji dużo zdrabniamy, ale nauczyłam się, że niektórym to przeszkadza

      Usuń
  5. Ja z Lubelskiego, i też zdrobniamy. Ale prawie Galicja, Co tam. Niedaleko.
    Wiele wątków jest wspólnych z 'Medalionem': tu i tam L4, tu i tam odziedziczony dom.
    Ale wątek hazardzisty jest bardzo z życia. Znam koleżankę, która zna takiego męża. Może więc takie książki są potrzebne. Schemat jest. Wiadomo.
    Chyba się skuszę i przeczytam, gdy minie jakiś czas od 'Medalionu'. A co tam.

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.