Strony

sobota, 30 grudnia 2017

"Nie mówcie, że nie mamy niczego" - Madeleine Thien [ "wolności oddać nie umiem" ]

Byłam pewna, że przy okazji świątecznego lenistwa połknę tę książkę niemalże na raz. Przeliczyłam się i to solidnie. Trafiła do mnie, bo Iza bardzo ją zachwalała, a jej gustowi ufam. Uznałam, że po serii lektur miłych i przyjemnych, wprowadzających atmosferę świąt, powinnam sięgnąć po coś bardziej wymagającego. Wiedziałam, że książka ma opowiadać o Chinach, bo wątek azjatycki jest coraz częściej obecny na naszym rynku wydawniczym. To dobrze, bo książki maja uczyć, poszerzać horyzonty. Ta książka jest kwintesencją tej tezy. O współczesnych Chinach, Chinach XX wieku w szkole nie mówi się wiele, często na tematy na historii już brakuje czasu, moja wiedza była więc wielką czarną dziurą. Nie spodziewałam się tej całej gamy uczuć. Nie przypuszczałam…



Nominowana do Nagrody Bookera powieść kanadyjskiej pisarki, której talent zachwycił samą Alice Munro. 
„Ojciec opuścił nas dwukrotnie w ciągu jednego roku. Po raz pierwszy, aby zakończyć swoje małżeństwo, i po raz drugi, gdy odebrał sobie życie”. Przyczyny rodzinnej tragedii, która stała się udziałem Marie Jiang, sięgają głęboko w przeszłość, a o ich odkryciu zadecyduje przypadek. 
Marie, nauczycielka matematyki w Vancouver, pochodzi z rodziny chińskich emigrantów. Wiele faktów z życia swoich bliskich pozna jednak dopiero dzięki obcej osobie – studentce z Pekinu, która uciekła do Kanady po masakrze na placu Tiananmen. Dowie się między innymi, że ojciec był studentem konserwatorium w Szanghaju. Dlaczego nigdy jej o tym nie opowiedział? Dlaczego w ich domu nie było fortepianu, na którym ponoć grał po mistrzowsku? Rodzinna historia, którą Marie powoli składa z okruchów wspomnień i świadectw różnych osób, okazuje się być kłębkiem skomplikowanych relacji uczuciowych i wielu dramatów, rozgrywających się w cieniu, ale i w bezpośrednim następstwie, totalitarnej polityki Mao Zedonga. 
Epicka i liryczna, zbudowana kunsztownie niczym sonaty Bacha, które pobrzmiewają na wielu jej stronach, melancholijna i pełna humoru oraz ciepła powieść Madeleine Thien jest uważana za jedno z najważniejszych wydarzeń 2016 roku.

Przenosimy się do Kanady, są lata dziewięćdziesiąte, matka i córka, zostają zaskoczone wizytą Ai-ming, która ucieka z Chin po tragicznych wydarzeniach z Placu Niebiańskiego spokoju. Kobieta ma nadzieję na azyl w Stanach. To ona jest szansą kobiet, by dowiedziały się o ostatnich chwilach swego męża i ojca, który w Chinach popełnił samobójstwo. Ta wizyta i to jak Marie zżywa się z Ai-ming staje się pretekstem do podróży w czasie, do epickiej opowieści o muzyce, rewolucji kulturalnej i ludziach bezlitośnie niszczonych przez reżim. A wszystko zaczęło się dawno temu, gdy Stary Zachód dostał szansę na wyjazd za granicę by kształcić się i móc odpracować to w kraju, dla jego dobra. Mężczyzna zmarł przedwcześnie, ale zasiał w rodzinie umiłowanie wiedzy i piękna. Głównymi bohaterami są: muzyka, tajemnicza książka a także wrażliwa córka skazanych za bycie wrogami ludu – Zhuli, jest też wodzący za nią wzrokiem Kaia, a także Wróbel, który próbuje skomponować symfonię. To ich oczami zobaczymy to co się dzieje w Chinach, gniew tłumu, subtelne marzenia. Nie da się uciec od uczucia ogromnego przygnębienia.



Systemy totalitarne działają podobnie, dławią artystyczne, naukowe aspiracje, otumaniają ludzi sloganami i każą wszędzie szukać wrogów. Sieją agresję i strach. Niby o takich linczach, zastraszaniu czytałam już wszędzie, ale Madeleine Thien pisze w taki sposób, że nie umiałam nie przeżywać tego znowu. Nie miałam dużej wiedzy jak wyglądała druga połowa XX wieku w Chinach, a co przerażające, tam przecież wciąż trwa dyktatura. Nie powinno tak być. Ludzie powinni być wolni, ich myśli powinny być wolne. Wszędzie.


Nie jest to książka lekka i łatwa. Nie da się jej przeczytać tak na jedno posiedzenie. Ona wysysa z człowieka światło i pokazuje prawdę i rzeczywistość takie jakimi są, bywają okrutne, mało optymistyczne. Trzeba mieć tego świadomość, bo dopiero wtedy można coś z tym zrobić. Przygnębiła mnie ta książka, to prawda, ale nie żałuję czasu poświęconego na lekturę. Warta uwagi!



"Nie mówcie, że nie mamy niczego" - Madeleine Thien, tyt, oryginału: Do Not Say We Have Nothing, tłumaczył: Łukasz Małecki, ilość str. 584.

6 komentarzy:

  1. Uf, to szczęście, ze się nie rozczarowałaś. Oglądałam czteroodcinkowy program w Visat History o komunizmie w Chinach i tam było jeszcze okrutniej niż to jest w książce. Albo tak samo, ale widać było sceny z tej rewolucji kulturalnej, z takiego opluwania ludzi z zabierania wszystkiego co kulturalne. A najgorsze było to, że sam Mao uwielbiał czytać.
    Ostatnio poleciłam tę książkę cioci w USA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że się nie zawiodę, ale nie wiedziałam, że przelecę przez sieczkarnię.

      Usuń
    2. A czy zrobiłaś sobie tę przyjemność i wysłuchałaś np. na youtube tej symfonii Szostakowicza?

      Usuń
  2. Zastanawiam sie ale pewnie sie skusze.

    OdpowiedzUsuń

To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.

A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )

Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.

Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)

Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.

Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy

Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.

Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.