Dawno
nie sięgałam sama z siebie po książkę autora nagrodzonego Noblem(pamiętam, gdy
byłam młoda i zmanierowana i miałam ambicję, czytać książki podług noblowskiego
klucza, dobrze, że w sumie teraz mam taki poziom samorozwoju, że kieruję się
kluczem tego co chcę czytać, a nie to, co wypada). Niemniej, na DKK mamy
drugiego noblistę w krótkim czasie. Widziałam okładkę tej książki swego czasu,
dosyć często, ale jakoś mnie nie ciągnęło. No, ale jak to mówią, przyszła
kryska na Matyska. Bardzo się cieszę, że po nią sięgnęłam, bo nawet nie chodzi
o tego Nobla, ale o poszerzanie horyzontów, poszerzanie wiedzy o świecie, po to
czytamy książki, prawda?
Upływ czasu widzę
najlepiej po kolejnych trupach, które pracowicie losuję. Przyszedł wrzesień i
padło na kolejny tom z serii o Arystokratce. Dawno już nie czytałam nic
z tej serii a wychodzą nowe tomy, co skłoniło mnie do dorzucenia tego tytułu do
słoiczka. Dla osób, które nie miały do czynienia wcześniej z tymi książkami, to
jest to historia Marii, która jest arystokratką, ale mieszka z rodziną w
Stanach i wiedzie życie normalnej Amerykanki, ale jej ojciec dziedziczy
rodzinny majątek – Kostkę – i wszyscy wracają do Czech. No i każdemu odjeżdża
peron, matka wzoruje się na księżnie Dianie, a ojciec czuje, że ciąży na nim
dziedzictwo przodków. Mamy kolejną odsłonę tego wariatkowa.
Moda na barwione brzegi
zaczyna mnie irytować, w sumie jak każda moda. Zaczynam ją traktować jak
irytującą manierę, wzrasta koszt książki a te kolory na brzegu są fanaberią,
ale ponieważ taka książka do mnie przyszła to nic nie mogłam poradzić,
wolałabym mieć wybór. Słyszałam o tej książce dobre opinie, to powieść dla
młodzieży, porusza ważne tematy i pokazuje jak można radzić sobie z kryzysami.
Oczywiście musi się pojawić wątek romantyczny, tragedie, złe chwile. Okładka jest
nawet ładna, ale w takim stylu, że książka po prostu ginie wśród dziesiątek
podobnych.