Ile
to już klasyków? Ile nerwów? Ile włosów wyrwanych, obgryzionych paznokci, łez,
śmiechu, szczęścia. Tej euforii, radości, że aż od środka pali, oczy się
ślizgają, a reszta jest milczeniem.
Kto nie zapłakał po ostatnim gwizdku, z rozpaczą nie zwiesił głowy, kto nie
poczuł tego zimnego skurczu serca, gdy piłka omiata siatkę nie tej drużyny, ten
nigdy nie poczuje tego cudownego, uskrzydlającego momentu, gdy po ciężkim meczu
może wznieść ręce i po prostu być radością. Czucie jest słowem za małym,
eufemizmem. Wtedy po prostu jest się szczęściem. Tak mam Rawie trzy dekady na
karku a kocham piłkę nożną, przeżywam mecze na równi z własnymi
egzaminami. Klasyk, El Clasico, Gran Derby, Gran Derbi to wydarzenie na skalę światową.
Gdy na jednej linii stają adwersarze, dwie najlepsze drużyny, Hiszpanii, świata,
piłkarski świat – nie tylko zaprzysięgli fani, wstrzymują oddech, kierują swoje
oczy na arenę na której rozpoczynają się igrzyska.
Te
igrzyska, już kolejne będą miały miejsce za dwa tygodnie. Nie wiem dlaczego
uroiło mi się, że dziś – żyję chyba w innym świecie. Aby się wprawić w ten
stan, w te emocje, chociaż wiadomo, że bez Ikera, to będzie bardzo dziwny
Klasyk, sięgnęłam po książkę Wrogowie,
którzy nie mogą bez siebie żyć, najlepszego sportowego wydawnictwa Sine Qua Non, które nie pierwszy już raz dostarczyło misportowo-książkowych wzruszeń. Jak dobrze, że są!
Real Madryt założony przez Katalończyka. FC Barcelona zawieszona za wygwizdanie hymnu Hiszpanii. Zażarte boje o Alfredo Di Stéfano i Ladislao Kubalę z reżimem generała Franco w tle. Kontrowersyjny transfer Luísa Figo i świński łeb rzucony na Camp Nou. Palec José Mourinho w oku Tito Vilanovy…
Piłkarska rywalizacja pomiędzy Madrytem a Katalonią trwa już ponad 110 lat. Alfredo Relaño postanowił wreszcie dokładnie się jej przyjrzeć. I obalić mity krążące wokół El Clásico.
Jego książka to bezkompromisowa kronika potyczek, które dziś elektryzują cały świat. Opowieść wyjaśniająca fenomen wzajemnej niechęci, ale też niezwykłej symbiozy. Symbiozy, która pozwala obu klubom stawać się jeszcze potężniejszymi.
Autor,
wywodzi się z rodziny mieszanej, męska połowa Rodziców jest z Madrytu, żeńska
to Katalonia. Jest więc szczególnie predestynowany do opisania tej niezwykłej
zależności pomiędzy Realem – moim ukochanym, a Barceloną – do dziś pamiętam jak
mój Brat machał mi przed oczami szalikiem i te śpiewy w moim sercu zawsze ona, FC Barcelona. Sięga Ad fontes, do początków obu klubów – ja znam jeno początek Realu z
innej genialnej książki o historii Realu,
ale dzieje Barcelony nie są dla mnie tak oczywiste. Dzięki tej książce wielu
rzeczy dowiedziałam się. Poznałam historię tej rywalizacji. Mecze, których nie
miałam prawa pamiętać, legendy, stereotypy, których nie miałam jak
zweryfikować. Dzięki autorowi weszłam
w te rozgrywki jak nigdy przedtem. Jedno jest pewne, tę tezę forsuje autor od
początku, podtrzymana jest też we wstępach polskich wodzów fanklubów(bardzo lubię te polskie wstawki, nadają super
indywidualnego charakteru), te kluby nie osiągnęłyby swojej pozycji, bez tej
wzajemnej rywalizacji, bez obustronnego napędzania się. Są jak yng i Yang.
To
jest piękna książka, będę ją podczytywać wyrywkowo jeszcze długo. Na pewno,
przez najbliższe dwa tygodnie. Nie jestem wielką fanką książek sportowych,
czytam tylko te których bohaterowie mnie interesują, ta na pewno wejdzie do kanonu
ulubionych. Jest dobrze napisana, zawiera ogrom ciekawie podanych informacji.
Jest świetnym kompendium, bardzo aktualnym. Wzbogacona zdjęciami, daje nam
lepiej poczuć to, co czytamy.
Nie
wiem jak zachęcać do tej książki, bo jednak nie każdy jest fanem piłki – a wiele
traci. Naprawdę… jedne z najpiękniejszych chwil mojego życia to te, które
spędziłam na trybunach, obok moich Ukochanych, wśród przyjaciół, pamiętam taką
chwilę, gdy na okolicznych drzewach wisiały krople po deszczu, murawa
pachniała, a w tych kroplach błyszczało słońce chylące się ku zachodowi, moja
drużyna wygrywała a ja czułam taki wszechogarniającą radość. Szczęście. A
dlatego, że wcześniej losy meczu nie były takie pewne, oj ciężko nam ta wygrana
wtedy przyszła. Ale jak cieszyła. To czuję gdy oglądam Gran Derbi, chociaż bywa,
że łzy padają jak grochy. A jak moi koledzy to wyśmiewali. Ciężko szło się na
uczelnię po przegranym Klasyku, ale za to jak wspaniale było, dzień po pasillo – wyjaśnię. Otóż, tradycją jest,
że w Primiera Division, gdy drużyna matematycznie zdobędzie mistrzostwo(czyli
ma tyle punktów, że nikt jej nie dogoni nawet gdyby nr 2 wygrał wszystkie
mecze, a nr 1 wszystkie przegrał), to przed tymi pozostałymi do końca sezonu
meczami, przeciwnik tworzy szpaler(pasillo), którym przechodzi nowy mistrz a
przeciwnik go oklaskuje. Byłam na drugim roku, gdy takie coś miało miejsce(gracze
Barcelony jeszcze z Eto i Rijkaardem nieładnie się zachowali), prawie zawaliłam
prawo karne. Ależ to była radość.
Mam
nadzieję, że nadchodzący Klasyk również będzie emocjonujący.
Pamiętajcie:
Są
ludzie‚ którzy uważają‚ że futbol to sprawa życia i śmierci. Jestem takim
podejściem rozczarowany. Futbol jest dużo ważniejszy.
Bill Shankly
A
drugi puentujący świetnie cytat:
Powiedzieć‚
że ci ludzie wydają swoje szylingi, by popatrzeć na 22 najemników kopiących
piłkę‚ to jak powiedzieć, że skrzypce to drewno i struna‚ a Hamlet to mnóstwo
papieru i atrament.
J.B. Priestley‚ pisarz
Także dopiero co recenzowałam tę książkę i mam podobne zdanie, co ty. Książka idealna dla kibiców najlepszych klubów świata.
OdpowiedzUsuńEh, te el clasico będzie inne przede wszystkim dlatego, że Messi, według dotychczasowych informacji, nie wydobrzeje jeszcze... Ale i tak nie mogę się doczekać;) Visca el Barca ;P
Pozdrawiam!
pokoleniezaczytanych.pl
Po przeciwnej stronie barykady, ale w jednych nerwach ;)
UsuńNo i wreszcie mam pomysł na urodzinowy prezent dla Ukochanego, dzięki :-)
OdpowiedzUsuńbędzie szczęśliwy :)
UsuńTen ostatni cytat bardzo mi się podoba! Muszę go zapamiętać i używać jako kontrargument na te idiotyczne komentarze, że jak można przez 90 min gapić się na 22 biegających facetów...
OdpowiedzUsuńludzie głupio to spłycają, jak można nie dostrzegać w tym: PIĘKNA
Usuń