Węgry... Wystarczy tylko przymknąć oczy, a z łatwością przywołamy obraz puszty i poczujemy jej zapach. Oczami wyobraźni pod rozgwieżdżonym niebem dojrzymy Cyganów i usłyszymy żałosne łkania ich skrzypiec, ponieważ od wieków ,,za parę groszy szlochają oni z biedakami i biadają z nieszczęśliwymi zakochanymi".
Obraz ten towarzyszy także akcji powieści rozgrywającej się w latach 1910-1953. Fabuła oraz imiona bohaterów są fikcją literacką. Autentyczne są natomiast losy narodu węgierskiego ukazane na tle dziejów małżeństwa Mariski i Jarosa oraz syna Michaela - księdza, któremu przyjdzie zapłacić najwyższą cenę za niezłomność wpojoną mu przez matkę.
Mówi się: „Polak, Węgier – dwa bratanki
i do szabli i do szklanki” dziś to powiedzenie jest tylko co najwyżej
żartobliwym wtrąceniem. Brata się zna, a co my wiemy o Węgrach? Co wie moje
pokolenie? Do 1918 roku część monarchii Austriackiej, przez jakieś ostatnie 60
lat dualistycznych Austro-Węgier. Węgrzy wywalczyli sobie coś, na co my Polacy nie
mogliśmy liczyć – autonomię… a co dalej?
Biała plama. Czy jednak ta autonomia polepszyła los tych, którzy znajdowali się
na dole drabiny? Czy los narodu
Węgierskiego był tak różny od Polskiego?
Niepozorna książka, tytuł
sugerujący raczej puste romansidło, okładka też – raczej tendencyjna, opis… tu
już lepiej. Jednak dwa z trzech elementów, które jako pierwsze decydują o tym
czy zdecydujemy się na książkę, raczej nie zaintryguje, przejdziemy obok tej
książki i stracimy wiele.
„Mariska z węgierskiej puszty” to
nie kolejna opowieść o miłości jak z telenoweli. Już od początku bohaterowie są
nietypowi. Mariska, sierota po trzydziestce, przodownica w majątku zamożnego
węgierskiego pana, on – młodszy od niej o dwa lata czikos, chodzący przy
koniach. Oboje chcą się pobrać, jednak pan nie wyraża zgody. Gdyby nie
ingerencja córki hrabiego – zakochanej w starszym bracie Jarosa ze ślubu nic by
nie wynikło. Tak po kilkunastu latach miłości Jaros i Mariska mogą się pobrać i
objąć przeprawę i gospodę nad Cisą. Ich życie nie jest proste, stale ciężka
praca, wiązanie końca z końcem, tragedie małej biednej rodziny, ale i tak
cieszą się z tego co mają. Nadchodzi rok 1914, w odległym mieście ginie
następca tronu, spadkobierca Franciszka Józefa, czy mieszkańcy miejscowości nad
Cisą sądzą, że wpłynie to na ich los? Skądże? Tak się jednak dzieje, wybucha
wielka wojna, Jaros musi iść walczyć za miłościwego pana, zostawia starego ojca
i żonę z synkiem. Wojna zmieni ich
życie. Świat wielkiej polityki nigdy nie
będzie ważny dla Mariski, dla niej liczą się elementarne wartości, wiara,
uczciwość i prawda, które to koniec II wojny zakwestionuje. Bo eskalacja napięcia przypada właśnie na
czasy powojenne gdy na Węgry wkroczy komunizm.
Ta powieść toczy się leniwie i
powoli jak rzeka po dolinie. Wprawdzie co rusz napotyka na przeszkody i wtedy
pieni się i pryska, jednak przez większą część jest po prostu powieścią obyczajową.
Dopiero wojna i komunizm wprowadzają ogromne napięcie, które w końcu wyciska z
oczu łzy. Podobieństwo losów narodów,
podobny komunistyczny terror i walka z Kościołem. Bardzo sprawnie opisane.
Bo każdy z nas popełnia błędy,
często nieświadomie, chcąc dobrze, dlatego musimy mieć przy sobie kogoś
czystego jak źródlana woda, w oczach kogo będziemy mogli się przejrzeć i
sprawdzić co jest słuszne, chociaż taka próba pali żywym ogniem.
Ta książka obejmuje swoim zakresem
lata: od 1910 do 1953, to długi okres, jednak – co oczywiste – uwaga autorki
nie jest rozłożona równomiernie, mamy spore czasowe przeskoki, dzięki czemu w
książce ciągle coś się dzieje.
O wielu wydarzeniach z historii
Węgier nie miałam pojęcia, a dzięki przypisom podszkoliłam się nieco, autorka
posługuje się węgierskimi, oryginalnymi zwrotami dzięki czemu możemy wczuć się
w klimat.