Ponownie gościmy w przepełnionym ciepłem i magią domu nad rozlewiskiem. W domu, który pokochało dziesiątki tysięcy czytelników. Tym razem opowieść snuje matka głównej bohaterki "Domu nad rozlewiskiem" - Basia. Ukazana historia sięga początków XX wieku, przedstawia losy polskiej rodziny szlacheckiej na Mazurach. Splątane korzenie bohaterów książki - polsko-niemieckie i katolicko-ewangielickie - stanowią tło dla pełnych dramatyzmu historii miłosnych oraz codziennych zdarzeń.
Basia opowiada o swoim dzieciństwie, okresie studiów, o marzeniach, dramatycznych rozstaniach, poszukiwaniu miłości, dla której warto żyć. W domu zatopionym pośród mazurskich pejzaży dokonują się przedziwne powroty - do siebie, do tradycji, do bliskich. Powroty, które nieraz wymagają uczciwego pożegnania - z iluzją, z egoizmem, z zazdrością.
Basia odnajduje się. Osadza. Zakorzenia. Powraca.
Książka przynosi cudowny klimat znany czytelnikowi z "Domu nad rozlewiskiem", a jednocześnie przywołuje szalony świat lat 60. i 70. - lat beztroski. Pamiętacie piosenkę "To były piękne dni" albo "Gdzie się podziały tamte prywatki", pamiętacie te ubiory, fryzury? To one będą wam towarzyszyć podczas lektury tej książki.
Ze zgrzebności, szarości i ubóstwa PRL-u Kalicińska potrafi wydobyć bogactwo barw, smaków i uczuć, do których byśmy chętnie wrócili.
[Zysk i S-ka, 2007]
Tak pamiętam swoją krytyczną recenzję pierwszego tomu „sagi” drugi tom pojawił się przyniesiony w mojej torebce, jako prezent dla Mamy której podobała się część pierwsza. Dwa miesiące leżała nie kusząc mnie aż teraz coś mnie tknęło i chwyciłam książkę pomna jak bardzo zachwycona była nią Starsza Pani. Dobra przeczytałam ją w pół dnia… miejscami mi się podobała, bardzo nieliczne były te miejsca… bo to bajka, bajka na którą jestem zbyt realistyczna? Nastawiona pesymistycznie może? Sama nie wiem dlaczego bogatsza o tyle lat doświadczenia moja Mama się nią zachwyca a ja czyli ta, która powinna wierzyć w szczęśliwe zakończenia nie wierz… czy drażni mnie nienaturalny styl, czy może powierzchowność opowieści… może to drugie, bo bardzo mi się podobała historia Broni i Michała, ale została potraktowana tak po łebkach, ze czułam niemalże fizyczny ból nienasycenia… Autorka wychwala zaradność matki jej talenta gospodarskie i to jest największa zaleta, bo nic więcej nie słyszymy o Bronisławie… podczas gdy dziś owszem takie talenty byłyby czymś wielkim wobec odejścia kobiet od kuchni a wtedy były czymś najnormalniejszym na świecie. Basia sławi pod niebiosa swoją matkę tylko właśnie za co rozmowy Bronia-Basia są tak niesamowicie lakoniczne, oficjalne, że aż mrozi.
Mój zarzut to pobieżność, autorka chciała zarobić i naprędce skrobnęła coś takiego…. Materiał był niezły… wykonanie fatalnie.