Strony

piątek, 30 września 2011

Top 10: bohaterowie, z którymi wybrałybyśmy się na randkę


Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu ma blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięciu bohaterów, z którymi wybrałybyśmy się na randkę!


Jako dusza kochliwa będę miala problem z wyborem tylko 10 mężczyzn z którymi wybrałabym się na randkę
Po pierwsze:
Severus Snape. Chyba każdy już wie jak go uwielbiam, kocham i jak za nim wzdycham.
Pułkownik Brandon – jw.. Ulubiona moja postać u Austen
Rhett Buttler – o tyle rzeczy chciałabym go zapytać. Chociażby czy da szansę Scarlett jeszcze raz. I porozmawialibyśmy jak to jest wzdychać do beznadziejnego obiektu.
Gilbert – pierwszy facet idealny.
Bohun – bo siła jego uczucia powala!
Michaś Wołodyjowski, za wierność, honor i poczciwość.
Aragorn – oj dużo miałabym do niego pytań.
Bolesław Chrobry – ten od Cherezińskiej. Facet marzenie.
Lupin – bo to facet idealny dla mnie!
John Thornton – ten od Gaskell uwielbiam faceta i fanfikami uwielbiam się zaczytywać!

Jutro się postaram rozwinąć wypowiedzi. Dziś wróciłam z roboty i padam na lico

czwartek, 29 września 2011

"Lawendowe pola" - Jennifer Greene


Trzy siostry. Trzy historie. Jeden spokojny dom. Ukryty wśród lawendowych pól, wypełniony wspomnieniami beztroskiej radości dzieciństwa. Po latach stanie się miejscem, gdzie siostry rozpoczną swoje życie na nowo.

Kolor lawendy
Camille, najmłodsza z trzech sióstr Campbell, wciąż nie może otrząsnąć się z traumy, jaką przeżyła w Bostonie. Została napadnięta i brutalnie pobita na ulicy, a jej mąż stracił życie. Camille powoli odzyskuje zdrowie, ale nie jest już tak pełna radości i energii jak kiedyś. Mimo upływu czasu dramatyczne przeżycia są wciąż żywe. Za namową starszej siostry wraca na rodzinną farmę, gdzie w samotności chce zająć się plantacją lawendy. Czy dawny przyjaciel z dzieciństwa pomoże jej odnaleźć drogę do szczęścia? Czy Camille nauczy się znów ufać innym?

Zapach lawendy
Ekstrawagancka, nieprzewidywalna i roztargniona – taka jest starsza siostra Camille, Violet. Już trzy lata upłynęły, od kiedy rozwiodła się i wróciła na rodzinną farmę. Świetnie sobie radzi sama: prowadzi sklep „Ziołowa Oaza” i hoduje własne eksperymentalne krzyżówki lawendy. Teraz ma szansę podpisać intratny kontrakt ze znaną francuską firmą kosmetyczną. Wszystko zależy od tego, jak Cameron Lachlan, naukowiec pracujący dla firmy z Francji, oceni jakość lawendy. Violet nawet nie przypuszcza, że ten mężczyzna zmieni wszystko w jej życiu.

Czar lawendy
Daisy, najstarsza z sióstr, wraca do rodzinnego domu z Francji. Wszyscy myśleli, że jest szczęśliwą żoną artysty malarza. Początkowo zakochana, nie zauważała egoizmu i nieodpowiedzialności męża. Z czasem sytuacja stała się nie do zniesienia. Daisy podjęła decyzję o rozstaniu i, zostawiając wszystko za sobą, z jedną walizką przyjeżdża do kraju. Teraz ta nad wyraz energiczna i pomysłowa kobieta, która zawsze z daleka opiekowała się siostrami, musi sama zająć się swoim życiem. Pierwszego dnia w zaskakujących okolicznościach poznaje Jacka Larsona. Oboje jeszcze nie wiedzą, jak ważne będzie dla nich to spotkanie

Od jakiegoś czasu mam sentyment do lawendy, nie wiem czy to kolor, zapach, czy zasługa dźwięcznej nazwy tego kwiatu, ale lubię wszystko co lawendowe. Dlatego z taką radością zapisałam się na tą książkę. Gdy ją dostałam urzekła mnie okładka, takie piękny uspokajający kolor. Coś pięknego. Ale nie powiem, kupcie książkę bo okładka jest fajna. Dlatego teraz może przejdę do fabuły.
Książka to tryptyk składa się z trzech części, luźno ze sobą związanych. Opowiada o trzech siostrach, które złamane życiem wracają po kolei do rodzinnego domu, by wśród pól pełnych lawendy odbudowywać swoje życie. Brzmi banalnie? Prawdopodobnie tak, ale powoli się przekonuję, że nie każda ksiażka ma wywoływać u mnie refleksje o życiu i o śmierci. A ta książka poza optymistycznym przesłaniem i okazją do odprężenia jest również przypomnieniem, że potrzebujemy rodziny, że możemy się kłócić z siostrą, czy bratem, ale to jedyne osoby, które znamy całe nasze, lub ich życie, to oni najlepiej wiedzą, nie tylko jak nas zirytować, ale jak nami potrząsnąć i nakazać stanięcie na nogi. Ta książka mi to przypomniała. Bo owszem to są trzy romantyczne historie kobiet, którym świat się zawalił, które wracają z podkulonym ogonem bo tym jak runęły ich marzenia, gdy zawiodły ich nadzieje. Ale wracają do domu, gdzie mogą liczyć na wsparcie i miłość sióstr. I dla mnie najpiękniejsza jest ostatnia rodzinna scena, która przypomina mi moje rodzinne przekomarzanki zza których wyziera miłość i wsparcie, rodzinna akceptacja.
A że wszystko dzieje się w pięknej scenerii pobudzającej wyobraźnię, tak że masz ochotę rzucić wszystko i pobiegać po tych polach, oddychając lawendowym powietrzem.
Ja polecam tą książkę za optymizm, za promyczek pogody, który wniosła do mojego marnego, ostatnio, egzystowania. Poprawia humor i przypomina o istotnych sprawach


Za książkę dziękuję Wydawnictwu MIRA

wtorek, 27 września 2011

"Porucznicy 1939" - Tomasz Stężała


Wrzesień 1939. Zaczyna się II wojna światowa. Padają pierwsze strzały w bitwach Kampanii wrześniowej. Tomasz Stężała w swojej nowej powieści przedstawia splatające się losy polskich, niemieckich i rosyjskich młodych oficerów wciągniętych w wojenny koszmar. Porucznicy 1939 to wartka powieść pokazująca nie tylko śmierć na polu walki, ale też miłość i rozpacz bohaterów. Dodatkowym atutem książki jest jej nawiązanie do najlepszych powieści wojennych opartych na faktach. Powieść czyta się jak zbeletryzowaną biografię tak ciekawych postaci jak choćby porucznik Bolesław Nieczuja-Ostrowski, który po kampanii wrześniowej ucieka przed NKWD i Gestapo po całej Polsce. Porucznicy 1939 otwierają nowy cykl pt. Trzy Armie. Tomasz Stężała - mieszkaniec, miłośnik i znawca historii Elbląga, autor powieści wojennych Elbing 1945 Odnalezione wspomnienia oraz Elbing 1945 Pierwyj Gorod, które zdobyły rzesze czytelników w 2010 i 2011 roku.


Dobiega końca wrzesień, czyli miesiąc, który tradycyjnie roi się od rocznic II-wojennych, to świetna okazja, aby sięgnąć po świetną książkę „Porucznicy 1939”.
Zazwyczaj gdy czytamy książki z tematyką wojenną jesteśmy po jednej stronie. Ktoś jest bohaterem, a ta „druga strona” jest zła, zabija naszych rodaków, i jest zagrożeniem, które bezwzględnie trzeba niszczyć. Stosunkowo rzadko spotykam książki, które traktują temat z dwóch stron, przeskakują na drugą stronę linii frontu i pokazują prawdziwy obraz wojennej tragedii. Coś takiego spotkałam w „Upadku gigantów” monumentalnej, wręcz, opowieści Kena Folleta opowiadającej o I wojnie światowej. Teraz poznałam książkę Tomasza Stężała, który postanowił zabrać nas do dwudziestolecia międzywojennego, gdyż początkiem książki nie jest wcale początek września. Nim padną pierwsze strzały możemy poznać, polubić i zżyć się z bohaterami, którzy reprezentują różne narody, różne światopoglądy, czy wreszcie różne armie.
Poznajemy ich dłużą chwilę przed rozpoczęciem II wojny, poznajemy ich życie w czasie pokoju, widzimy, że kochają, zakładają rodziny, mają plany i kochają swoją ojczyznę. Później wybucha wojna, zupełnie nowa sytuacja, nieustanne zagrożenie, godziny marszów, strach i walki oraz widok do którego nikt nie mógł przygotować. Na sam koniec widzimy naszych bohaterów w roku 1945 roku, kiedy to wszystko ma się ku końcowi, możemy zobaczyć jak wojna zmieniła ich życie, jak bardzo innymi ludźmi się stali.
Książka to naprawdę świetnie napisana opowieść o ludziach, dla których honor i Ojczyzna to najważniejsze wartości. Autor widać, że jest specjalistą jeśli chodzi o II wojnę światową, bo wszystko co opisuje sprawia wrażenie niesamowicie realnych miejsc, zdarzeń.
Dlaczego ja polecam tą książkę? Bo daje rzadką okazję na oglądnięcie wojny z kilku stron, odczarowanie mitów, pozbycie się stereotypów. I przy okazji jest to świetnie napisana książka, przy której świetnie spędzicie czas.

Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi Sztukater oraz Instytutowi Wydawniczemu ERICA

poniedziałek, 26 września 2011

" Koty. Kompendium wiedzy" - Renate Jones


KSIĄŻKA DLA WSZYSTKICH MIŁOŚNIKÓW KOTÓW

· Wszystko o naturalnych kocich zachowaniach, takich jak język ciała, zachowania socjalne i podczas polowania.
· Portrety i rzeczowe opisy najbardziej lubianych ras.
· Zasady dbania o dobre samopoczucie i zdrowego odżywiania kota oraz właściwej pielęgnacji.
· Wychowanie i pomysły na interesujące zabawy, aby życie z domowym pupilem było harmonijne.
· Rady dotyczące zdrowia i sposobów rozwiązywania trudnych problemów.
· Ponad 375 fotografii prezentujących kocie emocje i przygody.

Najpierw tajemnicze spojrzenie ciemnozielonych oczu, a potem cichutkie skradanie się na miękkich poduszeczkach, zwinny skok i już mruczek zwija się w kłębek na naszych kolanach. O takich chwilach marzą wszyscy miłośnicy kotów.


Podobno najlepszym przyjacielem człowieka jest pies. Ja mimo wszystko jestem bardziej zakumulowana i zaprzyjaźniona z moim kotem. Chciałabym wiedzieć o nim jak najwięcej, jak mu pomóc gdy coś mu dolega, jak się z nim bawić, jak dbać o jego potrzeby. Wprawdzie do części zachowań dochodzę przypadkowo i instynktownie, ale mimo wszystko brak mi wiedzy uporządkowanej, brak mi naukowego wyjaśnienia czegoś co chyba się sprawdza, no ale zawsze jest pytanie. Dlaczego?

Dla ludzi zakochanych w kotach, którzy chcą o swoich milusińskich wiedzieć więcej. To także książka dla tych którzy do adopcji się przymierzają, książka to jak wskazuje tytuł kompendium wiedzy o tych magicznych czworonogach. Pomoże wybrać odpowiedniego kota do naszego charakteru i warunków.
Książka jest przepięknie wydana, ręce aż same się wyciągają do głaskania tych ślicznych kotków. Ja wzbogaciłam się o wiedzę potrzebną, aby lepiej współpracować z moją Melanią, wiem że każdy kociarz kocha swojego Kocurka, ale często sama miłość nie wystarczy trzeba coś wiedzieć, aby dobrze móc się opiekowac tym stworzonkiem, którego los w danej chwili zależy od nad. I dla ludzi którym nie jest obojętny los ich stworków ta książka jest obowiązkowa. Wprawdzie ja nie czytałam jej jak leci, ale wybierałam sobie fragmenty i wsiąkałam w lekturę tekstów dla laików, ale z których można naprawdę wiele wynieść. No i plus masa ciekawostek o których nie miałam pojęcia.

Ja nic więcej poza tym, ze polecam, rzec nie mogę


No i zerknijcie na kotka z okładki,, czy można się oprzeć temu wzrokowi?


Książkę mogłam przeczytać dzięki wydawnictwu MUZA

niedziela, 25 września 2011

"Shirley" - Charlotte Bronte


Nigdy dotąd nie wydawana w Polsce powieść Charlotte Brontë, autorki „Dziwnych losów Jane Eyre”.

Borykający się z przeciwnościami losu młody przedsiębiorca, Robert Moore, sprowadza do swej fabryki nowoczesne maszyny, czym naraża się lokalnej ludności do tego stopnia, że doczekuje się zamachu na swoje życie. By ratować podupadający interes, Moore rozważa poślubienie zamożnej i dumnej Shirley Keeldar, mimo że jego serce należy do nieśmiałej Caroline, żyjącej w całkowitej zależności od swego stryja. Tymczasem Shirley zakochana jest w ubogim Louisie, który zajmuje posadę guwernera w rodzinie jej wuja. Choć Louis odwzajemnia jej uczucie, ambicja i świadomość przepaści majątkowej, która ich dzieli nie pozwalają mu się do tego przyznać.„Shirey”, napisana przez Charlotte Brontë zaraz po „Dziwnych losach Jane Eyre”, to pełna pasji opowieść o konflikcie klas, płci i pokoleń, toczącym się wśród wrzosowisk północnej Anglii i na tle niespokojnej epoki wojen napoleońskich.

Jakiś czas temu ogłosiłam akcje „Niedziela z klasyką”. I dziś chcę Wam zrecenzować pierwszą książkę czytaną wyłącznie w niedzielę. Ambitnie wzięłam się za Shirley, która nie jest książką łatwą, ani cienką. Trzeba było naprawdę kilku niedziel na dobrniecie do końca. Chociaż może zwrot „dobrniecie” nie jest najwłaściwszy w tym kontekście.
Wybaczcie nieskładne myśli, ale 12 godzin temu bawiłam na weselu i przygotowywałam się do łapania welonu i jestem taka średnio przytomna ;) Ale to jest piękno wesela :D
Więc tyle tytułem wtrącenia, przechodzę do adremu. Charlotta Bronte zdobyła sławę dzięki „Dziwnym losom Jane Eyre” jest to niewątpliwie piękna historia miłosna, wzbudza emocje i czyta się ją świetnie. Po opisie „Shirley” spodziewałam się czegoś podobnego, lub przynajmniej historii na miarę Gaskell i jej „Północ Południe” tymczasem dostałam bardzo niespieszną historię, w której Shirley wcale nie jest główną bohaterką, bo fabuła skupiona jest wokół nieśmiałej Caroline, która darzy swoim uczuciem kuzyna.
Próżno doszukiwać się tak gwałtownych emocji jak w najsłynniejszej chyba powieści tej siostry Bronte, ale książkę czyta się tak przyjemnie i lekko, chociaż owszem niektóre opisy są nużące, część wstawek nie wnosi nic do akcji. Ale wszystko w całości tworzy apetycznej objętości książkę, która warta jest zaszycia się nad nią w niedzielne popołudnie, wszystko jedno jesienne, czy już zimowe.
Jestem pewna, że nazwiska Bronte nie trzeba reklamować. Wprawdzie chwilowo jestem pokonana przez Vilette, ale Shirley warta jest czasu który się nad nią spędzać. Być może u mnie to była kwestia podobnego stanu emocjonalnego do tego w którym są bohaterki, a może po prostu to książki ponadczasowe i opisują sprawy, które mimo wszystko pozostają niezmienione?
Oby! Warto aby było coś stałego w tych zmiennych czasach ;)


To teraz skoro mam komplet „Północ Południe” i kiedyś czytałam w amatorskim tłumaczeniu. Niedzielnie, klasycznie wezmę się za tą powieść L(

czwartek, 22 września 2011

Konkurs!


Dziś dzięki uprzejmości Wydawnictwa Erica, mam dla Was niespodziankę.
Mam przyjemność ogłoszenia, że skoro Trylogia Arturiańska mnie zachwyciła, chcę podzielić się tym dobrem i puścić w świat :) w związku z tym proszę o wpisywanie się w komentarzach, czy reflektujecie na któryś tom czy na całość :)

Czasu dam może troszkę więcej, bo do końca września. Czyli w sumie tylko troszkę więcej niż tydzień :)
A ja do tego czasu postaram się zakładkę doprodukować :)

Życzę powodzenia :)

A i obiecuję Wam, ze te książki umilą Wam, wraz z kubkiem herbaty jesienne wieczory, tudzież ranki, lub wieczory.
Ja od wczoraj jestem najszczęśliwszą istotą na ziemi, więc tym bardziej sie cieszę, że mogę jakoś się szczęściem podzielić :D

wtorek, 20 września 2011

Wtorek i środa to najgorsze dni. Jestem tak zapracowana i zamęczona, że słów brak.
Ale kubek herbaty(dziś truskawka i rabarbar), muzyka i książka i życie jest piękne.

Aktualnie moja ulubiona piosenka!!




Powoli nadrabiam Wasze blogi i komentarze. Nie lękajcie się nadrobie wszystko :)

poniedziałek, 19 września 2011

"Dzień dobry TV" - Morning Glory 2010


Waleczna pani producent wiadomości wynajmuje wybuchowego i znanego aktora by ożywić upadającą sieć porannych programów telewizyjnych.


Lubię komedie, lubię komedie i komedie romantyczne. Film o którym Wam chcę napisać to raczej film z gatunku komedii niż komedii romantycznych. Wątek romansowy schodzi na dalszy plan.
Oto młoda dziewczyna traci pracę, a żyć trzeba, cudem więc łapie pracę w telewizji śniadaniowej, która lata świetności ma już za sobą i teraz chyli się ku upadkowi. Jej zadaniem będzie ucywilizować światowej sławy reportera i poprawić oglądalność.
I co ja Wam mam powiedzieć? Ja bawiłam się na tym filmie świetnie, pośmiałam się, troszkę podenerwowałam na reporterka no i chwile wzruszenia były.
To idealny film na dziś, na ten upiorny początek tygodnia polecam coś tak w gruncie rzeczy optymistycznego.

Świetni aktorzy, komiczne sytuacje, masa, masa dobrej zabawy

niedziela, 18 września 2011

"Buntowniczość: Najważniejsza Cecha" - OSHO


"Buntownik nie żyje jak robot uwarunkowany w przeszłości przez religię, społeczeństwo, kulturę. Nic, co jest wczorajsze nie ma wpływu na jego sposób życia, jego styl życia. Każdego dnia jest gotowy, by zmierzyć się z niebezpieczeństwami, z nowymi wyzwaniami. To artysta, samotnik, geniusz. Nie należy go mylić z rewolucjonistą, który jest owładnięty ideami z przeszłości, Jezusem albo Karolem Marksem i, wraz z podobnymi sobie, pragnie przejąć władzę, by było im lepiej. Rewolucjonista usiłuje zmienić świat, buntownik – odrzuca go po prostu, tak jak wąż zrzuca starą skórę".

Mini-seria poradników OSHO to książki, z których każda koncentruje się na jednym, konkretnym zagadnieniu, omawia jeden z najbardziej nurtujących nas problemów.


Modne są teraz różne poradniki, różne kursy uczące asertywności, odnajdywania siebie i życia w zgodzie z sobą.’
Ta bardzo niepozorna książeczka ma za zadanie przeistoczyć nas w buntowników. Czym się różni buntownik od rewolucjonisty, jakie są główne zadania buntownika i dlaczego jest to najlepszy sposób zachowania się we współczesnym świecie i nie tylko. Jeśli nurtowały cię te pytania to książka na pewno dla ciebie.
Jeśli mam być szczera, to chociaż książka mnie nie zdenerwowała totalnie to mimo wszystko czytając ją miałam uczucie irytacji, gdzieś z tyłu głowy. Uderzała mnie niekonsekwencja, błędne koła dowodzenia. Autor moim zdaniem bardzo chaotycznie opowiada o zaletach bycia buntownikiem, chaotycznie i moim zdaniem nieco zbyt patetycznie.
A co osobiście mnie uderzyło to atak na religie jako masowe ogłupiacze. Ja wiem, że to znany slogan, ale godzi w moje przekonania, w wartości ważne dla mnie i nazywanie mnie ciemniakiem, raczej nie przysparza autorowi tych słów mojej sympatii. Autor sprowadza większość ideałów do sposobu ogłupienia tłumu, spętania ich umysłów.
Autor stawia tezę iż bycie buntownikiem rażąco zmieni nasze życie, że wszystko się zmieni. Powiem Wam szczerze, że nie widzę aby udowodnił swoją tezę, nie widzę w byciu buntownikiem leku na całe zło. Mimo, że taka filozofia mi nie odpowiada, byłabym w stanie przyznać jej słuszność, gdyby przedstawił racjonalne argumenty, próżno szukałam tych argumentów, czegoś co wyjdzie poza tanie i oklepane slogany. Niestety nie znalazłam niczego poza rosnącą irytacją i znudzeniem. Szkoda. Bo akurat do tej książki podchodziłam pełna dobrych myśli i wysokich oczekiwań, mimo iż jej wygląd jest naprawdę niepozorny. Szkoda, że treść jest taka sama. I nic więcej.

Książkę mogłam przeczytać dzięki portalowi Sztukater i Wydawnictwu Nowy Horyzont

sobota, 17 września 2011

szablonowo

Moje kociątko zdecydowanie wraca już na noc do domu, ja zamieniłam kołdrę na pierzynkę. Zaczynam pić litry gorącej herbaty i wyciągnęłam z szafy jesienne mitenki.
Idzie Jesień(nie wiem dlaczego pierwotnie napisalo mi się wiosna, lubię wszystkie pory roku i tęskniłam za zlotą polską jesienią) i z tej okazji zmieniłam szablon troszkę. Jeszcze nad nagłówkiem popracuję, ale to już na stacjonarnym kompie gdzie mam program graficzny.
No i definitywnie musze zakończyć wakacje.


Ma ktoś jakieś szablonowo-jesienne uwagi?
Propozycje co do nagłowka?

Będę wdzięczna za każde słowko :)

"Pożyczony narzeczony" - Something Borrowed 2011


Rachel (Ginnifer Goodwin) pracuje w wielkiej firmie prawniczej, gdzie odnosi spektakularne sukcesy zawodowe. Ma wszystko, czego pragną kobiety. Prawie wszystko, bo wciąż nie znalazła swojej drugiej połowy. Jej samopoczucia nie poprawia także zbliżający się ślub najlepszej przyjaciółki Darcy (Kate Hudson) oraz przygotowania związane z uroczystością. Sprawy mocno się skomplikują, gdy po hucznych obchodach 30-tych urodzin Rachel obudzi się rano w łóżku z Dexem (Colin Egglesfield). Nie dość, że mężczyzna jest obiektem jej cichej fascynacji, to niedługo ma stanąć na ślubnym kobiercu z jej najlepszą przyjaciółką!

Jak złapie choróbsko najlepszy jest film o miłości, najlepsza jest komedia romantyczna. Na blogu Balianny przeczytałam o tym filmie i tak zachciało mi się oglądnięcia.
Plakat zachęca miłymi buziami i obiecuje ciekawą i radosną historię. Niestety mimo, ze oglądało mi się bardzo przyjemnie to jednak nie dostałam tego czego oczekiwałam. Nastawiłam się na lekkie filmidło o szalenie komicznym wydźwięku.
Film jak wyczytaliście w opisie to historia dwóch przyjaciółek i przyznam wam się szczerze, że mimo iż polubiłam Rachel nie spodobało mi się jej postępowanie. O ile jestem w stanie z trudem usprawiedliwić jej pierwszą noc z Dexem, tak permanentne oszukiwanie, bądź co bądź najlepszej przyjaciółki. Owszem Darcy jest na Maksa wkurzająca, narcystyczna i nieprzyjemna, ale jest jej przyjaciółką. Wyznaję zasadę, że najpierw przyjaciele i dlatego takie zachowanie jest dla mnie niezrozumiałe i przez cały film wzbierało we mnie oburzenie.
Przyznam się Wam szczerze, że chciałam, aby Rachel była z Ethanem, według mnie on naprawdę ją kochał, prawdziwą czystą miłością, wierną i wytrwałą. Jedynie jego postać wprowadzała według mnie humor do tego filmu. Lecz być może to tylko kwestia gustu. Dziś ciąg dalszy maratonów filmowych

"Niezwykłe bitwy i szarże husarii" - Radosław Sikorski


Niezwykłe bitwy i szarże husarii
to książka poświęcona najciekawszym starciom tego rycerstwa, a w szczególności jego spektakularnym zwycięstwom, osiąganym nad wielokrotnie liczniejszym przeciwnikiem. Można w niej przeczytać m.in. o szarżach husarii, które rozbiły kilkunastokrotnie silniejszych nieprzyjaciół, czy też o heroicznej obronie przed około stokrotnie liczniejszym wrogiem.

Nie zabrakło także epizodów przegranych, które pokazują, że sama obecność husarii na placu boju nie wystarczała, aby wygrać walkę. Często ważniejsze okazywały się okoliczności, w których do niej doszło. Omówiono także bitwy, wokół których narosło wiele nieporozumień i które wciąż, niesłusznie, funkcjonują w literaturze jako symbole kryzysu tej kawalerii.

Pozycja zawiera liczne ilustracje kolorowe oraz mapy.



Radosław Sikora
– doktor nauk historycznych, ekspert do spraw husarii, autor książek i publikacji z zakresu staropolskiej wojskowości i kawalerii, m.in.: „Z DZIEJÓW HUSARII” oraz „KŁUSZYN 1610”.



Ku mojej zgrozie, ktoś nazwał tą książkę powieścią historyczną! Chcę zaznaczyć wyraźnie, że to absolutnie nie jest powieść historyczna o ile orientuję się w układzie księgarnianych półek to nawet koło powieści historycznych nie ma prawa stać! Zresztą, jeśli ktoś otworzy książkę i zada sobie trud przeczytania bodajże dwóch pierwszych akapitów wstępu dowie się, ze jest to książka naukowa, nawet autor podkreśla, że jest to pozycja stricte naukowa a wiec ludzi którzy na historii ucinali sobie drzemkę, lub odrabiali zaległe zadania i są przekonani, że na pewno nie interesuje ich temat wojen i historii polskich sił zbrojnych, na pewno ta książka nie zainteresuje, znudzi, lub zirytuje.
Akurat recenzowanie tej książki trafiło mi się w ciekawym czasie, albowiem w mieście mego urodzenia, pracy oraz wcześniejszej edukacji odsłonięto w niedzielę pomnik patrioty, który na moje oko jest husarzem, dlatego czytając o tej ciężkiej jeździe miałam przed oczami ten ogromny pomnik.
Ja można zauważyć śledząc spis treści książka przedstawia wybrane potyczki w których walną rolę odegrała husaria, nie są to bitwy wyłącznie wygrane, autor nie ucieka przed tematem potyczek przegranych, w których nawet umiejętności husarii nie wystarczyły, aby przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść.
Nie wiem jak wy, ale ja zawsze byłam zafascynowana kawalerią a husaria miała dla mnie dodatkowo jakiś specyficzny urok, dzięki tej książce mogłam zgłębić temat, chociaż niestety żałuję, że nie jestem aż takim znawcą, aby w pełni ją docenić. Autor wspomina, że aby wejść w klimat książki należałoby się uprzednio zapoznać z jego pierwszą książką dotyczącą husarii, ja niestety nie miałam okazji, toteż na pewno wiele spraw pozostało dla mnie w dalszym ciągu niejasnych. Dodatkowym dla mnie utrudnieniem było to, że jestem zielona, jeśli chodzi o strategie, taktykę, ustawienie wojsk, nigdy tego nie ogarniałam – kolokwialnie rzecz ujmując- zawsze mi się to myliło i było po prostu nie do pojęcia. Jednak przy maksymalnym skupieniu uwagi, śledzeniu rysunków autora można pojąć sens wywodu, dostrzec dużą rolę husarii i złapać bakcyla, na tyle że będzie się szukało nowych źródeł.
Dodatkowym plusem książki jest to, że posiada interesujące ilustracje dotyczące oczywiście husarii i postaci z nią związanych.
Widać, że jest to książka pisana przez naukowca, przeznaczona nie dla laików, ale dla tych, których zainteresowanie jest już w konkretnej fazie.
Laik na pewno się wymęczy i znudzi pasjonat będzie zakochany. Nie wiem ile osób zafascynowanych husarią żyje sobie nad Wisłą, ale mam nadzieję że dotrą oni do tej książki

Książkę mogłam przeczytać dzięki uprzejmości portalu Sztukater
i Instytutowi Wydawniczemu Erica

piątek, 16 września 2011

Dziesięć najpiękniejszych historii miłosnych!

Top 10 to akcja, przy okazji której raz w tygodniu ma blogu pojawiają się różnego rodzaju rankingi, dzięki którym czytelnicy mogą poznać bliżej blogera, jego zainteresowania i gusta. Jeżeli chcesz dołączyć do akcji - w każdy piątek wypatruj nowego tematu na dany tydzień.

Dziś przyszła pora na... Dziesięć najpiękniejszych historii miłosnych!


Uwielbiam romanse więc będę miała problem.

Moją miłosną historią wszechczasów jest bezsprzecznie historia Rhetta i Scarlett jego uczucie i jej głupota, jego stalowa wola, jego umiejętnośc opowiadania o tym uczuciu w słowach, które tworzą motylki. Czy jest coś piękniejszego? I coś głupszego od postawy Kasi Scarlett, w pewnym sensie mojej imienniczki?


„Głupia Krzysia! Ja bym jednego Pana Michała wolała od dziesięciu Ketlingów. Tak moi kochani historia Hajduczka i Pierwszej szabli RP wyciskała i wyciska wciąż łzy litrami, jest piękna i poruszająca. Nie tylko przez smutny koniec, mnie wzrusza fragment gdy Basia ucieka przed Azją, traci nadzieję, że wróci do domu, ale brnie nadludzkim wysiłkiem do przodu, aby skonać troszkę bliżej swojego ukochanego. To jest moja ulubiona para u Sienkiewicza.


Margaret Hale i John Thornton, zwłaszcza w serialowej wersji, ale przecież wersja książkowa jest również piękna. Dwa światy, dwa różne sposoby postrzegania spraw fundamentalnych, ogień i woda, które w końcu spotykają się i zbliżają się do siebie mimo początkowej, wręcz nienawiści.



Severus Snape i Lily. Tak! Wiem, jestem już nudna, ale od premiery ostatniej ekranizacji, wciąż chodze i przeżywam, bo jestem poruszona tą historią, wiernością i ach. No brak mi slow.



Pułkownik Brandon i Marianna. Moja ulubiona para u Austen, dobra zapewne dzięki kreacji Rickmana, ale nic nie poradzę, że wierna miłość Pułkownika mnie wzrusza i cieszę się, że Austen ich połączyła dając wyraźna nadzieję na szczęście.


Dziwne losy Jane Eyre również zajmują u mnie szczególne miejsce, chociaż przyznam Wam się szczerze, ze z Rochestera jest kawał kanalii i nie jestem pewna, czy w miłości, jak na wojnie wszystkie chwyty dozwolone



Gilbert i Ania. Od przyjaźni do dojrzałej spokojnej miłości. To chyba moja pierwsza książkowa fascynacja, gdy jako młoda dziewczynka połykałam wszystkie książki. Tak jestem w gronie osób, którym Gilbert wypaczył spojrzenie na mężczyzn. Chociaż przecież było tak blisko, aby oni się rozeszli, znowu przez głupotę kobiety. Bo Ania wzdychała za księżycem.



Arwena i Aragorn. Miłość Elfki i człowieka, długowiecznego, ale jednak śmiertelnika. Wprawdzie film rozwinął historię, ale sama kanwa tego związku jest interesująca, bo czy oddanie wieczności w samotności, ale wieczności! Za spędzenie kilku, czy niechby kilkudziesięciu lat z mężczyzna swojego życia to piękna idea.



Anna Eliot i kapitan Wentworthem. Zwłaszcza legendarny już list. Coś pięknego, znowu ważnym elementem tej historii jest wierność i cierpliwość. Wierność mimo, że wszelka nadzieja już zgasła, ze teoretycznie nie ma już szans, że nawet wspomnienia powinny już wyblaknąć na tyle, że rany są zabliźnione i nie powinny boleć. A jednak. Amor vincit omnia!




Tristan i Izolda moje pierwsze literackie wzruszenie z lektur w Liceum. Historia była taka piękna i romantyczna, idealna dla sentymentalnej szesnastolatki. Aspekt moralny oczywiście miałam w nosie, bo przecież Marek sam sobie winien a oni się kochali. Pal sześć, że za sprawą magicznego napoju, ale się kochali i powinni być razem. Wprawdzie później moje serce zmieniło front, gdy w filmie widziałam Marka tak cudownie i motylkowo odegranego przez Rufusa, wiec mimo, że stawiam na wierność, widać, ze jestem zmienna.





No to na dzien dzisiejszy to tyle, chociaż lubię historię Barbary i Bogumiła i janka i Justyny i miłosną historię z Komu bije dzwon, a z tego co widzę po blogach jeszcze cała masa wzruszeń przede mną :)

czwartek, 15 września 2011

"Gra w kości" - Elżbieta Cherezińska


Uznaje się, iż święci się nie psują – kto się odważy sprawdzić?
Otto III to dwudziestoletnie genialne cesarskie dziecko, któremu powierzono władzę nad największa potęgą chrześcijańskiego świata. Od trzeciego roku życia w cesarskiej koronie. Otoczony najwybitniejszymi umysłami epoki. Zmęczony władzą, znajduje upodobanie w ekstazie.
Bolesław Chrobry to trzydziestotrzyletni mężczyzna. Świadomy siebie, rozgrywający sojusze. Kocha kobiety, seks, szaleńcze polowania, przyjaciół, mocne wrażenia. Pragnie korony i dla niej gotów jest na wszystko. Europa wchodzi w rok tysięczny. Dwubiegunowa konstrukcja „Gry w kości” poprzez osobne sekwencje dworu piastowskiego, cesarskiego i papieskiego – świata Bolesława Chrobrego i świata Ottona III – wiedzie do spotkania w Gnieźnie w marcu 1000 roku. Każdy z władców zagra wtedy o wszystko.
Ta powieść unika monumentu, koturnu, przerysowania. Jest współczesna do szpiku: wojna wywiadów, polityka, racje stanu, manipulacja informacją, średniowieczny public relation.
A jednocześnie doskonale oddaje realia historyczne, szczegół, detal i to, co w średniowieczu najgłębsze: mentalność epoki, w której religijna ekstaza i okrucieństwo graniczą ze sobą. Z każdego grzechu można się wyspowiadać. Wszystko dzieje się szybko, bardzo szybko. „Gra w kości” chociaż może zdawać się brawurowa historycznie – opiera się na faktach. Tych, które można wyczytać ze źródeł. Tych, których szukamy między ich wierszami. Co się wydarzy, gdy Bolesław stanie z Ottonem twarzą w twarz? A gdzie miejsce świętego Wojciecha Adalberta? To jest właśnie „Gra w kości”

Elżbieta Cherezińska zdobyła już sporą rzeszę fanów, ludzi którzy wręcz ją wielbią. Książka przeleżalą u mnie kilka ładnych miesięcy, gdy wreszcie uznałam, że pora zobaczyć, czym się tak wszyscy zachwycają. Mimo iż historia to moja pasja, jakoś nigdy ze szczególną namiętnością nie podchodziłam do czasów Bolesława Chrobrego. No dobra pierwszy król polski, no i Zjazd, ale nad czym się tak rozwodzić? Zwłaszcza, że tyle osób zachwycało się właśnie Bolesławem, ja się tą postacią zachwycam, lub zachwycałam gdy widziałam jego lico na jednym z banknotów :P Jednak wiele osób, których gust i zdanie cenię wychwalało „Grę w kości” i ja się skusiłam. Och jak mi dobrze było w tym świecie. Z jednej strony chciałam znać koniec, ale z drugiej strony chciałam pozostać w tym świecie na zawsze.
Książka to kronika kilku lat przed i po Zjeździe gnieźnieńskim, świat wielkiej polityki, widziany ni z jednej perspektywy, jak się spodziewałam, ale wydarzenia obserwujemy zarówno z perspektywy Ottona III jak i Bolesława Chrobrego, chociaż oczywiście nie tylko, wypowiadają się tam inne ważne osoby i ciekawie jest obserwować te szachy polityki mocarstwa z tylu stron.
To bardzo zajmująca opowieść o miłości, wierze o tym jak mało znaczą wszystkie wartości, gdy do głosu dochodzi władza i możliwość uzyskania większych wpływów.
Moją sympatię wzbudził owszem Bolesław, ale i Unger i żona Bolesława. Otto jest… taki chłopięcy, prawy, ale dziecinny. Owszem żal mi go w wielu momentach, ale nie budzi szalonej sympatii. Inny jest Bolesław, porywczy choleryk, niecierpliwy i bardzo męski, konsekwentny w dążeniach do obranych celów i wpadający w furię gdy musi na coś czekać, nie wspominając o sytuacji gdy coś idzie nie po jego myśli.
Zauważyłam, ze wiele osób nie lubi powieści historycznych, mam nadzieję, ze naprawdę przemyślicie swoje stanowisko, to nie jest zwykła książka historyczna, to przygoda. Dajcie się porwać Cherezińskiej na wycieczkę w czasy, gdy bóstwa pogańskie dopiero zaczęły odchodzić w cien, gdy wojna, kobiety, polowania i polityka były jedynymi pasjami mężczyzn, no i co najważniejsze poznajcie świątobliwych młodzianków, którzy bawili mnie do łez.
Dzięki tej książce spojrzycie inaczej na historię!

Już rozglądam się za pozostałymi książkami Cherezińskiej.

chwalę się chorobowo-urlopowo i raczej książkowo


Wspominałam, że jestem uzależniona? Jestem i to bardzo. Chociaż jakieś dwa tygodnie wytrzymałam bez nabywania książek wiec jest ogromny plus :)
Ale później to sobie odbiłam. Stojący i zaczynajacy się od Sherlocka stosik to moje zakupy. A więc Holmes upolowany w Empiku za aż 20 zł taniej niż na okladce, dzięki wspólpracy Empiku i Plusa. Blondynka na językach to efekt miłości do hiszpańskiego. A Claude i Camille to ta książka za mną już miesiace chodziła :) No i Murakami za 10 zł. w Biedronce, grzechem byłoby nie kupić.
Ten zaś piętrzący się stos, w większości historyczny to recenzyjny stos od Sztukatera. Skończę Cherezińską i biorę się do roboty!

A tu się chiałam pochwalić prezentem od koleżanek.

Pocztówka z Ikerem od koleżanki i Realowe kolczyki wlasnej roboty od drugiej koleżanki. Już cała jestem hiszpańska po prostu.


A teraz odpływam do kawy i do Cherezińskiej, która diabelnie wciąga!!

wtorek, 13 września 2011

"Przepis na życie" - 2011


Główna bohaterka "Przepisu na życie" to Anka (w tej roli Magdalena Kumorek) - z pozoru typowa żona i matka. W pogoni za codziennymi obowiązkami zawodowymi oraz domowymi nie zauważyła, że do jej życia wkradła się nuda, a u boku jej męża Andrzeja (Piotr Adamczyk) pojawiła się nowa kobieta (Maja Ostaszewska). I nagle nieoczekiwanie przychodzi ten dzień, kiedy jej codzienność rozpada się w drobny mak jak porcelanowa filiżanka. Na szczęście u boki Anki jest jej nastoletnia córka Mania (Aleksandra Radwańska), przyjaciółka Pola (Edyta Olszówka) i mama Irena (Dorota Kolak), które nie pozwolą jej płakać nad rozlanym mlekiem. Przypadek sprawi, że Anka zacznie pracować w restauracji odkrywając w sobie pasję i talent do gotowania. Czy Anka poznając sekrety kuchni odnajdzie drogę do własnego serca?


Rzadko oglądam polskie seriale. Po pierwsze prawie wcale nie oglądam Tv, co utrudnia mi zadanie, dwa najzwyczajniej w świecie nie interesują mnie owe polskie dzieła małego ekranu.
Tak nie z gruchy ni z przysłowiowej Pietruchy, naszło mnie na oglądanie „Przepisu na życie” po prostu słyszałam wiele pozytywnych opinii.
Serial to historia kobiety, która w dniu rocznicy ślubu dowiaduje się od męża, że to koniec ich małżeństwa i ze on odchodzi. Traci ona pracę, staje na rozdrożu, ale tak naprawdę to początek zabawy.
Teoretycznie cierpię na nadmiar opowieści o kobietach tuż przed czterdziestką, które stają na rozdrożu i jakoś cudownie im się wszystko układa.
Ten serial jest jednak inny, ma ogrom humoru, co sprawia, że nie traktuje się go jako realną opowieść o życiu a po prostu sposób na dobrą zabawę przed ekranem. Oglądnęłam wszystkie odcinki błyskawicznie i obecnie z zapartym tchem śledzę perypetie bohaterów w drugim sezonie.
Jeśli ktoś szuka akurat dobrego serialu to ten polecam z czystym sercem. Jestem pewna, ze pokochacie bohaterów, którzy są naprawdę genialnie odegrani przez aktorów i to tak się składa przyzwoitych

sobota, 10 września 2011

"Łowca Autografów" - Zadie Smith


Książka opowiada o najdziwniejszym tygodniu z życia dwudziestosiedmioletniego Aleksa-Li Tandema, z zamiłowania i zawodu łowcy autografów. Gdy budzi się on z narkotykowego snu, okazuje się, że jego samochód jest zniszczony, jego dziewczyna nie chce go znać i spełniło się jego marzenie o posiadaniu autografu hollywoodzkiej gwiazdy Kitty Alexander. Wyjazd do Nowego Jorku zapoczątkowuje kolejną serię zaskakujących odkryć.


Dałam Zadie Smith drugą i najprawdopodobniej ostatnią szansę. Styl pisania tej autorki jest całkowicie dla mnie nieprzyswajalny. Nie jestem w stanie wczuć się w jej sposób myślenia, podążać jej tropem myślowym, śledzić fabułę, która przynajmniej mnie nudzi.
Spodziewałam się porywające, szokującej historii, ja zaś wynudziłam się jak mops, Czy mam pisać coś więcej, skoro brnięcie przez historię było dla mnie niczym zsyłka? Wypatrywałam tylko końca dziennej porcji czytania i z radością zbliżałam się do końca.
Słyszałam dużo dobrego o autorce, swego czasu czytałam mnóstwo pozytywnych recenzji, pamiętam również odcinek brytyjskiego serialu komediowego z jednym z moich ulubionych aktorów Richardem Armitage, w którym bohaterowie zakładają klub książki i książka tej autorki jest pierwszą książką którą mają przeczytać. Na spotkaniu okazuje się, że nikt, ani jedna osoba nie przeczytała. Teraz, po tych doświadczeniach po prostu im się nie dziwię.
Nie lubię pisać recenzji negatywnych, bo boję się, że odrzucę osobę, która akurat ta książka by urzekła i oczarowała.

czwartek, 8 września 2011

"Nowy Jork. 101 Miejsc, Które Musisz Zobaczyć " - Aneta Radziejowska, Marek Rygielski


Jeśli chcesz poznać Nowy Jork lepiej niż przeciętny turysta, nasz przyjazny przewodnik jest właśnie dla Ciebie. Znajdziesz w nim i historię, i anegdotki oraz mnóstwo praktycznych porad ułatwiających maksymalnie dobre wykorzystanie czasu. Są w nim smaki, kolory i etniczne zwyczaje miasta. Podpowiadamy dokąd pójść, żeby tej nowojorskiej różnorodności zaznać jak najwięcej. Opisaliśmy miejsca konieczne do obejrzenia i takie, które łatwo przegapić, jeśli się o nich nie wie. Nasz przewodnik zawiera też liczne dodatki:

● mapy, dzięki którym szybko znajdziesz miejsca do zwiedzania
● dojazdy z lotnisk
● tajniki nowojorskiej komunikacji miejskiej
● spis bezpłatnych dni w muzeach
● miejsca z darmowym internetem
● adresy punktów informacji turystycznej Życzymy cudownych wspomnień z pełnego niespodzianek Nowego Jorku!

Nie pałam jakimś bałwochwalczym uwielbieniem dla Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Nigdy nie uważałam, że moim szczytem marzeń jest zielona karta i spacery po ulicach NY. Wprawdzie po oglądnięciu kilku filmów złapała mnie ochota na rekreacyjny wyjazd. I właśnie ten przewodnik jeszcze mnie utwierdził w tym pragnieniu.
Jest to książka, która opisuje co ciekawsze miejsca tego słynnego miasta. Wprawdzie przy opisach mamy zdjęcia czarno-białe, kiepskiej jakości, ale za to na końcu książki znajdziemy piękne ilustracje, które – gwarantuję – zachwycą.

Lubię czytać takie książki, dowiadywać się nowych ciekawych rzeczy o miejscach, które niewiadomo czy zobaczę kiedyś. To takie podróże bez wychodzenia z domu. Fajna sprawa. Zwłaszcza gdy w pracy natłok roboty, wredni ludzie, za oknem plucha. A ręku kubek kawy i możesz sobie wyobrazić, że siedzisz na ławce w Central Parku i obserwujesz miasto.
Oczywiście musi to być przyjaźnie napisany przewodnik. Ten taki jest, naprawdę chciałam złapać książkę w łapkę i ruszyć na zwiedzanie.
Szkoda, że chwilowo wykonalne :(

Jeśli ktoś ma podobny glód podróżowania za wielką wodę, albo lubi czytać dobrą książkę o ciekawych miejscach to polecam wlaśnie tą. W naprawdę przystępnej cenie!

środa, 7 września 2011

"Chichot losu" 2011


Główna bohaterka serialu to Joanna – prawie 30-letnia psycholog. Unika zobowiązań i głębszych kontaktów z ludźmi. Jej przyjaciółka – Elżbieta – jest rozwódką z dwojgiem dzieci: 9-letnią Agnieszkę i 7-letniego Karola. Pewnego dnia Joanna podejmuje się opieki nad dziećmi Elżbiety. Dzień później Elżbieta ginie w wypadku samochodowym, a Joanna zostaje tymczasową opiekunką Karola i Agnieszki. Ta dramatyczna sytuacja wywraca życie głównej bohaterki do góry nogami. Równolegle z wątkiem obyczajowym rozwija się wątek kryminalny. Rzekomy wypadek samochodowy, w którym zginęła Elżbieta, jest na tyle podejrzany, że śledztwo w tej sprawie podejmuje dociekliwa prokurator Dorota Makowska. Wspomaga ją nadkomisarz Arkadiusz Wilczek – stuprocentowy "glina". Czy uda im się odkryć, dlaczego zginęła Elżbieta? W doborowej obsadzie "Chichotu losu" zobaczymy m.in.: Martę Żmudę-Trzebiatowską, Mateusza Damięckiego, Urszulę Grabowską, Monikę Kwiatkowską-Dejczer, Małgorzatę Pieczyńską, Leszka Lichotę, Mariusza Drężka, Piotra Grabowskiego i Łukasza Simlata.


Spieszę do Was z recenzją serialu „Chichot losu”. Nadrobiłam odcinki i poznałam historię o której w wersji pisanej już wspomniałam, teraz chcę opowiedzieć wrażenia z wersji małoekranowej. Słusznie zauważono, że serial, jest na motywach powieści, to nie jest ekranizacja. Mamy pewne główne wątki, ale akcja jest poprowadzona, bardzo swobodnie potraktowano książkową fabułę. Zmieniono wiele wątków. Jeśli mam być szczera na gorsze.
Film mimo, że daje nam ten komfort, że mamy gotowe twarze, jednak jest zdecydowanie uboższy, prostszy. Taki popkulturowy. Moim zdaniem to taki serial co nic nie wnosi w nasze życie. Ot zajmuje czas i tyle. Ja wymagam więcej. Chcę mieć emocje, przeżycia. A tutaj wszystko jest takie… nie wiem jak to nazwać. Serial mnie nie rozczarował, bo oczekiwałam naprawdę gorszego badziewia.
Ale nie jest to dzieło sztuki.

wtorek, 6 września 2011

pozytywna książka


Macie coś do polecenia.

Boli mnie głowa, w pracy zapierdziel, wziełam się za "Grę w kości", ale potrzebna mi pogodna, optymistyczna książka, niekoniecznie na boki zrywać. Dobra ksiażka poszukiwana. Czy radzicie zostać przy owej "Grze w kości"?

poniedziałek, 5 września 2011

"Jest dobrze. Książeczka do psychoterapii" - Bartosz M. Wrona


W zabawny, a jednak bardzo wnikliwy sposób, Autor pozwala nam zrewidować swoje poglądy na temat potrzeby psychoterapii i pracy z terapeutą. Książka podpowiada: Czym jest psychoterapia? Kto potrzebuje psychoterapii? Narrator jest tak wciągający, że po chwili czytania zostajemy sprowokowani do współuczestnictwa, do udzielania własnych odpowiedzi, do sprzeczania się. Trudno jednak odmówić racji Autorowi, doświadczonemu lekarzowi, psychoterapeucie, kiedy bazując na własnej praktyce, a także rozległej wiedzy, krótko i błyskotliwie określa z pozoru bardzo skomplikowane zjawiska i fakty. Mówi na przykład: „Od początku gatunku ludzie przecież pomagali sobie wzajemnie, pocieszali, doradzali, wspierali. Tłumaczyli świat. Ten zewnętrzny i wewnętrzny. Ale dopiero Freud zaproponował, żeby ze spotkania uczynić świętość. Dopiero on zaproponował, żeby z „pokręcenia” uczynić temat. Zadanie. Wyzwanie. Itd. Psychiczny ból stał się zatem i ważny (takim, przez swą dokuczliwość był zawsze), ale i oswajalny. Psychoterapia proponuje bowiem, świadomy powrót do, często zupełnie nieświadomych, dawnych ran. Świetne zajęcie. Ale kto (oprócz chirurgów i masochistów) lubi babrać się w ranach? Odpowiadam: NIKT. Jeśli jednak chcesz mieć porządek w domu, to po prostu musisz posprzątać”.

Bardzo pouczająca lektura, z której wynika, że jakkolwiek jest – JEST DOBRZE!

"Jest dobrze. Książeczka do psychoterapii" to 152 stronicowy, pełen humoru i wnikliwej obserwacji, kolorowy cukiereczek, który pozwoli Ci w zabawny i bezpretensjonalny sposób poznać lepiej samego siebie. Zaryzykuj i daj się ponieść niezwykłej przygodzie...




To już kolejna recenzja poradnika, podręcznika o tematyce psychologicznej, czyli jak dobrze żyć z samy sobą. I kolejna negatywna recenzja. Przykro mi nie mogę inaczej. Nawet nie dlatego, tym razem, że nie zgadzam się i nie trafia do mnie to co autor twierdzi. Tym razem mam ogromne zastrzeżenia do formy. W sumie przekazu tam niewiele. A forma już wystarczyłaby, aby mnie odrzucić.
Zapytacie, być może dlaczego. Otóż autor, czerpał chyba inspirację z współczesnej sztuki, czyli szokowania formą, a przy okazji może byle jaka treść się przyda. Kojarzycie obrazy, będące zwykłym skupiskiem plam i okrzyknięte dziełem sztuki. Albo utwory literacki składające się z przypadkowego ciągu liter i nazywane przebłyskiem geniuszu? A ja czekam na finał rodem z baśni Andresena, aż ktoś krzyknie „Cesarz jest nagi” tak tutaj by pasowało „Ale co to w ogóle jest”. Autor operuje chaotycznym językiem, który mi osobiście kojarzy się z stylem nawiedzonego sekciarza. Operuje ogółami, urwanymi zdaniami.
Co mnie denerwowało to nadmiar równoważników zdań. Miałam wrażenie iż ten sekciarz stoi na jakiejś trybunie(naprawdę starałam się wyrzucić z głowy obraz przemowy na Placu Czerwonym z Mauzoleum Lenina) i w fanatycznym szale, strofuje wszystkich. Akcentowanie ważnych kwestii poprzez użycie większej czcionki też dla mnie było chybionym zabiegiem. Męczyłam się czytając ten podręcznik, nie lubię takiego stylu. I to w totalnym oderwaniu od rodzaju przekazu, który chce mi się wtłoczyć do głowy.
Nie chcę podważać autorytetu autora, gdyż mężczyzna najwyraźniej zna się na rzeczy, a przynajmniej powinien się znać. Sądząc po notce o autorze na okładce. Wprawdzie szczeka mi opadła gdy zobaczyłam ile Pan ma lat, bo ja gdy czytałam książkę bez zapoznawaniem się z biogramem autora byłam przekonana, że to chłopaczyna w moim wieku, prosto po studiach. A jednak się pomyliłam. Więc może i mylę się z tą opinią, może Wam się spodoba, może stanie się dla Was lektura tej książki, początkiem nowego, lepszego życia. Szczerze tego życzę. Dla mnie nowe lepsze jutro zaczęło się wraz z ostatnią literą tej książki. I przy tym obstaję

Książke mogłam przeczytać dzięki serwisowi Sztukater i Wydawnictwu Nowy Horyzont

niedziela, 4 września 2011

Niedziela z klasyką


Kocham klasykę, lubię wracać do starych dobry arcydzieł literatury, polskiej i światowej.
Jakoś tak ostatnio nie mam czasu na powrót do korzeni. tylko nowości i nowości.


Dlatego aby temu zaradzić ogłaszam niedzielę z klasyką.
Na pierwszy ogień idzie świeżo nabyta, tydzien temu shirley :)

sobota, 3 września 2011

"Chichot losu" - Hanka Lemańska



Czy wiesz, że odbierając telefon w środku nocy możesz przewrócić całe swoje życie do góry nogami? Chichot losu opowiada taką właśnie historię. Bohaterką powieści jest kobieta wyzwolona, mająca dobrą pracę i atrakcyjnego partnera...


Zapisałam się na tą książkę z głupa. Nie wiem po co bo byłam do niej tak negatywnie nastawiona, że głowa mała. Obecnie jeśli kręcą serial na podstawie książki to zwykle jedno i drugie według mnie to porażka. Więc tak się nastawiłam do książki.
Zapomniałam nawet, że się na nią zapisałam. A tu bach! Listonosz. Otwieram. A tu paczka z Włoczykijki.
No to błyskawicą zabrałam się do czytania!
Temat – ciekawy. Z zainteresowaniem go śledziłam bo jestem w podobnej sytuacji. Nie-dzieciowa. Zabiegana z milionem spraw na głowie. Ostatnia rzecz o jakiej marzę to dziecko w pokoju. Płaczące i wysuwające roszczenia. Koty kocham, wiec problem z głowy.
Nie popłakałam się, nie stanęły mi świeczki nawet w oczach. Co biorąc pod uwagę jest dziwne. Ale ubawiłam się dobrze przy tej książce i milo spędziłam czas.
Być może dlatego, ze nie oczekiwałam wiele, a może dlatego że książka jest po prostu dobrze napisana. Bez moralizowania, pouczania, górnolotnej, pełnej patosu paplaniny. Świetna książka na odpoczynek przy herbacie i zawinięciu w kocyk.
Czego można innego oczekiwać po tej książce? Na pewno nie nauki na przyszłość, bo raczej nikt sobie nie życzy takiej sytuacji. Uczy optymizmu, wprawdzie jeśli chodzi o optymizm wyniesiony z książki jestem sceptyczna, bo to zawsze fikcja i nie można tego przedkładać na szarą rzeczywistość. Ale mimo wszystko można wynieść naukę optymizmu, siły wiary w swoje siły. Bohaterka staje przed sytuacją, która ją przerasta, zdarzenia mające miejsce są z jednej strony komiczne a z drugiej straszne, bo czy ktoś pomyślałby, aby dziecko z anginą posyłać do przedszkola. Ale wszyscy uczymy się przez całe Zycie, zdobywamy doświadczenia. I na pewno co nas nie zabije to nas wzmocni a jeśli coś akurat zabije, to tak miało być i i tak będzie nam wszystko jedno.
Nie będę Wam opowiadała, że to książka na miarę nobla bo tak nie jest. To ciepła, przyjemna lektura na wieczór. Kiedy nie chce nam się myśleć i podniesienie Kuba z herbatą jest szczytem naszych możliwości.

Dzięki Włoczykijce i Dzięki Sabince za piękną przesyłkę. No zobaczcie!

piątek, 2 września 2011

Top 10: bohaterowie książkowi, z którymi chcielibyśmy się zaprzyjaźnić










I ja postanowiłam się dołączyć. Bo temat jest świetny a pomysł Klaudyny genialny

Z kim bym się chciała zaprzyjaźnić.


1. Melania Hammilton – Wilkes. Moja ukochana postać kobieca wszechczasów. Za jej serce honor i wielkość. Chciałabym mieć obok siebie taki cień, który będzie mnie wspierał i kochał tak bezkrytycznie. A jeszcze bardziej chciałabym być jak ona.

2. Ania z Zielonego Wzgórza. Mogłabym się z nią włoczyć po bezdrożach wyobraźni. Lub wpadać na herbatkę do Wymarzonego Domku a poźniej na Złoty Brzeg

3. Severus Snape. Ja wiem, że większość go potępia i uważa za złego człowieka. Ale jestem pewna, że znalazłabym z nim wspólny język.

4. Hermiona. Bo niektórzy tak mnie nazywali. Sądzę, że znalazłabym z nia wspólny język. Obie kochamy książki i koty.

5. Drzewiec. Z Władcy Pierścieni najbardziej umiłowałam Enty i ten Ent jest dla mnie postacią tak ciepłą i dobrą a jednocześnie tak mi go żal, że gdybym mogła to albo bym została Entową żoną, albo wybrałabym się przynajmniej raz w tygodniu do Fangornu aby z nim pogadać.

6. Lupin. Najbardziej z Huncwotów polubiłam właśnie jego. Jest taki zrównoważony a jednocześnie poraniony przez życie a nie stracił tego promyczka dobra. Zdecydowanie da się Go lubić

7. Bohun. Uważam, że Helena była głupia, ja tam szalałam za Jurkiem. I chciałabym sobie ucinać z nim przejażdżki po bezkresnych stepach, lub słuchać jak gra i tęsknie śpiewa

8. Aragorn. Czy można nie kochać Obieżyświata, za rycerskość, honor, skłonność do włóczęg. Uwielbiam Aragorna oraz

9. Gimila i Legolasa ich traktuję prawie jak jedno, bo bez siebie istnieć nie mogą.


10. Miałam dylemat z końcówką ale wybieram Gandalfa bo dużo mogłabym się od niego nauczyć. Jest mądry, dobry. I tajemniczy, jak zagadka :)

„Wyjazd we dwoje i inne opowiadania” - Maria Mosłowska


Czy życie jest sprawą poważną? Świat przecież pełen jest absurdów. Plączemy się w nim, oczekujemy szczęścia. Tymczasem nasze marzenia zderzają się z rzeczywistością, a odbite - wracają przetrącone i wykoślawione. Wielka miłość okazuje się banałem, wielkie nadzieje pozostają niespełnione, a życie przynosi niezupełnie to, czego oczekujemy.

Bohaterowie przedstawionych w zbiorku opowiadań są trochę jak ptaki ze zwichniętym skrzydłem. Bywają śmieszni, a czasami budzą współczucie. Wielu z nas odnajdzie w nich cząstkę siebie.

"Opowiadania Mostowskiej są, owszem, i o tym, "jak do się lgną dorośli", lecz także o różnych innych ważnych rzeczach. O artystach i niby-artystach, o zmaganiach z biurokracją, o durnocie codzienności i codzienności uroku. O tym, jak to się w życiu coś udaje i nie udaje, coś się zapętla i powraca, albo gubi bezpowrotnie. Dobrotliwe, z lekka ironiczne, stylistyką łączące jakby czeski nostalgiczny humor z angielską dowcipną przenikliwością. Każda powiastka jest miniaturką celnie i wdzięcznie oddającą mały kawałeczek życia. Życia widzianego konkretnie i z bliska, oglądanego czułym i rzeczowym okiem inteligentnej kobiety". Jan Hartma


Jak często powtarzam, nie lubię opowiadań. Uważam je za ubogą formę literatury. Od najmłodszych lat nowele i opowiadania mnie odpychały, ponieważ jeszcze dobrze nie zdążyłam się wczytać już następował koniec, nie mogłam poznać bohaterów, wpiąć się w fabułę bo ledwo zaczynałam lekturę już natrafiałam na słowo koniec. A tu jak na ironie recenzuję kolejny zbiór opowiadań i wystawiam pozytywną opinię.
Nie spodziewałam się niczego dobrego po tej książce, byłam pewna, że – sądząc po tytule - będzie to badziewny zbiorek opowiadań dla młodzieży z morałem wciśniętym na siłę i okraszonym moralizatorskim tonem, cieszę się że miałam szczęście pomylić się. Lubię takie opowiadanie, takie jak gdyby migawki z czyjegoś życia z wnikliwie opisana sytuacją, ogromem uczuć, lekko melancholijnych. Coś wspaniałego. Takie teksty lubię czytać, nieprzewidywalne, ale naturalne. Pojawia się w mojej głowie pytanie czy można tak naprawdę w krótkiej formie jaką jest opowiadanie opowiedzień o miłości o związkach wyczerpująco. Okazuje się, że można autorka z wielką wnikliwością opisuje różne sytuacje, czasami tak nam bliskie. Niektóre historie nas zasmucą, inne rozbawią a w całości złożą się na całokształt ludzkiej egzystencji.
Mimo, że sama nie przepadam za opowiadaniami te polecam z absolutnie czystym sumieniem, jestem pewna, że przypadną Wam do gustu, bo to mają do siebie, że mimo iż nie dają jakoś bardzo do myślenia, to czyta się je bardzo przyjemnie, gdyż są napisane bardzo przystępnym językiem.
Jeśli ktoś szuka dobrej lektury na spokojny wieczór z czystym sercem polecam.

Za książkę dziękuję serwisowi SZTUKATER i Wydawnictwu Jirafa Roja

Akcja - reakcja

W odpowiedzi na teksty, że Polska mało czyta, Natalia wpadła na świetny pomysł akcji w Jej mieście i moim mieście urodzenia.

2. Noc z Kulturką
16.09.2011 (piątek) w Miejskim Domu Kultury odbędzie się kolejna Noc z Kulturką. Również i nasza (jeszcze) mała grupka będzie miała swój własny udział w tym wydarzeniu. Chcemy zostać integralną częścią tego wydarzenia i mieć swój pierwszy wkład w promowanie czytelnictwa.
W jaki sposób?
W jedną rękę bierzemy ciekawą książkę, a w drugą...latarkę:).
Po pierwsze spotykamy się o godz 18:45 przed MDK (UWAGA: godzina może ulec zmianie, więc proszę o śledzenie naszych poczynań w tym miejscu lub na Facebook'u). Następnie wbijamy na imprezę, znajdujemy sobie wolne miejsce do czytania i czytamy:D.
Po co nam latarka?? - otóż z racji tego, że planowana jest wystawa, z oświetleniem może być różnie, dlatego też lepiej mieć własne źródło światła;). Poza tym to, że będziemy mieć latarki i z nimi czytać, będzie zwracać dodatkowo na nas uwagę. Dzięki temu możemy zwrócić uwagę innych osób na siebie i na czytanie. Oczywiście jeżeli znajdzie się ktoś, kto odważy się do nas przemówić naturalnie podejmujemy rozmowę o czytaniu:).
Naturalnie, jeżeli chcesz do nas dołączyć możesz przyjść:)), każda nowa osoba jest bardzo mile widziana:)). Najważniejsze, że przyjdziesz z książką i latarką, a na pewno Cię przygarniemy.
Czy coś jeszcze planujemy na wieczór?
Otóż będzie mała ankieta - jeżeli się chce można będzie wpisać własną ulubioną książkę na kartkę i wrzucić do urny. Później powstanie lista najchętniej czytanych książek i mam nadzieję, że się tu ukaże:))



Ja się nie mogę doczekać. Już myślę co do czytania wezmę. Ale na pewno nie kupię, bo ćwiczę silną wolę :P

czwartek, 1 września 2011

Sierpień - podsumowanie

No to może podsumowanie sierpnia. Pracowitego, ale i bogatego, z pierwszą wypłatą z urlopem i innymi atrakcjami :)

29 książek przybyło do mnie.
14 książek zrecenzowałam. Kilka mam zalegających z recenzjami. Pójdą już na wrzesień. Co nie zmienia faktu, że tyły są… ;/
Oglądnęłam jeden nowy serial – recenzja też będzie we wrześniu.
Ile wydałam na książki to się nie przyznam :P
Faktem jest, że 13 nabyłam…
Najbardziej mi w myśli zapadła książka „Kat z Listy Schindlera”, za najgorszą książkę z sierpnia uznałabym chyba „Być zakochanym”.
Postanowienia na wrzesień? Mniej kupować więcej czytać!!:)