Jaką tajemnicę skrywa trzynastowieczna studnia w rzeźbiarskiej pracowni w Toruniu? Co łączy powtórny pochówek Mikołaja Kopernika z zadziwiającym odkryciem Marceliny? Czy wszyscy jesteśmy skazani na nieuchronność i w jaki sposób zmienia ona nasze życie? Co stanie się, gdy bułhakowska Annuszka rozleje olej… tym razem w naszym życiu? Autorka, przędąc tę magiczną opowieść, zaprowadzi nas do istniejących miejsc, zapozna z ludźmi, których pierwowzory istnieją naprawdę. Pozwoli nam spacerować z jej bohaterami uliczkami Torunia, a podczas tego spaceru napotkamy wiele prawdziwych i fikcyjnych historii. Martinus Teschner, toruński kupiec, wręczał swoim kochankom drogocenne pierścienie. Jeden z nich, legendarny i wyjątkowy, bo ozdobionym rubinem wydobytym z Gór Izerskich, stał się pretekstem do tej opowieści. Studnia bez dnia nie tylko wzruszy, ale i będzie trzymać Czytelnika w napięciu.
Ostatnia książka czerwca… czerwca co
się zowie, z nieba leje się żar, zaczęłam swój króciutki urlopik. Czego mi
więcej trzeba – mam słońce, ogród, miejsce do leżęnia i dobrą książkę. Tak
właśnie, bo moje pierwsze spotkanie z P. Katarzyną Enerlich zaliczam do
krótkich, bardzo krotkich nawet, ale udanych. Kolejny dowód, ze na prozę
rodzimych autorów nie ma co się zamykać.
Nie jest to kolejny romans w pięknej
scenerii, nie jest to książka o ucieczce od złego wielkiego miasta w ciszę
leśnej głuszy. Wręcz przeciwnie… dlaczego?
Posłuchajcie : )
Marcelinie wali się świat ukochany mąż
okazuje się zdrajcą, przypadkiem przez przypadek przez telefon słyszy jak
uprawia miłość cielesną z inną panią, paręnaście chwil później uczestniczy w
wypadku drogowym. Umiera. Marcelina zostaje sama, zdradzona, zraniona i na
ironię zaprzyjaźnia się z kochanką męża. Wspólnie, ale każda inaczej, przeżywają
żałobę po mężczyźnie którego kochały. Żal, żalem ale żyć trzeba a finanse się
kurczą. Marcelina znajduje pracę, zmienia mieszkanie i dzięki temu poznaje
osoby z którymi przeżyje przygodę życia chociaż otrze się o śmiertelne
niebezpieczeństwo, ale będzie miała okazję odczarować legendę.
Jak wspomniałam to mój pierwszy raz z
tą autorką, pierwszy raz bardzo udany, ma Ona dar do opisywania miejsc w taki
sposób że człowiek czuje klimat jaki ma poczuć, ma przed oczami, studnię
kamieniczną, takich starych, starych kamienic spotykanych w wiekowych miastach,
nie oszukujmy się śmierdzących i obskurnych, ale nadgryzionych zębem czasu.
Kiedy autorka oprowadza nas po starym Toruniu czuć ciepło emanujące od cegieł
wygrzanych słońcem, czuć chłód i stęchliznę pomieszczeń za grubymi, solidnymi
murami. Nie musimy kupować biletu do Torunia, wystarczy że w dłoń weźmiemy tą
książkę, chociaż ja osobiście mam ochotę pojechać i zobaczyć na własne oczy to
wszystko o czym w książce napisano i zobaczyć w kolorze te miejsca, które
widziałam na włączonych do książki fotografiach – niestety czarnobiałych.
Nie chcę Was nastawiać na wiekopomne
dzieło, to przyjemne miłe czytadło, ale tylko czytadło, jasne jak przy większości
książek będziemy mieli okazję wysnuć kilka refleksji dotyczących życia jako
takiego, ale to książka do spędzenia krótkiego popołudnia, bo te 240 stron
czyta się lotem błyskawicy(a dlaczego popołudnia? Bo jeśli zaczniecie czytać na
słońcu w południe, tak jak ja będziecie mieli słoneczne oparzenia, popołudniem
bezpieczniej).
Nie jestem znawcą Torunia,
rzeźbiarstwa, ani antyków więc nie wypowiem się o wiarygodności książki, znam
się nieco na procedurach prawnych różnych i nieco mi ząb zgrzytał, ale na
litość boską nie bądźmy formalistami to nie jest podręcznik do kpk, wiec nikt o
zdrowych zmysłach chyba nie będzie przeszkadzała drobna licentia poetica.
Ja chcę polecić tą książkę wszystkim
spragnionym odpoczynku i duchowego i cielesnego, dajcie się porwać w podróż po
tajemnicach Torunia i ludzkich ścieżek.
: )
A tak się książkę czytało :)
Za to kocham moją wieś. Za możliwość wylegiwania się na ogródku i jedzenie przepysznych własnych czereśni czerwcówek :)