Strony

piątek, 30 lipca 2010

"Tylko Ciebie chcę" - Ho voglia di te 2007


Zaraz po zamknięciu książki poczułam ochotę nie do stłamszenia aby zabrać się za ekranizację.
Faktycznie Step jako nieco bardziej dojrzały mężczyzna jeszcze zyskuje. Wraz ze Stepem wracamy do Rzymu po dwóch latach absencji. Wiele się zmieniło. Bardzo wiele.
Ale może zamiast zdradzać fabułę za bardzo odniosę się do filmu jako ekranizacji.

Oczywiście wiele wycięto, ciachnięto wiele wątków a i tak film jest długi. Spłycono relację Matka-Step, ujęło to wiele z wartości filmu.
Rozwiązanie jakie zastosowano w filmie w pewien sposób zabrało nieco z tej uroczej w gruncie rzeczy relacji Step-Gin.
Ale mimo wszystko zakończenie mi się podobało Miss Jacobs miała całkowitą rację co do tego filmu, dzięki Niej złapałam odpowiednie nastawienie i nie oczekiwałam cudów jakowyś.

Polecam koniecznie dla wielbicielek Oczastego, oj można nakarmić oczy. Jest kim 

czwartek, 29 lipca 2010

"Tylko Ciebie chcę" - Federico Moccia


- kontynuacja przeboju wydawniczego "Trzy metry nad niebem"
- pełna realizmu, śmiała powieść o miłości, seksie, dojrzewaniu, przyjaźni, namiętności i marzeniach
- do grona znajomych postaci - Stepa, Babi, Palliny - dołączają nowi, równie barwni, zakręceni i nieprzewidywalni bohaterowie


Po dwóch latach spędzonych w Nowym Jorku Step wraca do Rzymu. Wiele się tu zmieniło. Chłopak zaczyna pracę w telewizji, poznaje nowych ludzi, wśród nich żywiołową Gin. Przeszłość nie daje mu spokoju, ale teraźniejszość nie zostawia zbyt wiele czasu na jej rozpamiętywanie. Czy warto dążyć do wskrzeszenia dawnej miłości?

[Muza S.A., 2008]


Nie wiem sama napisać o tej książce, niby wszystko w porządku, ale miałam problem z odbiorem. Zmienność nagła narratora niekiedy przeszkadzała mi się połapać.
Teraz zabieram się do filmu.
Chociaż przyznam się Wam, że miałam nadzieję na inne zakończenie. Może i jestem głupia i naiwna, ale spodziewałam się czegoś innego.
Aczkolwiek końcówka mnie wzruszyła. Piękne to było te jego uczucia opisywane, że nie wspomnę o numerze Gin.

Ot! Jednak warto realizować swoje miłości.

wtorek, 27 lipca 2010

"Trzy metry nad niebem" - Tre metri sopra il cielo


Babi, dziewczyna z tak zwanego dobrego domu, świetna uczennica i przykładna córka, poznaje Stepa, agresywnego chuligana, którego życie składa się z ćwiczeń na siłowni, wyścigów na motorze i bezsensownych bijatyk. Mimo różnicy charakterów młodzi zakochują się w sobie bez pamięci i pod wpływem tej miłości bardzo się oboje zmieniaja. Ona otwiera się na swiat, dojrzewa, a on łagodnieje i zaczyna zastanawiać sie nad swoim życiem. Babi jest jedyną osobą, której Step powierza swój mroczny sekret, tłumaczący jego agresywne zachowanie.

Tak wreszcie i ja oglądnęłam głośny w pewnych kręgach film w którym występuję On.
Ale po kolei. Film to ekranizacja włoskiego pisarza, normalnie odkrycie ostatnich czasów ten Federico Moccia. A Jego książka „Trzy metry nad niebem” została przeniesiona na ekran i tak oto mamy film. Książki nie czytałam bo kochana poczta polska gwizdnęła mi przesyłkę. Ale nic to. Książka na pewno nie jest tak dobra, bo nie ma tam tego Aktora. Z oczami!

Historia to takie Love stroy troszkę. Tylko na odwrót. Dziewuszka z dobrego domu, bardzo ładna, włoski typ urody, oraz przecudnej urody chłopak(piękny jak Szatan) i takiego samego zdawać by się mogło charakteru.
Pierwsze wrażenie nie jest najlepsze, młoda paniusia nie pała miłością od pierwszego wejrzenia w cudownego Stepa(ksywa Oczastego), jednak nie da się ukryć że coś ją do niego ciągnie. I wzajemnie zresztą.

Historia się rozwija, nie jest to Boże uchowaj romantyczna komedia, ale film o uczuciu, śliczny film o uczuciu bez nadmiernej pornografii za to z motylkowatymi ujęciami.
Naprawdę bardzo polecam

poniedziałek, 26 lipca 2010

"Ludzie na walizkach" - Szymon Hołownia


"Ludzie na walizkach" to zbiór rozmów Szymona Hołowni z osobami, które choroba, nieszczęśliwy wypadek albo zły los doprowadziły na granicę życia i śmierci.

Czy stamtąd widać więcej? Jaki sens ma cierpienie? Jak nie poddać się zwątpieniu? Co o życiu mogą nam powiedzieć ci, którzy na własnej skórze przekonali się, jak bardzo jest ono kruche?

Wśród bohaterów książki znaleźli się nie tylko pacjenci i ludzie chorzy, ale również ich najbliżsi oraz lekarze - z ludzkim bólem zmagający się na co dzień w życiu zawodowym. O dramatycznych wyborach, z jakimi przyszło im się zmierzyć, rozmówcy Hołowni opowiadają jednak bez ckliwości, za to z ogromnym dystansem i mądrością.

[Znak, 2008]


Dorwałam „Ludzi na walizkach” po ostatnim egzaminie, ucieszyłam się jak prosię w deszcz bo już zdążyłam się tym autorem zauroczyć. Przywlokłam do domu, przeczytałam trzy rozmowy i porzuciłam dla czegoś innego. Wczoraj wróciłam do lektury, wieczorem.
Chyba nie da się czytać tej książki bez wylania łez, niby nie wiem skąd łzy, skoro osoby wypowiadające się radzą sobie lepiej z tym losem który na nich spadł, a ja bierny czytasz nie mogę uwolnić się od pytań i łez… i tak czytałam wytężając wzrok przez łzy. Łzy obsychały, przechodziłam do kolejnej rozmowy, która dla odmiany zmuszała mnie do myślenia, aby przejść do następnej i znowu płakać.

To inna książka mojego chyba ulubionego współczesnego polskiego pisarza, jest inna od dotychczasowych Jego książek, tym, którzy atakują Go za zbytnią religijność! Wojny religijne współczesne krucjaty, powiem, że mogą sięgnąć bez obaw po tą pozycję, nie ma tutaj dywagacji religijnych, jest tylko i aż problematyka z którą zapewne każdemu przyjdzie się kiedyś zmierzyć.


Polecam chociaż powinni do te książki dawać paczkę chusteczek.



Moje uwielbienie pana Hołowni rośnie wciąż 

niedziela, 25 lipca 2010

"Służace' - Kathryn Stockett


"Służące" to świetnie napisana książka o zaskakująco wyzwalającej mocy!
Od 57 tygodni na czele listy bestsellerów "New York Timesa", gdzie trafiła dzięki sukcesowi, który zawdzięcza poczcie pantoflowej.
Jest to wciągająca i trzymająca w napięciu do samego końca opowieść o skomplikowanych relacjach między kobietami z amerykańskiego Południa, a także stereotypach, z którymi muszą się zmagać.

Kathryn Stockett stworzyła trzy wspaniałe kobiece bohaterki. Odwaga i determinacja, z jaką podjęły się swojego zadania, zapoczątkowały nieodwracalną zmianę w ich własnym życiu oraz w życiu mieszkańców miasta.

Choć akcja książki toczy się w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku na amerykańskim Południu, a temat segregacji rasowej wydaje się tu niezwykle istotny, jest to też zarazem ponadczasowa i uniwersalna opowieść o ograniczeniach, którym wszyscy podlegamy i które pragniemy znieść.

Książka budzi wiele emocji – od łez do śmiechu, a lekturze towarzyszy wyzwalające uczucie, że jeśli tylko odrzucimy strach, zmiana na lepsze zawsze okazuje się możliwa.

Dreamworks Studio zakupiło już prawa do adaptacji kinowej książki.


"Poruszająca książka, która zyskała ogromną popularność. Czytelniczki uzbrojone w chusteczki będą dyskutować o niej bez końca. Niebywale ujmująca powieść".
"The New York Times”

"Książka »Służące« Kathryn Stockett to historia, która wzruszyła mnie do łez i zarazem przyniosła radość, bo pokazuje, że ludzie powoli, ale konsekwentnie przezwyciężają nienawiść i strach. Ta cudowna powieść na zawsze zapadła mi w pamięć".
Dorothea Benton Frank, autorka poczytnych powieści dla kobiet

"Ta chwytająca za serce opowieść jest wybitnym debiutem niezwykle utalentowanej pisarki".
"The Atlanta Journal Constitution"

[Media Rodzina, 2010]


Migotka na swoim blogu już pisze w taki sposób, ze nie da się książką nie zainteresować. I coś mnie tknęło w stronę „Służących”, a ciężko było zdobyć. Księgarnie w Sandomierzu, nawet nie mogły jej zamówić, za to moja ulubiona księgarenka zrealizowała internetowe zamówienie i tak oto w piątek dostałam w swoje ręce…

Otworzyłam i zaczęłam czytać… wsiąkłam.
To bardzo przejmująca książka, zarywająca się w pamięci, nie da się przeczytać, jej mechanicznie, przelecieć po stronach i odłożyć na półkę jakby nigdy nic. To książka, która mówi, że równość wszystkich ludzi mimo rewolucyjnych deklaracji, mimo tej wspaniałej Ameryki, kolebki tego co wzniosłe, piękne i wspaniałe, że te dziś oczywiste prawa musiały długo czekać na wdrożenie a jeszcze wciąż czekają na rewolucję sposobu myślenia, bo nie oszukujmy się kobiety pokroju Hilly żyją wciąż i nie wierzę, ze wszystkie zmieniły sposób myślenia, że nagle wyznają tolerancję rasową.

Ale nie chcę pisać politycznych manifestów, kijem Wisły nie zawrócę.
Zresztą wystarczy przeczytać tą książkę, nie da się nie popłakać… po prostu się nie da…. Kiedy czytasz o tych kobietach oddających swój czas, swoją miłość dzieciom, chociaż wiedzą, że gdy te dzieci dorosną, będą takie jak ich rodzice. Pomoce domowe, pogardzane, niemalże dosłownie opluwane, wyzywane i poniżane.
Czytasz i wydaje się, że to jakaś historia z czasów niewolnictwa, epoki, która skończyła się sto lat przed wydarzeniami z książki, a jednak czarny dalej, jest czarny. Bez komór gazowych, ale wypisz wymaluj terror nazistowski, z podziałem na białych i podludzi.


Jestem pod wrażeniem tej książki. Trzymała do końca w napięciu…. Czekałam jaka kara spadnie na te kobiety, które odważyły się podnieść głowę i powiedzieć prawdę, anonimowo i w największej konspiracji….

Dodatkowo autentyzmu dodają słowa od autorki, jej historia sprawia, że to wszystko staje się bardziej osobiste.


Naprawdę bardzo polecam!

sobota, 24 lipca 2010

Julia & Julia - 2009


Julie Powell (Amy Adams) to mieszkająca w Nowym Jorku niespełniona pisarka, która uważa, że jej życie stanęło w martwym punkcie. Cierpi z powodu braku perspektyw, podczas gdy wszyscy w jej otoczeniu odnoszą błyskotliwe sukcesy. Pewnego dnia, chcąc zmienić swoje życie, Julie wpada na brawurowy pomysł, by w ciągu roku przygotować wszystkie 524 przepisy z legendarnej książki kucharskiej Julii Child (Meryl Streep) "Mastering the Art of French Cooking", a swoje doświadczenia kulinarne opisać w blogu. Dzięki szalonemu postanowieniu, Powell udaje się połączyć dwie wielkie pasje, co sprawia, że ona sama odżywa na nowo.

Najprawdopodobniej robię się stara i sentymentalna…

Ale po kolei. Pogoda nam się nieco zepsuła i wprawdzie póki się dało czytałam na świeżym powietrzu, ale jakoś mnie ten wiatr, liście i chmury rozpraszały, że porzuciłam arcy-ciekawą książkę(Służące!!) i wzięłam się za oglądanie filmu, który jest ekranizacją, książki polecanej na Waszych blogach.
Julia & Julia, może nie jestem aż taką wielbicielką, kuchni i gotowania, aczkolwiek, nie zaprzeczę lubię się bawić w kurę domową i stać przy garach, oraz sypać gdzie się da zioła i dodawać czosnek ;). Jak rzekłam na punkcie gotowania hysia nie mam…. Ale doskonale wiem co to pasja, swoista duchowa wieź pomiędzy osobą nieznaną totalnie i realizacja zainteresowań, które budzą uśmieszki pełne politowania. Dlatego tak świetnie mi się oglądało ten film i miałam ochotę rzucić się do garnków(bez zabijania zwierząt, zwłaszcza homarów)
Obie Julie przypadły mi do gustu, ale nie ukrywam, że najbardziej ta grana przez Meryl, która z filmu na film mnie zachwyca coraz bardziej.
A dlaczego robię się stara i sentymentalna? Bo strasznie oczarował mnie związek Paula i Julii, poznali się nie będąc młodzieniaszkami a ich uczucie, związek były takie piękne, nie mogłam oczu oderwać, bo Julia i Eric, normalka para koło trzydziestki, nic zaskakującego. Za to Paul i Julia mną zawładnęli(chociaż początkowo nie byłam przekonana do aktora grającego Paula). I bardzo mnie wzruszyła scena gdy Julia dostaje list od siostry, która spodziewa się dziecka. Biedna Julia gotowaniem zapełniała pustkę, którą wytworzyła wredna natura i biologia.

Wniosek z filmu: Warto realizować swoje pasje, spełniać marzenia, wyznaczać sobie cele i małymi kroczkami dochodzić do nich!

piątek, 23 lipca 2010

Córka carycy - Carolly Erickson


Jest rok 1988.Dziewięćdziesięciotrzyletnia Daria Gradow mieszka samotnie w Saskatchewan. Jednak ani jej sasiedzi, ani nawet dzieci nie wiedza, że Daria nie jest tym, za kogo się podaje a uboga, owdowiała rosyjska emigrantka. Naprawdę rozpoczęła życie jak wielka księżna Tatiana, Tania dla rodziców, cara Mikołaja II i carycy Aleksandry. W epoce przedrewolucyjnej pławiła się w niewyobrażalnym luksusie, mogac wybierać między majestatycznymi salonami Pałacu zimowego a zaciszem podmoskiewskiej rezydencji, jako jedna z czterech córek carskiej pary. Narodziny najmłodszego dziecka, Aleksego, okazuja się tyleż błogosławieństwem, co przekleństwem. Życie cierpiacego na hemofilię chłopczyka rzekomo leży w rękach niepismiennego mnicha Rasputina. Ta rewelacja okazuje się zapowiedzia jeszcze tragiczniejszych zdarzeń. Niebawem wybucha wojna. Rewolucja zmiata z tronu Romanowów, zsyłajac ich do klaustrofobicznego więzienia na Syberii. Tam Tatiana znajduje pocieszenie w ramionach goracego patrioty, którego ratuje od smierci. Razem układaja smiały plan ratowania carskiej rodziny.

Została nabyta przy okazji, ot byłam w księgarni i nic innego nie było(naprawdę nic, a nic) a że Mama takie lubi to wzięłam i kupiłam. I tak przeczytałyśmy. Mama przeczytała z większym entuzjazmem…..

Jestem wielbicielem historii, zawsze fascynował mnie okres ostatnich Romanowów i zawsze jakoś się skuszę na pozycję o tym okresie, a później…. Skucha!!
Tak było z tą książką.

W skrócie, wielkim to opowieść o Tatianie, która sypia z mężczyznami niższego stanu, jest ostoją monarchii i ehhh… porażka. Naprawdę
nie ma co pisać. Naprawdę nie polecam

czwartek, 22 lipca 2010

Mansifield Park - 2007


Film na podstawie powieści Jane Austen. Fanny Price to dziewczyna pochodząca z ubogiej rodziny. W dzieciństwie została wzięta na wychowanie przez bogate wujostwo. W ich domu w posiadłości Mansfield Park jest jednak lekceważona, a jej kuzyni i przede wszystkim ciotka Norris wciąż podkreślają jej niższy status społeczny. Tylko Edmund – najmłodszy syn sir Thomasa jest dla niej życzliwy. Fanny wie, że jej jedyną szansą na godne życie jest bogate wyjście za mąż. Wuj pragnie wydać dziewczynę za londyńczyka Henry’ego Crawforda, jednak ona, zakochana w Edmundzie, nie chce o tym słyszeć.

Ta powieść Jane Austen nie ma szczęścia do ekranizacji. Już poprzednija bardzo daleko było do oryginału, właściwie była to jakaś mało-radosna improwizacja, ale plusem był Aleksandro Niviola, a tu nijak żadnego plusa dostrzec się nie dało, żadna postać, ani zahaczająca o wulgarną Fanny, ani przypominający Napoleona Edmund, nie porwali mnie w żadnen sposób a reszta postaci była tak bezbarwna, ze nawet z trudem sobie przypominam ich twarze.
Nic wiec pozytywnego z tej ekranizacji nie wyniosłam. I pozostaje czekać na kolejną.
Zdecydowanie odradzam.
Ta wersja poza ogromną iloscią bieganiny nie ma uczuć, nie ma magii spojrzeń, co moim zdaniem było w poprzedniej części i co spowodowało, ze dla tamtejszego Henryczka byłam gotowa skakać w ogień a te postacie tutaj ...

środa, 21 lipca 2010

"Szatan z siódmej klasy" - 1960


Adam Cisowski, nazwany przez kolegów "Szatanem", odkrywa system pytania profesora Gąsowskiego. Pełen podziwu nauczyciel zaprasza Adasia na wakacje do pałacyku swego brata Iwa, gdzie nikt nie potrafi wyjaśnić kradzieży drzwi. Adam przyjeżdża zwabiony nie tylko zagadką, ale przede wszystkim urodą Wandy, siostrzenicy profesora. Powieść Makuszyńskiego - po uwspółcześnieniu realiów - stała się podstawą scenariusza przygodowo-sensacyjnej opowieści, zachowującej i nastrój, i humor oryginału.

[opis dystrybutora dvd]


Adaptacja telewizyjna lektury, której akcja dzieje się przed wojną. Nakręcona w larach PRL-u. Nie mamy więc państwa Gąsowskich mieszkających w zapadającym się domku na Wileńszczyźnie, przecież w PRL-u nie ma kułaków, więc Pan Gąsowski nie jest właścicielem ziemskim, który zajmuje się matematyką(czyli nic nie robi), ale administruje zamkiem, byłych arystokratów a zamiast zapadłego domostwa mamy ogromny pałac, który jest remontowany.
Można dostrzec, jeszcze kilka smaczków rodem z socjalizmu, ale o wiele lepiej skupić się na postaciach i akcji.
Adaś, Profesor są świetni, jakby wyjęci z kart powieści. A Wanda, Wanda jest prześliczna, jako kompletny ignorant a na dodatek na obecną chwilę wróg zażarty „Czterech pancernych”(psa kocham) nie mogłam wiedzieć, że ta aktorka święciła tam tryumfy, Mamie za to wystarczył jeden rzut oka.
Owszem dziwnie się ogląda film, a konkretnie postacie, które wyobrażało sobie zupełnie inaczej, mimo, że aktorzy grający w tej ekranizacji nie są źli, są po prostu inni.
No i podobno jest nowa wersja…. I nawet jestem ciekawa… Wojciech Malajkat jako roztargniony profesor? To może być niezłe. Aczkolwiek na zdjęciu widziałam nowego Adasia… i tu już byłabym bardziej sceptyczna.

"Szatan z siódmej klasy" - Kornel Makuszyński


Dzięki niezwykłym zdolnościom psychologiczno-detektywistycznym Adaś Cisowski jest ekspertem w rozszyfrowywaniu skomplikowanych szkolnych zagadek oraz sekretów życia rodzinnego. Podczas wakacji na prośbę swego profesora Adaś z zapałem poszukuje skarbu w pewnym dworku. Przy okazji przeżywa mrożące krew z żyłach przygody, o jakich marzy każdy, i odkrywa... miłość.

[Nasza Księgarnia, 2005]

Połknięta w jedno popołudnie książka, zafundowała mi podróż do czasów szkolnych a pan Makuszyński nie zawiódł w żadnym punkcie. Po raz kolejny przeniosłam się do Bejgoły w sam środek dziwnych wydarzeń w dworku państwa Gąsowskich.
Powróciły wszystkie wspomnienia, ten humor, piękny język, napięcie emocje, oraz rodzące się uczucie pomiędzy Adasiem i Wandą.
Świat nie zginie dopóki nie zaginie pamięć o takich książkach. 
Ale pamiętam, że było mi bardzo smutno kiedy czytałam Sztana” pierwszy razem ciągle myślałam o tym, że ten sympatyczny Adaś nie nacieszy się zbyt długo młodością i światem, że jego uczucie do Wandzi nie zdąży na dobre rozkwitnąć, bo nad Polskę nadciągną czarne chmury i wszyscy tak szybko dorosną.

wtorek, 20 lipca 2010

"Zamówienie z Francji" - Anna J. Szepielak


Ewa to młoda fotograficzka, wciąż poszukująca swojego miejsca na ziemi. Pewnego dnia niespodziewanie dostaje od szefa świetne zlecenie, ma zrobić zdjęcia do folderu reklamowego kwiaciarni „ U Flory” w słonecznej Prowansji. Eliza - przyszła właścicielka kwiaciarni - zabiera ją do Francji i przedstawia swojej babce Konstancji, która rządzi wielopokoleniową rodziną według tradycji i zasad wprowadzanych od wieków przez kolejne dziedziczki. W ten sposób Ewa wplątana zostaje w historię starego rodu, w którym główną rolę zawsze pełniły kobiety…

... Otworzyła krem, nabrała na palec odrobinę nawilżającej substancji, spojrzała w lustro i zamarła z podniesioną ręką.

W zwierciadle zobaczyła siebie, jak co wieczór: bez makijażu, z nieco rozczochranymi jasnymi włosami i różowymi policzkami, lecz dziś zatrzymała wzrok na tej części swojej twarzy, której nigdy nie lubiła i która wpędzała ją w kompleksy przez całe lata – na swoich oczach.
Tylko że dziś zobaczyła coś, na co nie mogła zwrócić uwagi jeszcze wczoraj – z lustra patrzyły na nią niezwykłe, bystre, błyszczące wewnętrznym ogniem oczy prababki Aleksandra; zielone, kocie oczy czarownicy...

Przede wszystkim moje ukłony dla strony Zaczytanych za wzorową realizację zamówienia, książka dotarła w poniedziałek rano i natychmiast została zabrana do przeczytania.
I po pierwsze cieszę się, że zdecydowałam się na zakup, bo lektura bardzo mi uprzyjemniła dzień,. Zarzut jaki stawiam, ze zdecydowanie za mało, bo wcale mi się nie chciało opuszczać lawendowej Prowansji, oraz klimatycznego domostwa Pani Konstancji.
W opisie znajduje się, króciutkie streszczenie o czym książka jest. I mimo, że pozwala ono zorientować się co do treści książki to jednak w najmniejszym stopniu nie oddaje tego klimatu. Po prostu trzeba wziąć do ręki, otworzyć, dać się wciągnąć i doczytać :D
Mama się dopytywała co to jest… i w sumie trudno mi było powiedzieć, bo było jak na mój gust kilka gatunków, troszkę romansu, nieco wątku śledczego, obyczajowego, komediowego. Miejscami kojarzyło się z moim ukochanym „Szatanem z siódmej klasy” z kluczową rolą portretów(chociaż tutaj portret Pana Przodka był bardziej charakterny nić wielka Broda z Bejgoły).
I język mi się podobał, czysty, prawdziwie polski, bez neologizmów i parzących uszy wulgaryzmów, okazuje się, że można posługiwać się poprawną polszczyzną bez tych wszystkich wątpliwych walorów „ozdobników”.
Bardzo podobała mi się historia tej rodziny. Chyba wszystkim, którzy czytali „Cukiernię pod Amorem” spodoba się ta książka, dlatego bez mrugnięcia okiem polecam.
Autorka stworzyła bardzo ciekawych, wyrazistych bohaterów, każdy, którego poznajemy bliżej jest charakterystyczny, jedyny w swoim rodzaju. Seniorka starsza dama z charakterem, żyjąca wciąż przeszłością, rozpamiętująca pewne bolesne wydarzenie z czasów wojny. Z Babką zestawiona jest Eliza, która wciąga główną bohaterkę Ewę(młoda fotograficzka, która ma dosyć szkoły, oraz rozrywek związanych z edukowaniem młodego pokolenia[trudno się specjalnie dziwić]). Elwira ma po babce przejąć rodzinny biznes, ale obie panie, mają z lekka odmienne zdanie na temat sposobów zarządzania. Poznajemy bliżej jeszcze innych członków rodziny, jednak dla mnie bezsprzecznym faworytem jest ogrodnik(architekt krajobrazu dokładnie), który miał ciekawego nauczyciela od polskiego, więc teraz jego polszczyzna budzi uśmiech rozbawienia, kiedy buduje zdania spod znaku Trylogii, aby powoli ewoluować w polszczyznę kresową rodem Znad Niemna(Pani Orzeszkowa byłaby dumna). Bezapelacyjnie, może i Gerard nie jest główną postacią, ale jest rozbrajający. Normalnie marzenie, każdej beznadziejnej romantyczki.

A i marzyłaby mi się kolejna książka, tym razem w cześć historycznej, opisująca dzieje rodziny  Bo mam niedosyt

poniedziałek, 19 lipca 2010

Bardzo wakacyjny łańcuszek

Zostałam załańcuszkowana przez Kasię z achów i ochów książkowych
1.Do jakiego kraju, miasta chciałabyś pojechać zainspirowana lekturą?
na Bliski Wschód, czytam własnie ksiązkę w której są opisane podróże po Egiptach, Bałkanach i tamtych rejonach i marzy mi się też taka wycieczka z oglądnięciem tego wszystkiego.
2.Jakie jest Twoje ulubione miejsce do czytania na wakacje?
jak jest cieplutko to tylko ogródek,, a konkretnie pod czereśnią :D
3.Poleć mi jedną książkę do przeczytania na wakacje
Polecałabym "Na szlaku do Compostelli , bardzo polecam, taka wakacyjna o ucieczce od codzienności i szukania siebie...
4.Jaka jest Twoja najnowsza lektura? Co zaczęłaś czytać?
Własnie mi poczta dowiozła "Zamówienie z Francji" autorstwa Anny J. Szepielak. :)


do zabawy chciałabym zaprosić Klaudyna
oraz może Edith
i może jeszcze Anię

niedziela, 18 lipca 2010

"Gosposia prawie do wszystkiego" - Monika Szwaja


Świat otwiera przed nami nieograniczone możliwości - do takiego wniosku dochodzi bohaterka książki i ma rację. Aby jednak z nich skorzystać, trzeba być otwartym na ten świat, nie bać się zmian ani wyzwań, nie zasklepiać w utartych zwyczajach i poglądach. Trzeba iść do ludzi, nie zastanawiając się, co nam to da i czy aby ktoś nie zrobi nam krzywdy. No risk, no fun! Czy prawie-doktorantka, literaturoznawczyni, może z własnej woli zostać gosposią pracującą "po domach"? I to nie w Ameryce, ale u nas, w Polsce? Czy można mieć radość z pracy? Czy można pokochać kogoś o pięćdziesiąt lat starszego od siebie? Albo o pięćdziesiąt lat młodszego? Czy trzeba tkwić w związku z osobą, która uczyniła nam krzywdę? Zakres naszej wolności jest szerszy niż czasami chcemy to przyznać. Książka ta nie powstałaby, gdyby nie kilkoro moich Czytelników, których spotkałam na trasie autorskiej lub w Internecie. Oni poszerzyli moją wiedzę i podarowali mi wiele radości. Chciałabym te wartości przekazać dalej.

Jak leżysz w upalnym słońcu od czasu do czasu chce ci się zwlec aby opłukać się w wodzie, należy zadbać o odpowiednią lekturę. No chyba, ze dysponujesz trójką do tysiąca(i znajdziesz kogoś komu chce się pisać).
Dziś lektura była niezbędna… Wybór padł na książkę Szwaji(kolejną) wyniesioną z biblioteki(dzięki Bogu!!). te 340 stron przeleciały niepostrzeżenie a moja irytacja zalewała mnie równocześnie z falami upalnych promieni słonecznych(jak umrę na raka skóry dzisiejszy dzień się przyczyni).
Będąc onegdaj w księgarni polecano mi Szwaję, resztkami zdrowego rozsądku się obroniłam i dobrze zrobiłam, gdybym kupiła „Gosposię” byłabym się załamała.
Gdzieś czytałam, że Pani Monika dosyć późno zaczęła swoją przygodę z pisarstwem i nie ma czasu szukać własnego stylu. A skoro ktoś ma coś robić źle to lepiej niech nie robi. Tak mawia Tata(mój) i dla mnie to jest rada. Ja domyślam się, ze możliwe, że jednak ta „pisarka” ma swoje wierne grono czytelników, które mnie zlinczuję, ale nie poradzę nic, że czytając kolejną!!(nie czytałam tylko dwóch ze wszystkich wydanych) książkę, mam wrażenie, że czytam wciąż to samo, zmieniają się imiona, ale tak… w sumie to samo, te same zainteresowania, podobne sytuacje, oraz jedna wielka bajka.
Mało tego drażni mnie słownictwo, drażni mnie, że jestem zalewana kolokwializmami, po 4 książce przyswoiłam sobie. Tak! Pani Monika jest obyta z mową współczesnego człowieka, Mam, ja to wręcz przyswajam(jak to rzekł Hades w kreskówce „Herkules”).
Bohaterowie powieści obracają się w kręgach raczej „ę” i „ą”, raczej nie spotykam osób, które rzucają „wypasami”.


Oderwana od rzeczywistości bajka. Lekka i bez przesłania. Bo świat ma dla nas nieograniczone możliwości. He He jasne, jeśli mamy na koncie 75 tysięcy i pełny osprzęt. Pan Szwaja chce wbić w nas na siłę swoją filozofię życiową, z dobrodziejstwem inwentarza, ot chociażby ze swymi pasjami. Ja mówię. NIE. I o ile zastanawiałam się nad zakupem „Zupy z ryb fugu” to jednak będę czekała na bibliotekę. Szkoda mi pieniędzy na takie książki!

sobota, 17 lipca 2010

"Brzydka prawda" - The ugly truth 2009


Katherine Heigl i Gerard Butler wcielają się w parę głównych bohaterów tej wyreżyserowanej przez Roberta Luketica ("Legalna Blondynka") opowieści o szalonej wojnie płci. Abby (Heigl) jest cieszącą się powodzeniem producentką porannego programu telewizyjnego, która ma wielkie oczekiwania wobec mężczyzn. Mike (Butler) - szowinistyczny gwiazdor jej show – wie, że mężczyźni chcą tylko jednego. Aby rozstrzygnąć sytuację, Abby daje się namówić na pewien eksperyment i w swoim obiecującym, nowym związku postępuje według porad Mike’a, jednak nieoczekiwane konsekwencje tych poczynań są dla wszystkich zaskoczeniem.

Film o stereotypach. Kobiety są takie a faceci tacy.
Moje zdanie o komediach romantycznych znacie. Ale no cóż czasami trzeba oglądnąć nolens volens. Tak i tym razem zasiadłam przed ekranem w celu oglądnięcia ślicznej Katherine Helgi, znanej mi głównie z roli Izzie w Chirurgach, głównej roli we „Wpadce” oraz jakiegoś nowego filmidła, które reklamował plakat strasząc mnie codziennie w drodze do pracy. Nie można jej odmówić urody, zapewne dla wielu mężczyzn jest ideałem kobiecości, blondyna o posągowych kształtach, oczach zranionej sarny i momentami przytępawym wyrazie twarzy. Z przyczyn naturalnych mnie nie zachwyciła.
Był za to Gerard Butler, Upiór, Leonidas, lub romantyczny mąż z PS. Kocham Cię. Do wyboru do koloru. Tutaj gra faceta, którego w codziennym życiu co najmniej spoliczkowałaby kobieta, której zacząłby wciskać swoje szowinistyczne bzdury. Co najmniej spoliczkowała.
Ale gdyby bohaterka tak postąpiła. Tzn dała w pysk odwróciła się na pięcie i więcej się z nim nie zadawała to licho by wzięło całą fabułę. Tutaj bohaterkę ciągnie do wrednego gościa.
Mało tego na horyzoncie pojawia się idealne ciacho(aczkolwiek za Picowaty ten koleś).


I zacznie się historia stara jak świat. Mimo aktorskiego potencjału nie był to rewelacyjny film, aczkolwiek miło na nim czas spędziłam, nie męczyłam się i nie nużyło mnie to….
Za braku laku można naprawdę oglądnąć, bez nastawiania się na arcydzieło. Ot przyjemne patrzało.

"Diablica na balu debiutantek" - Linda Francis Lee


Dowcipna satyra na snobistyczne elity, po części romans, po części komedia obyczajowa, która zachwyca błyskotliwymi dialogami.

Carlisle Wainwright Cushing, młoda, mieszkająca w Bostonie prawniczka, zostawia narzeczonego i powraca w rodzinne strony, do Yellow Creek w Teksasie, by reprezentować swoją matkę w jej czwartej sprawie rozwodowej. Nieoczekiwanie na scenie gigantycznej awantury rodzinnej pojawia się reprezentujący drugą stronę konfliktu Jack Blair, jej dawny chłopak, którego porzuciła trzy lata wcześniej. Problemy mnożą się same, a prawdziwą wisienką na torcie jest zbliżający się bal debiutantek. Przed rodziną i miłością nie ma ucieczki..

[Albatros, 2010]

Kolejna książka tej autorki, którą czytało się wprost fenomenalnie w te upalne dni.
Również zostajemy wprowadzeni do sfer wyższych tym Ra razem jednak przewodniczką jest kobieta, która nie jest ideałem, tzn jest perfekcjonistką, ale daleko jej do Debiutantki Roku, tak właściwie to została Najgorszą Debiutantką. Wraca do Texasu by kolejny raz wyciągać swoją matkę z tarapatów. Toksyczna matka naznaczyła całe jej życie. Bardzo dużo czasu zajmie naszej bohaterce przewartościowanie swoich priorytetów.
Mamy również kolejna motylkową historie miłosną.
Autorka podarowała nam kolejną świetną lekturę na te dni z żarem lejącym się z nieba

czwartek, 15 lipca 2010

Cairo Time - 2009


Dowód, że dobrze zrobiony film o miłości nie potrzebuje wyuzdanych, czy pornograficznych scen, że miłość, fascynacja i zauroczenie mieszczą się w oczach, uśmiechu.

To historia kobiety w starszym wieku, która przybywa do Egiptu, aby spędzić urlop z małżonkiem, ten niestety pracuje dla ONZ i sprawy zawodowe zatrzymały go w strefie Gazy. Julię z lotniska odbiera jego znajomy, przystojny i bardzo taki arabski Tareq to z Nim Julia spędzi swój czas w Kairze, pozna obcą kulturę, rozwali Go w szachy, spełni swoje marzenia i…. zakocha się.


Film jest piękny! Niesamowicie klimatyczny wzbudza w człowieku takie pragnienie, rzucić wszystko i wyjść z domu. Ten szeroki Nil, który Juliette widzi z okna niemalże przyzywa w swą lazurową toń. Piękne były te zdjęcia, piramidy, wschody słońca, klimatyczne, ciasne uliczki, kobiety zakutane od stóp do głów noszące różne rzeczy na głowach.
Przepiękna była muzyka, współgrała ze scenami, wzmagała emocje, muszę ją skądś dorwać bo bardzo przyjemnie się słuchało.

A już szczególnie podobały mi się relacje między dwójką bohaterów, zderzenie się dwóch odmiennych kultur, światopoglądów, a jednocześnie pokrewieństwo dusz. Mimo, ze Ona ma męża a On złamane serce….. przepiękny film
Bardzo polecam

środa, 14 lipca 2010

"Diablica w Kulubie Kobiet" - Linda Francis Lee


Rozpieszczona, dwudziestoośmioletnia Fredericka Ware (dla przyjaciół Frede) należy do ekskluzywnego Klubu Kobiet w Willow Creek w Teksasie, elitarnej organizacji charytatywnej zrzeszającej damy z tzw. wyższych sfer. Podstawowy warunek przyjęcia do klubu to odpowiednie pochodzenie.

Kiedy jej przystojny mąż prawnik okazuje się pasożytem, którego jedynym zajęciem są niezliczone romanse i trwonienie majątku żony, Frede postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i odzyskać sprzeniewierzone pieniądze. Tylko jeden człowiek może jej w tym pomóc - Howard Grout, mieszkający po sąsiedzku adwokat, prawdziwy tygrys palestry, nielubiany przez elity, uważany za gbura i prostaka. W zamian za swoje usługi Grout żąda, by Frede wprowadziła do Klubu Kobiet jego żonę, swoją dawną szkolną przyjaciółkę.

Nieobyta Nikki, która nie odróżnia homara od krewetki, sprawi wiele kłopotów, zanim przeobrazi się w nadającą się na salony damę.


Pełna humoru powieść Lee to satyra na snobistyczne elity, po troszę romans, kryminał i komedia. Uwagę czytelnika przyciąga doskonale skrojona postać inteligentnej i przebiegłej Frederiki.

[Wydawnictwo Albatros, 2007]

Oto jest idealne czytadło na lato. Człowiek może się oddać lekturze i zasłużonemu relaksowi. Przy czym książka diabelnie wciąga. Dzień nie minął a ja już się z nią rozprawiłam, ale po kolei…
Główną bohaterką jest Fred. Poznajemy ją gdy jest na szczycie, jest piękna, bogata, pochodzi z świetnej rodziny, ma doskonałe maniery, umie się zachować i ubrać, oraz ma cudownego męża…
Tzn. ma to wszystko gdy ją poznajemy, bo zaraz tracie męża, majątek oraz nadszarpuje sobie jej reputację. Zdawać by się mogło, ze nie może być gorzej. Może. Chcąc odpłacić mężowi padalcowi za to co zrobił wynajmuje adwokata, któ®y nie należy do tzw dobrych kręgów a on jako honorarium chce aby wprowadziła jego żonę do prestiżowego Klubu Kobiet.
I tu sprawa się komplikuje, Nikki żona Howarda – adwokata to dawna koleżanka Ferd`ie, która ma pociąg do tandety ekstrawagancji, wprowadzenie jej do towarzystwa pań o subtelnych gustach, wielbicielek skromnego bężu, pereł, oraz mających konserwatywne zasady co wypada a co nie nosić, gdzie, kiedy i z jakiej okazji, zapowiada się na kompletną klapę, a to nie wszystko co nas czeka w trakcie.
Interesująca podróż po domach wyższych sfer, ich zasadach. A także fascynująca i emocjonująca historia miłosna.
W sam raz na lato!

wtorek, 13 lipca 2010

"Trzeci anioł" - Alice Hoffman


Pełna magii i zaskakująco świeża opowieść o życiu trzech kobiet, które obdarzyły miłością niewłaściwego mężczyznę.

Nieustępliwa Madeline Heller wbrew sobie zakochuje się beznadziejnie w narzeczonym siostry; przebojowa Frieda Lewis staje się muzą spalającego się szybko gwiazdora rocka; piękna i uparta Bryn Evans szykuje się do ślubu z Anglikiem, podczas gdy wciąż pozostaje pod urokiem swego byłego męża ze Stanów. W centrum wszystkich wydarzeń tkwi Lucy Green, obwiniająca się o tragiczny wypadek, którego świadkiem była, mając dwanaście lat, i przez cztery dekady szukająca "trzeciego anioła" w nadziei, że przywróci jej utraconą w dzieciństwie wiarę.

Powieść "Trzeci anioł", wspaniale oddająca klimat serca Londynu i przypominająca wehikuł czasu, to zadziwiająca historia o wyjątkowej, alchemicznej naturze miłości.

[Sonia Draga, 2010]

Ukochana autorka Ameryki, taką notkę przeczytałam na skrzydełku tylnej okładki. Książka o klimatycznej szacie graficznej(piękne odcienie błękitu, szafiru) coś cudownego.
Więc poczęłam czytać. I strasznie męczyłam tą książkę.
No ale nic obiecałam sobie dotrwać do końca.
Ta książka to kilka historii kobiet. Centrum tych wydarzeń jest londyński hotel który staje się często główną areną wydarzeń.
Naprawdę męczyłam się bardzo, nic mnie nie porwało, ani jedna historia, bo zanim się wciągnęłam w jedną ona się kończyła i przechodziła w drugą.
Ogólnie nie polecam

"Wciąż ją kocham" - Dear John 2010


John Tyree, żołnierz elitarnych "zielonych beretów", podczas przepustki odwiedza swego ojca w Karolinie Południowej. Przypadkowo spotyka na plaży Savannah Curtis, spędzającą w domu ferie wielkanocne. Choć pochodzą z różnych światów, ona jest pełną ideałów studentką z bogatej rodziny z Południa, on zamkniętym w sobie samotnikiem, kiedy poznają się, budzi się w nich wzajemne czucie. Odnajdują nawzajem coś, czego im brakowało, chociaż wcześniej nie zdawali sobie z tego sprawy. Kiedy John musi wracać do jednostki, a Savannah do college'u, obiecują sobie, że będą kontynuować znajomość listownie. Wkrótce okazuje się, że John musi dłużej zostać za granicą. Savannah martwi się o jego bezpieczeństwo, on jest rozdarty pomiędzy służbą a pragnieniem życia z ukochaną. Nieoczekiwany powrót Johna do domu w wyniku nagłej tragedii wywołuje emocjonalną burzę, podczas której młodzi kochankowie muszą przekonać się, czy ich miłość przetrwa.

Po upalnym pracowitym dniu postanowiłam odprężyć się przy jakimś filmie. Wybór padł na „Wciąż ją kocham” ekranizacja nieznanej mi powieści Sparksa(którego ostatnio przestałam nawet tolerować).
I mam zgryza co napisać. Bo nie powiem, że film mi się definitywnie nie podobał, bo tak nie jest…
Podobał mi się i to bardzo ojciec Głównego bohatera, jego pasja sposób gry. Podobały mi się problemy przedstawione w filmie, choroba, konflikt między pokoleniowy, wybór mniejszego zła.
Natomiast jakoś chyba nie byłam w nastroju romansidłowym po prostu…
Chociaż jak tak się zastanawiam to nie wiem czego od tego filmu chcę, jest ładny wizualnie, aktorzy również, jest na kim(czym) oko zawiesić. Jest rozstanie, trudne wybory, trudne sytuacje.
Wszystko czego chce niewiasta od filmu o miłości 
a i po prostu brawa za polskie przetłumaczenie tytułu :|
Może i po książkę sięgnę ?

niedziela, 11 lipca 2010

!!!!!

iSomos Campeones del Mundo!


idę ómierać!!

sobota, 10 lipca 2010

"Na szlaku do Compostelli" Hape Kerkeling


Hape Kerkeling, niemiecki komik, mobilizuje się i ochoczo zmienia się w wędrowca. Czeka go sześć tygodni marszu legendarnym Szlakiem Jakubowym. Kerkeling odkrywa obce rejony, poznaje zarówno tuziemców, jak i współczesnych pątników, ich rytuały i osobowości. Opisuje uroki każdego etapu wędrówki, doświadcza samotności i ciszy, wycieńczenia i wątpliwości, ale również gotowości do niesienia pomocy.

Pielgrzym czyta książkę o Pielgrzymce.
Niestety nie miałam jeszcze okazji przejść słynną „Camino de Santiago” ale jestem Pielgrzymem, przygotowującym się właśnie do kolejnej pielgrzymki. A jako hiszpanofiil, oraz z sentymentem odnosząca się do Camino de Santiago zbieram wszystko co na polskim rynku(ubogim nieco) ukazuje się o pielgrzymowaniu do Grobu Apostoła.
Na pewno nie jest to książka dobra przed kolejną pielgrzymką odbierała mi na początku siły o ochotę na wyjście z domu, na odpowiedzenie na zew pielgrzymowania, przypomniała upał, skwar, chłód i deszcz. Wszystkie niewygody, naciągnięte ścięgno, bąbelki i odciski. Przypomniała mi dlaczego w trakcie zapierałam się, że w życiu nie pójdę bo chwalę sobie bycie człowiekiem normalnym, bez masochistycznych zapędów.
A gdy doczytałam do końco przypomniałam sobie te inne momenty, dlaczego chcę iść znowu, dla tej satysfakcji dojścia, ucałowania ziemi, łez wzruszenia oraz radości z odpoczynku….
Realistycznie napisana książka jak naprawdę się pielgrzymuje i w trakcie marszu odkrywa najprostsze a jednocześnie najważniejsze prawdy., Autor jest komikiem wiec jest to jednocześnie zabawna książka.
Moja Mama miała tym większy ubaw, że jak wspomina czytając myślała o mnie, bo moje opowieści były identyczne….

Może to jest myśl, może powinnam napisać, bardziej na poważnie coś o moich pielgrzymkach zamiast tych błazeńskich historyjek.


Naprawdę polecam… „Pielgrzym:” to przy tym kiepski Pikuś. Pan Pikuś ;)

piątek, 9 lipca 2010

"Ostatni mazur" - Andrew Tarnowski


Jak blisko jest Andrew Tarnowskiemu do Mickiewicza? "Ostatni mazur", jak "Ostatni zajazd na Litwie", przedstawia zmierzch pewnego świata.

Tarnowski opowiada o polskiej przedwojennej arystokracji, opisując XX-wieczne dzieje swojego rodu i rodzin z nim skoligaconych. Na historię życia tych niedostępnych ludzi składają się nostalgiczne wspomnienia autora z dzieciństwa, zapamiętane opowieści jeszcze dalej sięgające w przeszłość rodu czy korespondencja rodzinna. Wizerunek, jaki się wyłania, daleki jest od ideału: pod pozorami miłości i rodzinnej lojalności kłębią się nieokiełznane namiętności, zdrada i rozpad więzi. Autor nikogo nie wybiela ani nie usprawiedliwia. Dąży do przedstawienia prawdy, czasem gorzkiej i niewygodnej. Opisuje rodzinne dramaty i zawirowania na tle wydarzeń, które wstrząsnęły światem.

W czasie II wojny światowej członkowie rodziny rozpierzchli się po całym świecie: jedni uciekali przez bezdroża Rumunii i Jugosławii, inni czekali na koniec wojny we Francji, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii. Tam też rodzina Tarnowskich osiadła na stałe.

[W.A.B., 2008]


Kolejna lektura, która wylądowała w torbie mając za zadanie umilenie mi podróży oraz oczekiwanie na otwarcie miejsca gdzie odbywam praktyki. Cel po części spełniła… tylko, że połknęłam ją w przeciągu jednego dnia. Kolejna książka podróżna tak kończy!!
A ta jest zaiste niezwykła. Do mojego domostwa przybyła jako prezent(najprawdopodobniej na dzień Matki) Mama była zauroczona, więc to Ona mi poleciła i zabrałam książkę z półki oraz zaczęłam czytać w autobusie… i wsiąkłam. Nie usnęłam(mimo ogromnego zmęczenie) dopóki nie przeczytałam do końca…

Tym ciekawsza jest to książka dla ludzi z Podkarpacia, gdzie nazwy miejscowości nie są abstrakcyjne, ot do Rudnika jeździłam na mecze(jak byliśmy w niższej lidze), tam też również odbywają się turnieje piłki halowej. Dzików, dziś dzielnica Tarnobrzega, nawiedzona dwukrotnie w tym roku przez powódź, parę lat temu będąc w Tarnobrzegu na OM-ie zabrano nas właśnie do tego parku wtedy było to smutne miejsce, pamiętam, ze byliśmy tam w Poście i w tym przedwiośniu budynek był szary i zaniedbany, bodajże jeszcze wtedy mieściła się szkoła…

Wszystko to takie znajome, swojskie…
Cała historia jest niemalże scenariuszem filmu, miłość, zdrady, romanse, niebezpieczeństwo. Jednak mogę zrozumieć dlaczego autor został wykluczony ze Związku Rodziny Tarnowskich. Otóż moimi refleksjami było święte oburzenie na degenerację arystokratów. Owszem autor umieszcza wiele świadectw dobrego serca, tego jak krewni jego pomagali, byli filantropami, wzorem tolerancji. No opis wszelakich cnót. Ale jednak nie sposób zaprzeczyć ogromnemu wyzyskowi który można bez problemu porównać do niewolnictwa w USA. Byli ponadto ludźmi zepsutymi, którzy za nic mieli jakiekolwiek więzy boskie czy prawne, czuli się bogami.
Autor odkrywa i opisuje wiele faktów bezdyskusyjnie kompromitujących rodzinę.

Dla czytelnika jest to łakomy kąsek, zwłaszcza jeśli lubi się takie rodowe historie z wojną i namiętnościami….

Przedstawiono nam korowód różnych postaci, które żyły naprawdę i są do bólu autentyczne, budzą sympatię, ale niektóre także irytację i gniew….
A wiadomo ocena jest sprawą indywidualną.

Naprawdę bardzo polecam w książce umieszczono czarnobiałe fotografie, które dodatkowo nadają klimatu i przenoszą nas w dawne czasy
Świetna opowieść o czasach niemalże z bajki, które odeszły (nie)stety. Tutaj też odpowiedź sprawa indywidualna.

wtorek, 6 lipca 2010

"Cukiernia pod Amorem" - Małgorzata Gutowska-Adamczyk


Podczas wykopalisk na rynku w Gutowie archeolodzy dokonują niezwykłego odkrycia. Wzbudza ono zainteresowanie córki właściciela cukierni Pod Amorem. Czy Iga rozwikła dawną rodzinną tajemnicę? Czy przepowiednia sprzed wieków naprawdę się spełniła?

W poszukiwaniu odpowiedzi prześledzimy fascynującą historię rozkwitu i upadku jednego z najświetniejszych mazowieckich rodów.

"Zajezierscy" to pierwsza część trzytomowej sagi o Gutowie.

Autorka opisuje losy kilku pokoleń kobiet (i ich mężczyzn) w malowniczej scenerii dziewiętnastowiecznych dworków oraz współczesnej prowincji. Znakomicie oddaje koloryt epoki, zarówno jeśli chodzi o realia życia codziennego, jak i przełomowe wydarzenia historyczne. Przeplata przeszłość z teraźniejszością, tworząc niepowtarzalną opowieść o silnych kobietach, ich marzeniach i namiętnościach oraz wytrwałym dążeniu do wyznaczonych celów.

[Nasza Księgarnia, 2010]


Trochę się tej książki obawiałam. Kilka powodów było, primo moja Mama się zainteresowała nią a ja ostatnio coraz mniej ufam Mamie w książkowych polecankach, secundo i chyba najważniejsze było iż w niektórych stronach okrzyknięto książkę następcą sławetnego „Rozlewiska”. Rozlewisko było dla mnie traumą, więc trudno się dziwić, że sceptyczna byłam. Kiedy jednak skończyłam Browna poszukiwałam lektury podróżnej(nie jakiejś ambitnej i przygnębiającej). Wzięłam zdjęłam z półki i o Mamo. Ładna mi lektura podróżna, którą połknęłam w dwa dni i znów muszę rozważać co jutro włożę do torebki.

Książka z którą „Cukiernia” mi się kojarzy to „Panny i wdowy” przy czym korzyść bezsprzecznie na rzecz „Cukierni”. Fenomenalna wprost saga, która wciąga od pierwszych stron i rzuca nas w wir historii. Pisana pięknym językiem z dbałością o realia(koronkowa robota doprawdy). Poznajemy wielu, wielu bohaterów razem z nimi uczestniczymy w codziennych smutkach i radościach. Takie życiowe, zazwyczaj na beczkę soli przypada łyżeczka miodu. Wiele smutnych historii się dzieje i prawdą jest, że przeszłość wraca, zawsze.

Nie jest to książka przygnębiająca, czyta się ją wprost fenomenalnie i mimo iż pracuje mi się radośnie i dobrze nie mogłam się doczekać, kiedy w robocie się pożegnam i siądę na przystanku poczytać.
Bez najmniejszego mrugnięcia okiem, całkiem szczerze polecam!!

I razem z Mamą dołączamy do oczekujących kolejnego tomu 

poniedziałek, 5 lipca 2010

House M.D - Sezon szósty zakończony


Świat medycznych sekretów doktora House'a, najbardziej fascynującego bohatera seriali o lekarzach. Gregory House genialny lekarz, nie ma sobie równych w diagnozowaniu objawów, nie wyjaśnionych wcześniej przez innych lekarzy. W wyniku błędnego zdiagnozowania zawału mięśnia czworogłowego uda, House chodzi o lasce. Z tego też powodu cierpi na przewlekły ból. By go złagodzić zażywa Vicodin, środek przeciwbólowy na bazie opium, od którego jest uzależniony choć się do tego nie przyznaje. Wspólnie ze swoim zespołem stawia czoła każdemu wyzwaniu i jest w stanie rozwiązać każdą zagadkę medyczną, przed którą skapitulowali jego koledzy po fachu.


Jakoś tak w tym roku nie po drodze było Mo z serialem House M.D. Teraz właśnie nadrobiłam końcówkę i… mam bardzo mieszane uczucia. Po pierwsze uważam, że szósty sezon był najzupełniej zbędny. To nie jest gatunek serialu, który można nadmiernie rozciągać, opierał się bowiem na nowatorstwie, oryginalności, oraz co tu dużo kryć osobie Grega, oraz jego specyficznym układzie z Cuddy. Dwa pierwsze sezony oglądałam z ogromną przyjemnością, później było już tylko gorzej. Szósty sezon to już moim zdaniem flaki z olejem i pewnie dlatego nie oglądałam bo się nudziłam. Ostatni odcinek, ostatnie momenty, były … takie… no dziwne, bo niby tyle się na nie czekało, ale i tak gdzieś jest przekonanie, że to zepsują

sobota, 3 lipca 2010

"Zagioniony symbol" - Dan Brown


Robert Langdon, bohater "Kodu Leonarda da Vinci", powraca, by w Waszyngtonie tropić sekrety loży masońskiej!


"W 1991 roku w sejfie dyrektora CIA umieszczono dokument, który spoczywa tam bezpiecznie do dziś. Tajemniczy tekst zawiera wzmianki o pradawnym portalu i nieznanym miejscu znajdującym się pod ziemią". Tymi słowami rozpoczyna się "sequel" najsłynniejszej, najbardziej kontrowersyjnej powieści XXI wieku. Książki, na którą czytelnicy musieli poczekać aż 6 lat! Jej bohater, historyk i badacz symboli Robert Langdon, wkracza w świat sekretów masońskiego Waszyngtonu i zaginionej ezoterycznej mądrości.

Robert Langdon zostaje niespodziewanie wezwany do Waszyngtonu, aby na prośbę swojego przyjaciela i mentora Petera Solomona, prominentnego członka loży masońskiej, wygłosić odczyt na Kapitolu. Kiedy dociera na miejsce, okazuje się, że zaproszenie było starannie przygotowaną pułapką. Na wieczór nie zaplanowano żadnego odczytu. Pośrodku historycznej Rotundy ktoś umieścił odciętą dłoń Petera z wytatuowanymi symbolami i masońskim pierścieniem. To mistyczne zaproszenie do zaginionego świata skrywającego tajemną wiedzę. Chcąc uratować porwanego przyjaciela, Langdon musi przyjąć zaproszenie i odnaleźć starożytny portal położony gdzieś na terenie miasta. Ma na to zaledwie kilkanaście godzin. W przeciwnym razie Solomon zginie.

Rozpoczyna się szalony wyścig z czasem. Robert podąża tam, dokąd prowadzą go zaszyfrowane wskazówki: przesłanie ukryte w kwadratach magicznych, w "Melancholii" Albrechta Dürera, słynnej rzeźbie Kryptos zdobiącej siedzibę CIA i na gigantycznym białym obelisku upamiętniającym prezydenturę George'a Waszyngtona. Do tajemnych komnat i świątyń znajdujących się pod jednym z najpotężniejszych miast świata. Do miejsc, które skrywają prastare sekrety loży masońskiej i tajemnice, jakich wielu wolałoby nie ujawniać...


Dan Brown, współczesny pisarz amerykański z dorobkiem pięciu powieści, jest bez wątpienia najpopularniejszym autorem naszych czasów. Umiejętność łączenia teorii spiskowych z talentem do konstruowania skomplikowanych zagadek i intryg zjednały mu rzesze czytelników na skalę nieznaną dotąd we współczesnej literaturze. Jego najsłynniejsze, zekranizowane powieści to "Anioły i demony" (2000) i "Kod Leonarda da Vinci" (2003) - wydany w kilkudziesięciu językach, sprzedany w ilości sięgającej 80 mln egzemplarzy i okrzyknięty "thrillerem wszech czasów". Napisał także "Cyfrową twierdzę" i "Zwodniczy punkt". Najnowszy thriller Browna, "Zaginiony symbol" ukazał się we wrześniu 2009 w pierwszym nakładzie wynoszącym aż 6,5 mln egzemplarzy.

Dan Brown jest absolwentem Amherst College i Phillips Exeter Academy, byłym wykładowcą literatury angielskiej i scenopisarstwa, a z zamiłowania muzykiem.

[Sonia Draga; Albatros, 2010]

Pan Brown ma zapewne stałe czytelnicze grono. Grupę osób, które na jego książki czekają z zapartym tchem oraz wypiekami. Ja niestety nie należę do tego grona(lub stety). Głośno zapowiadany kolejny hit Browna „Zaginiony symbol” służył mi(dosyć krótko) za lekturę podróżno, a to pojechanie na stancję w celu ostatecznego zlikwidowania lokum a to te pierwsze dwa dni praktyk i czasu oczekiwania na rozpoczęcie tychże.
Sam początek mnie zdenerwował. Przyznaję się bez bicia, że przeczytałam wszystkie książki Browna i mnie wkurza schematyczność, przewidywalność. I tak jest od samiuteńkiego początku. Jeśli to ma być Twoja pierwsza książka autora(no góra druga) będziesz się pewnie dobrze bawić. Ja nie mogłam. Bo tak gdzieś w połowie zorientowałam się w zakończeniu. Wszystko do bólu przewidywalne.

Gdybym dała za tą książkę 50 złotych chyba bym się zapłakała, na szczęście dostałam ją z biblioteki i w ten sposób mogłam się kolejny raz przekonać, że Dan Brown przebrzmiał już. Chociaż pamiętam, jak bodajże w pierwszej Liceum zaczytywaliśmy się całą niemalże klasą…

Zacznijmy jednak od początku (postaram się nie zdradzać za bardzo fabuły, ale może mi nie wyjść). Profesor Langdon staje u progu największej tajemnicy masonów. Nie, nie pomyliłam wątków, to nie jest „Skarb narodów” a kolejna powieść pana Browna. Słynny profesor z nieodłączną Myszką Miki na zegarku, mimo znanych nam kilku niebezpiecznych przygód, oraz upływu lat, nie nabiera ani krzty rozumu i nadal daje wywodzić się w pole jak tylko chcą Ci „źli”. Czasami aż cos krzyczało we mnie „człowieku ocząśnij się, przecież na oko to śmierdzi”. Ale nie profesor zna się tylko na symbolach. Do innych rzeczy rozumu nie używa.
Mamy również organy ścigania ;) schemat identyczny jak w „Kodzie”
Peter i siostra…. W sumie postaciowo nic szczególnego.

Najlepsza jest postać psychopaty… nic nowego… ciekawe czy odgadniecie kim jest naprawdę :P Ja zorientowałam się(ale przyznam, ze nie byłam do końca pewna) w scenie pogoni w ogrodzie-retrospekcji.

Mamy jeszcze jednego wkurzającego bohatera. Amerykę i jej cudowny postęp tolerancję.

Eh moja wytrzymałość była wystawiona na ogromną próbę :P