Zimowa noc, nad skańską równiną szaleje śnieżyca. Joel Lindgren dostaje telefon. Słyszy głos swojego ojca, Mårtena, z którym nie miał kontaktu od dwudziestu lat. Joel nie potrafi zlekceważyć tej rozmowy, więc wyrusza przez zamieć do rodzinnego miasteczka Tomelilla, gdzie mieszka Mårten. Znajduje go wiszącego na haku pod sufitem. Na ścianie widnieje napis namalowany czerwoną farbą: Ghadab Allah – Gniew Boga. Mårten Lindgren zwrócił na siebie uwagę opinii publicznej kilka lat wcześniej, gdy na swoim obrazie przedstawił proroka Mahometa pod postacią świni. Według wszelkich poszlak teraz przyszło mu zapłacić za swój czyn. Kiedy policja zatrzymuje podejrzanego o zabójstwo, inspektor kryminalna Fatima al-Husseini zostaje wyznaczona do prowadzenia przesłuchań. Jej spotkania z fanatycznym Osamą al-Dinem przeradzają się w psychologiczne starcie o to, czym jest prawa i kłamstwo, a czym dobro i zło. Więzy krwi, od których Joel całkowicie się odciął, dają o sobie znać. Kim właściwie był jego ojciec, którego przez całe życie tak nienawidził? Krętaczem, przemytnikiem, niewydarzonym artystą? Im więcej się dowiaduje, tym mniej rozumie. Czy prawda jest tylko jedna, czy może istnieje ich więcej? Jedyna prawda zabiera nas w mroczny, zimowy i surowy krajobraz południowej Szwecji, pełen osobliwych postaci, gdzie napięcie kipi pod powierzchnią, a tęsknota i bezbronność ludzi stają się wręcz namacalne.
Długo leżała na półce „Jedyna
prawda” nim sobie o niej przypomniałam. Obwiniam za to pracowa papiery, które
ją niemalże pogrzebały. Podświadomie bałam się również tej powieści. Czytałam o
niej sporo pełnych sceptycyzmu opinii, a mało kto chce czytać książkę
podejrzewając, że jest słaba. Ale nabrała w końcu mocy urzędowej i zaczęłam ją
czytać. Kocham skandynawskie kryminały za ten klimat. Nie mogłam też lepszej
pory wybrać, wczoraj gdy wracałam do domu sypał gęsty śnieg i drogi były białe.
Wypisz wymaluj jak w książce.
Pewnej nocy, podczas burzy
śnieżnej zostaje zamordowane Marten Lindgren, wszystkie znaki na ziemi i niebie
wskazują, że zabił go jakiś ekstremista islamski, bowiem Marten zdobył „sławę”
jako malarz, który namalował proroka Mahometa pod postacią świni co oburzyło
cały islamski świat. W wyjaśnienie tej sprawy angażuje się Fatima – policjanta,
wierząca muzułmanka. Cała sprawa bezpośrednio dotyka syna Martena Joela, który
przed laty uciekł od ojca, teraz wrócił, ale unikał jak mógł ojca, ale w noc
zabójstwa udaje się do jego domu ze strzelbą i siekierą. Czy jego wersji
wydarzeń można wierzyć? Na jaw wychodzą coraz to nowe fakty z życia mieszkańców
miasteczka, a także policja dowiaduje się o planach islamskich terrorystów. Czy
sprawy są w jakiś sposób ze sobą powiązane?
Mi książka się spodobała, czytało
mi się ją bardzo dobrze i bardzo szybko(około doby wliczając w to liczne
wyjścia i sporo snu). To kolejny kryminał poruszający problem zalewającego nas
islamu i zagrożenia terrorystycznego ze strony radykalnych wyznawców tej
religii, zapewne więc osoby sympatyzujące z islamem, uważające że bomby,
zamachy to bajka o złym wilku mogą uważać książkę za stek kłamstw i próbę
zdyskredytowania religii. Moim zdaniem książka jest wyważona. Autor nie zanudza
nas tematem, nie snuje wielostronicowych wywodów na temat islamu. Plus!!
Ciekawym jest motyw z synem
powracającym po latach, życie w domu rodzinnym było traumą, uciekł w świat,
gdzie życie też go nie rozpieszczało, rozstał się z żoną i wrócił w rodzinne
strony. Dlaczego? Czy czytelnik, po sposobie w jaki myśli o ojcu, po
wspomnieniach jakie przywołuje, nie ma prawa podejrzewać, że oto przybył, by
wyrównać rachunki?
Muzułmanka Fatima w służbie
niewiernych. Też ciekawy wątek, moim zdaniem, najbardziej tajemniczy i tylko
muśnięty, ale wiadomo że nie można w kryminale rozłożyć każdej postaci na
czynniki pierwsze, bo brakłoby miejsca na zagadkę. Gdyby to była seria powieści
w których Fatima śledzi zbrodnie, wtedy co innego.