Zrobiłam
spore zapasy lekkich romansów. I tak, nadal mam rozgrzebane trzy książki, ale
dziś mam wolny wieczór, może którąś podgonię. Słyszałam dużo o powieściach Any
Huang. Widziałam reklamy Władcy gniewu, ale długo się broniłam, do
czasu, aż wyszedł drugi tom no i pękłam. W tej książce miałam mieć mój ulubiony
motyw hate-love plus aranżowane małżeństwo i wyższe sfery. Jeśli
szukacie książki na plażę, czy na letnie polegiwanie – to moim zdaniem to
będzie najlepszy wybór.
Mam
już rozgrzebane trzy książki, ale wybierałam się najmilsi do fryzjera, a tam
nie ma atmosfery do książki o genach, książki o ciężkiej chorobie. W sumie
atmosfera byłaby dobra do felietonów o czytaniu, ale pomyślałam o tym dopiero
teraz. A jako, że ostatnio wciągnęła mnie trylogia Mony Kasten, to poszłam za
ciosem, bo seria Begin again leży u mnie w domu zawstydzająco długo. No
i nie oszukujmy się, znowu chciałam się tak zaczytać. I to był doskonały wybór.
Czas na lekturze pierwszego tomu tej serii płynął mi błyskawicznie i znowu, nie
chciałam odkładać książki.
Dawno
nie zdarzyło mi się zaczytać do czwartej w nocy, dawno nie odstawiłam swojego
życia na boczny tor by czytać. Seria Mony Kasten to był przypadkowy zakup,
chociaż już kiedyś nad nią myślałam. Cieszę się, że uznałam, że warto słuchać
intuicji. A dodatkowo uznałam, że nie warto czekać to zaaplikowałam sobie
świetną lekturę na ten najbardziej piekielny weekend tego lata(serio, jeszcze
jeden taki dzień i wyzionę ducha). Mam wielki sentyment do trylogii, ale taka
jest prawda, że rzadko są pisane od pierwszego do ostatniego tomu na równym
poziomie. Czy ta seria jest wyjątkiem?
Nie
pamiętam kiedy miałam tak, że wsiąkłam jakąś serię, że łykałam tom za tomem jak
nałogowiec. Po lekturze tomu pierwszego, od razu wyszarpnęłam ze stosu tom
drugi i zostawiłam cały świat za sobą. Tom pierwszy kończy się takim
clifhangerem, że nie umiałam się powstrzymać, a jak zaczęłam czytać dwójkę, to
nie mogłam się oderwać. Byłam ciekawa co się stanie, że powstał trzeci tom, czy
autorka będzie tworzyć jakieś wydmuchane dramaty, czy trzeci tom będzie o
innych bohaterach, czy może wydarzy się coś druzgoczącego? Wcześniej uważałam,
że zaczynając tom pierwszy należy mieć blisko tom drugi, teraz jestem
przekonana, że należy mieć skompletowaną całą serię. I zaczynam się
zastanawiać, gdzie mam schowaną poprzednią serię autorki, którą ongi wygrałam,
ale nie czytałam, tylko czy moje oczy wytrzymają taki maratom?
Wiecie
jak to jest ze smartem na allegro, wpada Wam w oko książka, ale wiadomo że nie
kupicie jednej płacąc za wysyłkę, zaczyna się szukanie co by tu dobrać, no i
tak przeglądam tytuły, dopytuję moją Irenę czy poleca, bo ona ma świetne
rekomendacje romansów no i nabyłam trzy tomy od razu, chociaż ślubowałam sobie,
że więcej tak nie zrobię. Nie kupię z góry całej serii, ale kochani, to obok
zrobienia klimy w aucie była najlepsza decyzja ostatnio. Właśnie skończyłam tom
pierwszy i nie ma nic lepszego niż świadomość, że mam wolne, chodzi wiatrak,
obok kawy zaś leży tom drugi. W taki upał tylko czytać w cieniu.
Powieści
Jojo Moyes to książki, które kupuję niejako z automatu. Czytałam spod jej pióra
naprawdę świetne powieści, Zanim się pojawiłeś to książka o mocnym
przesłaniu, aczkolwiek nader spłyconym przez film. Od pewnego czasu książki
Moyes kurzyły się, bo owszem kupowałam nowe powieści, ale z czytaniem było tak
sobie. Jakiś tytuł też mnie literalnie wynudził i osłabł mój zapał. Dlatego do
słoiczka z trupami trafiło nazwisko Moyes, uznałam, że po prostu zacznę czytać
książkę, którą mam najbliżej. I padło na Muzykę nocy. Widocznie rok 2024 jest
rokiem w którym książki z motywem śmierci są stale obecne.
Uwielbiam
książki Ali Hazelwood, kiedy zobaczyłam, że wychodzi jej debiut to się
napaliłam. Jednak byłam bardzo wstrzemięźliwa i najpierw wzięłam się za moją
listę, ale w końcu się złamałam. Do tej pory Ali pisała świetne powieści w
świecie akademików, a tutaj miała być powieść oparta na motywie gry w szachy,
co po Gambicie królowej jest świetnym pomysłem, a nie widziałam, żeby Szach-mat
zrobił jakąś furorę w sieci, a ja przepadłam. Widać, że to debiut, ale widać
wszystkie elementy, które sprawiły, że jej książki tak wciągają. Mnie ta
powieść wciągnęła tak, że ograniczyłam sen do minimum, bo nie chciałam
wychodzić z tego świata.
No
i proszę rzutem na taśmę trup z czerwca ostatni. Książkę nabyłam bo Tosia
chwaliła. To przeważyło szalę i proszę, Tosia czytała z sześć lat temu i teraz
ja się dołączyłam. Ujęła mnie okładka, jest prosta i bardzo ładna – stylowa.
Jakoś nigdy nie byłam fanką tematu polowania na czarownice, bo przeraża mnie
zabobon, strach który przemienia się w lincz, przeraża mnie jak inność stawia
pod pręgierzem. Książka jest oparta na faktach, chociaż sama historia jest
beletryzowana.
W
tym roku moje stosikowa losowanka musiała chwilę poczekać. Tym razem los
postawił na Gdzie poniesie wiatr, uwielbiam książki Hannah i kupuję
każdą, ale każda musi chwilę poczekać. Tę nabyłam już jakiś czas temu, może
trzy, może dwa lata temu i jeszcze leżała na zapomnianej półce. Opis okładki
intryguje, bo temat Kryzysu w USA, wątek pustynnienia Wielkich Równin jest mało
znany w Polsce. Chyba gdzieś słyszałam o tym temacie w jakimś programie
historycznym. A tutaj będziemy mieli to wszystko z perspektywy kobiety, a te –
wiadomo – nigdy nie mają lekko.
Dobiega
końca czerwiec a ja dopiero uporałam się z pierwszym trupem tego miesiąca.
Dokładnie pamiętam kiedy i dlaczego kupiłam Muzeum luster, to wszystko
wina Bartka, bo On mi pokazał serię Poszukiwacze i dał znać, że Luis
Montero napisał nową książkę. Nawet zaczęłam czytać, chociaż okładka bynajmniej
nie kojarzyła mi się z Madrytem, a z nazizmem, budynek, ale megalomańskie sny
Hitlera i flaga. Zaczęłam czytać, bo ksiązka była założona najśliczniejszą
pocztówką świąteczną, w kształcie świątecznych kamienic. No bajka. Bajką nie
był początek książki bo dosyć mnie znużył i odłożyłam. Na lata. Jednak w
losowaniu jestem bardzo konsekwentna i trupa trzeba pochować.