Niedawno intensywnie nadrabiałam Teorię Wielkiego Podrywu bo Netflix zapowiedział, że zdejmie(faktycznie nie oglądnięcie tego serialu, na tej platformie), od lat utożsamiam się z Sheldonem, a gdy oglądam ten serial tylko umacnia moje psychozy, ale nie poradzę, że go kocham. Gdy przed laty odkryłam dwie książki o profesorze Tilmanie, byłam zauroczona od pierwszej strony, w tamtym roku przeglądając listę zapowiedzi zobaczyłam, że wychodzi tom trzeci czyli Finał Rosie byłam bardzo ciekawa, co autor ma nam do opowiedzenia.
Elżbietę Cherezińską czytam już od lat i nie mogę się nadziwić, jak to się dzieje, że tej serii nikt nie zekranizował. W kraju, w którym historia jest synonimem nudy, w którym obecnie wprawdzie wraca się do źródeł, ale robi się to w sposób kompletnie nieumiejętny, ta saga to świetny sposób, żeby pokazać, że Piastowie to nie nudziarze z wąsami, a pełnokrwiści ludzie z wadami, zaletami, słabostkami, ulegający namiętnościom tak jak my. Finałowy tom pojawia się w doskonałym czasie, by zdążyć wskoczyć pod choinkę i ucieszyć ludzi, którym znudziła się bitwa o karpia i łakną emocji rodem z Gry o tron tylko, że tron będzie polski, a Wy poznacie historycznych bohaterów zupełnie z innej strony!
Długo zbierałam się do lektury powieści Strupki. Swego czasu była to powieść głośna i wzbudzająca dużo emocji, a ja wolę poczekać, aż opadnie szum, gdy wywietrzeją mi z głowy wszystkie opinie, które widziałam, żeby się nie sugerować. Autorka jest niemalże moją rówieśniczką i byłam ciekawa, czy w moim wieku można napisać głęboką powieść, książkę, która wstrząśnie człowiekiem do szpiku kości. Minęło już tyle czasu, że nie wiedziałam, czego się spodziewać, o czym będzie ta książka. Nie poraża objętością, ale przecież dobra książka nie musi być koniecznie gruba. Zaczęłam czytać z czystą kartą.
Oceniałam jakąś książkę na good reads i zwróciłam uwagę, że w zakładce teraz czytam mam sporo rozgrzebanych książek, już nie tyle chodzi o książki, które chomikuję i planuję przeczytać, to przecież sporo książek fizycznie zaczęłam, leżą w promieniu maksymalnie pół metra od łóżka, a ja czekam, sama nie wiem na co. Od dwóch lat mam dalej zaczętą ksiażkę na którą ongi bardzo chorowałam, czyli wywiad rzekę Jerzego Bralczyka i Lucyny Kirwil Pokochawszy. O miłości w języku jako że leżała najbliżej łóżka(chociaż bardzo nisko, pod dziesiątką książek), stwierdziłam, że koniec tego gnicia. Przeczytam. I tak się stało.
Gdy na rynku wydawniczym, w dłuższych odstępach pojawiają się serie książek, mogę pięknie obserwować jak zmienia się moje życie, oczekiwania podczas czytania poszczególnych tomów. Premiera Historii pszczół świat dyskutował o zagładzie tych pożytecznych owadów, kłócił się o ekologię. Premiera najnowszej książki Lunde zbiega się z początkiem nowego roku, z kolejnym miesiącem pandemii, globalna zagłada nieco zniknęła nam sprzed oczu, nowa zaraza odsuwa obawy o wymarcie przyrody, w końcu antropocentryzm ma się tak dobrze.
W nowym roku postanowiłam sobie, że będę sięgała po gatunki, które czytam rzadziej. Z moich obserwacji wynika, że najmniej czytałam fantastyki, a w oczy wpadła mi dodatkowo książki z Wydawnictwa, które znam stosunkowo od niedawna, a już zdążyło mnie zauroczyć kilkoma książkami. Agnieszka Markowska debiutuje tą powieścią i chociaż czytając notkę biograficzną, ciężko było mi znaleźć punkty styczne, to jednak przypomniałam, że w czytanych książkach najważniejsza jest historia. Okładka wpada w oko, a tytuł obiecuje tajemnicze krainy naprawdę magiczne przygody.
Na początku grudnia mieliśmy czterdziestą rocznicę zamachu na Johna Lennona. Podobno to wydarzenie jest punktem odniesienia. Ludzie pamiętają, co robili, gdy dowiedzieli się o zamachu na JFK, czy o śmierci Lady Di, czy o ataku na WTC. Kto wkraczał w lata osiemdziesiąte jako świadomy człowiek, pamięta moment, gdy świat obiegła wiadomość, że Beatles został zastrzelony. Mijają cztery dekady od śmierci Lennona, a jeszcze więcej, od kiedy zespół przestał grać, a przecież oni ciągle są kultową ekipą, budzą ekscytację i mają rzeszę oddanych fanów. Nie dziwie się, chociaż nie mogę określić się mianem wiernej fanki, to jednak byłam ciekawa, co autorka chce nam pokazać, miałam tylko nadzieję, że nie będzie to zbiór teorii spiskowych, bo tych nie lubię ewidentnie.
Nie powinnam łamać danych sobie obietnic. Niestety, człowiek jest stary, ale bezdennie głupi. Obiecywałam sobie, że nie będę kupowała w ciemno całych serii bo często jest tak, że pierwszy tom mi się nie spodoba i na półkach zostają mi kolejne tomy, do których nie mam ochoty zaglądać po takim zawodzie. Jednak miała jakąś taką dobrą passę, że powieści mnie wciągały, jak sięgałam po jakąś serię to już byłam pochłonięta, a ze o Damie z wahadełkiem czytałam opinie pełne zachwytu. No to się skusiłam. Oczywiście w komplecie. Zaczęłam czytać i już nie wiedziałam, czy ja w 2021 roku zamieniłam się w pełną pretensji szantrapę, czy początek roku jest jakościowo najgorszy od czasów Noego.
Niesłabnącą popularnością cieszą się w Polsce sagi z wątkiem historycznym. Właśnie dostajemy do ręki trzeci, finałowy tom zaleszyckiej sagi.Dwór w Zaleszycach to powieść młodej, polskiej autorki, która próbuje nas zarazić miłością do obyczajowej prozy, z nutą romansu i dawką historii. Byłam sceptycznie nastawiona, czy tych pomysłów starczy aż na trzy tomy, bo koncepcja jest dosyć zużyta i byłam pewna, że autorce pomysłów starczy na jedną część, a tu proszę, kończę tom trzeci, który dodatkowo ma oryginalne zakończenie. Nie oceniajcie autora zbyt pochopnie, oto moja rada.
W okresie przedgwiazdkowym mamy wysyp książek o tematyce świątecznej oraz okładkach kuszących nas obietnicą spokojnej lektury przy kominku, gdy za oknem cicho sypie śnieg. My na nie się łapiemy, nawet gdy nie mamy kominka, a wiara w śnieg jest naiwnością przewyższającą wiarę w obietnice wyborcze. Sporo wydawnictw raczy nas zbiorami opowiadań wychodząc z założenia, że w zabieganym czasie ciężko znaleźć długie godziny na lekturę, a opowiadania lepiej rokują, można przysiąść na chwilę i się zrelaksować. Większość tytułów świątecznych to powieści o miłości i to również jest logicznie, święta to miłość, uczucia, a przynajmniej szalona wiara, że jeszcze można, że może tym razem. Na szczęście Wydawnictwo Zysk wyszło ze swoją ofertą także do czytelnika, który niekoniecznie ma ochotę tonąć w cukrze pudrze świątecznej miłości, a oczekuje mocniejszych wrażeń.