Strony

wtorek, 30 grudnia 2014

"Mgły Avalonu" - Marion Zimmer Bradley

"Albowiem, tak jak mówię, zmienił się sam świat. Był taki czas, kiedywędrowiec, jeśli miał ochotę i znał choćby kilka tajemnic, mógł wypłynąćłodzią na Morze Lata i dotrzeć nie do Glastonbury pełnego mnichów, leczdo Świętej Wyspy Avalon. W tamtych czasach wrota łączące światy unosiłysię we mgle i otwierały się wedle woli i myśli wędrowca..."
Morgiana, obdarzona darem Wzroku i związana z losem Artura Pendragona,swego brata-kochanka, opowiada historię krótkiej świetności Kamelotu.Nie jest to jednak opowieść o rycerskich czynach, lecz widziana kobiecymokiem wizja społeczeństwa u progu dziejowych zmian.


Pierwszy raz na „Mgły Avalonu” miałam ochotę w okolicach obrony, kiedy całe swe siły koncentrowałam na rzeczy najważniejszej jaką w opinii mego Promotora było pisanie pracy, a na oglądaniu i pasjonowaniu się serialem „Przygody Merlina”. Wtedy zainteresowałam się legendami arturiańskimi, bo jakoś w szkołach mych był to temat omijany. Coś tam na marginesach było, o Lancelocie, Graalu i takich tam, ale wątpię czy same te notki były w stanie kogoś pchnąć do dalszej lektury, poszukiwań.  Mnie pchnął dopiero uroczy serial dla… dzieci i młodzieży, ale gwoli usprawiedliwienia dodam, że wiele kobiet podkochiwało się w rycerzach, więc nie zdziecinniałam tak do reszty. Dlaczego przeto nie nabyłam i nie przeczytałam tej cegiełki wtedy? Ano zaufani doradcy orzekli, że to raczej nie będzie w moim stylu. Uwierzyłam. Na eeee 3-4 lata. Co się odwlecze, to nie uciecze, chałturząc zamarzyły mi się powtórki Merlina i tym sposobem, znowu przypomniałam sobie o „Mgłach Avalonu”. Zrobiłam szybkie rozeznanie, napisałam list do Dziadka Mroza.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

rzecz o... słodkim jabłku

W polskiej tradycji mocno zakorzeniony jest zwyczaj wieszania na choince jabłuszek.  Suszone jabłka obecne są również w kompocie z suszu(bez tego zapachu i smaku nie ma Wigilii).  Natomiast słodkie jabłko, w postaci jakiej proponuje nam Yankee kojarzy mi się z pocukrzonym jabłkiem, co w kontekście świąt Bożego Narodzenia jest dla mnie totalną abstrakcją. Słyszałam jednak, że tym zapachem ludzie się dosłownie zachwycają. Poczekałam, pomyślałam i postanowiłam przetestować. Dziś nad ranem.


znalezione pod choinką/poduszką/w torcie



Gdy w moje urodziny zaginęła Mela, nie miałam głowy do pokazywania Wam prezentów...
Później był Mikołaj i znowu... szukałam mojego kotka i nie miałam serca do aparatu, książek, nawet do czytania.

Później przyszły święta, Kolega o którym Wam pisałam, spędzał mi sen z powiek i też się nie złożyło.

W końcu się spięłam i pokazuję. Oryginalnie zdjęcie jest na moim Instagramie 


niedziela, 28 grudnia 2014

"Stulecie Winnych. Ci, którzy przeżyli" - Ałbena Grabowska-Grzyb

Epicka opowieść o losach polskiej rodziny wpleciona w dramatyczne wydarzenia XX wieku rozpoczyna się z chwilą wybuchu I. wojny światowej, a kończy po stu latach – w czasach współczesnych.
Czerwiec 1914 roku. Podczas porodu bliźniaczek – Marii i Anny – umiera ich matka. Stanisław Winny, ojciec nowonarodzonych dziewczynek, opłakuje ukochaną żonę, patrząc z lękiem w przyszłość – ma bowiem pod opieką nie tylko bliźniaczki, ale również dwóch synków. Bracia Stanisława oraz jego rodzice, Bronisława i Antoni, jednoczą swoje siły w obliczu tragedii. Kilka tygodni później nadchodzą kolejne dramatyczne wydarzenia – pewnego upalnego lipcowego dnia wybucha wojna... 
Długie lata I. wojny światowej i epidemia grypy hiszpanki boleśnie doświadczają ród Winnych. Tym bardziej cenią oni pokój i dobrobyt, które niesie ze sobą dwudziestolecie międzywojenne, chociaż przewrotny los nie szczędzi Winnym życiowych doświadczeń. Z rosnącym niepokojem obserwują, jak wielkimi krokami nadchodzi kolejna wojenna zawierucha.


„Stulecie winnych” to czwarta książka Ałbeny Grabowskiej dla dorosłych. Dla mnie pierwsza. Ubolewam, że nie czytałam wcześniejszych powieści – mam nadzieję to nadrobić. Tym bardziej, że „Stulecie winnych” to tom pierwszy sagi, która rozgrywa się na przestrzeni stu lat, a tom drugi wyjdzie już niebawem.  Gwiazdorek dowiedział się, że chciałam przeczytać książkę, która zebrała tak rewelacyjne recenzje, chociaż rozsądek podszeptywał: „i po co ci to? Znowu okaże się że chała i zamiast spać będziesz myślała, co ludzie widzą w takim badziewiu”. Jednak, jak mawia klasyk: kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.

rzecz o... świątecznym wieczorze

Wigilia jaka była - każdy widział... Paskudna. Ponura, lampeczki błyskały, jakby się z Nas śmiały. A i zaginięcie kolegi skutecznie zepsuło mi świąteczny humor. Dopiero przedwczoraj, spadł śnieg, ja leczyłam kaca(jak to w święta wypada i zapewne - sądząc po frekwencji na imprezie w plenerze - pół wsi czyniło).

Gdy przeszło mi niedomaganie po zarwanej nocy postanowiłam zaryzykować i odpalić wosk świąteczny, który nie ukrywam, trochę mnie odrzucał, czuć go było cynamonem, a ja nie przepadam. Niestety.

"Pulpecja" - Małgorzata Musierowicz

Patrycja Borejko jest zwyczajną nastolatką, która oprócz rozterek sercowych przeżywa stres związany ze zbliżającą się maturą. Przyjaciółka i rodzina również nie przysparzają jej wielu powodów do radości. Czy Patrycja zda maturę? Czy wreszcie znajdzie szczęście w miłości? I kto okaże się jej wybrankiem? Tego wszystkiego dowiecie się po przeczytaniu tej wspaniałej książki."Pulpecja" jest znakomitą powieścią również dlatego, że czytelnik łatwo utożsamia się z tytułową bohaterką. Dzięki temu razem z nią, jak z najlepszą przyjaciółką, pokonuje rozmaite przeszkody i trudności. Książka ta jest niezwykle barwna i warta poświęcenia jej uwagi również ze względu na nietypową rodzinę Pulpecji, mianowicie jej trzy wyjątkowe siostry, ojca filologa klasycznego, miłą i serdeczną mamę oraz niesforne siostrzenice płatające wszystkim figle (szczególnie młodsza, Laura).Jestem pewna, że "Pulpecja" na każdym wywrze ogromne wrażenie i zachęci do przeczytania pozostałych, równie ciekawych, tomów "Jeżycjady".

"Pulpecja" otrzymała wyróżnienie Poznańskiego Przeglądu Nowości Wydawniczych Książka Jesieni ’93.Małgorzata Musierowicz - znakomita autorka wielu powieści, które uczą, bawią i wychowują. Seria jej książek "Jeżycjada" zjednała sobie już wiele serc młodych czytelników. Mnie jednak najbardziej zainspirowała "Pulpecja". Polecam ją wszystkim, nie tylko miłośnikom książek, ponieważ jestem pewna, iż każdy doświadczy z nią wiele pozytywnych emocji.


Drugi dzień po świętach i druga, świąteczna część starej i dobrej Jeżycjady. Pulpecja. Nigdy nie utożsamiałam się z Patrycją, bo nie miałam problemów z maturą, ba może nie uczyłam się szaleńczo, ale chciałam ją zdać i za chceniem szły jakieś wysiłki. Nie miałam też przekonania, że Rodzice mnie nie kochają,  ani nie czułam potrzeby pomiatani facetami.

sobota, 27 grudnia 2014

"Noelka" - Małgorzata Musierowicz

Akcja powieści rozgrywa się w wigilię Bożego Narodzenia, a jej główna bohaterka Elka, rozpieszczona przez ojca, dziadka i wuja, w wieku siedemnastu lat dochodzi do wniosku, że bynajmniej nie wszyscy mężczyźni na świecie darzą ją bezkrytycznym uwielbieniem i skłonni są do ulegania jej woli. Ten jeden dzień poczyni wielkie zmiany w egoistycznej osobowości Elki. Czy to za sprawą Terpentuli, czy Tomcia (wigilijnego Gwiazdora), czy też rodziny Borejków albo innych życzliwych w wigilijny wieczór ludzi, w Elce zachodzi zmiana, i to zmiana na lepsze."Noelka" uzyskała miano Książki Roku 1992 nadane przez polską sekcję IBBY przy UNESCO oraz została przetłumaczona na języki:litewski ("Kaleduke"),japoński ("Noeruka").


Połowę mojego życia temu, za sprawą reformy listy lektur w moje ręce wpadła Noelka. Było z tym sporo zamieszania, moi Rodzice objechali pół województwa, aby zdobyć tę książkę, która później odbyła podróż po połowie mojej klasy. Od ponad dekady książka ta na Święta ląduje na moim nocnym stoliku, a ja znów piję herbatkę z Borejkami, suszę włosy z wyimaginowanego śniegu i czekam na pierwszą gwiazdkę.

środa, 24 grudnia 2014

Hoł, hoł, hoł

Czy w Waszych domach przygotowania już dobiegają końca? Wszystko gotowe, by zacząć świętować?

Ja tak z rana chciałabym Wam przedstawić propozycje czytelnicze na okres świąteczno-zimowy.  Książki te to albo nowości, albo już klasyki : )

Mimo wszystko pamiętajcie by wykorzystać każdą chwilę na bycie z tymi których kochacie... Tak szybko odchodzą, a czas tak prędko ucieka.


wtorek, 23 grudnia 2014

rzecz o... śnieżnej miłości

Już jutro Wigilia... później nadejdzie Boże Narodzenie, święta które kojarzą Nam się z obecnością bliskich i... ponieważ wszyscy jesteśmy dziećmi - ze śniegiem. Niestety, prognozy nie dają nam nadziei - śniegu w Wigilię nie będzie... może w Paschalną?

Wciąż pamiętam Święta z dzieciństwa, gdy całą Rodziną szliśmy do Babci, po skrzypiącym śniegu, dookoła tak pięknie migały kolorowe światełka, z kuchni Babci biło ciepło i piękne zapachy. Byliśmy wszyscy razem, a paluchy z makiem i opłatki jawiły się niczem ambrozja.

Ani to nie wróci, ani śniegu nie będzie. Nie będzie Meli... smutne będą te święta. Chociaż przecież powinny być pełne radości. Jakoś tak, już od pewnego czasu wolę Wielkanoc. Bo w Bożym Narodzeniu przeraża mnie komercja oraz utracenie z pola widzenia, najważniejszej cechy świąt, miłości, bliskości...

rzecz o... kukurydzianych cukierkach

No to co? Rekordzik? 1,5 miesiąca po Halloween a ja z recenzją wosku tematycznego. Może spowodowane jest to tym, że ja nie świętuję Nocy Duchów, Halloween, o wiele bardziej jestem przywiązana do naszej polskiej tradycji, do migoczących zniczy, chryzantem(ale tych pomponiastych, a nie margarytkowych), do wizyt na cmentarzu, zadumy, no i oczywiście gołąbków po powrocie do domu.

Wy też tak macie, że konkretne święta kojarzą Wam się z określonymi potrawami? U Nas gołąbki to żelazna pozycja w menu na 1-ego. Nie wynika to tylko z upodobań smakowych, ale z praktyczności, po prostu nic tak nie rozgrzewa jak gołąbek prosto z piekarnika, który wstawiło się tam wychodząc na cmentarz. No to mi się zebrało, jutro Wigilia a ja o Wszystkich Świętych, może dlatego, że w Wigilię też trzeba zaliczyć rundkę po cmentarzu?


poniedziałek, 22 grudnia 2014

"Dzieci ojczyzny" - Maria Dąbrowska

źródło
Patrząc na krzyżyk naszego pradziada, matka musi opowiadać o starych, starych czasach. (...) A nam zdaje się, że tylko patrzeć, jak zejdzie znad łóżka mały Chrystus, usiądzie między nami, podeprze się, jak drewniane figurki w staropolskich kapliczkach.Zafrasuje się, rozrzewni i zagada:- O dawne, dobre czasy... Szli chłopcy ojczyźnie służyć, gdy mieli trzynaście lat. W niejednej było się wtedy bitwie. Nie wisiało się nad łóżkiem. Osłaniało się piersi rycerza.
[...]
Krystek biegał wśród tłumów z innymi chłopcami. Zakładał się z nimi, że wejdzie do zamku, choć straż dzieci nie puszcza. (...) I rzeczywiście udało mu się jakimś bocznym wejściem na galerię do sali sejmowej dostać. Wcisnął się między ludzi i spojrzał. Serce zabiło mu gorąco.Galeria była na górze. W dole zaś sala ogromna, niby kościół największy, i cała szczelnie wypełniona. U samego końca czerwone wielkie krzesło - a na nim król. (...) Dopiero po chwili, kiedy się Krystek uspokoił i przestało mu w głowie szumieć, usłyszał, że ktoś mówi.Widać już konstytucja była przeczytana, a teraz posłowie mówili jeden po drugim, którzy za, a który przeciw".
[...]
"Myślał Teofil długo, wreszcie postanowił do wojska koronnego wstąpić. (...) W dzień wyjazdu, ledwo świt, stanął na ganku. Jesień to była. Całe niebo czerwieniało jeszcze od zorzy.Wschodziło słońce. Teofil wyjął z pochwy szablę ojca - barskiego konfederata. Szablę, która broniła wolności".
[...]
"Chłopcy wracali lasem. (...) Milczeli. Jakże się ma ta Polska wydobyć z ciężkiej niewoli, gdy jednym wszystko za wcześnie, innym wszystko za słabe do walki? (...)- Dosyć tego siedzenia! To prawda - gębą Moskali nie pobije. Trzeba ze siebie przykład dać.- Tak, trzeba ze siebie przykład dać. Krew poległych za ojczyznę rodzi nowych obrońców. Czytałem nawet gdzieś taką starą piosenkę: Gdy padną bohaterów krocie, powstaną znowu nowi do walk o wolność gotowi. - odrzekł Kazio". 
Autorka Nocy i dni snuje fascynujące opowieści z przeszłości naszej ojczyzny. Od czasu Konstytucji 3 Maja 1791 roku, poprzez powstanie kościuszkowskie w 1794, powstania narodowe – listopadowe 1831 i styczniowe 1863 aż po Legiony okresu 1914-1918.Bogactwo języka, głęboko przejmujące zdarzenia, mistrzowskie odzwierciedlenie ludzkich emocji stanowią dla współczesnego młodego czytelnika doskonałą lekcję historii i patriotyzmu.
Maria Dąbrowska z domu Szumska (ur. 6 października 1889 r. w Russowie, zm. 19 maja 1965 r. w Warszawie) – powieściopisarka, eseistka, nowelistka, dramatopisarka, tłumaczka literatury duńskiej, angielskiej i rosyjskiej. Jedna z ważniejszych polskich powieściopisarek XX wieku. Duże zaangażowanie pisarki w sprawy społeczno-oświatowe odbiły się na jej twórczości, którą otwierają opowiadania patriotyczno-edukacyjne Dzieci ojczyzny (1918) i Gałąź czereśni (1922). Kolejne to:Uśmiech dzieciństwa (1923) o powrocie do dzieciństwa i Ludzie stamtąd (1926) ukazujący życie biedoty wiejskiej.W latach 1932-1934 zostało wydane najwybitniejsze dzieło pisarki, Noce i dni.Poza eseistyką (m.in. Szkice o Conradzie, 1959) napisała dramaty historyczne: Geniusz sierocy(1939) i Stanisław i Bogumił (1945-46). Ostatnia powieść Dąbrowskiej to Przygody człowieka myślącego (1970).Prócz utworów z literatury pięknej tworzyła wiele artykułów publicystycznych.


 Maria Dąbrowska, mistrzyni prozy, autorka znana głównie ze swojej powieści „Noce i dni”, a także z wspaniałych „Dzienników”, które jak na razie znam tylko ze słyszenia, żyła w czasach, gdy patriotyzm był w cenie, a popularnością cieszyły się opowiastki z morałem. Wprawdzie, bez czytania opisu zasugerowałam się, że „Dzieci ojczyzny” będą kolejnym dziełem dla dorosłych, które dadzą mi pretekst do rozkoszowania się po prostu stylem Dąbrowskiej. W temacie powieści dla dorosłych, rozczarowałam się, ale doskonały styl i tak dostałam.

Wyzwanie z półki

Zbliżający się początek roku to szał wyzwań, planów... Ja uległam Kasieńce  i wyjęłam oraz spisałam książki, które zbierają kurz na półkach, a które chcę przeczytać w 2015 roku.


sobota, 20 grudnia 2014

co me oczy widziały

Co widziały wrony? Ano idąc do pracy zobaczyłam wydarty Krzyż św Andrzeja, stojący zwyczajowo przy torach, w ulicy oddalonej od najbliższych torów, najmniej o 2 km. Więc pełne zdziwienie. Cóż za kreatywność.

a co na Małym ekranie.


Znowu zbiorczo, bo nie ma o czym się rozpisywać.

Trzecia edycja TOP CHEF
Naprawdę  lubię ten program i dosyć szybko się angażuję w uczestników. Niemniej jednak uważam, że już dosyć edycji, bo niedługo co drugi kucharz to będzie Top chef. Raczej nie uczę się z tego programu gotowania, bo techniki, sprzęty i wiedza jaką dysponują kucharze, jest dla mnie nieosiągalna. Dobra wiedzę mogę zdobyć, ale ja nie lubię gotować. Wolę piec. Po co w takim razie oglądam? Bo lubię. To jak tworzą te danie jest naprawdę piękne

Druga edycja Piekielnej kuchni
O dziwo również oglądałam. Chociaż Amaro jest dla mnie mało piekielnym szefem. Ramsey jest naturalny, autentyczny  w swej diabelskości a Amaro ma taką samą minę, a maniera zakładania ręki na rękę… grrr Cudne było w tym sezonie ile zajęło im wydanie dania. Masakra. Za takie partactwo z domu by mnie wyrzucili. Nie przywiązałam się do żadnego z bohaterów. Były momenty zabawne, ale najmniej jestem przywiązana do tego szoł

Trzeci Masterszef
Zarzut jak przy Top Chefie, za dużo, jaki prestiż będzie miała ta nagroda. Ogólnie jak odpadł Arek to już oglądało się średnio. Było sporo emocji, pasja tych ludzi, znajomość smaków miłość do kuchni – super sprawa. Naprawdę lubię to oglądać.

Wakacje Mikołajka
Pierwszy film był uroczy, zabawny, kolorowy, cukierkowy naturalny. Bawił i dzieci i starszego widza. Uradowałam się, że mam okazję oglądnąć kontynuację, tym bardziej że książeczka opowiadająca o „Wakacjach Mikołajka” jest jedną z moich ulubionych i jest w niej materiału dosyć na doskonałą komedię. Tymczasem film sprawił mi kolosalny zawód. Zmieniono zbyt dużo rzeczy, ze szkodą dla filmu. Jest wymuszony, w porównaniu z książką średnio zabawny. Oglądałam od niechcenia, bo wcale mnie nie wciągnął.

Dwa tygodnie na miłość.
Kolejna komedia romantyczna z uprzedzeniami i pierwszym wrażeniem negatywnym. Bullock i Grant nieźli. Oglądało się przyjemnie, chociaż bez szału.


Nie wiem, ale jestem sceptycznie nastawiona.

Ale wyrobiłam normę. 54/52 :P

piątek, 19 grudnia 2014

"Emma" - Jane Austen

Małżeństwo dla pieniędzy to nikczemność, a małżeństwo bez nich to głupota - tak zwięźle podsumował lord David Cecil poglądy autorki na tę instytucję. Ale Emma to nie tylko kolejna książka o perypetiach matrymonialnych w XIX-wiecznej Anglii. To przede wszystkim błyskotliwa komedia omyłek, której przedmiotem jest gra pozorów, samooszustwa i iluzje, jakich dostarcza nam w nadmiarze nasz egoizm i zadufanie. W samym zaś środku intrygi stoi niezwykła bohaterka, pełna życia i wigoru, urocza, nieznośna i apodyktyczna Emma...

 Padma z Miasta książek zainspirowała mnie do powtórki książek Austen. Przypomniała, że we wtorek wypadała rocznica urodzin autorki kultowych powieści. Czekając aż poczta dostarczy mi biografię Jane, przypomniałam sobie, że gdzieś po domu pląta się powieść, której powtórkę zaczęłam dawno temu. Książka która ma irytującą główną bohaterkę, a pomimo to jest naprawdę fantastyczną lekturą. Doskonałe ekranizacje, świetni bohaterowie. Powieść idealna, nie tak słynna jak „Duma i uprzedzenie”, ale przecież warta uwagi.

czwartek, 18 grudnia 2014

"Labirynt Śniących Książek" - Walter Moers


Zaintrygowany zagadkowym listem Hildegunst powraca do Księgogrodu. Odbudowane z przepychem miasto przeistoczyło się w tętniącą życiem metropolię literacką i mekkę księgarstwa, pełną wszelkiej maści zbzikowanych pasjonatów książek. Podążając tropem tajemniczej przesyłki, Rzeźbiarz Mitów zostaje wciągnięty w wir przygód, ledwo przekroczy granice miasta. Spotyka dawnych znajomych, m.in. kolegę po piórze, Owidiosa, któremu udało się osiągnąć Orma, eydetę Hachmeda Ben Kibicera i przeraźnicę Inaceę Anacaci. Natyka się też na wielu nowych mieszkańców, fenomeny i cuda; tajemniczych librinautów, osławionych lalalistów, a przede wszystkim poznaje najmłodszą i zarazem najpotężniejszą z atrakcji Księgogrodu – Lalacircus Maximus oraz jego Niewidziany Teatr, w którym skonfrontowany zostaje z własną historią.



Waltera Moersa nie znałam przez długi czas, wcale nie dlatego że jestem uprzedzona do Niemców, ale dlatego, mam odwagę to stwierdzić,  okładki jego powieści, na pierwszy rzut oka nie przemawiały do mnie. Sugerowały fantastyczne bajeczki dla dzieci, a Kasiek – nie ukrywajmy – pacholęce lata ma już za sobą. Gdy kilka lat temu, przypadkiem wpadła w moje łapska książka „Miasto śniących książek”, nie spodziewałam się wspaniałej przygody. Tymczasem ta książka podbiła świat moli książkowych, wielkie były oczekiwania w stosunku do drugiego tomu…

środa, 17 grudnia 2014

"Klub Mało Używanych Dziewic" - Monika Szwaja

Podczas balu absolwentów cztery przyjaciółki z liceum dochodzą do wniosku że w ich życiu czegoś brakuje. Postanawiają to zmienić i dokonać czegoś pożytecznego. Zakładają więc klub ba wzór towarzystwa wzajemnej adoracji. Niewąsko zawiany kolega podrzuca nazwę. 
"Klub mało używanych dziewic" to - wbrew prowokującej nazwie - coś niemal tak niewinnego jak drużyna harcerska. Matki założycielki to interesujące kobiety, których celem nie jest złapanie wreszcie chłopa (nie da się ukryć, lata lecą), lecz, w pewnym sensie, poprawianie rzeczywistości. Mają w sobie coś z dzielnych pozytywistek, choć - broń Boże! - nie są w typie siłaczek padających na posterunku. Skuteczność - oto ich dewiza. Inteligencja i wdzięk pomagają im osiągnąć cele...


 Niedobrze jest wracać do książek, które dobrze się oceniło w szczenięcych latach, latach naiwności i specyficznego gustu. Gdyby nie przypadek nie sięgnęłabym znów po tę książkę. Nie mam jej na półce, czytałam pożyczoną, ale wydali w kieszonkowej wersji a ja chciałam sobie przypomnieć. I tak zaczęłam podczytywać, a że książka z gatunku lekkich i przyjemnych to poszło mi piorunem.

wtorek, 16 grudnia 2014

"Zabić drozda" - Harper Lee



Lata trzydzieste XX wieku, małe miasteczko na południu USA. Atticus Finch, adwokat i głowa rodziny, broni młodego Murzyna oskarżonego o zgwałcenie biednej białej dziewczyny Mayelli Ewell. Prosta sprawa sądowa z powodu wszechpanującego rasizmu, urasta do rangi symbolu. W codziennej walce o równouprawnienie czarnych jak echo powraca pytanie o to, gdzie przebiegają granice ludzkiej tolerancji. Zabić drozda to wstrząsająca historia o dzieciństwie i kryzysie sumienia. Poruszająca opowieść odwołuje się do tego, co o życiu człowieka najcenniejsze: miłości, współczucia i dobroci.




Od lat obiecuję sobie, że listę stu książek, które trzeba przeczytać(według BBC), potraktuję poważnie i chociaż przeczytam te tomy, które leżą na półce. Powiedzmy, że idzie mi tak se. Na szczęście Mikołaj obdarował mnie ksiażką z tej listy. „Zabić drozda”, ten tytuł obija się od czasu do czasu w literackim światku, jednak jest to taka książka widmo, jak z „Ulissesem”, każdy słyszał, wie że trzeba chwalić, ale prawie nikt nie czytał. Ja przez 27(sic!!) lat nie znałam… Trafiła się okazja to nadrobiłam, bo odchamić się trzeba i nie można czytać tylko książek płaskich, Chociaż te „wypukłe”, potrafią nieźle zmordować…

"Brulion Bebe B." - Małgorzata Musierowicz

Podczas nieobecności mamy Beatą Bitner i jej bratem Konradem nieoczekiwanie zaopiekuje się Aniela Kowalik. Bebe i Kozio (bo tak wszyscy zwracają się do naszych bohaterów) nie od razu potrafią zapałać sympatią do chwilami nadtroskliwej lub znów zbyt opieszałej Anieli, z czasem jednak wspólnie stworzą zgrany zespół powiększony o tak ciekawe osobowości jak Bernard Żeromski czy jego młody przyjaciel Damazy Kordiałek (czyli Dambo). W dodatku Bebe pełna niewiary w siebie, ukryta przed światem pod obronnym pancerzem nadmiernego spokoju i opanowania zaczyna nabierać większej pewności, odwagi i zaufania do innych. A wszystko dzięki miłej znajomości z Damazym...


Nadszedł straszny moment, mianowicie chwila lektury Brulionu Bebe. B, książkę tę czytałam obecnie drugi raz. Za pierwszym razem pożyczałam z biblioteki, teraz kupiłam sobie własny egzemplarz i to był pretekst do powtórki.  Mam nadzieję, że nie narażę się na lincz pisząc, że moim zdaniem ten tom to najsłabsza część Jeżycjady, owszem posiadająca jakieś fajne momenty, ale jako całość zmęczyła mnie i zawiodła.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Nie dla kupowania książek na prezent

Zbliżają się Święta, Gwiazdka, czas dawania prezentów. Od kilku dni na blogach, w sieci pojawiają się wpisy o najlepszych książkach na prezent, o tym dlaczego dobrze dać na prezent książkę. Ja się z nimi nie zgadzam. Tak jak nie zgadzam się z elaboratami, dlaczego TRZEBA czytać książki. O ironio rzadko daję komuś w prezencie książkę. Zwykle daję je swoim Rodzicom, bo wiem czego nie mają, co im się spodoba i co ja przy okazji przeczytam :P

Dlaczego, śmiem wygłaszać herezję, żeby nie dawać książki w prezencie. Po pierwsze: naprawdę nie każdy lubi czytać. Wiem, brzmi nieprawdopodobnie ;-) ale jednak. Wyobraźcie sobie, że dajecie komuś bon na skok ze spadochronem, a obdarowany ma lęk wysokości? No nie ma co, super prezent. My możemy uważać, że lot w chmurach to super sprawa, niesamowite przeżycie, a dla kogoś kogo chcemy „Uszczęśliwić” to trauma. Ja wiem, że jak dajemy książkę, to chcemy poszerzyć cudze horyzonty, dać mu niezwykłe przeżycia i sami wyglądamy na kulturalnych, super ludzi, ale w dawaniu prezentów nie chodzi o nas. Mamy uszczęśliwić osobę, a nie dać jej do zrozumienia, że jest debilem, bo nie czyta. Czasami niepokoi mnie wyklucie się, nagłe, ludzi czytających NAMIĘTNIE, oni pokazują książki, na każdym kroku powtarzają jak czytanie zmieniło ich życie, z zamkniętych, jąkających się ludzi, na elokwentnych światowców. Jakby sam fakt czytania coś zmieniał, trzeba mieć mózg, bez tego wszystkie książki świata, nic nie dadzą. Czytanie ma rozwijać empatię, więc wczujmy się w położenie kogoś, kto nie lubi czytać. Nie lubi i już, rozwija się inaczej, skoro zależy nam na nim na tyle, że chcemy mu dać prezent, znaczy, że jest fajnym człowiekiem, więc po co na siłę go zmieniać, a książkę skazywać na kurzenie się w kącie?

Po drugie. Gust literacki. Ojjjj śliska sprawa. Wszyscy chyba, chociaż raz dostaliśmy książkę, która nie trafia w nasz literacki gust. Znacie to? Wymuszony sztuczny uśmiech, udawana radość, a w myślach „Boże za tą kasę na allegro kupiłabym to i to”. Teoretycznie można wymienić, lub sprzedać. Ja na ten przykład przechowuję każdy, nawet najgorszy prezent, bo z szacunku dla darczyńcy, dla jego czasu i serca źle bym się czuła, gdybym jak Rachel z przyjaciół, puściła gdzieś dalej. Dlatego jeżeli nie macie 100% pewności, że dana osoba ucieszy się z tej książki, kupcie jej fajny kubek, każdy kto lubi czytać, lubi coś pić i kocha kubki. A jak nie kubki to coś dobrego, albo koc :P

Duble. Problem z puszczeniem dalej – jw. Ileż ja dostałam zdublowanych książek, bo coś było głośne, znane i ktoś chciał mnie uszczęśliwić i mi kupić, a ja już byłam daaawno po lekturze. Bywało… Znajomym i bliskim, chcącym mi zrobić taki prezent polecam moje konto na LC i fanpejdż bloga, na którym umieszczam listę MUST Have.  Ona jest w miarę często aktualizowana, więc ryzyko się minimalizuje, ale zawsze jest.

Mimo wszystko, istotą dawania prezentów jest ta radość, którą widzimy na twarzy obdarowanego, nie nasza chęć przyszpanowania, pokazania sama nie wiem czego. Ja zawsze czuję się niezręcznie dostając prezenty i zawsze jednako zaskakuje mnie że ktoś pamiętał, komuś się chciało i to wzrusza mnie do łez i zawsze cieszy. Więc czy dostaję złoty łańcuszek, czy butelkę dobrego alkoholu, czy maskotkę, mam w oczach autentyczne łzy wzruszenia.

Chociaż, jest to książkowy blog, to nie uważam, że świat prezentów zaczyna się i kończy na książkach. Tak mówią Ci, którzy czują potrzebę powtarzania na każdym kroku, że książki są ich życiem. Jeżeli tak czują… no cóż… ja nie muszę. Moja Siostrzenica na bierzmowanie dostała książkę, jak wszystkie dzieci. Bardziej nieszczęśliwego dziecka nie było. Ciekawa jestem czy po roku i 2 miesiącach, chociaż raz ją otworzyła. Moich Rodziców książka ucieszy, ale siostra bardziej uradowałaby się z perfum, lub biżuterii, a Klara dostanie zabawki :p

Martwię się zawsze gdy widzę ludzi biegających w amoku po galeriach, prześcigających się w cenie zakupów… bo coś im umyka. Niczyjej miłości nie kupimy, wystarczy pomyśleć o tej osobie, co by ją uradowało i postarać się to dać. Nie musi to być nowe auto, kolczyki z brylantami… może czasami nawet trzeba odłożyć książkę!! I po prostu pobyć z tymi których kochamy?


Mam nadzieję, że Wy nie tracicie najważniejszego z atmosfery świąt i umiecie się tym cieszyć :- )

rzecz o... deszczowym dniu

Ha! Mamy środek grudnia, a ja o deszczu. Tak naprawdę zdziwiłam się, przeglądając bloga i konstatując, że nie opisałam jeszcze tego kringlowskiego klasyka. Bo deszczowy dzień znają wszyscy, obok akwareli, under the sea, jest to zapach najczęściej polecany początkującym palaczom.

Wosk ten ma być zapachem powietrza po deszczu, z unoszącymi się zapachami roślin. 
Hmm należę do osób, które po ulewie, z radością wychodzą na pole i upajają się zapachem powietrza, nie ma nic piękniejszego, niż umyty świat i woń wszystkich ziół, kwiatów unoszących się w powietrzu

Teraz powinnam się śniegu spodziewać, niż deszczu, a ponieważ w dusznych pomieszczeniach, ogrzewanych piecami, kaloryferami, brakuje świeżości, orzeźwienia, toteż postanowiłam dziś wygrzebać jeden z pierwszych wosków które zakupiłam i dać sobie nieco energii.


Jak widzicie moje opakowanie wosku rainy day, nie jest tak śliczne i kolorowe jak to, które obecnie Pachnąca Wanna ma w ofercie. Moje jest jak wycięte z angielskiej książeczki dla dzieci, to obecne przypomina bollywood. Ale za to ja mogę sobie wyobrażać, że ta parasolka należy do Mary Poppins :P

Niestety mojego wosku ubywa, bo w domu bardzo lubimy jego zapach. Jest faktycznie jak powietrze po deszczu, lekkie, świeże, pełne zapachów. Ten wosk jest bardzo Kringlowski, perfumowany, elegancki, idealny na prezent.

Uwielbiam!!




Ten wosk kupowałam w Pachnącej Wannie,

sobota, 13 grudnia 2014

"Raúl. Sekrety legendy" - Ulises Sánchez-Flor

Tylko ambicję stawiał nad wierność Królewskim
To była może najtrudniejsza decyzja w jego życiu. Mógł zostać i cieszyć się statusem legendy. Kochał Madryt, a Madryt kochał obłędną miłością jego. Ale jeszcze bardziej kochał rywalizację i możliwość gry. Ta ambicja zaprowadziła go na sam szczyt, to jej w pierwszej kolejności musiał pozostać wierny. 
20 lat temu w barwach Królewskich zadebiutował wychowanek rozwiązanej drużyny młodzieżowej Atletico Madryt. Jeden z najbardziej przebiegłych napastników w historii piłki nożnej przez 15 sezonów zaaplikował rywalom Realu 323 bramki... 
Przejmująca historia życia i kariery ikony klubu z Madrytu i reprezentacji Hiszpanii. Wspomnienia Raula, jego rodziny, a także tych, którzy mieli zaszczyt go spotkać na swojej drodze - Vincente del Bosque, Fabio Capello, Rafael Benitez, Emilio Butragueno, Fernando Hierro, Zinedine Zidane, Ronaldo, Iker Casillas, Roberto Carlos, Luis Figo, Sergio Ramos, David Beckham i wielu innych.
Mój stosunek do ligi hiszpańskiej nigdy się nie zmieni. W sporej mierze właśnie dzięki Raulowi.Rafał Wolski, komentator ligi hiszpańskiej w NC+
Dla niektórych symbol Realu Madryt, dla innych uosobienie wartości, jakimi powinien kierować się każdy sportowiec - bez względu na klubowe barwy i uprawianą dyscyplinę.Anita Kobylińska, RealMadryt.pl.


Raul, to Real, Real to Raul, dla ludzi z mojego pokolenia, którzy pokochali Królewskich obraz ukochanej drużyny, zlewa się z twarzą kapitana. El siete, el Capitan, ikona. Jego odejście z Madrytu było końcem epoki, końcem świata. Jak to? Nie zobaczymy Raula całującego obrączkę, wskazującego palcami swój numer? Kto uciszy Camp Nou? Nigdy w Raulu się nie bujałam, fascynował mnie, imponował, spokojem i opanowaniem. Po jego podaniu piętą do Morientesa na Euro w Portugali, moje dwa szczeniaki dostały imiona po tych dwóch piłkarzach. Raul jest z nami ciągle. Mam nadzieję, że Raul wróci też d Madrytu. I nigdy nie przestanę go żałować, że jedno powołanie dzieliło  go od mistrzostwa Europy, jak on na to zasługiwał.



Marzyłam o biografii Raula, to było takie moje mut have obok biografii Ikera, wszak oni dwaj byli filarami Realu, to dzięki nim tyle razy płakałam ze wzruszenia i radości. Tradycyjnie, jak to była w publikacjach wydawnictwa Sine qua non, właściwy tekst poprzedza słowo wstępne kogoś związanego ze środowiskiem kibiców Realu w Polsce, tym razem dużo pisze redaktorka, która miała przyjemność przeprowadzić wywiad z Raulem.  Wypowiedzi Polaków są świetnym wprowadzeniem, pokazują, że pomimo niemedialności, tego że nie pokazywał się w reklamówkach tak często jak Beckham, to miał poczesne miejsce w sercach kibiców, nie przez to co reklamował, ale za to – jakim był piłkarzem. I człowiekiem.

wklejka ze zdjeciami

Autor pokazuje nam Raula, który od najmłodszych lat pokazywał pasję, pokazywał jak kocha piłkę. To co sprawiło, że zamiast z Realu odejść na emeryturę szukał nowego klubu, głód gry, głód sukcesów.
Ta książka to opowieść o chłopcu który kochał piłkę i chociaż prywatnie nieśmiały, cichy, gdy wychodził na boisko zamieniał się w walecznego lwa. Jedyne czego mi brakuje to nieco więcej o życiu prywatnym Raula, on jawi się jako jeden z ostatnich normalnych. Nie oszalał, nie zachłysnął się sławą, pieniędzy, on śmiało może być wzorem dla młodych chłopców. To człowiek, który pomimo tego, że piłkarski świat leżał u jego stóp, on zachował pokorę, rozbrajającą skromność.

Doskonale czytało mi się tę książkę, wielokrotnie miałam łzy wzruszenia w oczach, nie tylko gdy przypominałam sobie chwile, które kiedyś też mnie tak wzruszyły, po prostu autor ma fantastyczny styl pisania. Ta książka przypomina najwspanialsze chwile w karierze Raula, ale także te bolesne. Wiele spraw ukazuje w nowym świetle. Może nie jest to książka doskonała, ale brakowało biografii tego piłkarza na polskim rynku. Cieszę się, że ta luka została wypełniona!!


Macie pomysł na prezent dla kibiców

czwartek, 11 grudnia 2014

"Opium w rosole" - Małgorzata Musierowicz

Homer Jeżyc!!! Jeszcze po stuleciach czytelnicy będą się mogli z tej książki dowiedzieć, co pod panowaniem Jaruzelskiego ludzie na Jeżycach przeżywali, jak mieszkali, w co się ubierali, a nawet, co jedli. Tak właśnie powstają największe postaci literatury i teatru. Ale trzeba wyjątkowych dyspozycji, żeby takie przeniknięcie obserwacji życiowych w tkankę literacką bez żadnego filtra mogło się dokonać. & zbigniew Raszewski Listy do Małgorzaty Musierowicz& Opium w rosole otrzymało nagrodę & Orle Pióro tygodnika & Płomyk w 1985 roku.


Pierwszy kontakt z Jeżycjadą miałam właśnie poprzez „Opium w rosole”, moje pokolenie, w podręczniku do języka polskiego miało fragment tej powieści. Fragment z Aurelią, która usypia z pieskiem-maskotką, a w oddali słychać przelatujący samolot. Dlatego lata mijają a ja do „Opium” mam bardzo sentymentalne podejście. Tym bardziej, że jest to naprawdę piękna, poruszająca książka.

środa, 10 grudnia 2014

"Pierwszy ogrodnik" - Denise Hildreth Jones

Kiedy po dziesięciu latach starań Pierwsza Dama stanu Tennessee, Mackenzee London, i jej mąż zostają rodzicami - ich życie rozkwita. Jednak kilka lat później tracą ukochaną córeczkę a w sercu Mackenzie zakorzenia się rozpacz.
W tym trudnym czasie może liczyć na wsparcie starego ogrodnika, który dba o piękny ogród otaczający rezydencję gubernatora. Jeremiasz, przesiąknięty ludową religijnością, swoimi dłońmi pielęgnuje kwiaty a słowami - ludzkie serca.
Kolorowym ptakiem tej powieści jest Eugenia, która pomaga swojej pogrążonej w żałobie córce. Żywiołowa starsza pani i jej równie żywiołowe koleżanki, ich zuchwała radość życia, kąśliwe poczucie humoru a nawet apetyt na flirty - nadają książce lekkości i optymistycznych barw.
Ta współczesna powieść dla kobiet napawa pokojem a fragmenty wzruszające i zabawne przeplatają się ze sobą w sposób harmonijny.

Pierwszy ogrodnik"

Wiem, że dziś zamiast czytać, powinnam pracować. Od tak dawna jednak, nie mogłam zapaść się w książkę. Zaczytać się i być ciekawą tego co będzie dalej. Dawno nic mnie nie zainteresowało. Zresztą z „Pierwszym ogrodnikiem”, też od początku nie było aż tak rewelacyjnie. Ja bardzo lubię serię Smaki życia, którą wydaje Święty Wojciech. Jeszcze żadna z tych książek mnie nie zawiodła, nawet gdy akcja właściwa zawiązuje się powoli, to zawsze okazuje się, że ta lektura spełnia swój cel. Skłania do przemyśleń. Wypełnia definicję dobrej lektury.

wtorek, 9 grudnia 2014

"Ida sierpniowa" - Małgorzata Musierowicz

Powieść o brzydkiej, chudej, rudej i nieszczęśliwie zakochanej dziewczynie. Idusia Borejko ucieka z rodzinnych wakacji nad jeziorem i, by nie umrzeć z głodu, zatrudnia się jako dama do towarzystwa u starszego pana, który ma wnuka przecudnej urody. Ida ratuje życie nie tylko wnukowi, ale i małym złośliwcom Lisieckim, którzy wyzywali ją od rudych kościotrupów, zostaje także bohaterką tragiczną: na drodze do jej szczęścia staje piękna blondynka...& Ida sierpniowa otrzymała Harcerską Nagrodę Literacką w konkursie młodych czytelników w 1982 roku.



Znowu pojawiam się z recenzją książki wchodzącej w skład „Jeżycjady”. Tom o którym Wam pisze przeczytałam bardzo późno. U mnie we wsi, chyba wciąż go nie ma… Przeczytałam „Idę sierpniową”, gdy na allegro kupiłam swój własny egzemplarz. Teraz czytałam dopiero drugi raz. Miałam mgliste wspomnienia, że niezbyt przypadła mi do gustu ta książka, ale to chyba dlatego, że ja nie lubię Idy… tak od „Pulpecji” zaczęła się z niej robić zołza, a w najnowszych częściach jest niezrównoważona psychicznie i chamska. Cofnijmy się jednak do lat siedemdziesiątych, gdy Ida była… normalna.

rzecz o... anielskich skrzydłach

Przymiotnik anielski, nasuwa mi skojarzenia z pieśnią pogrzebową: "anielski orszak niech Twoją duszę przyjmie", nie jest to optymistyczne skojarzenie, chociaż pieśń jest naprawdę bardzo ładna. Jednak nie chcę Wam pisać o pogrzebie, chociaż strata Meli nadal boli...

poniedziałek, 8 grudnia 2014

"Baśnie Braci Grimm dla młodzieży i dla dorosłych. Bez cenzury" - Philip Pullman

Autorska wersja „Baśni” braci Grimm opracowana przez Philipa Pullmana. Książka zawiera 50 wybranych baśni niemieckich autorów, które zostały na nowo opowiedziane prostym, precyzyjnym językiem, pozbawionym czułostkowości, infantylizmu i pseudoliterackich ozdobników. Nabrały dzięki temu ogromnej siły. Po każdej baśni zamieszczono notę autora z uwagami na temat danego utworu oraz informacje o odpowiednikach danej baśni w folklorze rosyjskim, włoskim, francuskim i angielskim.
Porywające. To uczta dla zardzewiałejwyobraźni dorosłychThe Telegraph



Nie planowałam Baśni braci Grimm do kupienia w najbliższym czasie, ale nie ukrywam, że książka mnie
był Mikołaj :-)
zaintrygowałą. Tytuł sprawił, że byłam bardzo ciekawa, co stworzył autor. Baśnie Grimmów znam od dziecka, bo jeszcze gdy moja Siostra była mała, Mama załatwiła egzemplarz, a później ja załatwiłam sobie drugi. Dodatkowo, gdy w LO robiliśmy na jakiejś akademii coś a`la Europa da się lubić(dinozaury pamiętają ten zacny program), ja z kolegą przebrani(ja bawarski strój i korona, kolega strój Bawarczyka z szelkami :D ) reprezentowaliśmy Niemcy właśnie(Dziadku wybacz!!), prof. Od niemieckiego przyniosła niemieckie wydanie baśni i rozmawiałyśmy właśnie o tym jak są krwawe i odległe od współczesnych wyobrażeń baśni dla dzieci(później miałam okres odejścia od baśni, gdy na niemiecki musiałam się nauczyć, po niemiecku bajkę o „Czterech muzykantach z Bremy” – trauma). Ponieważ znałam te baśnie wiedziałam jaka jest różnica pomiędzy oryginałem, a tym co zrobił Disney. Absolutnie nie mam pretensji do Walta, zawsze traktuję baśń i nakręconą na jej motywach bajkę, jako dwie osobne historie, które pochodzą od jednej małpy, ale wyewoluowały w dwa osobne stworki. Podtytuł „bez cenzury”, intrygował. Zresztą cały blurb obiecywał naprawdę genialną książkę, dla ludzi interesujących się baśniami i odniesieniami do baśni w kulturze tej wysokiej i tej pop. Dlatego napisałam do Mikołaja, a czerwony spaślak, mnie odwiedził :P

niedziela, 7 grudnia 2014

rzecz o... plusku

Nie chcę Was katować "Idą sierpniową", bo czwarta część Jeżycjady, praktycznie jednym cięgiem to mogłaby być przesada, a tak się złożyło, że właśnie przeczytałam ostatnie zdanie z "Idy".

Postanowiłam Wam opowiedzieć o kolejnym wosku z mojej kolekcji i to dla odmiany o Kringlu... Kringle giną gdzieś w morzu Yankee, a czy słusznie? Nie ukrywam, że do Kringli mam gorszy dostęp, moim głównym dilerem jest Imperium Zapachów w Lublinie...

piątek, 5 grudnia 2014

"Kwiat Kalafiora" - Małgorzata Musierowicz

Tytuł należy do popularnego cyklu Jeżycjada. Jedna z pierwszych części sagi przedstawiającej rodzinę Borejków i jej przyjaciół. W codzienności lat 70. autorka umiejscawia poznański ród Borejków, który dzięki wszechobecnym ciepłym uczuciom rodzinnym i dopisującym humorom radzi sobie w tych niezbyt łatwych czasach. Najstarsze panny Borejkówny Ida i Gabusia przeżywają pierwsze miłości. A patrzą na to ich dwie młodsze siostrzyczki: siedmioletnia Natalia, zwana Nutrią i pięcioletnia Patrycja, czyli Pulpecja. Radości i troski tych młodych ludzi są bardzo podobne do współczesnych, choć minęło od tamtych wydarzeń ponad 20 lat. Wspaniała, pełna humoru powieść dla każdej nastolatki, a także jej mamy, babci, cioci i kuzynki.








Nie umiem skupić się na czytaniu nowych książek. Robię powtórki, Jeżycjada jest naprawdę fantastycznym pomysłem, czyta się szybko, książki są pogodne. Największym problemem przy chęci powtórki tej serii jest brak książek, dlatego ja Jeżycjadę poznałam bardzo późno, u mnie w bibliotece nie było całości. Także dlatego, tak rzadko powtarzałam, bo wiązało się to dla mnie z wypadem do biblioteki – na koniec miasta. Od pewnego czasu mam całość i mogę szaleć. Nie ukrywam, że częściej czytam nowsze książki, dlatego postanowiłam powtórzyć te stare, które czytałam raz, góra dwa razy.

czwartek, 4 grudnia 2014

"Kłamczucha" - Małgorzata Musierowicz

Aniela Kowalik nie była pięknością. Miała wszak dużo tego, co się nazywa urokiem osobistym.I ta właśnie Anielka przeżyła wielką miłość. Nad morzem, w swej rodzinnej łebie, poznała chłopaka, który wprawdzie nie bardzo spodobał się ojcu Anielki, za to bardzo jej samej. To dla niego wybrała poznańską szkołę średnią, liceum poligraficzno księgarskie. I dla niego przyjechała do obcego prawie miasta.



Tak jak niedawno Wam pisałam, zapragnęłam robić sobie powtórkę Jeżycjady. Minęło dużo, dużo czasu od takiego „masowego czytania”, wiele rzeczy zapomniałam. Dorosłam, dojrzałam, być może dostrzegę nowe aspekty, odkryję jakieś perełki. Nie chciałam od razu „łyknąć” całej Jeżycjady i zapewne trochę mi zejdzie(stos recenzencki roooośnie), ale chciałam rozprawić się z „Kłamczuchą”, jest to część, którą lubię najmniej, nigdy nie przepadałam za Anielą. Pierwszy raz czytałam tę książkę w gimnazjum, dzięki błogosławionej reformie. Lektura „Kłamczuchy”, nie natchnęła mnie do przeczytania całej „Jeżycjady” o wiele bardziej inspirowały fragmenty książki „Opium w rosole”.

rzecz o... zaułku świątecznych cukierków

Candy Cane Lane to zaułki, ulice, które zamienione są w małe wioski Mikołaja. Pełno na nich domków z piernika, światełek i tych biało-czerwonych laseczek. Nie mam zielonego pojęcia jak to może pachnieć. Po ostatnich dniach, spędzonych na szukaniu Meli w różnych zaułkach, wolałabym nie przenosić zapachy, a raczej smrodu miasta do domu... no ale co kto lubi.


środa, 3 grudnia 2014

Klara

Przedstawiam Wam Klarę.
Dołączyła do Nas pierwszego grudnia, razem czekamy na powrót Meli, a wtedy będzie wesoło.


Ciągle jeszcze się oswaja, wącha kąty, uwielbia być noszona. Ja lubię to trochę mniej bo Klara jest ogrooomna, jak leży, to wygląda jak nowy kontynent nie kot.
Jak długo się nią nie zajmuję, to miauczy. Domaga się uwagi.

Już zawłaszczyła mój szlafrok. Na nim śpi ;)










To nie jest tak, że Klara wypiera Melanię, wciąż na Melę czekam i oddałabym wszystkie skarby Wschodu, żeby moje biało-czarne dziecko wróciło. Żyję nadzieją, że Ona do mnie wraca, gdy wracam do domu, wchodzę w uliczkę i wytężam wzrok, mając nadzieję, że pod płotem zobaczę Melkę... zmęczoną, ale żywą i na wyciągnięcie łapki. 

Klara była kotem, który szukał domu. Domu który ja mam. Domu który jest rozpaczliwie pusty bez kota. Nie wiecie jak to jest wrócić do domu w którym nic nie mruczy, nie ociera się o nogi, nie miauczy.. jest pustka. A Klara zasługuje na dom i ciepło i człowieka i kawałek łóżka i jak się okazało mój szlafrok.


Brakuje mi tylko Meli, Mela była moim dzieckiem. Klara jest pokrzywdzonym przez los kotem... Chcę by Mela wróciła, musi wrócić... Pamiętacie ten wiersz Szymborskiej? "Umrzeć - tego się nie robi kotu", to chyba najsmutniejszy wiersz, tak wzruszający... mam nadzieję, że mój Kot tylko na chwilę zapomniał, że "Odejść, tego się nie robi człowiekowi". Melu cóż ja mam począć bez ciebie??


Uciekam, bo Klara domaga się uwagi ;)

"Szósta klepka" - Małgorzata Musierowicz

Tytuł należy do popularnego cyklu Jeżycjada. Bohaterką jest Cesia Żakówna, mająca kompleksy na tle własnej urody (...). Trudno ich nie mieć, gdy ma się superatrakcyjną siostrę o romantycznym imieniu Julia, piękne koleżanki i w dodatku musi się znosić dziwne spojrzenia kolegi z klasy Jerzego Hajduka. Zapewne są to spojrzenia krytyczne... Do tego dochodzą jeszcze klasówki z matmy i wybryki kuzynka o niespożytej energii Bobcia, który z uśmiechem na ustach... podpala balkon albo rysuje wizerunki Hitlera na wielkanocnych pisankach. A jednak do domu Żaków z przyjemnością się wraca. Zawsze czeka tam liczna rodzinka i pyszne a niedrogie potrawy, przygotowane przez mamę Żakową..

Jest mi bardzo ciężko skupić się na lekturze. Od piątku przeczytałam raptem kilka stron książek nowych, mam nadzieję, że to minie. Postanowiłam więc powtórzyć sobie Jeżycjadę, od kilku lat nie czytałam jej chronologicznie, brak czasu, książki rozwleczone po całym domu. Premiera nowego tomu, zainspirowała mnie do zrobienia porządku z tą, tak popularną serią i sięgnęłam po tom pierwszy, czyli „Szóstą klepkę”.

wtorek, 2 grudnia 2014

Najgorszy listopad

tak bardzo za nią tęsknie...
Skończył się mój ulubiony miesiąc, który w tym roku był najgorszym. 

W moje urodziny, zaginęła moja kotka Melania. Niestety po pięciu dniach poszukiwań, wciąż jej nie ma. Chociaż wczoraj adoptowaliśmy Klarę, to jednak wciąż szukam na Melę i czekam. Znaliście Melkę z FB i z bloga, mam nadzieję, że niedługo pokażę Wam zdjęcie znalezionej Melanii. Tęsknię za nią i na każdym kroku napotykam pustkę. Nigdy nie byłam zakochana, nigdy nie miałam złamanego serca, pierwszy raz pokochałam tak mocno i teraz moje serce błąka się gdzieś, a może...
Tak bardzo tęsknię...


Od piątku nie jadłam, nie spałam, nie mogłam czytać, pisać... byłam w stanie tylko płakać i się zadręczać. Pracowałam automatycznie, lekcje pracowałam jak we śnie, do drugiej pracy chodziłam automatycznie. Postanowiłam dać dom Klarze, żeby zakląć los, żeby ktoś inny pomógł Meli do mnie wrócić, mam wielkie serce i znajdzie się tam miejsca dla wielu, wielu kotów.


Zanim TO się stało, czytałam i pisałam sporo...Przeczytałam piętnaście książek, co jest wynikiem - nienajgorszym. Grudzień będzie chyba gorszy. Przybyło do mnie sporo książek, sporo w związku z urodzinami, o których wolę nie pamiętać... są to opasłe, miłe dla oka tomiska, które mam nadzieję pokazać Wam wkrótce, będzie na co popatrzeć. Pokażę Wam tez Klarunię, która się oswaja. 


Książka, która mnie zawiodła:
trochę mniej, ale jednak poczucie niedosytu miałam po:

Na szczęście książek, które mnie zachwyciły było dużo więcej:

Wybaczcie spokój na blogu, to że jeszcze nie odpowiedziałam na komentarze, ale naprawdę nie mogę się pozbierać, skupić... Jestem pusta... zginęło coś co tak kocham...

Zresztą popatrzcie na zdjęcia z podsumowania, jest Jej tam tyle... Jest piękna...