Zapewne,
gdybym wierzyła w psychologię, u psychologa szukałabym odpowiedzi na pytanie
dlaczego to co najlepsze zostawiam na koniec. Uwielbiam świadomość, że to na co
czekałam, jest jeszcze przede mną. Jak u Puchatka, najlepsza chwila – tuż przed
jedzeniem miodku. A jednak, gdy na coś czekam, to gdy już się pojawi rzucam się
na główkę(chociaż nigdy na główkę do wody nie skaczę), a jeśli to na co
czekałam, spełnia moje oczekiwania, to przerywam, delektuję się, przedłużam
przyjemność. Tak było kilka lat temu z powieścią W cudzym domu. Na kontynuację tej powieści czekałam od
października, gdy książka do mnie dziś doszła(około godziny 14), nic nie było w
stanie mnie od niej odczepić, w domu nie było obiecanej zupy, nie upiekłam
krakersów, nawet Klarę bawiłam z nosem w książce. Chociaż robiłam przerwy,
wychodziłam na spacer, powzdychać do księżyca, żeby starczyło mi książki,
chociaż na te pięć minut więcej.
Strony
▼
poniedziałek, 29 lutego 2016
niedziela, 28 lutego 2016
"We troje" - Hanna Dikta [nie dajcie się zwieść pozorom]
Jestem
permanentnie okłamywana. Aby jednak zachować minimalną szczerość, muszę
przyznać, że najczęściej okłamuję sama siebie. A to, że pójdę na spacer, wstanę rano
a już taką stałą w mym równaniu kłamstwa jest pójdę wcześnie spać, bo nie
mogę ciągle chodzić spać po drugiej. Bo w końcu trzeba wstać rano, a ja wtedy
jestem nieprzytomna. No i jednak lata lecą, kilka lat temu mogłam nie spać,
albo mogłam spać dwie godziny i normalnie funkcjonowałam. Podjęłam przeto
wczoraj postanowienie, wybrałam książkę, która i z blurba i z okładki, jak
również z objętości, sugerowała lekkie czytadło. Weekend, pomyślałam, lekka
opowiastka, bez żalu ją odłożę i się wyśpię.
Niestety, znowu poszłam spać o karygodnej porze… Może nie warto się łatwo sugerować?
sobota, 27 lutego 2016
#91 stos, kto mówi, że nie można zobaczyć wyrzutów sumienia?
Wiecie co... mam wrażenie, że w tym tygodniu nic nie czytałam. Złapał mnie jakiś marazm. Gdyby nie powtórka Północ południe i jedna książka z dzisiejszego stosu, to chyba pogrążyłabym się w otchłani rozpaczy. W tamtym tygodniu nie pokazywałam stosu bo byłby to niemalże moje zakupy, gdyż po poprzednim stosie wyhamowałam z recenzenckimi. Tak mam samokontrolę, tak jak w przypadku ogona - w formie szczątkowej. Ale mam!!
Przerwa... zapomniałam o jednej książce, już trzeci raz... idę zrobić nowe zdjęcie. A że jedną książkę porwała Mama, to kursuję jak regularny pociąg :P Również nie bez przeszkód.
piątek, 26 lutego 2016
"Północ południe" - Elizabeth Gaskell [polska Ziemia obiecana - nie wiem, ale na pewno, jedna z mych ukochanych, motylkowych powieści]
Te
moje powtórki. Bywa tak, coraz częściej, czy to z powodu starzenia, że nagle
nachodzi mnie ochota na konkretną, już czytaną książkę. I chociaż dookoła
piętrzą się stosy, apetycznych nowości, a Irenka ukręci mi głowę, jak ongi moja
Babcia kurom w sobotę, to po prostu MUSZĘ. Tak było ostatnio. Zaraziłam kilka
osób serialem Północ południe w
którym to cudowny Richard Armitage, zanim zaczął zachwycać jako Thorin Dębowa
Tarcza, to czarował niewieście serca. Tak sobie wymieniałyśmy uwagi, w związku z
filmem, a ja poczułam, że kurczę od dawna nie czytałam książki. Mam to piękne
wydanie z serii Angielski ogród,
piękne, dziewicze i nieczytane. Zdjęłam z półki, zaczęłam czytać. Delektowałam
się każdym słowem. Wydaję mi się, że w czasach gonienia za nowością, ginie ta
radość czytania, delektowanie się literaturą. A może to kwestia tego, że jednak
to co dziś wychodzi najczęściej jest mierne? Czy można delektować się zupką
chińską? Szybką, uniwersalną i taką właściwie nijaką? Ta książka na pewno nie jest
taka, klasyczna, doprawiona idealnie, różne wątki, które harmonizują ze sobą.
Posłuchajcie.
środa, 24 lutego 2016
"House of cards. Bezwzględna gra o władzę" - Michael Dobbs [serial zna każdy, a to książka była pierwsza]
Od
jakieś czasu, dobra… od paru lat jestem uzależniona od seriali. Był taki okres,
a przypadł na czwarty rok studiów, gdy moje życie toczyło się wokół
kilku(nastu??) seriali, które wiernie oglądałam, mój tydzień określały nie dni
tygodnia, nie wykłady do wysłuchania, nie kolokwia, do zdania, a seriale.
Niestety, byłam też dziobakiem, więc w końcu odpowiedzialność wygrała i z
większości zrezygnowałam, ale i tak w końcu je nadrobię. Obecnie oglądam Castle`a, któregoż to porzuciłam w
pierwszym rzucie. Niemniej, o House of
cards słyszałam takie peany, że od czasów House`a, to chyba żaden serial tak nie zjednał sobie widowni.
Akurat miałam zacząć oglądać, gdy dowiedziałam się, że wyjdzie książka. No to
poczekałam, o książce dużo słyszałam, ale tu opinie były bardziej ambiwalentne.
No a później usłyszałam, że lepiej zacząć od serialu. Nie porwał mnie i ciągle
czeka w zamrażalce, książkę zaś
postanowiłam dokończyć. Bo dwa tomy na szczycie stosu sprawiają, iż ten zaczyna
przypominać krzywą wieżę. Tyle, że ta moja chce się zawalić, zdecydowanie.
wtorek, 23 lutego 2016
"Imieniny" - Małgorzata Musierowicz [rzecz o trudach dorastania]
Umiłowani,
znowu będzie powtórka. Po średniej, bardzo średniej Córce Robrojka nadal
dzielnie brnę przez Jeżycjadę i
będzie o książce do której częściej wracam, ale która z wiekiem coraz bardziej
mnie drażni. Pragnę Was uspokoić, ten hejt nie będzie trwał bez końca, bo mam
przeczytaną jeszcze chyba tylko jedną część i jakoś ciężko myśli mi się o
powrocie do Kalamburki, dlatego stara
dobra Montgomery, ostatnio umila mi posiłki(dobra rada, gdy gotujecie obiad, uważajcie
z oglądaniem ulubionych filmów, ja się zapatrzyłam w cudownego aktora i mój w
zamyśle delikatny krem z marchwi, wyszedł noooo bardzo pikantny). Christie
kiedyś napisała aby nie wracać do miejsc w których było się szczęśliwym. Może
nie warto wracać do książek, które nam się podobały, bo jednak czas nas uczy
nie tylko pogody, czas nas uczy życia i po upływie kilku lat, inaczej spojrzymy
na pewne sprawy.
niedziela, 21 lutego 2016
"Zazdrośnice" - Éric-Emmanuel Schmitt [ zazdrość to potwór jest zielonooki]
Oj
lata już nie czytałam prozy Schmitta. Był czas, gdy może się nie zaczytywałam,
ale kilka tych powieści przeczytałam. Bardzo podobało mi się Dziecko Noego i ta książka o Hitlerze,
ale jakoś nie mogę powiedzieć by Eric – Emmanuel Schmitt wstrząsnął podstawami
mojej egzystencji. Ot takie przypowiastki, najeżone bon motami. Nawet, gdy
miałam naście lat nie inspirowały mnie do zmiany filozofii. Tym bardziej
obawiałam się lektury Zazdrośnic bo
to jednak książka o nastolatkach, a ja od wielu lat do nich nie należę, chociaż
wciąż mam z nimi kontakt i powiem Wam, że może i zapomniał wół jak cielęciem był, ale ja naprawdę taka nie byłam.
Jak słucham rozmów rówieśnic mojej siostrzenicy to cieszę się, że jestem bardzo
wiekowo od nich odległa. Lektura najnowszej powieści Schmitta utwierdziła mnie
w tym przekonaniu.
sobota, 20 lutego 2016
"To się da" - Anna Sakowicz [jest już za późno, nie jest za późno]
Boli
mnie głowa. Nie wiem czy to wina szalejących wichur, które od wielu lat
nawiedzają moją okolicę o tej porze roku, czy to raczej należy mieć żal do
autora książki historycznej, w której wprost roi się od błędów. Po tym jak
przykleiłam na marginesie, kolejną naklejkę o groźnie czerwonej brawie,
wyrżnąwszy uprzednio głową w biurko, uznałam, że pora na przerwę. Powieść
obyczajowa. Tego mi trzeba. A później zjem budyń. Do polskich obyczajówek
bardziej niż elegancka herbata pasuje mi budyń, albo kisiel. Koc i grube
skarpety. Rozklejam się jak tanie buty w trakcie roztopów. Chociaż boso to nie
biegałam.
piątek, 19 lutego 2016
"Europa. Rozprawa historyka z historią" - Norman Davis [ moja rozprawa z tym quasi historycznym dziełem, czyli jakie książki mnie zabijają]
Biorę
udział w Tygodniowym wyzwaniu książkowym,
w tym tygodniu mieliśmy wyzwanie książka
na literę E uznałam to za doskonały pretekst do nadrobienia Europy. Rozprawy historyka z historią
Normana Daviesa. Tego dobrotliwego pana, w którym po lekturze Powstania `44 się zakochałam. Niestety,
będzie to pierwsza książka, której nie skończę. Bynajmniej nie dlatego, że chcę
sobie dawkować przyjemność do końca życia. O nie! Gdybym tę książkę skończyła,
moje biedne serce obciążone ryzykiem zawału, odmówiłoby współpracy i rozległy
zawał mięśnia sercowego wraz z z atakiem apopleksji zakończyłby żywot młodego
naukowca, nauczyciela z powołaniem. Nie twierdzę, że źle jest umrzeć przed trzydziestką, ale na pewno nie jest dulce et
decorum umrzeć czytając książkę najeżoną błędami, które dostrzega laik.
Dziesięć lat temu, gdy wybierałam ścieżkę zawodową, chciałam studiować historię
na UJ. Na tej samej uczelni na której doktorat obronił autor tej… książki.
Dobrze, że jednak skręciłam w inną stronę. Czy renoma tej najstarszej Alma mater jest aż tak przesadzona?
czwartek, 18 lutego 2016
"Córka Robrojka" - Małgorzata Musierowicz [Piękna i Bestia z Poznania]
Spożywam
posiłki, a że szkoda mi czasu TYLKO na jedzenie, to włączam jakiś program i
robię powtórki książek. Bo tylko wtedy mam gwarancję, że mnie nie zemdli od
opisu, wytrzewiania na ten przykład. W tamtym roku kupiłam w końcu „Córkę
Robrojka”. Nie ma tego tomu w mojej wiejskiej bibliotece, wiec czytałam ją jeno
raz, z dziesięć lat temu. Pamiętałam coś tam przez mgłę i pamiętałam, że mnie
nie powaliła na kolana, chociaż to jeszcze ta stara Jeżycjada, przed Kalamburką, przed moralizowaniem, przed
nieustannymi jeremiadami. Wzięłam się za powtarzanie i obiecałam sobie, że nie
będę skakać po rozdziałach a przeczytam całość. Jak to bywa z Jeżycjadą jest to książka do połknięcia w popołudnie, mi zajęła kilka
dni, bo nie zasiadam do barokowych uczt ciągnących się godzinami.
środa, 17 lutego 2016
"Ross Poldark" - Winston Graham [osiemnastowieczna Kornwalia]
Kilkukrotnie
pisałam, że telewizji to ja nie oglądam. Ot czasami Jeden z dziesięciu, jakiś mecz, może raz na jakiś czas wiadomości.
Tym sposobem przegapiłam wszystkie zwiastuny serialu o Rossie Podlarku. Dobrze,
że jednak usłyszałam o tej książce, grunt to mieć znajomych z dobrym gustem.
Książkę zaczęłam czytać na dobrą sprawę s poniedziałek wieczorem, ale już we
wtorek, robiłam przerwy. Chciałam, żeby mi jej starczyło na jak najdłużej.
Niestety… A następna część dopiero w maju. Przecież to eon!! Nie wiem czy sama
okładka by mnie przyciągnęła, taka sztampowa, no poharatany facet. Nie do końca
w moim guście, chociaż… Serial zaraz będę nadrabiała. Nie dajcie się zwodzić
okładkowym impresjom, tę książkę chcecie
przeczytać.
poniedziałek, 15 lutego 2016
"Parabellum. Głębia osobliwości" - Remigiusz Mróz [ i w końcu koniec]
Staram
się zerwać z trupami z półki, grzebię jednego po drugim i staram się nowych nie
produkować. A że lubię sobie najlepsze zostawiać na koniec, to i zaczynam
wyczytwanie stosów od książek najsłabszych, tych co do których mam obawy, że
jednak mogą mnie nie zachwycić. Ponieważ poprzednie tomy mnie nie zachwyciły,
uznałam, że po prostu zaspokoję imperatyw dokańczania serii i zlikwidują
wiszącą jak miecz Damoklesa nade mną konieczność doczytania tomu trzeciego, notabene najobszerniejszego. Od razu zaznaczam, tym
razem stwierdziłam, że będę czytała książkę jako fantastykę, fikcyjne
uniwersum, a wydarzenia nawiązują do drugiej wojny. Oślepłam na fakty. Mam
ferie i tak wyjdzie, że się czepiam, więc schodzę z merytorycznej strony. Która
nadal mnie nie zachwyca.
niedziela, 14 lutego 2016
"Złodziejka marzeń" Anna Sakowicz [nigdy nie pozwól kraść swoich marzeń]
Każdorazowo
z wielką obawą sięgam po powieści polskich autorów, jak książka nie przypadnie
mi do gustu i o tym napiszę jest duże ryzyko, że autor przepuści na mnie szturm
rodem z epickich filmów, albo jakaś fanka będzie biegała za mną z butelką kwasu
siarkowego sześć. Duże ryzyko. A już obyczajówki są obarczone największym
ryzykiem. Znam polskie realia, mieszkam na wsi, która najczęściej jest tematem
przewodnim, dlatego zwykle jestem bardzo krytyczna. Bałam się troszkę tej
lektury, bałam się tej sztampowej słodyczy, tego co znam z grafomańskich
powieści, reklamowanych jako arcydzieła. Skąd wiedziałam, ze to grafomania? Nie
wiem, ot po prostu się bałam.
sobota, 13 lutego 2016
#90 już dziewięćdziesiąty stos w historii bloga...
Dziewięćdziesiąta etykietka stosik, powiem Wam, że nie spodziewałam się, że aż tyle tego było... Ciekawe czy w tym roku dobijemy do setki. Faktycznie ta metoda by wrzucać stosik co tydzień, mniejsze stosy, ale regularnie, to chyba lepszy pomysł... przynajmniej ostatnio regularność nie szwankuje... chociaż WCIĄŻ nie kupuję. Przyznam Wam się, że od dwóch tygodni mam w koszyku kilka książek, trochę zarobiłam i tak mnie kusi. Jednak walczę. Chyba przez kilka tygodni ze stosami będzie spokój... kiedyś muszę te przeczytać....
piątek, 12 lutego 2016
"Parabellum. Horyzont zdarzeń" - Remigiusz Mróz [nil desperandum]
Ostatnio
chyba ktoś mnie przeklął, co otwieram książkę, już chcę się delektować lekturą
i bach, jak w twarz dostaję po oczach błędami, nieścisłościami, boję się
otwierać podręczniki. Jeśli taki stan rzeczy będzie się przeciągał, chyba
obleję się benzyną i podpalę pod MENem( ; ] ). Ciężko pisać powieść o II wojnie
światowej, ciężko i lekko. Lekko, bo jest to zagadnienie bardzo
wyeksploatowane, więc nie powinno być problemów ze źródłami, ciężko, bo to
opowieść o ludziach którzy dojrzewali przed tą wojną, ukształtowani byli
inaczej, mówili innym językiem, myśleli inaczej, trzeba wiedzy, empatii aby się
wczuć i z jednej strony napisać książkę autentyczną, a z drugiej, taką która
czytelnika nie znudzi. Moim zdaniem świetnie wyszło to w przypadku Czasu honoru, w przypadku Parabellum,
właściwie nie wiem co chciał osiągnąć autor. Jedno wiem na pewno, kilka razy
prawie padłam, bynajmniej nie z powodu akcji powieści.
czwartek, 11 lutego 2016
"Zygmunt August i jego żony. Studium historyczno - obyczajowe" - Jerzy Bedala [czy istnieją biografie idealne]
Po lekkich powieściach lubię sięgnąć po coś
bardziej ambitnego. I tak przerywnikiem ostatnio była mi książka Zygmunt August i jego żony, wprawdzie
sam monarcha nie był nigdy moim konikiem, ale pamiętam jako pacholę, gdy
czytałam pierwszy raz o jego miłości do Barbary. Nie widziałam w sumie żadnego
filmu, ani nawet nic o tym nie czytałam, ot tyle co w podręcznikach, w pocztach
. Oczywiście okładka rzuca się w oczy. Obraz Simmlera, pomimo upływu lat wciąż
robi wrażenie. Jest chyba jednym z najsłynniejszych, na których mamy Zygmunta
Augusta – wyłączając oczywiście dzieła Matejki. Obawiałam się czy książka nie
skupi się – schematycznie na związku Zygmunta z Barbarą, co byłoby sztampowe,
przewidywalne i bardzo populistyczne, a od historyków wywodzących się z tak
zacnych ośrodków akademickich oczekiwałabym czegoś więcej. Czy Jerzy Besala
napisał kolejną książkę historyczną nudną jak przysłowiowe flaki z olejem? Czy
może u nas w końcu zaświta jutrzenka książek historycznych ciekawych i dla
laika?
środa, 10 lutego 2016
"Twarz w lustrze" - Elżbieta Wichrowska {refleksyjny miks gatunkowy]
Aby
nie dziwiła Was ilość tekstów i ich zatrważająca regularność, muszę wyjaśnić,
że czytam kilka książek jednocześnie, sporo jest już na finiszu i tylko
doczytuję, są jakieś przeczytane wcześniej, bo dojrzewam do napisania tekstu. Twarz w lustrze czytana była powoli w
styczniu bo opis zrobił na mnie wrażenie i poczułam, że to jedna z tych
książek, które będą mi się dobrze czytały, bo mój gatunek. Blurb wiele
obiecywał, notka o autorze również. Wiedziałam, że to nie będzie książka
trzpiotka, ani wydmuszka, spodziewałam się refleksji i dojrzałości. Internetowa
społeczność oceniła ją jednak bardzo nisko… z drugiej strony powieści-petardy,
które doprowadziły blogosferę niemalże do śmierci z ekstazy mnie rozczarowały.
Pół na pół więc.
wtorek, 9 lutego 2016
"Królowie przeklęci" - Maurice Druon ["Lew i lilie" oraz "Kiedy król gubi swój kraj"
Początek
nowego roku upłynął pod znakiem długo wyczekiwanej premiery trzeciego tomu,
nowego wydania Królów przeklętych,
piękny tom w głębokim fiolecie, hipnotyzował książko holików od dawna,
sprawiał, że gryźli palce, bo było za późno na wyżebranie tego tomu jako
prezent na święta. Tak, zdecydowanie, tegoroczny blue Monday był sponsorowany przez Maurice Druona. Ja akurat miałam
szczęście i dzień przed premierą mogłam sobie macać, głaskać tę ślicznie wydaną
książkę. Odkładałam tę lekturę nieco w czasie, bo trochę szkoda się żegnać z
tym światem, ale kto zabroni mi powtórek ; )
poniedziałek, 8 lutego 2016
"Zanim się pojawiłeś" - Jojo Moyes [roztrzaskana na milion kawałków]
Vacatio
legis książek na
moich półkach jest przeróżny. Czasami nie wytrzymuję trzydziestu sekund, innym
razem czekają latami. Zanim się pojawiłeś
czekało od końca 2013 roku, o ile mnie pamięć nie myli. Słyszałam o niej
skrajnie różne opinie, ale najbardziej zapadła mi w pamięć krytyka zaufanych Glogerów,
że książka w sumie średnia, że cała ta seria – bo ta książka zaczynała serię Leniwa niedziela, to dużo hałasu o nic.
No i tak książka co i rusz kusiła, trafiała na listę do wyboru i ciągle wracała na półkę. Jedna książka Moyes została
przeczytana, druga mnie dobiła. Wtedy postanowiłam potrzymać tę, żeby mieć coś
Moyes na gorszy okres. I ten nadszedł. Bezdyskusyjnie ubiegły tydzień był
ciężki, bo choroba, bo książkowe zawody i gdy Oleńka nakrzyczała na mnie, żebym
czytała Moyes – ugięłam się! Potrzebowałam takiej książki, tylko że teraz mam
wrażenie, że umrę, jeśli nie przeczytam następnej tak dobrej książki…
niedziela, 7 lutego 2016
"Dzieje dwóch rodzin. Mackiewiczów z Litwy i Orłosiów z Ukrainy" - Kazimierz Orłoś
Bardzo rzadko oglądam telewizję.
U siebie w komnacie jej nie mam, zwykle jak coś posłyszę to, idąc np. po
herbatę. Jakoś się tak złożyło, że bawiłam u Rodziców i leciał telekspres a tam
reklamowali Dzieje dwóch rodzin,
znowu reklamowali tak skutecznie, że zapaliłam się jak pochodna. Takie książki
lubię. Zwłaszcza w zimie, gdy mimochodem jesteśmy bardziej refleksyjni. W domu
bardzo takie książki lubimy i dosłownie wyrywamy sobie z rąk, więc aby nie było przykrych niespodzianek, po
prostu wydarłam ją z koperty i zabarykadowałam się w pokoju.
sobota, 6 lutego 2016
#89 stos niezbyt bogaty, chorobowy, ale mileńki
Chwila już minęła od ostatniego stosu, a że ja kończę proces zdrowienia, przynajmniej antybiotyk się kończy. Na Podkarpaciu szaleje podobno świńska grypa, więc nie wiem co będzie dalej. Nie dam głowy, że to wszystkie książki, które przyszły, a to z tego powodu, że często rodzina mi je wykrada. Pamiętam, że ubiegły tydzień był bogaty w wizyty listonosza, ten jakby nieco uboższy... no, ale jak to mówią - musi być równowaga. Za to mnie już tak zakupy kuszą jakieś większe, ale już Tata się śmieje, że jeszcze kilka paczek i trzeba będzie pomyśleć który strych pójdzie pod książki. Uważam, że jeszcze troszkę brakuje no i są jeszcze inne pomieszczenia, ganki, korytarze... Damy radę.
piątek, 5 lutego 2016
"Przewieszenie" - Remigiusz Mróz [co tam panie na Podhalu?]
Czytając Ekspozycję to podsypiałam, to zastanawiałam się nad fenomenem
konstrukcji na zasadzie zabili go i
uciekł, ale nie ukrywałam, że zakończenie tomu pierwszego mnie
zaintrygowało. Nie oszukiwałam się i wiedziałam, że będę musiała rychło tę
powieść w swoje łapska dorwać. Zaczęłam ją czytać tydzień temu w pociągu, drogę
powrotną przespałam, a później przyplątała się zaraza stulecia, a nowa książka
Remigiusza Mroza jakoś nie przyspawała mnie do siebie. Bywa i tak. Obiecałam
koleżance z pracy tom I, może więc nie zajrzy na bloga i będzie miała
niespodziankę, jak jej od razu II przyniosę. Innymi słowy, trzeba było się
zebrać i doczytać. Usnęłam chyba ze dwa
razy. Jest postęp.
czwartek, 4 lutego 2016
"Feynmana wykłady z fizyki" - R.P. Feynman, R.B. Leighton, M. Sands [tom 1.1. Mechanika, szczególna teoria względności]
Postacią Richarda Feynmana jestem zafascynowana już od kilku lat. Wie o tym cała moja rodzina i przyjaciele, bo od dawna podsuwam im nieśmiało sugestię, że jego Wykłady z fizyki byłyby idealnym prezentem dla mnie. Chyba jednak zbyt nieśmiało… Czy moja profesor od fizyki przypuszczałaby kiedykolwiek, że sięgnę po dzieła tego wybitnego uczonego, duszy towarzystwa, ale jednak wielkiego fizyka, który posiadł ogromną wiedzę i wniósł fundamentalny wkład do fizyki? Nie sądzę. Mam tego pecha, że każdy z moich trzech nauczycieli fizyki nie uważał za stosowne chcieć jej nauczyć. Jak długo mogłam uczyć się sama, a więc czytać teorię, dawałam sobie radę, później, gdy potrzebny był mi jakowyś perceptor, niestety zawalałam. Jednak zawsze żywiłam podziw w stosunku do fizyki. Podziw i fascynację. Ja humanista, przedstawiciel nauki, w której można przegadać każdą opcję, byle było się wygadanym, z podziwem patrzyłam na naukę, w której wszystko musi się zgadzać. Nawet jeśli – jak tłumaczy Feynman – nie znamy jeszcze wszystkich praw, nawet jeśli większa część tajemnic wszechświata pozostaje przed nami ukryta. Fizyka jest pięknem porządku. I o tym jest ta książka. A właściwie pierwsza część, pierwszego tomu. Nie czyta się jej w jeden dzień, taki laik jak ja zwykle po prostu trwa w zachwycie, bo oślepia go wiedza i hipnotyzuje cudowny język autora.
środa, 3 lutego 2016
"Parabellum. Prędkość ucieczki" - Remigiusz Mróz [ biały kruk czy czarna owca?]
I
znowu wyjdę na hejtera, złą, nieprzyjemną i czepliwą. A przecież jestem tak
miłym, dobrym i pełnym ciepła człowiekiem. Pierwsze dwa tomy Parabellum, nabyłam jeszcze
na wakacjach, bez świadomości że Prędkość
ucieczki jest niemalże nie do dostania w sprzedaży. Zaczęłam nawet szybko
czytać, ale… no nie szło. Mam tak, że jak widzę jakąś nieścisłość, merytoryczne
potknięcie to skacze mi ciśnienie i wolę lekturę odłożyć niż w tym gniewie się
zapętlać. Bo po co? Czekam aż się wyciszę, aż przemyślę sprawę, czy wyjaśnię
nieścisłości. Szkoda, że nikt z osób rugających mnie za niezakochanie się w Parabellum nie powiedział, poczytaj posłowie,
autor z pewnych rzeczy się tłumaczy. Nie ze wszystkiego niestety się
wytłumaczył, ale dobrnęłam do końca. Jeszcze dwa tomy przede mną. Boże chroń
bohaterów.
wtorek, 2 lutego 2016
Ostatnie podsumowanie - jeśli wyzionę ducha
Skończył się styczeń, ja też się kończę. Niech mi nikt nie wciska, że na Wschodzie nie ma morowego powietrza. Oczywiście, że jest, pomór mnie chwycił, aby było weselej, złapało mnie z piątku na sobotę, abym mogła konać przez dwa dni, a później tkwić pół dnia u lekarza, bo w wiejskiej przychodni więcej ludzi niż w poniedziałek u lekarza, jest w kościele na Pasterce. Korzystając, z radosnego faktu, że jeszcze żyję zapragnęłam podsumować pierwszy miesiąc roku 2016 roku... Były chwile, gdy wątpiłam w czytelniczą radość, ale jednak pierwsza książka roku okazała się znamienna. Może być wspaniale. Oby było wspaniale. Nadal.
poniedziałek, 1 lutego 2016
"Królowe przeklęte" - Cristina Morato [Królowe Przeklęte i przeklęty zawód.]
Książka
Królowe przeklęte wskoczyła na moją
listę must have od razu, gdy
zobaczyłam jej zapowiedź. Kilka osób złośliwych, dodatkowo podesłało mi
specjalne zawiadomienia(spłoniecie w piekle). Tak bardzo koresponduje to z moim
gustem, że wiedziałam i nawet się nie oszukiwałam, że wytrwam w postanowieniu
niekupowania. Jechałam do Lublina wiedząc, że kupię tę książkę no i oczywiście
tak się stało. Zaczęłam ją czytać w drodze do i z pracy w poniedziałek i co tu
dużo mówić – nie porwała mnie. Trochę się już bałam, bo skoro rozdział o Sissi
mnie nie porwał… wzięłam ją dziś do lekarza, tym razem intuicja mnie nie
zawiodła, pełna poczekalnia pacjentów, nie było wyjścia – trzeba było czytać.