Nie wiem jak dokładnie to działa, ale gdy zacznę od świetnej książki autora, to on będzie dla mnie geniuszem, zawsze złapię się na jego nową książkę jak jakaś głupia żona z lat pięćdziesiątych, co uwierzy mężowi, że już więcej nie zdradzi. Jakieś trzynaście lat temu kupiłam sobie książkę Katedra w Barcelonie to był bardzo hiszpański okres w moim życiu, intensywnie uczyłam się hiszpańskiego, kupowałam hiszpańskie książki, na ile pozwalało mi stypendium i rozważałam rzucenie wszystkiego i zostanie bezdomnym grajkiem przed budynkiem Kortezów Generalnych. Książka, chociaż ma swoich krytyków, mnie zachwyciła, to było opus magnum, solidny risercz, wycieczka w czasie, jest serial na Netflixie, ale powieść pokazywała człowieka w feudalnym świecie, marionetkę w rękach możnych. Była świetna, nawet mój Tata przeczytał i pożyczył ją połowie swoich znajomych. Od tego czasu, kupuję wszystko Falconesa co się ukazuje. Niestety daremnie szukam tych uniesień i tego zaczytania. Może w każdym z nas jest materiał na jedną genialną książkę, tylko niektórzy piszą uparcie dalej. Jak będzie w przypadku Malarza dusz? to się okaże.
Sztuka, miłość, pasja i walka o ideały!Ildefonso Falcones, autor niezapomnianej „Katedry w Barcelonie”, wskrzesza ekscytujące czasy wielkich przemian społecznych i buntu wobec odwiecznych tradycji i zakurzonych konwenansów.Barcelona, rok 1901. Przez miasto przetacza się fala niepokojów społecznych. Ubóstwo najbiedniejszych dzielnic kontrastuje z bogactwem dużych eleganckich alei, wzdłuż których wyrosły już niezwykłe budynki, symbol nadejścia epoki modernizmu.Dalmau Sala, syn skazanych na śmierć anarchistów, żyje na granicy dwóch światów. Z jednej strony członkowie jego rodziny oraz Emma, kobieta, którą kocha, są zagorzałymi zwolennikami walki o prawa robotników. Z drugiej, zatrudnienie w pracowni ceramiki don Manuela Bello, jego mentora i obrońcy wiary katolickiej, pozwala mu obracać się w towarzystwie, w którym kwitnie sztuka i dobrobyt.Artyście nie będzie łatwo odnaleźć właściwą ścieżkę, którą powinien podążyć, aby zrozumieć, że tym, co się w życiu liczy, są jego przekonania dotyczące równości i sprawiedliwości społecznej, jego czysta dusza i miłość odważnej i silnej kobiety. A przede wszystkim liczy się jego sztuka – obrazy, na których uwiecznia ubóstwo swojego miasta, w którym tli się już iskierka buntu i rewolty.
Przenosimy się do Barcelony, na początek wieku XX, miastem targają niepokoje społeczne, robotnicy zaczynają coraz wyraźniej walczyć o swoje prawa, stawiają odważne postulaty. Hiszpania boleśnie odczuła przegraną wojnę z końca wieku XIX, panuje bieda, ceny podstawowych produktów są niebotyczne, a i tak handlarze oszukują na wszystkim. Te narodziny proletariatu obserwujemy z perspektywy Dalmaua, katalońskiego artysty, który wyrasta w środowisku anarchistów, kocha anarchistę, ale jednak cała jego twórczość i rozwój zależą od elity, toteż walczy z sobą i próbuje zadowolić każdą ze stron, co z definicji jest awykonalne. Autor daje z siebie wiele, by oddać dramatyzm bohaterów, by pokazać zbierające się na hiszpańskim niebie chmury, które finalnie doprowadzą do bratobójczej wojny za kilkadziesiąt lat. Bardzo drobiazgowo odmalowane realia, ale w moim odczuciu zabrakło tej iskry, która przy okazji Katedry sprawiała, że czytelnik był w centrum wydarzeń, niemalże w nich uczestniczył, przeżywał dramaty z książki, tak jakby dotyczyły jego samego. Tutaj w moim odczuciu jesteśmy tylko obserwatorami. Mnie ta książka zmęczyła, uśpiła i o ile przeczytałam ją dosyć szybko, to jeszcze szybciej o niej zapomnę, bo nie wzbudziłą we mnie większych emocji, a powinna, bo tematyka jest ewidentnie moja.
Mnie też się niezbyt podobała - za dużo polityki, za mało sztuki (mimo genialnej okładki). Ale inne książki Falconesa uwielbiam, nie tylko Katedrę, ale też jej kontynuację, czy Rękę Fatimy.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że cię zmęczyła. Ja jej jeszcze nie czytałam, ale planuję to zrobić.
OdpowiedzUsuń