Gdy napisałam, że lektura książki Teściowe muszą zniknąć, to mój pierwszy raz z twórczością Alka Rogozińskiego, ludzie zaczęli mnie pytać jak to możliwe. Faktycznie, autor ma na swoim koncie sporo powieści tymczasem ja wciąż zwlekałam. Po pierwsze opowiadano mi, że autor źle znosi krytykę, a ja doszłam do wniosku, że muszę ograniczać spory w internecie, na starość lubię święty spokój. Zapytacie, skąd wiedziałam, że będę krytykować, ano stąd, że ja nie lubię komedii kryminalnych, nie lubię śmiesznych książek, one mnie irytują, są infantylne, a poziom żartów jest zwykle na poziomie zajezdni pks, gdzieś na ścianie wschodniej. Jednak w końcu uznałam, że raz się żyje, książka na hałdzie wstydu przeleżała długo, ależ ten ubiegły rok zlał mi się w całość.
Na pozór są z dwóch zupełnie różnych bajek. Kazimiera regularnie zasila konto radia Święta Jadwiga i uważa, że największą zmorą naszego kraju są tęczowi, lewactwo i masoni. Maja regularnie paraduje w Marszach Równości, żyje w konkubinacie, a z rzeczy uznawanych za święte uznaje tylko święty spokój. Nic więc dziwnego, że obie serdecznie się nie znoszą.Problem w tym, że syn jednej z nich i córka drugiej są małżeństwem. W dodatku takim, które wpadło w nie lada kłopoty. Kiedy jedno z ich dzieci zostaje oskarżone o morderstwo, a drugie porwane, Kazimiera i Maja muszą połączyć siły, aby udowodnić ich niewinność. Pytanie - czy same się przy tym nie pozabijają?„Teściowe muszą zniknąć” to czternasta powieść Alka Rogozińskiego - kryminalna komedia pomyłek, pełna zwrotów akcji i czarnego humoru.
Przenosimy się do Warszawy, preludium rozgrywa się tuż przed wkroczeniem Niemców. Wojna, która miała być mrzonką Hitlera okazała się przerażająco realana. Dwóch mężczyzn ukrywa skarb, licząc, że gdy cały ten koszmar się skończy, uda się po niego wrócić. Minęły dekady. Jesteśmy w centrum Warszawy, która nie przypomina przedwojennego miasta, Pałac Kultury wymusił modyfikację siatki ulic. W mieszkaniu młodego małżeństwa, pojawia się dawno niewidziany kuzyn, przypadkowe spotkanie i rodzinny sekret, gdzież zawiedzie nas tajemniczy legat. A jako, że książka jest komedią, mamy się jeszcze setnie ubawić.
Nie bez powodu zaznaczyłam, że mnie słowo pisane rzadko bawi, mam wrażenie, że od czasów małych książeczek z dowcipami, ja wyczerpałam swój limit. Żarty w książkach działają mi na nerwy, a w tej książce ku własnemu, nieopisanemu zdziwieniu zauważyłam, że mnie bawią. Alek Rogoziński ma to cudowne, lekkie poczucie humoru, subtelnie wplecione w treść, że nie dostajemy żartem w twarz, ale po prostu czytając - chichoczemy. Fantastycznie stworzono też dwie teściowe, doskonale różne od siebie, tworzące razem mieszankę wybuchową. Niesłusznie obawiałam się tej książki, bo czytałam ją jednym tchem i z dużym zaangażowaniem, cieszę się, że na półce czeka już cierpliwie drugi tom. Oczywiście, nie jestem w stanie powiedzieć jak ta książka ma się do innych powieści Rogozińskiego,, ale tutaj jestem na tak. Zakładam, że skrajna prawica, może nie pochwycić subtelnych aluzji, ale mimo wszystko warto! W ten sposób, chyba wraca mi faza na kryminały, może w końcu przeproszę się z komediami po prostu, okazuje się, że jeśli żart jest w książce dobry, to nawet mnie rozbawi.
książka recenzowana dla portalu Duże Ka
Ha, Kasiu, ja też nie czytałam jeszcze nic Rogozińskiego :)
OdpowiedzUsuńCzytałam inną książkę autora i bardziej mnie irytowała niż bawiła.
OdpowiedzUsuńNi i teraz weź tu bądź człowieku mondry. Rogozińskiego nie czytałam, bo jak zobaczyłam te niepochlebne recenzje, to stwierdziłam, że szkoda mojego czasu na takie buble. Ja, w przeciwieństwie do Ciebie, uwielbiam dla rozrywki czytać komedie kryminalne, jestem fanką Olgi Rudnickiej i oczywiście Joanny Chmielewskiej, ale to przecież klasyka gatunku. Mnie to bawi. No i teraz Ty, która nie lubisz takich książkę, piszesz, że chichotałaś i że lekkie i przyjemne...no i co ja mam zrobić? Mój stos wstydy znowu rośnie przez to czytanie blogów. Ech...
OdpowiedzUsuń