Szykuję się na pierwszy Dyskusyjny Klub Książki w nowym roku. Cieszę się, że te spotkania wróciły, gdy mam chwilę kryzysu nad bieżącą lektura myślę o tych burzliwych dyskusjach, wartościowych rozmowach. Tym razem mamy omawiać Testament jest to powieść ze znanej serii skandynawskiej z Wydawnictwa Poznańskiego. Wielu znajomych czytało i mówiło o książkach z tej serii w samych superlatywach. Do tej pory nie miałam żadnej w rękach, ale kilkukrotnie chodziła za mną myśl, by kilka tych książek(w zestawie bardziej się opłaca) kupić. Znajomi bardzo zachwalali Testament, akurat zbliżał się długi weekend i uznałam, że to jest dobry moment.
Napisana z rozmachem polifoniczna opowieść o rodzinie i nadchodzącej katastrofie.W powrocie do domu jest coś szczególnego. Albo się to lubi, albo się tego nie lubi, ale nie można być wobec tego obojętnym.Rodzina Toimich liczy czternaścioro dzieci, jeśli brać pod uwagę także nieżyjącą dwójkę. Wychowane przez surowego ojca i bezradną matkę rodzeństwo dzieli się na tych, którzy opuścili rodzinny dom i próbują uporać się z traumami, oraz tych, którzy zostali. Zbliżające się święta i przyjazd Annie, najstarszej żyjącej siostry, gromadzi ich znów wszystkich razem. Teraz jednak jest inaczej, bo choć relacja między rodzicami i rozkład sił się nie zmienił, rodzeństwo ma wspólny cel, który pragnie zrealizować za wszelką cenę. Wydarza się jednak coś, czego żadne z nich nie planowało.Nominowana do najważniejszych skandynawskich nagród literackich trzecia powieść Niny Wähä to historia, w której każdy może przejrzeć się jak w lustrze.
Przenosimy
się na pogranicze Szwecji i Finlandii, gdzie do domu wraca Annie. Dziewczyna
jedzie do domu na święta i nie można powiedzieć, żeby wypełniała stereotypowy
obraz powrotu do domu na święta. Nie ma sentymentalnej radości, jest raczej
niepwenośc, brzemię trudnych chwil, dziedziczona trauma. Rodzina Annie to
czternaście dzieci – z czego dwójka zmarła w dzieciństwie i dodała cierpienia
rodzicom, których młodość i miłość przypadły na czas wojny i głodu. Te traumy przechodzą
z pokolenia na pokolenie. Nikt w tej rodzinie nie żyje po prostu. Oni zmagają
się z życiem, a narrator czuje się w obowiązku wszystko dokładnie nam
opowiedzieć. Spotkanie rodzinne ma być przełomowe, pewne kwestie mają być
postawione na forum rodzinnym raz a
porządnie. Co do tego ma tytułowy testament?
Zmęczyła
mnie ta książka bardziej niż plewienie marchewki na wiosnę, bo to wyrywanie
chwastów idzie szybciej, widać od razu efekt i człowiek wie po co to robi.
Sensu tej książki nie widzę. Były jakieś fragmenty, które mnie angażowały,
chyba najbardziej te o młodości Siri, ale chaos tej książki i to jak ona jest
przegadana, szybko mnie na powrót męczył. Znam i lubię skandynawską literaturę,
chociaż faktycznie, najczęściej czytałam kryminały ze Skandynawii. Tym bardziej
literatura piękna z Północy to dla mnie niejako terra incognito, a tutaj
– jak uświadamiałam sobie w trakcie czytania, to pogranicze Szwecji i Finlandii
ma swoją bardzo konkretną historię, w końcu wojna zimowa, powojenny trudny
czas, czy pytanie dlaczego tak często pada nazwisko Kiereńskiego? Dlatego mam
niedosyt. Autorka skupia się na ogromnej rodzinie, zresztą na początku książki mamy
cały spis – od razu przyznam, że nie chciało mi się co i rusz wracać i
sprawdzać kto jest kim. Nie chcę skreślać tej serii, bo może być ciekawa, a
może nie trafiła w odpowiedni czas?
Człowiek
jest głupi, a ciało i instynkty silne. Czy nie lepiej byłoby mieć wbudowany mechanizm
kończący? Gdy warunki życia stają się zbyt ciężkie, ciało zwyczajnie się
wyłącza, przestaje przekazywać dalej geny, po prostu kończy cierpienie. [s.
177]
Właśnie za mną też chodzi ta seria, ale nie wiem od jakiego tytułu zacząć, żeby się nie zrazić, bo domyślam się, że to jest dość specyficzna literatura. Po "Testament" na pewno nie sięgnę, dzięki za ostrzeżenie.
OdpowiedzUsuń