Lucy Maud Montgomery jest znana głównie z cyklu powieści o Anne Shirley, która niedawno dzięki Wydawnictwu Marginesy przeżywa renesans, za sprawą nowego tłumaczenia. O tym, jak dużo daje świeży, przekład mogliśmy się już przekonać, teraz ponownie dana jest nam przyjemność z odkrywania na nowo ukochanej powieści. Błękitny zamek to książka, która ma dwa znane w Polsce tłumaczenia i każde z nich ma swoje grono fanów. Tym razem mamy trzeci przekład. Zamiast Buby mamy Gnuś, no i pretekst do ponownego czytania tej urokliwej historii.
Valancy
kończy dwadzieścia dziewięć lat, całe życie była musztrowana przez despotyczną
rodzinę. Dziewczyna uświadamia sobie, że jej życie jest porażką, pozbawioną
ciepła i miłości. Wszystko wskazuje, że będzie tak zawsze. Przypadek, to że
tego dnia pada deszcz, zamiast na rodzinną imprezę Valancy idzie do lekarza,
ponieważ ma uciążliwe problemy, lekarz stawia diagnozę nieuleczalnej choroby i
daje Valancy maksymalnie rok życia. Świadomość, że nie ma nic do stracenia, bo
już praktycznie żyje jakby była martwa, postanawia odciąć się od rodziny,
zacząć robić to, co uważa za słuszne. Zaczyna od porzucenia domu i
przeprowadzki do miejscowego cieśli-pijaka, aby zająć się jego umierającą
córką, która się zhańbiła, a z którą za dziecka Valancy się przyjaźniła.
Rodzina Gnuś jest oburzona, ale dziewczyna czuje się spełniona i potrzebna, a
dodatkowo zaczyna się przyjaźnić z Barneyem Snaithem przybyszem znikąd, który
ma bardzo złą renomę w okolicy. Otrzymując nieodwołalną diagnozę, Valancy
zaczyna żyć pełną piersią i w końcu zaczyna dobrze czuć się we własnym świecie.
Czytałam
dwa poprzednie tłumaczenia, ponieważ gdzieś słyszałam, że to pierwsze jest
niepełne, później okazało się, że pominięty fragment nie wnosi wiele. Nie
jestem aż taką znawczynią Montgomery, aby się wypowiadać o zachowaniu realiów,
ale czytało mi się szybko i bardzo przyjemnie. Płynęłam przez tę książkę.
Pierwszy raz czytałam ją jako dużo młodsza dziewczyna, wtedy po prostu mi się
podobała. Wydaje mi się, że ona dotyka nas naprawdę, gdy jesteśmy bardziej w
wieku Valancy, gdy rozumiemy jej sytuację i gorycz spowodowaną utratą nadziei i
świadomością tego że nasze życie będzie wegetacją. Według mnie Valancy jest jak
Anne Elliot z Perswazji, trzeba być w określonym wieku, by docenić te
historie. Oczywiście nie trzeba być pogrążoną w goryczy osobą w średnim wieku,
aby docenić dowcip tej powieści, to jak Montgomery portretuje krewnych Valancy,
jak opisuje bigoterię, hipokryzję, a te ułomności są przecież ponadczasowe. Ta
powieść została napisana i rozgrywa się na początku XX wieku, ale to nowe
tłumaczenie niweluje dystans tych stu lat. Może i samochody w powieści są
nowością, a oświetlenie gazowe postrzegane jest jako niebezpieczna innowacja,
ale skupiłam się na ponadczasowej treści, na walce o swoje szczęście,
przyjaźni, lojalności i miłości. Uwielbiam tę książkę. Naprawdę muszę wrócić do
książek Montgomery, akurat nadchodząca jesień będzie doskonałym pretekstem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To dużymi literami: KAŻDY KOMENTARZ ZAWIERAJĄCY LINK - WYLATUJE- WIELOKROTNIE PROSIŁAM, NIE ODNOSIŁO SKUTKU, TERAZ Z AUTOMATU I BEZ CZYTANIA.
A teraz grzecznie i klasycznie ; ) bo bardzo Was przecież lubię : )
Witaj Gościu, cieszy mnie Twoja wizyta, cieszę się, że chcesz pozostawić ślad po tym, że przeczytałeś to miałam do powiedzenia.
Proszę :) komentuj, ale pamiętaj :)
Każdy głos w dyskusji jest dla mnie ważny. Każdy komentarz jest czytany, na komentarz każdego czytelnika staram się odpowiedzieć.
Jeśli chcesz coś powiedzieć, zwrócić uwagę, a komentarz pod danym postem będzie niewłaściwy - z boku podałam adres mejlowy
Nie spamuj, nie jestem nastolatką, więc nie pisz "Super, zapraszam do mnie". To właśnie jest spam, takie komentarze usuwam. Napisz coś merytorycznego, a na pewno zaciekawisz mnie i odwiedzę Twoją stronę.
Chcesz mnie obrazić? Wyzwać? Wyśmiać moje poglądy, czy mnie, jako mnie? Daruj sobie! Jesli szydzisz, lub obrażasz moich czytelników, lub po prostu naruszasz netetykietę, komentarz również wyleci.