Polscy autorzy częstą są niedoceniani, w końcu powiedzenie, że nikt nie jest prorokiem we własnym kraju, ma długą tradycję. A jednak Martyna Bundy, niedawno szturmem zdobyła polski rynek. Poważana dziennikarka, wzięła się za dłuższe formy i tak naprawdę ze nieznanej stała się gwiazdą literackiego świata. Debiutancka powieść była melancholijna, pełna detali, zdań, które ryły w sercu. Byłam ciekawa co będzie chciała przekazać nam w swojej drugiej książce, ta pierwsza była opowieścią o współczesności, tymczasem w tej od pierwszej chwili widzimy podróż w czasie, czy to gwarantuje sukces?
Nowa powieść Martyny Bundy, autorki wielokrotnie nagradzanego debiutu Nieczułość.
Epicki rozmach, wyraziste postaci oraz trzymająca w napięciu akcja brawurowo rozpisana na siedem wieków historii.
Zaczyna się w tysiąc trzysta siedemdziesiątym dziewiątym roku od samotnej wędrówki przez kaszubską puszczę i mnicha pragnącego wybudować klasztor o najsurowszej na świecie regule. Zakonnik dotrze do miejsca, które wiele lat później zostanie nazwane Kartuzami, a wraz z jego przybyciem ten niewielki skrawek ziemi, wciśnięty pomiędzy kaszubskie jeziora, stanie się areną, na której przecinają się losy z pozoru jedynie zwyczajnych bohaterów.
Targany obsesjami donator klasztoru, przeorysza Alma widziana w wielu miejscach jednocześnie, kat, który zatraca się w swojej roli, czy akuszerka budząca strach, fascynację, a w końcu nienawiść. Ich losom, od początku do końca, milcząco przyglądają się błękitne koty, które na kaszubską wieś przybyły wraz z mnichem w XIV wieku. Od siedmiu stuleci pojawiają się i znikają niczym symbol tajemniczej równowagi i ukrytej harmonii, znak powtarzania, gubienia i odzyskiwania wszystkiego w nie wiadomo którym pokoleniu, miejscu i czasie…
Martyna Bunda w mistrzowski sposób buduje i podtrzymuje napięcie między myśleniem magicznym i naukowym, między biologią a duchowością, tym co racjonalne a instynktowne. Kot niebieski to powieść intrygująca, wolna od oczywistych odniesień i ukazująca pełnię narracyjnego talentu autorki.
Przenosimy się na Kaszuby, region dla wielu Polaków egzotyczny, a dodatkowo ten walor nowości podkręca fakt, że akcja powieści zaczyna się w XIV wieku, gdy pośrodku dzikiej puszczy, na brzegu jeziora pewien mnich chce założyć klasztor. To początki istniejącego do dziś miasta – Kartuz, obfitują w niezwykłych bohaterów, owładnięty obsesją ziemianin, mniszka po traumatycznych przejściach, która staje się legendą, syn matki wariatki, którego przygarniają duchowni. Korowód barwnych postaci, ciekawych historii, na tle zmieniającego się świata. Człowiekowi zaś ciągle towarzyszą niebieskie koty, które przybyły na Kaszuby z mnichami. Niebieskie koty, które swoje umaszczenie zawdzięczają recesywnym genom są metaforą oddziaływania przypadku i determinizmu. Podróż przez siedem wieków historii Kaszub, pełnej niepokoju, wojen i walki o swoje miejsce i prawo do mówienia własnym głosem. Wciąga od pierwszej, do ostatniej strony.
Książka zachwyca stylem, mało w niej dialogów, autorka opisuje życie bohaterów, stara się oddać ich przeżycia w nowoczesnym stylu. Ta książka to opowieść o ludzkiej egzystencji i przewrotnym losie. Znowu Kaszuby, ale ja osobiście uważam, że zamiast jarać się Toskanią, czy Prowansją, warto sprawdzić jakie mamy w kraju perełki. Zwłaszcza, że ta książka jest naprawdę Europejska, powstawanie opactwa, to żmudnie tworzenie, później życie w miasteczku przykościelnym, cały mikrokosmos, samowystarczalny, zamknięty. Aż dojdziemy do czasów współczesnych, które paradoksalnie nie zakończyły okresu niepokoju. Poruszająca książka, która jak w lupie pokazuje nam upływający czas i ten krąg życia który nie ma ni końca, ni początku.
Moim zdaniem, bardzo warta uwagi, uczta literacka!
Słyszałam o tej książce różne opinie, ale sama chętnie dam jej szansę!
OdpowiedzUsuń