Z
Polską historią, nierozerwalnie związana jest martyrologia. Polacy chyba lubią
przegrywać, lubią cierpieć, uwielbiają tym cierpieniem się rozkoszować i
zwielokrotniać je do monstrualnych rozmiarów. Sama zgłębiając historię,
czytając opracowania, dawałam się wciągać w to umartwianie. Dziś mało co wkurza
mnie tak jak hasło, że jesteśmy Chrystusem narodów, a wszyscy zmówili się, aby
nieszczęsną Rzeczpospolitą stłamsić i upodlić. Wyciąganie pretensji tylko nam
szkodzi. Lubowanie się w tragicznych dziejach, nie przynosi nic dobrego.
Wyrywkowe czytanie historii i dopasowywanie jej do swoich tez jest szkodliwe.
Dlatego tak ucieszyłam się, widząc zapowiedź książki, która w kompleksowy
sposób z naszymi złudzeniami ma się rozprawić. Podczytuję jeszcze jedną książkę
Stommy i byłam ciekawa, w jaki sposób, po wojnie, rozprawi się on z tematem tak
kontrowersyjnym i na pewno nie przysparzającym mu wielbicieli.
Z typowym dla siebie dystansem, Stomma demaskuje mity i niedorzeczności z historii Polski. Nie boi się tematów uważanych za niemal święte, jak choćby reduta Ordona, wiktoria wiedeńska, Konstytucja 3 maja, Monte Cassino, Powstanie Warszawskie. Porusza sprawy drażliwe – problem polskiego ogólnonarodowego pijaństwa, państwa bez stosów czy kultu jednostki, ale też Marca ‘68.
Jak
tylko zaczęłam lekturę, wiedziałam, że mnie wciągnie. Jak bagno. Pomimo iż
musiałam rano wstać do pracy czytałam i czytałam i a to wrzucałam fragment na
FB, a to czytałam Ktosiowi, a później polecałam gdzie mogłam. Ludwik Stomma to
mądry człowiek, który pisze jak jest, a nie jak chcielibyśmy aby było.
Rozprawia się z wymówkami, mitami, tytułowymi złudzeniami, które narosły przez
wieki, albo przez dekady. To zależy, od kwestii geopolitycznych, przez decyzje
przez lata uważane za świetne, po biografie ludzi, których stawiamy za wzór
kolejnym bohaterom. Pisze dosadnie, podpierając się solidnymi, rzeczowymi
argumentami. A wszystko z taką swadą, takim pisarskim talentem, że nie sposób
się roześmiać, w stosownych momentach. W odpowiednich momentach trzeba się
zadumać. A bardzo często przychodzi iluminacja. Jak wtedy, gdy uparcie szukamy
czegoś wzrokiem, a ktoś podchodzi, pokazuje palcem i WOW, cały czas tam było,
skryte przez liście niedomówień, kurtyny zafałszowań, mgły złych iluminacji.
Fakty zawsze były i będą faktami, nie można z nimi polemizować, negować ich
istnienia. Owszem – można oceniać, ale tylko w oparciu o inne fakty. Wprawdzie
wszyscy znają to powiedzenie, że historia
– jak dziwka odda się każdemu, ale kilku-kilkunasto-kiluset letnia
perspektywa pomaga zobaczyć ją w prawdziwej krasie. Czasami trzeba zmrużyć
oczy, żeby widzieć wyraźniej. Ta książka jest tym zmrużeniem oczu, soczewką, która rozproszone wiązki skupia w odpowiednim punkcie.
Jest
fascynująca, będzie niepopularna wśród wielu, a dla mnie jest ważnym krokiem,
ważnym spojrzeniem i głosem w dyskusji. Chciałabym ją polecać wszystkim, którzy
myślą, że znają historię, którzy sądzą, że mają monopol naprawdę. Bo Stomma
jest bezlitosny i jego słowa mogą ukłuć. Mnie ukuło chociażby zdanie o Lwowie…
ale nie mogę z nim polemizować. Autor wytrącił mi z ręki broń. Wytrącił broń i
dał do myślenia. Porządnie.
Książka
bardzo ważna i do przeczytania – obowiązkowa.
Idealna książka do czytania w Dzień Niepodległości
Książka recenzowana dla portalu:
Zgadzam się bezwarunkowo z krótką definicją patriotyzmu, jaką zawarłaś w tytule posta. Twoja recenzja potwierdza, że jest to lektura ważna, szczególnie dla osób, które mają wiedzę historyczną, ale mają w niej pewne luki. Ja nie jestem najlepszym przykładem, bo do miłośników historii nie należę, ale wierzę, że ta pozycja, jest dobrą lekturą, tym bardziej w Dniu Niepodległości. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńJa uważam, że historia jest fascynująca, ale trzeba chcieć to dostrzec, często szkoła niestety nie tylko nie pomaga, ale wręcz przeszkadza