Dziki Zachód jest dla mnie krainą nie do końca odkrytą. Niewiele o tym czytałam, moją wyobraźnię ukształtował raczej serial Dr Quinn, a westernów nie oglądam. Dlatego kiedy zobaczyłam zapowiedź książki Nowiny ze świata tak obiecująco opisywanej, reklamowanej naprawdę znaną nagrodą nie wahałam się ani chwili. Trochę ta książka musiała u mnie przeleżeć, trochę się bałam tego brzemienia, a trochę nie wiedziałam, czy na pewno wiedziałam na co się porywam. Tylko, że jak już zaczęłam czytać to książka mnie dosłownie pochłonęła. Jest to specyficzna książka, raczej bez dialogów, o bardzo charakterystycznym nastroju. Dla tych który lubią zapadać się w tekst i w refleksję, którzy lubią, gdy książka skłania ich do refleksji i pokazuje nowe tematy do rozważań.
Gdzie jest skała, na której zostałam zbudowana?
Rok 1870. Kapitan Jefferson Kyle Kidd, siedemdziesięcioletni wdowiec, weteran kilku wojen, przemierza północny Teksas, urządzając w miasteczkach odczyty dla spragnionej wieści ze świata publiczności. Pewnego dnia jego znajomy Britt Johnson zwraca się do niego z nietypową prośbą – za 50 dolarów w złocie Kidd ma przewieźć dziesięcioletnią dziewczynkę do jej krewnych w San Antonio. Cztery lata wcześniej Johanna została uprowadzona przez Kiowów, którzy zamordowali na jej oczach jej rodziców i siostrę, a potem wychowali ją jak własne dziecko. Teraz została odkupiona z niewoli i po raz kolejny wyrwana ze świata, którego częścią się stała.
Czterystumilowa podróż okazuje się trudna nie tylko ze względu na czyhające na kapitana i Johannę niebezpieczeństwa. Dziewczynka wcale nie chce wracać do życia wśród białych. Jednak z czasem dwoje samotnych ludzi zaczyna sobie ufać. Tworzy się między nimi więź, która w tej zdradzieckiej krainie decyduje o życiu i śmierci.
Nowiny ze świata to także znakomita literacko próba odpowiedzi na pytanie, które wciąż pozostaje dla nas zagadką: jak porywane przez Indian dzieci, często świadkowie bestialstwa, którego ofiarą padły ich rodziny, radziły sobie z tą traumą i dlaczego – bez względu na czas spędzony w niewoli, płeć czy pochodzenie – już nigdy nie potrafiły w pełni wrócić do poprzedniego życia.
Powieść jest finalistką Amerykańskiej Nagrody Książkowej.
Koniec dziewiętnastego wieku, weteran, człowiek samotny, po siedemdziesiątce, a więc w swoich czasach ktoś pokroju Matuzalema dostaje nietypowe zlecenie, poproszono go by za spore pieniądze odstawił małą bo dziesięcioletnią dziewczynkę do jej krewnych. Dziewczynka – Johanna jest w specyficznej sytuacji, dwa razy jej świat się zawalił. Pierwszy raz, gdy miała sześć lat i na jej wioskę napadli Indianie, wioskę spalili, jej krewnych wyrżnęli a ją uprowadzili. Przez lata dziewczynka dorastała w ich świecie, teraz ją odkupiono i wraca do swoich, ale jak wrócić, skoro kolejny raz musi się przestawić, porzucić swoje nawyki i zmienić środowisko.
Jak już wcześniej wspomniałam książka to głównie opisy, sytuacji, przemyśleń. Dialogi są, ale relacjonowane, co - umówmy się - nie każdemu może się podobać. Mnie to nie przeszkadzało, bo ważny dla mnie jest duch tej książki, taki trudny do uchwycenia, surowy, tchnący dekadencją. Mamy dwójkę ludzi, z dwóch różnych światów. On ma życie za sobą, widział wiele, a że żył w takich, a nie innych czasach to przeżył i widział wiele zła. Tymczasem dziesięciolatka, która teoretycznie powinna mieć całe życie przed sobą, z zerowym doświadczeniem a tymczasem oboje mogą się od siebie czegoś nauczyć. Oczywiście jest tak, że początki tej relacji są trudne, oboje nie chcą spędzać wspólnie czasu, patrzą na siebie spod brwi to jednak z czasem dostrzegają, że podróż którą postrzegali jako skaranie boskie, to może być dla nich obopólną korzyścią. Naprawdę jest to dobra książka, pod kątem językowym, ale i treściowym. Powinniście wziąć ją sobie na weekend, bo tyle wystarczy, żeby ją przeczytać, gdyż naprawdę nie jest obszerna, ale będziecie potrzebowali czasu i skupienia, żeby móc ją w pełni docenić.
Książka recenzowana dla portalu Duże Ka
*tłumaczył: Tomasz Gałązka
Moim zdaniem to piękna książka.
OdpowiedzUsuń