Niniejsza książka opowiada inspirowaną w znacznej mierze prawdziwymi wydarzeniami historię dziewczynki, która w mrocznym czasie stanu wojennego przyszła na świat z ciężką wadą serca. Jedyną dla niej nadzieję stanowiła skomplikowana operacja wykonywana tylko na Zachodzie. Po podróży maleństwa do USA, gdzie okazało się, że wykonanie zabiegu nie rokuje sukcesu, stryj dziecka rozpoczął poszukiwania szansy na ratunek w europejskich klinikach.
Gotowość przeprowadzenia operacji wyrazili Anglicy za niebotyczną w komunistycznej Polsce kwotę jedenastu tysięcy funtów. Dzięki staraniom rodziny oraz wielkiej liczby nieznajomych ludzi dobrej woli, poprzez organizację festynów ulicznych i apele w mediach na terenie Zjednoczonego Królestwa, wymaganą sumę udało się zebrać. Na domiar szczęścia, również i Rząd Polski wyraził gotowość przejęcia kosztów zabiegu.
W ostateczności operację przeprowadzono z pełnym sukcesem i dziewczynka ta, teraz już piękna kobieta, żyje w Polsce i jest szczęśliwa.
Pora przełamać zastój recenzyjny,
chociaż Eru mi świadkiem, że wybrałam sobie ciężką książkę na to łamanie. „Julia”
nie jest powieścią łatwą i przyjemną, może zmęczyć i przygnębić. Ale nie czyta
się tylko o rzeczach łatwych i przyjemnych. Rzeczywistość jest i była mało
przyjazna.
Rodzice, zazwyczaj oczekując
dziecka proszą o to aby było zdrowe. Mimo rozwoju medycyny, członkostwa w UE,
wiele chorób wciąż jest śmiertelnych, lub powoduje to iż dziecko praktycznie
nie ma szans na normalne egzystowanie w społeczeństwie. Z wieloma chorobami się
uporaliśmy, wiemy jak je leczyć, śmiertelność niemowląt jest mniejsza niż
jeszcze trzydzieści lat temu. Teraz mamy badania prenatalne, można bardzo
wcześnie zacząć leczyć. Kiedyś tak nie było. A zimno się robi jak człowiek
sobie pomyśli o tym co było w czasach kwitnącej demokracji ludowej i sojuszu
robotniczo- chłopskiego. Żelazna kurtyna. Problemy z wyjazdem, konieczność pytania o wszystko Władzy i dolar w kosmicznej cenie.
W takim czasie na świat
przychodzi Julia, dziewczynka rodzi się z wadą serduszka
Ma poprzestawiane naczynia
krwionośne, skutkiem tego natleniona krew z płuc, zamiast trafiać na obwód i
zasilić tlenem tkani, wraca znowu do płuc. Pamiętacie układ krwionośny?
Skutkuje to niedotlenieniem, tym że kończyny będą patykowate, całe ciało
niedotlenione a dziewczynka nie ma przed sobą długiego życia.
Ale nadzieja umiera ostatnia, a
determinacja Rodziców walczących o życie upragnionego dziecka potrafi góry
przenosić. Rodzice załatwiają Julii wyjazd do USA, gdzie mają ją wyleczyć, bo
tam wykonują takie operacje, w Polsce się ich nie przeprowadza. Niestety
kolejny pech. Okazuje się, że po dokładniejszych badaniach stan Julci według
nich nie rokuje sukcesu zabiegu. Wobec tego rozkładają tylko ręce, ale zgadzają
się przesłać wyniki badań do Wielkiej Brytanii, gdzie również przeprowadza się
takie operacje i gdzie są skłonni pomóc dziewczynce. Niestety, cena leczenia
jest kosmiczna, ponad dwadzieścia tysięcy dolarów. Skąd wziąć taką
astronomiczną sumę? Rozpoczyna się dramatyczna walka, której stawką jest być,
albo nie być dziewczynki. Jak zaznacza autor, historia oparta na autentycznych
wydarzeniach. Czy ciężko uwierzyć w autentyczność? Absolutnie nie. Wszystko
jest bardzo prawdziwe i realne, jeszcze mocniej ta prawdziwość uderzy, tych
którzy pamiętają okres PRL-u.
„Julia” to bardzo poruszająca
opowieść, wszystkich zawsze wzruszy los dziecka, skazanego praktycznie na
śmierć, tylko dlatego, że urodziło się nie po tej stronie Europy co trzeba, nie
w tych czasach, w których należało. Historia nami wstrząśnie bo mimo przemian
ustrojowych, wciąż rządzą układy i układziki, wciąż mamoną załatwi się
najwięcej i wciąż nasza służba zdrowia nie stoi na światowym poziomie.
Przynajmniej w wielu miejscach.
Autor snuje ciekawą opowieść o
czasach, które przeminęły, ale których cienie są z nami do dziś. Czy wciąż jest
taka przepaś pomiędzy krajem a zagranicą? Nie wiem, bo nie jestem emigrantką.
Autor jest, wiec zna się na rzeczy, jak sądzę. I tworzy ciekawy kontrast
szarość PRL-u z nowoczesnymi kolorami Zachodu.
Nie wiem co napisać o tej
książce, bo jest ona trudna, nie można jej polecić, osobie chcącej się
rozerwać. To nie jest książka, na niedzielne polegiwanie na słonecznym tarasie.
Wywołuje ona silne emocje, bo chyba nie ma prawa być inaczej, stresuje – jednak
wyścig z czasem.
Dawno nie czytałam TAKIEJ książki
polskiego autora. To dobrze, że i my umiemy pisać poważnie o ważnych
sprawach i małych-wielkich historiach.
Pełen podziw, że przełamałaś się akurat przy takiej lekturze. Ja sięgnęłam po coś lekkiego [również polskiego] i wcale to przełamanie proste nie było.
OdpowiedzUsuńNie lubuję się w literaturze tego typu. To jest taka tematyka, której mam za dużo w życiu codziennym, więc w książkach nie jest mi już potrzebna. Ale wiedziałam po opisie, że może Cię zainteresować, bo jakoś tak kojarzy mi się z Picoult.
Książkę przeczytałam już tydzień temu, musiałam w sobie się zebrać po prostu.
UsuńA stwierdziłam, że nie ma co iść na łatwiznę ;)
Ja od czasu do czasu lubię takie książki, pozwalają się oderwać od swoich problemów, chociaż bezsprzecznie przygnębiają.
Recenzja wspaniała, ale kobieto droga, nie mogłaś na przełamanie doła czegoś weselszego zrecenzować? Martwić sie zacznę o cię:)
OdpowiedzUsuńDziś będzie jeszcze recenzja: zobaczymy na co trafi biografii Elżbiety II, Lidki, albo Niemego świadka ;)
Usuńto będzie optymistycznie i radośnie :)
UsuńCzasy, władza, ustroje się zmieniają, ale ludzie i polska rzeczywistość wcale. Mam wrażenie jakby teraz było bardzo podobnie. Niby możemy wyjeżdżać, leczyć się za granicą, ale kto ma na to pieniądze. Czasem dochodzę do wniosku oglądając biednych ludzi posiadających chore dzieci, że takie nieszczęścia dotykają tych ubogich właśnie.
OdpowiedzUsuń