Wydawnictwo Zysk wydaje tą
epicką serię Tolkiena o Historii Śródziemia, tak otworzyłam przebiegłam kilka
stron wzrokiem i poczułam, że sięgnę poza kolejką Powrót cienia. Ten tom
to opowieść o tym jak powstawał Władca Pierścieni, ile się zmieniało,
jak to wyewoluowało. To jest bezdyskusyjnie książka dla fanatyków Tolkienia i
skrajnych wielbicieli Władcy Pierścieni, uważajcie również na przemożną
ochotę powtórzenia sobie tej opowieści. Kwestią czasu jest, że powtórzę całą
książkę.
Ach, kiedy tylko
zobaczyłam, że wyszedł nowy tom serii Garnet, to rzuciłam wszystko i zaczęłam
czytać. Dwieście stron minęło piorunem i teraz z miesiąc czekania i
zastanawiania się co się tam wydarzy. To na pewno moje odkrycie wakacji, klimat
Dr Quinn, trochę Bridgertonowie na Dzikim Zachodzie, bo wiadomo, że aby ta
akcja miała sen, mogła się wydarzyć, to potrzebujemy konwencji przełomu XIX i
XX wieku. Bo w tym tomie mamy rok 1911, więc minęło kilkanaście lat od
pierwszego tomu i znowu na pierwszym planie jest Katie, Izzie jest w tle,
zakochana w mężu i zajęta kolejnymi dziećmi.
Któregoś dnia na legimi
wyskoczyła mi nowość na ig. No i powiem Wam, że skusiłam się na młodzieżówkę.
Okładka jest no schematyczna, śliczny chłoposzek o oczach jak krynice. Opis też
kusi, chociaż jakoś często nie zaczytuję się w motywach od przyjaciela do
kochanka. Na pewno jeśli szukacie letniego czytadła, albo nad wodę, albo lecząc
oparzenia po uprzedniej kąpieli słonecznej. Dobra książka, dla młodych
dziewcząt o nauce pewności siebie i też książka dla nas – starszych, byśmy
pamiętali jak wredne dla siebie są dzieciaki.
Kolejny miesiąc i kolejna
edycja stosikowego losowania. Bawię się w to drugi rok i odkrywam książki,
które kurzyły się od stu lat na półce, a okazuje się, że warto, chociaż czasami
zaliczam facepalm, bo niekiedy okazuje się, że to nie był trafny zakup. Willę
pod zwariowaną gwiazdą kupiłam bardzo dawno temu, leżała na parapecie tak
długo, że spłowiał jej grzbiet. Kupiłam ją chyba na promce w znanym dyskoncie. Trochę
pod wpływem lektury Ludzie i zwierzęta – czytałam ją w lecie 2017, wtedy
głośno było o filmie, właśnie o Żabińskich(do dziś filmu nie widziałam), ale
tej książki przyszedł czas.
Kupiłam Księgę tęsknot
zaraz po premierze, jakieś cztery lata temu. Lubię bardzo książki autorki i
zapomniałam już, czy czytałam jakieś recenzje tej, nie miałam pojęcia, a może
zapomniałam o czym miała być. Pamiętam, że książka cieszyła się naprawdę
dobrymi opiniami, a gdy zaczęłam czytać szło mi dosyć opornie. Czytałam ją cały
weekend i mam nadzieję, że teraz pisząc, ułożę sobie w głowie co w sumie o tej książce
myślę. Nie wiem czy świadomie sięgnęłabym po książkę, która pisana jest z
perspektywy żony Jezusa. Ale po kolei…
Korzystając z przepastnych
zasobów Legimi. Skusiła mnie bardzo jaskrawa okładka książki Na jedną noc,
też miała być w stylu hate-love i ponownie jest to książka od której nie sposób
się oderwać. Na pewno to jest książka, która fantastycznie nadaje się na letnie
czytanie, jest lekko i przyjemnie, chociaż jest zasadniczo przewidywalna, to
jednak ma zaskakujące, świeże wątki, dzięki którym się wyróżnia.
Ostatnio odkryłam serię Knockemout,
tom pierwszy nawet mnie wciągnął, ale okazało się, że brakowało mi jednego tomu
i to dodatkowo drugiego tomu. Zamówiłam, przyszedł, ale chciałam odczekać
chwilę zanim sięgnę po tom drugi, bo jednak tom pierwszy był długi, nie czyta
się tak szybko, chciałam odpocząć. Wzięłam się za tom drugi i mordowałam tę
książkę od poniedziałku. Strasznie wolno szło. Nie wiem jak tom trzeci, ale tom
drugi jest strasznie przegadany i przed powrotem do Knockemout, muszę odczekać
dłużej.
Byłam sceptycznie
nastawiona do Legimi, już rok temu prawie kupiłam i czytnik i abonament, ale wybuchła
ta niesławna afera i się wstrzymałam. Jednak w tym roku zobaczyłam, że kupuję
za dużo powieści takich czytadeł, na raz i że szkoda trochę pieniędzy i bardzo
szkoda miejsca. No i muszę powiedzieć, że to był trafny wybór, bo gdy kończyłam
jedną książkę wyguglowałam sobie książki z gatunku od wrogów do kochanków i
trafiłam na ten tytuł. Jedno kliknięcie i proszę: miałam na czytniku I love,
I hate you. Książkę łyknęłam w popołudnie, jest lekka, zabawna, ale pewnie do
niej nie wrócę, chociaż chciałabym ją Wam polecić bardzo.
Dawno nie zdarzyło się tak,
żebym jakąkolwiek serię pochłonęła jednym tchem. Pięć dostępnych tomów serii
Garnet pochłonęłam błyskawicznie. Zaczęłam czytać wieczorem w sobotę, w
poniedziałek wieczorem już było po herbacie – a byłam w międzyczasie w pracy i
to wyjątkowo dziewięć godzin. Byłam pewna, że ta seria jest zakończona, a tu
muszę teraz czekać, a już mam za dużo serii przy których trwam i czekam na
kolejne tomy. Tym razem starsza siostra wysuwa się na pierwszy plan.
Miałam nie zaczynać
czwartego tomu przed snem, ale autorka tak zakończyła tom trzeci, że nie mogłam
się oprzeć. Niestety kończąc tom czwarty dowiedziałam się, że tom piąty nie
jest finałem, ale po prostu ostatnim wydanym tomem. Dramat, a każdy tom
zostawia nas w takim momencie, że nie można ot tak nie czytać.