Jedną z najbardziej
wyczekiwanych premier wiosny była książka Codzienność i groza. Trzecia
Rzesza w 1943. Okładka, która wyglądała jak propagandowy plakat i tematyka,
bardzo mnie przyciągały. Chociaż w sumie, jak zwykle, nie wczytywałam się w
opis i nie widziałam, czy to powieść, czy też naukowy traktat. Zawsze mnie
intrygowała Trzecia Rzesza od strony zwykłego obywatela. Zwykle książki o
takiej tematyce dotyczą, albo opozycjonistów, albo już końca wojny, gdy
wszystko jest wiadome, Niemcy dowiadują się o skali okropieństw, a sami drżą o
własne życie. Ta książka miała być czymś zupełnie nowym.
Doskonale pamiętam kiedy
czytałam Icebreakera, był sierpień 2023 roku, miałam wolne, wiozłam Mamę do
endokrynologa, bo Tata miał swojego lekarza. Właśnie skończyłam czytać
Oppenheimera, wróciłam z kina i byłam totalnie niewyspana. Był straszny upał, a
Guderian nie miał klimy, bo byłam za skąpa, żeby ją naprawić(i dobrze, bo w
mniej niż rok sprzedałam ten cud sztuki motoryzacyjnej). Spacerowałam po Parku
Zimnej Wody i czytałam na ławce, a zdążyłam dużo przeczytać, bo co jak co, ale
u endokrynologa były tłumy. Pamiętam, że ta książka mnie nie porwała, nie była
zła, ale nie wspominam jej, jako najlepszy romans sportowy. Dlatego nie
interesowałam się drugim tomem(już kupiłam – nadrobiłam). Nie skojarzyłam, że Daydream,
to tom trzeci, ale to wydanie urzekło mnie okładką i szatą graficzną. Zaczęłam
czytać i w noc zmiany czasu czytałam do pierwszej.
Za serię Kolory zła
wzięłam się z polecenia Agi, więc kiedy napisała bym nie zaczynała Błękitu
póki Ona nie kupi, czułam się w obowiązku uszanować tę prośbę. Gdy zaczęłam
czytać to książka mnie bardzo wciągnęła. Już zamówiłam drugą serię autorki(Aga
też poleca) i pocieszam się, że będę miała zapas kryminału, chociaż te książki
tak monopolizują moją uwagę, że jak mnie wciągają to naprawdę pozostałe
aktywności ograniczam do minimum. A Błękit mnie kusił swoim opisem,
intrygował. A tu szast-prast i po lekturze. To co dobre szybko się kończy.
Weekend też przeminie w try i miga.
Pamiętam kiedy czytałam każdy
jeden tom z serii Igrzyska Śmierci. Pierwsze trzy tomy czytałam w 2012,
byłam na stażu, szykowałam się na wyjazd na wesele. Pierwszy tom mnie
pochłonął, drugi wciągnął, trzeci kojarzył mi się mocno z Powstaniem
warszawskim. Całą trylogię oceniałam na plus, ale filmy ujęły mnie tak sobie.
Natomiast Balladę ptaków i węży odbierałam z paczkomatu wracając z
wesela w środku pandemii(czerwiec 2020), pamiętam, że czytałam ją i miałam fazę
na używanie kubka z łowickim wzorem(muszę go wygrzebać), nie zrobiła na mnie
wielkiego wrażenia, nie rozumiałam zachwytów. Film widziałam i też mam
ambiwalentne uczucia(to eufemizm). Z prequelami jest ten problem, że nikt nie
czyta w myślach i nie zna przyszłości. Ciężko napisać później książke, która
rozgrywa się wcześniej, żeby bohaterowie byli logicznymi bytami, by akcja miała
ręce i nogi. A tutaj mamy nie jakiegoś marginalnego bohatera, ale mentora z
Dwunastego Dystryktu, pijaka i buca.
Drugi trup z marca jaki
mi się wylosował to cieniuchna książka: Lato, gdy mama miała zielone oczy
pamiętam że ta książka robiła furorę, ale zdziwiło mnie, że ta książka jest
taka niepozorna. Nie ma nawet 200 stron. O co chodzi? Trochę się bałam tych
wszystkich zachwytów, bo naprawdę swego czasu ta książka była wszędzie
wynoszona niemalże na ołtarze. Dlatego trafiła na stos wstydu i tam cicho sobie
leżała, bo bynajmniej nie rzucała się w oczy swoimi gabarytami. Aż zbierając
swoje trupy na kolejny rok udało mi się ją wpisać.
Ostatnio chętniej sięgam
po książki o tematyce powiązanej z duchowością, czy też Kościołem. Czasami to
pozycje stricte dotyczące duchowości, a czasami takie okołożyciowe. Ta
książka zdecydowanie należy do drugiej kategorii. Nie spodziewałam się jakiegoś
traktatu o celibacie. To jest książka, która pisze kobieta bo kiedyś zarzucono
jej romans z księdzem, wiadomo jak jest w małych i tradycyjnych
społecznościach. A ona po prostu pochodziła z domu, w którym z księżmi
utrzymywało się przyjazne stosunki, ona uważa, że potrzeba księżom takich
relacji i dopóki nie poradzimy sobie z tym tematem, celibat będzie ciążył.
Zresztą, teza o szkodliwości celibatu, bezsensie tegoż, jest motywem przewodnim
tej książki, co nieco mnie zaniepokoiło. Nie lubię książek pisanych pod tezę.
Autorka nie ma w tej książce rozmowy z księżmi homoseksualistami, ani tymi
którzy wybrali kapłaństwo zamiast miłości.Mamy za to rozmowy z kobietami, których, no właśnie… kochankowie?
Partnerzy? Wybrali jednak pozostanie w kapłaństwie.
Nie mam słów by
podziękować Agnieszce, że poleciła i namówiła mnie na serię Kolory zła,dziękuję
też Bartkowi, że namówił mnie na książkę, czy nawet dwie przerwy. Nie dałabym
rady przeczytać jednym cięgiem. Teraz też zrobię przerwę na nie wiem ile bo
Agnieszka musi kupić swój egzemplarz, a jestem jej winna czekanie na Nią. Mogła
mnie tak nie motywować. Teraz cierpię i czekam. Wiem, że pewnie macie dosyć tej
serii, bo przy okazji premiery Błękitu i targów ta książka była totalnie
wszędzie. Atakowała mnie z różnych Instagramów, ale później zastąpiła ją aferka
z pieniędzmi i Chłopkami, Błękit zszedł z pierwszego planu i
mogłam wrócić do tej serii. Kto jeszcze nie zna tej serii, to powinien sięgnąć
niezwłocznie.
Jakiś czas temu czytałam
pierwsze książkę Bianci Iosivoni i podobała mi się. Od tamtego czasu kusiły
mnie kolejne tomy, ale ciągle się wahałam. Szukałam jakiegoś impulsu, a gdy w końcu
przyszedł to uznałam, że lektura tej książki będzie dobrym przerywnikiem w
czytaniu kryminałów. Zaczęłam czytać i totalnie przepadłam, zarwałam nockę,
byłam niewyspana, ale było warto. Muszę się bliżej przyglądnąć innym książkom
autorki, bo to niedopuszczalne, że mam tylko jedną jeszcze w domu.
Pięć lat temu pierwszy
raz zetknęłam się Trylogią lwowską, to był początek wspaniałej przygody,
na każdą książkę wyczekiwałam z wypiekami na twarzy i gdy zobaczyłam zapowiedź
nowej historycznej powieści o córce Anny i Michała to zamówiłam od razu. Bogu
dziękować za przedsprzedaż, bo zamiast w poniedziałek, książkę miałam już w piątek.
Minusy? Mam nierozpalone w piecu, zakupy leżą na środku kuchni, pranie
niezrobione, ogólny chaos, bo MUSIAŁAM skończyć książkę. To jest okropne, że
czeka się na coś miesiącami, a później kilka godzin i już koniec. Nienawidzę
Autorki za to co mi zrobiła.
Wpadłam w serię Kolory zła jak alkoholik w ciąg, ale teraz naprawdę zrobię przerwę. Zrobię!
Prawda? Już po drugim tomie miałam zmienić nieco klimat, bo chociaż czytając
tom za tomem mam świeżo w pamięci losy bohaterów, a przy czytaniu
kilkudziesięciu książek rocznie to jakieś detale umykają, dlatego nie lubię
długich przerw pomiędzy tomami. Jednak z drugiej strony czytanie cięgiem, to
trochę tak jak jedzenie ulubionej zupy codziennie, w końcu człowiek przestaje
się cieszyć tym, tak jak wcześniej. Ciężko znaleźć złoty środek.No ciekawa jestem, czy zabiorę się od razu za
Żółć, bo akurat dzisiaj przyszła. Sama jestem ciekawa.