To miała być spokojna niedziela na wsi. Herkules Poirot, zaproszony na obiad do domu lady Angkatell, trafia wprost na miejsce zbrodni. I nie jest to impertynencki żart ani gra towarzyska! Czerwona krew doktora Johna Christowa kapie do niebieskiej wody w basenie...
Czy lekarz został zabity przez zazdrosną o niego kobietę: żonę, kochankę albo dawną ukochaną? Wszystkie są na miejscu zbrodni, a jedna nawet trzyma w ręce rewolwer… Ale dowody i zeznania wcale nie są jednoznaczne. Tym razem Poirot trafił na godnego siebie przeciwnika. Czy wskazanie mordercy i odkrycie prawdy będzie sprawiedliwym wyjściem?
Podczas ostatniej bytności w
Lublinie wzięłam i nabyłam „Niedzielę na wsi”. Była leniwa niedziela, ja siedziałam
na wsi. To miała być idealna polegiwanka z dobrą książką. Zwłaszcza, że po Tylku
dobrych książkach, bałam się brać za kolejną, w obawie iż nie sprosta
oczekiwaniom. A Christie jest niezawodna przecież.
Niestety, nie tym razem. W sobotę
robiłam trzy podejścia do tej książki. Wreszcie w niedzielę zawinęłam się w
pierzynę i zaparłam się, że dziś przeczytam. Raz usnęłam. Nudziłam się okropnie. Ale tłumaczyłam sobie,
że przecież trup nie musi paść tak szybko. I Herkules też nie zawsze jest od
pierwszej stronie. O Ludzie, ale ile można. Nawet gdy na 93 stronie pojawia się
Belg, akcja nie staje się jakaś wartka, bo i Herkulesa jest jak na lekarstwo.
W tej powieści pierwszoplanowym
nie jest dochodzenie do prawdy, ale fabuła. Agata Christie snuje opowieść o
człowieku, który ma wiele, a miota się w życiu. Jego krewni mają podobne
nawyki. Mają sporo pieniędzy, żyją w luksusie, a jednak brakuje im energii. Ich życie jest typowym leniwym
istnieniem, bez treści.
Gdy John Christow zostaje
zastrzelony a jego żona zostaje złapana na tym ja stoi z rewolwerem nad
zwłokami męża, nie budzi to większych emocji, nawet gdy na ostatnim oddechu
John wypowiada imię swojej kochanki. A całą noc spędził ze swą byłą miłością.
To daje nam trzech podejrzanych, tymczasem każdy krok, ujawnia nowe,
potencjalne motywy, pojawiają się nowe ślady, nowe poszlaki. Nawet Herkules
Poirot się w tym zaczyna gubić. Później przyzna, że napotkał godnego
przeciwnika.
To jedna ze słabszych książek
Christie jakie czytałam. Momentami powieść rzeczywiście przyciąga uwagę, ale to
detale. Przez większość czasu nudziłam się jak mops i siłą zmuszałam się do skupiania
uwagi na książce. Mimo, że są
interesujące wątki, to cała książka jest rozwlekła. Nuda po prostu. Herkules
też nie jest w formie, mało humoru, mało jego odchyłów, nawet jego narcyzm
przycichł jakby.
Naprawdę, nie mogę uwierzyć, że Agacie przytrafiła się
taka książka. Jedno z mniej udanych spotkań.
Jako wielka fanka, zagorzała i do śmierci twórczości Agathu Ch. muszę zgodzić się z tobą i ze smutkiem przyznac, że dla mnie to także słabiutka pozycja.
OdpowiedzUsuńAle pocieszmy się, że Agacie rzadko się takie wpadki zdarzają.
UsuńChyba czytałam, ale nie pamiętam już niestety nic z fabuły.
OdpowiedzUsuńMnie się podobało, ale faktem jest, że to jedna z mniej udanych książek Agathy, choć dla mnie najsłabsze są te jej powieści sensacyjno - szpiegowskie.
OdpowiedzUsuńPsychologiczne też jej średnio wychodzą. Już wolałam "Wielką Czwórkę" a to też bardziej sensacyjna była.
UsuńNie czytałam, na razie będę więc omijać i wybierać inne jej książki ;)
OdpowiedzUsuń