Brooke O’Connor jest spełnioną kobietą, szczęśliwą żoną i matką. Wbrew oczekiwaniom męża i jego krewnych kategorycznie sprzeciwia się pomysłowi powiększenia rodziny. Kiedy w mieście niespodziewanie zjawia się Alex, chłopak Brooke z czasów liceum, Sean zaczyna podejrzewać żonę o romans.
Brooke przez piętnaście lat ukrywała przed najbliższymi wstydliwy i bolesny sekret. Tylko Alex wie, co zrobili jako para lekkomyślnych nastolatków, i rozumie zachowanie dawnej ukochanej. Jego powrót może całkowicie zniszczyć zbudowane na kłamstwie życie Brooke. Walcząc o szczęście swoje i bliskich, kobieta musi stawić czoło wydarzeniom, przed którymi tak długo uciekała.
Prawda okazuje się jednak inna, niż sądziła, a konsekwencje feralnej nocy – znacznie poważniejsze i bardziej nieprzewidziane.
Ostatnio poważnie wdepnęłam w
tematykę dzieciobójstwa. Temat ex definitione ciężki. Bez względu na
okoliczności, pozbawienie życia maleńkiej, bezbronnej istoty, jest
niemieszczącym się w głowie okrucieństwem. Można za dziećmi nie przepadać – tak
jak ja, ale za każdym razem, coś się robi w sercu gdy czyta się o takich
wypadkach. A motyw jaki przewija się przez te wszystkie powieści jest jeden,
wyrządzone zło – wraca.
Brooke, jest szczęśliwą żoną,
spełnioną matką, dobrze idzie jej w pracy. Ma cudownego, wyrozumiałego męża,
który chce od niej tylko jednego, kolejnego dziecka. Ale Brooke nie chce
kolejnej ciąży, nie może, nie chce przyznać się szczerze mężowi dlaczego. Otóż
piętnaście lat temu była w ciąży, ze swoich chłopakiem – Alexem, ale jako
młodziutka dziewczyna nie czuła się gotowa do macierzyństwa i postanowiła zażyć
zioła mające docelowo wywołać poronienie. Nie wywołują, ale dziewczyna dowiaduje się, że
one mają stuprocentową skuteczność, ze prędzej czy później poroni. I gdy czuje
bóle, bierze je za poronienie, kryje się z chłopakiem w motelu, gdzie wydaje na
świat martwe dziecko. Przy czym sama ta scena ociera się o makabrę. Brook
wierzy w karmę, w coś pokrewnego przynajmniej, uważa że grzechy jej przeszłości
nie pozwolą urodzić jej drugiego dziecka, dlatego w imię dziwnego przesądu woli
zaryzykować szczęście swojego małżeństwa, niż powiedzieć mężowi prawdę. Dodatkowych kłopotów przysparza jej przyjazd
dawnej miłości – Alexa, który po ciężkich życiowych przejściach, ma dosyć życia
w kłamstwie i postanawia wyznać prawdę policji, o zamordowanym przed laty
dzieciątku.
„Utracona córka” jest o
przeszłości, której nie można pogrzebać, o grzechach które nas dościgną,
gdziekolwiek uciekniemy. Nie zawsze ściga nas społeczne potępienie, często to
my sami uważamy, że porażki które nas spotykają są odpłata losu za zło które wyrządziliśmy.
W ten sposób zamykamy koło samoudręczenia które łatwo może doprowadzić do
depresji i samobójstw, a w łagodniejszej postaci może po prostu skutecznie
rozwalić to co zbudowaliśmy w życiu. Nie wiemy dokładnie jak rozpadło się
małżeństwo Alexa, wiemy, że duży wpływ na to miała śmierć jego synka, bo wiele
par po stracie dziecka się rozchodzi. Za to możemy śledzić, jak małżeństwo
Brook stoi na krawędzi, tak naprawdę jego przetrwanie jest zasługą męża Brook,
tylko dlatego że on tak mocno kocha żonę, jest w stanie puścić przeszłość w niepamięć.
Bądźmy szczerzy, ilu partnerów, czy ile partnerek zdobyłoby się na taki gest?
Sean to facet niemalże idealny, ma na kartach kilka niewybaczalnych wyskoków,
ale naprawdę mąż do pozazdroszczenia.
Książka przypomina stylem i
tematyką „Sekretne życie CeeCee Wilkes”, takie było moje pierwsze skojarzenie.
Czyta się ją bardzo szybko, ale przez wielość trudnych tematów, które porusza
nie można nazwać ją powieścią łatwą. Jako ciekawostkę, dodam iż Polki w tej
książce są idealnymi kandydatkami na żonę, a dużo rolę w powieści odgrywa
rodzina polskich imigrantów. Bardzo pozytywną role, a miło czytać jak
zagraniczni pisarze dobrze piszą o Polakach.
Taka książka jest dobrą przestrogą, zwłaszcza dla młodych ludzi, może
skłonić do refleksji, zwłaszcza w tym bardzo głupim wieku, gdy nie myśli się o
konsekwencjach własnych czynów oraz ma się nadzieję, ze błędy młodości
zostaną zapomniane i nigdy nas nie
dościgną. Bo takie myślenie to błąd.
Mimo ciężkiej tematyki polecam „Utraconą
córkę” nie jest to książka stricte rozrywkowa, ale do poczytania ku przestrodze
i nie tylko bardzo dobra.
Zainteresowała mnie swoją tematyką i okładką w chwili, gdy pojawiła się w zapowiedziach. Autorka poruszyła bardzo trudny i kontrowersyjny temat, ale mam chęć się z nim zmierzyć. :)
OdpowiedzUsuńRozglądałam się za książką jeszcze przy okazji zapowiedzi:) Koniecznie muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Intrygujące... Przeszłość zawsze ma na nas wpływ, czasem mniejszy, czasem większy, ale ma. Zdaje się, że i ja zacznę polować na tę książkę.
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawie, chociaż dość dramatycznie. Postaram się jednak pamiętać o tej książce, może upoluję ją w jakiejś promocji.
OdpowiedzUsuńNa pewno poszukam w bibliotece i antykwariacie i przeczytam, mimo trudnej tematyki. Doskonale napisałaś o książce.
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńU mnie w bibliotece bieda więc nawet nie miałabym na co liczyć
Tematyka naprawdę trudna,każdy popełnia błędy (dorosły i nastolatek).Przed przeszłością także trudno uciec,tylko brak tej powieści wzruszenia i głębokich emocji.
OdpowiedzUsuńhttp://swiatksiazkii.blogspot.com/2013/07/utracona-corka-lucy-ferriss.html