Komiczna i przenikliwa powieść obyczajowa o grupie kilku trzydziestolatków, dawnych przyjaciół z nowojorskiego college’u, którzy spotykają się po kilku latach na weselu jednej z przyjaciółek.
Większość singli się zna (a nawet ze sobą romansowało!), ale jest też dwóch obcych – i nie wiadomo, jak się zachowają.
Już przed samym ślubem jest gorąco od emocji, a podczas nocy weselnej dochodzi – jak to często bywa i w życiu – do nieoczekiwanych konfrontacji, które przynoszą w sumie oczyszczające skutki. Każdy z singli odpowiada sobie podczas tej nocy kogo (lub czego) najbardziej potrzebuje w życiu – i próbuje to zrealizować.
Po ostatnich książkowych
rozczarowaniach poprosiłam obserwatorów mojego bloga na FB o pomoc w wyborze
książki. Wybór padł na „Singli” książkę o której ostatnio głośno w blogsferze.
Książka rozgłos zawdzięcza, niektórym kontrowersyjnym recenzjom. Nie treści,
niestety. Ja szukałam książki, która spłucze ze mnie ostatnie zawody, po
niektórych recenzjach nastawiałam się na komedię romantyczna w książkowym wydaniu. A ja się popłakałam, wzruszyłam,
przygnębiłam, chociaż bardzo mile czas spędziłam.
230 stron „Singli” opowiada właściwie
o jednym dniu, z retrospekcjami – owszem, ale akcja dzieje się w dniu wesela
Bee Evans. Oblubienica ma spory problem
z usadzeniem pięciu singli, którzy mają pojawić się na uroczystości. Wolałaby,
aby przybyli z osobami towarzyszącymi, ale niestety to rogate dusze i nie dają
sobą kierować. W większości to osoby bardzo bliskie, więc nie da się uniknąć
ich obecności. Bez towarzystwa przybędą
Hannah- przyjaciółka Panny
Młodej, zajmuje się castingami do reklam i niszowych filmów, ale oto przed nią
naprawdę poważny film z Natalie Portman. To tym filmem kobieta żyje. Filmem i
spotkaniem z Tomem, swoim eksem, z którym rozstała się już jakiś czas temu, a
maja się spotkać na weselu, Hannah
będzie sama, Tom ze swoją dziewczyną. Hannah ma w głowie miliony scenariuszy na
to spotkanie, obsadziła rolę w filmie, którego tematem przewodnim będzie jej
zemsta i jego zazdrość. Hannah jest pocieszna. Znalazłam w niej sporo swoich
cech, co mnie zresztą przygnębiło.
Aczkolwiek ja jeszcze nigdy takiego cyrku na weselu nie odstawiłam.
Następnym singlem jest Vicky,
świetnie zarabia, pracuje w zawodzie, który jest wprawdzie monotonny, ale
odpowiada jej wykształceniu, żyje z dala od bliskich i boryka się z depresją.
Wozi lampę to fototerapii w futerale od gitary, aby nie dawać powodów do
wścibskich pytań i niemiłych spojrzeń. Vicky jest interesującą postacią, chociaż niektóre jej
wybryki podobały mi się zdecydowanie mniej.
Joe jest wujem panny młodej. Facet po
czterdziestce, po przejściach. Teraz układa sobie życie. Przynajmniej planuje,
polepszyć kontakty z córką. Jakoś ustabilizować swoje życie osobiste. Chociaż
ma partnerkę, nie bierze jej na wesele lękając się, iż będzie to z jego strony
zbyt poważna deklaracja. No i wciąż ma w pamięci kobietę, którą swego czasu
poznał w barze, spędził z nią noc i ślad po niej zaginął…
Phil, nie jest spokrewniony ani z
panem, ani z panną młodą. Jego Mama jest najlepszą przyjaciółką mamy pana
młodego. Niestety kobieta zachorowała, a bardzo jej zależy, aby ktoś był z
rodziną Fee w tym ważnym dniu. Dlatego deleguje swoje syna. Hannah porównuje Phila, do aktora grającego
agenta Bootha w serialu Kości, co daje nam pewne wrażenie o jego wyglądzie i
normalnie kolana miękną. Ale Phil jest nie tylko przystojny, sprawia wrażenie „równego
gościa” sympatycznego bardzo faceta. Ale oczywiście nie jest wolny od
problemów, wciąż rozpacza, w skrytości ducha, nad stratą swojej dziewczyny,
która miała swoje wady, ale była dla niego bardzo ważna. To ją obsadza w roli
kobiety swojego życia.
I na koniec zostawiłam mojego
ulubionego bohatera Roba, który nie pojawia się ostatecznie na weselu bo szkoda
mu pieniędzy, ponieważ po rozstaniu z dziewczyną musi więcej płacić za
mieszkanie. Zresztą rozpad tego związku przyniósł mu wiele dobrego. Rob adoptował
psa, okazało się, ze sunia ma epilepsje, a Rob zajmuje się nią jak ukochanym
dzieckiem. Jego stosunek do tej psiuni mnie niesamowicie wzruszał i rozczulał. Zresztą
Rob jest bardzo sympatyczną postacią. Pocieszną, przez te wszystkie
zawirowania, abnegacje i zamieszania z meblami. Jest mi bardzo bliski. Oj popłakałam trochę na jego wątku.
No! To mamy komplet bohaterów,
nie chcę przychylać się do opinii że jest to super optymistyczna książka,
zabawna, na poprawę humoru. Mimo zabawnych incydentów, moim zdaniem więcej tam
jest momentów smutnych, samotności, rozpamiętywania przeszłości, żalu, goryczy.
To nie jest serial „Przyjaciele” który
przede wszystkim bawi, a momentami tylko wzrusza.
Sama jestem singlem, wiele
fragmentów odnosiło się do mnie. To smutne, mnie to przygnębiało, dlatego
jestem zdziwiona, że ktoś określił książkę, jako „ha ha” śmieszną. Mnie ta książka skłoniła do refleksji, ale
przede wszystkim umiliła wczorajszy wieczór i dzisiejszy ranek. Książkę czyta
się bardzo szybko. Szybko i przyjemnie, pomimo tych przygnębiających wątków. W porównaniu do komedii romantycznych, które
zwykle są plastikowe i sztuczne książka jest bardzo naturalna. Naprawdę mi się
podobała i mogę spokojnie polecać innym.
Zostało mi niecałe sto stron tej książki, ale już mogę podpisać się pod Twoją recenzją! :)
OdpowiedzUsuńto te sto stron błyskawicznie Ci zleci :)
UsuńSkończyłam ją czytać dziś po północy :). Zgadzam się z Tobą w 100%, to rzeczywiście nie jakaś super zabawna komedia, ale powiastka obyczajowa o zabarwieniu nieco dramatycznym - może my tak ją własnie odbieramy, bo jesteśmy singlami? Bo niektóre sytuacje są lub mogą być w przyszłości nam bliskie? Wbrew pozorom jest nad czym się pozastanawiać, pomyśleć. A wątek z Liz rewelacyjny i bardzo wzruszający, oj tak! :)
OdpowiedzUsuńChyba masz rację. Inaczej odbierze to singiel, inaczej ktoś zaobrączkowany. Chociaż przecież to, że w danej chwili kogoś mamy/nie mamy nie znaczy, że tak będzie zawsze. Każdego mogą spotkać takie sytuacje. Niestety
UsuńMnie też bardziej dołowała niż rozśmieszała. Zwłaszcza wspomniana przez Ciebie historia psa z epilepsją - coś strasznego. Sama już wiesz, skąd to nagłe poruszenie w blogosferze.
OdpowiedzUsuńTeraz już wiem :D Ale może inne wydanie czytałyśmy, po prostu :D
UsuńNo historia psa, to dopiero ubaw po pachy :/
Kreatywa ma racje - strasznie głośno o tej książce w ostatnim czasie. Pomysł wydaje się bardzo ciekawy i mam na nią ochotę. Od początku nie myślałam o niej w kontekście zabawnej, ale liczyłam też, że będzie refleksyjnie. Intryguje jeszcze bardziej, zwłaszcza, że piszesz, iż nie jest to typowa w dzisiejszych czasach pozycja o miłości, ale i przepełniona zwykłym ludzkim życiem, które nie zawsze jest kolorowe i śmieszne.
OdpowiedzUsuńTo na pewno nie jest typowa opowiastka. Przeczytasz i się przekonasz. Owszem można się uśmiechnąć, ale można i zapłakać.
UsuńDla mnie też nie była śmieszna, miała może parę momentów zabawnych, ale ogólnie opisywała prawdę, czyli te wszystkie smutki, żale, samotność. Podobała mi się, bo była prawdziwa.
OdpowiedzUsuńO to, to. Dokładnie wiesz co mam na myśli. To jedna z większych zalet tej książki. I moze dlatego mnie tak przygnębiła.
UsuńKsiążka do mnie idzie, mam nadzieję, że paczka drugi raz nie zaginie, bo jestem bardzo ciekawa tej historii.
OdpowiedzUsuńO kurdę to pech!! To ja potrzymam kciuki teraz!!
UsuńWydawnictwo wysłało książkę drugi raz, wczoraj przyszła :) Kciuki pomogły :)
Usuń