Miłośniczki Roku w Poziomce, Domu nad rozlewiskiem i Pensjonatu Sosnówka zakochają się w tej pełnej ciepła oraz pozytywnej energii powieści o życiu w małym amerykańskim miasteczku.
Gdy Jo Marie Rose po śmierci męża – żołnierza w Afganistanie postanawia opuścić Seattle i poprowadzić dom gościnny na prowincji, ostatnią myślą, jaka może jej przyjść do głowy, jest ta, że znajdzie swoje miejsce na ziemi, a ludzie, którzy są nieszczęśliwi, nauczą ją być szczęśliwą. I że na miłość nigdy nie jest za późno. Bo życie zawsze daje drugą szansę.
Zaroiło się na polskim rynku od książek o ucieczce z wielkiego miasta na
prowincję, zakładaniu gospodarstwa agroturystycznego i ogólnie – odmienianiu życia
przez kontakt z przyrodą. Jednak żadna książka nie miała tak klimatycznej
okładki, takiej wiktoriańskiej. Kojarzącej się z wyborną herbatą z odrobiną
soku i cukru. Okładki zachęcającej by wziąć książkę usiąść i czytać. Nie umiem
oprzeć się takim zaproszeniom…
„Pensjonat wśród róż” nie jest
książką, jakie nam się w polskim wydaniu przejadły. Nie mamy cukierkowości,
sielanki polskiej wsi i opisów oderwanych od realiów. Jo Marie Rose zostaje wdową w jej przypadku
wdowieństwo jest jeszcze większym ciosem,
bowiem nie była żoną nawet przez rok. A przecież gdy spotkała Paula i poczuła,
że to na niego czekała całe życie była już po trzydziestce. Paul walczył w Afganistanie i tam zginął. Jo
Marie długo łudziła się, że cudownie ocalał, później nie mogła pogodzić się z odejściem
męża, aż wreszcie postanowiła rzucić pracę i za pieniądze ze spadku kupić
pensjonat. Niezbyt daleko od dotychczasowego domu, ale w odległości
wystarczającej, na zerwanie więzi z miejscem z którym łączą się bolesne
wspomnienia. Przyznam się Wam, że spodziewałam
się iż autorka uprze się posłodzić i wplątać Jo Marie w romans, bo wdowieństwo,
bo wierność czyjejś pamięci jest passe. A najbardziej trendy jest pójść do
łóżka z facetem po pięciu minutach znajomości. Takie miałam przeczucie. Na
szczęście Debbie Macomber nie idzie tą drogą. Otwarcie pensjonatu to tylko
pretekst, aby opisać historię dwóch osób, które po latach przyjeżdżają do Cedar
Cove.
Najpierw przybywa Josh. Okoliczności
jakie ściągają go do rodzinnej miejscowości są smutne, jego ojczym Richard jest
umierający. Przed wieloma latami wyrzuciła Josha z domu, aby go ukarać za
kradzież, której chłopak się nie dopuścił. Mimo iż na łożu śmierci Richard nie
traci nic ze swej hardości i gdyby nie słabe ciało, na pewno kolejny raz
wyrzuciłby pasierba z domu. Josh wiąże z rodzinną miejscowością traumatyczne wspomnienia,
sam dokładnie nie wie po co przyjeżdża, zabrać kilka drobiazgów? Bo na
pojednanie z ojczymem nie ma co liczyć
Drugim gościem jest Abby, która
również po długiej absencji przyjeżdża do Cedar Cove. Jej nieobecność
spowodowana była poczuciem winy za wypadek sprzed lat w którym zginęła jej
najlepsza przyjaciółka. Abby uważała, że mimo upływu lat sąsiedzi i znajomi
obwiniają ją i uważają za morderczynię. Tkwiła jak zamrożona, spętana
niezakończonymi sprawami, nie zapuściła korzeni, nie założyła rodzina, jak
uciekinier, który w każdej chwili będzie musiał uciekać dalej.
Zaś trzecią do tego kompletu jest
Jo Marie, która rozpoczyna nowe życie i musi wdrożyć się do nowej roli, do
życia w nowym miejscu. Uwierzcie mi, że przy niektórych fragmentach miałam
bardzo mokre oczy. Te trzy historie nie są na chama zlepione, nie nachodzą na
siebie, tylko delikatnie zahaczają, łączy je pensjonat, miasteczko i tyle. A
jednak każdy z bohaterów w gruncie rzeczy szuka tego samego, pragnie zerwać z
demonami przeszłości i zacząć nowe życie bez obciążeń.
Spodziewałam się, że ta książka
będzie słabsza, że to będzie kolejna opowieść o kobiecie w kwiecie wieku która
odnajduje miłość swego serca na prowincji. A ja dostałam naprawdę interesującą
książkę, którą czyta się błyskawicznie. Nie mogłam się od niej oderwać,
czytałam na przystanku, w autobusie i do obiadu przed pójściem na rekolekcje.
Każdy przerywnik był bardzo niemile widziany.
Serdecznie polecam „Pensjonat
wśród róż” to bardzo ciepła powieść, bez mdlącego lukru, wciągająca i
intrygująca, z delikatnym motywem przeplatania się światów, ale naprawdę
delikatnym. Trzy różne historie, każda interesująca i poruszająca. Naprawdę
polecam!!
Od jakiegoś czasu zwróciłam uwagę na tę autorkę. Widziałam sporo jej powieści i mam ochotę po którąś z nich sięgnąć.
OdpowiedzUsuńJa oczywiście nazwiska nie kojarzyłam :/
UsuńO Debbie Macomber nie słyszałam. Ale książka mnie zaciekawiła. Raz na jakiś czas mam ochotę na właśnie taką książkę. Na pewno się za nią rozejrzę :)
OdpowiedzUsuńCzytając opis tej książki również bałam się, że będzie to książka jakich jest teraz pełno na polskim rynku wydawniczym, przy lekturze której będę ziewać i sprawdzać ile stron pozostało do końca ale skoro mówisz, że książka wcale taka nie jest i że mimo powtarzających się schematów wnosi coś nowego, świeżego to z chęcią po nią sięgnę :)
OdpowiedzUsuńNa Rozlewiska serialowe i książkowe mam alergię, więc gwarantuję, że to nie ta bajka ;)
UsuńJa się nie mogę doczekać :)
OdpowiedzUsuńMuszę się z Tobą zgodzić, że to naprawdę ciepła, ale i wartościowa powieść. W pewien sposób historia Abby pomogła mi zrozumieć śmierć mojej przyjaciółki. I również mi czytało się ją naprawdę błyskawicznie. Jeden dzień i powieść za mną. Nadal mam ją w głowie, nie pozwala o sobie zapomnieć ;) A i łzy uroniłam niekiedy. Richarda polubiłam, ale to dopiero pod koniec jego żywota, gdy przyznał się do błędów.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam!
Cieszę się, że dla Ciebie ta książka ma aż takie znaczenie. to dobrze, że niespodziewanie odkrywamy książki, które z pozoru miały być tylko czytadłami, a mają duży wpływ na nasze życie :)
UsuńBardzo lubię twórczość Debbie Macomber, nawet calkiem sporo mam jej na półce :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa tej książki - czytałam już jedna powieść tej autorki, ciekawi mnie, czy jest od niej lepsza czy gorsza :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałaś już? Ja zaczynam jutro, ale to już druga pozytywna opinia, więc nastawiam się na dobrą lekturę:)
OdpowiedzUsuńNie czytałam, tak sobie napisałam ;)
UsuńBędę teraz na Twoją opinię czekała :)
Ty bardziej zachęciłaś niż opis :)
OdpowiedzUsuńZaczynam żałować, że odmówiłam zrecenzowania tej książki, kiedy miałam okazję, bo bałam się, że to właśnie typowy cukierkowy pensjonat nad rozlewiskiem. Ostatnio miło mi się czyta takie książki, o czym przekonałam się po lekturze "Recepty na miłość", więc mam nadzieję, że znajdę jeszcze okazję, żeby przeczytać pensjonat.
OdpowiedzUsuń