Rok 1958. Beztroski siedemnastolatek Landon Carter, rozpoczyna naukę w ostatniej klasie szkoły średniej w Beaufort. Nie ma jeszcze planów na życie. Swoją koleżankę z klasy, Jamie Sullivan, cichą, spokojną dziewczynę opiekującą się owdowiałym ojcem, traktuje jak nieszkodliwą dziwaczkę. Jamie nie rozstaje się z Biblią, nie chodzi na prywatki, z nikim się nie przyjaźni, a dzień bez dobrego uczynku uważa za stracony. Kiedy nadchodzi pora doocznego balu Landon, nie mając z kim pójść, w odruchu desperacji zaprasza ją. Wykpiwany przez kolegów, unika później dziewczyny. Do czasu. Stopniowo ich wzajemne kontakty zacieśniają się i przeradzają w przyjaźń, a potem w głęboką miłość. Nieoczekiwanie dla samego siebie Landon odkrywa prawdziwy sens i urode życia.
Etap
czytania książek Sparksa miałam w gimnazjum i liceum. Wypożyczałam wtedy z
biblioteki co było, zaczytywałam się i ehhh ulegałam tym wzlotom, dawałam się
wzruszyć. Niestety wraz z dorastaniem wytworzyły się u mnie przeciwciała i już
na studiach byłam totalnie obojętna na jego prozę, raczej mnie drażnił niż
wzruszał. Niemniej jednak film „Szkoła uczuć”, która jest ekranizacją(luźną)
książki po Polsku wydanej jako „Jesienna miłość”, a po angielsku oba dzieła
mają tytuł „A walk to remember” sprawia, że zalewam się łzami wzruszenia. Przed
kilkoma laty próbowałam czytać „Jesienną miłość”, niestety nie przypadła mi do
gustu. Promocja w Biedronce zainspirowała mnie do powtórki, a Walentynki
sprawiły, że do filiżanki melisy zaczęłam czytać tę książkę… nie nastawiałam
się na nic. Bez uprzedzeń i bez oczekiwań…
Książka
różni się znacznie od ekranizacji, film zachowuje jedynie ogólny sens. Akcja powieści
zaczyna się u schyłku poprzedniego milenium. Pięćdziesięciosiedmio letni Landon
Carter, spogląda wstecz, patrzy a swoją młodość i wspomina miłość swojego
życia. Cała powieść jest retrospekcją, Landon wraca pamięcią do czasów gdy miał
siedemnaście lat i jego życie się zmieniło. Chłopak jest synem znaczącej
rodziny, jego ojciec – kongresmen życzy sobie, aby chłopak kandydował na
przewodniczącego samorządu, co ma dobrze wyglądać w podaniu na studia. I ta
decyzja zmienia życie Landona, bo jako przewodniczący ma przyjść na bal
rozpoczynający rok szkolny z partnerką, a takowej nie posiada. W akcie
ostatniej desperacji prosi Jamie Sullivan o to by poszła z nim. Jamie i Landon
są dwoma różnymi światami, on rogata dusza, ona anioł wcielony, dobra,
cierpliwa pomaga wszystkim od staruszków, poprzez sieroty, potrącone zwierzęta,
skończywszy na konikach polnych. Nie dba o wygląd i jest córką pastora,
wielkiego adwersarza ojca Landona. W
akcie desperacji Landon prosi Jamie o pójście z nim na bal, ona się zgadza,
prosi tylko by chłopak się w niej nie zakochał… on ze śmiechem jej to obiecuje.
Bo jak można zakochać się w takiej szarej myszy.
„Jesienna
miłość” objętościowo jest naprawdę niewielką książeczką. Chociaż jak to bywa u
Sparska, umówmy się nie jest to opowieść najwyższych lotów, przewidywalna,
trochę banalna ma jednak to coś co pod koniec powieści wycisnęło mi łzy z oczu.
Nie jest tak piękna jak film, moim zdaniem w tym wypadku film jest naprawdę
lepszy od książki, zmiana Landona jest większa, w książce nie jest on naprawdę
złym chłopakiem, jest po prostu zagubiony, natomiast filmowy Landon ma zadatki
na okrutnego chłopaka, który może zrobić komuś krzywdę. W książce Landon tylko
jest z Jamie, w filmie pomaga zrealizować jej listę marzeń co jest bardzo
wzruszające. No i relacja z ojcem, w książce ojciec Landona jest tylko
zapracowany, w filmie odszedł do innej kobiety porzucił matkę Landona co
sprawiło, że chłopak jest na niego wściekły i najbardziej wzruszająca scena to
ta w której w nocy Landon jedzie do swojego ojca.
Aj
i znowu rozpisuję się w o filmie a nie o książce… być może dlatego, że książka
jest w gruncie rzeczy nijaka… nie zrozumcie mnie źle, być może gdybym najpierw
przeczytała książkę, zrobiłaby na mnie większe wrażenie, przy filmie niestety
blednie. Chociaż przyznam się Wam, że uroniłam łezkę, no dobra kilka łez, dobra
– dobra, przyznaję się wyłam pod koniec i pociągałam nosem. Zapewne dlatego, że
jestem sentymentalną idiotką – bywa!
Walentynki
były dla mnie pretekstem aby jeszcze raz zrobić podejście do tej powieści, nie
oczarowała mnie, nie zachwyciła, ale sprawiła,
że miałam całkiem miłą wigilię Walentynek… chociaż to święto obchodzi mnie tyle
co zeszłoroczna zima… oświętowałam się już w tym roku.
Ale
film bym oglądnęła – po raz milionowy!!
To teraz chyba nie widzę sensu sięgać po książkę, bo film zachwycił mnie i podejrzewam, że powieść nie dorówna jej.
OdpowiedzUsuńMuszę zapoznać się z autorem
OdpowiedzUsuńA ja chyba filmu nie oglądałam, książkę czytałam milion lat temu.
OdpowiedzUsuńTeż mam alergię na takie historie, a z książek Sparksa czytałam tylko "Pamiętnik". "Jesiennej miłości" nie znam ani w wersji książkowej, ani filmowej i przyznam, że niespecjalnie mam ochotę zmieniać ten stan rzeczy. Może kiedyś, jeśli zrobię się bardziej sentymentalna, to zmienię zdanie.
OdpowiedzUsuńUwielbiam film :) Co do książki to nie czytałam, ale jakoś nie mam na nią ochoty.
OdpowiedzUsuńWedług mnie również film jest o wiele lepszy od książki. Ostatnio jak leciał w telewizji to znowu płakałam, za każdym razem płaczę. Ta scena w kościele, gdy Jamie i London biorą ślub, już mi się łezka w oku kręci. To chyba mój megahit wszechczasów. A muzyka, cały soundtrack do filmu znam na pamięć.
OdpowiedzUsuńLubię film, ale książki jeszcze nie czytałam ;)
OdpowiedzUsuńJa też w liceum zaczytywałam się Sparksem:) Nadal go lubię, ale już bez szału;) Film bardzo lubię, ale właśnie sobie uświadomiłam, że tej książki jeszcze nie czytałam.Moją ulubioną książką Sparksa jest chyba "Bezpieczna przystań"- jak do tej pory nic jej nie przebiło;)
OdpowiedzUsuńKsiążkę czytałam i mnie niesamowicie wzruszyła. Potem obejrzałam "Szkołę uczuć" i... totalne rozczarowanie. Nie podobał mi się ten film i nadal nie mogę się do niego przekonać. Ja jestem z tych, którzy lubią, kiedy ekranizacja stanowi odzwierciedlenie książki. Nie lubię zmian. Tutaj mi tego zabrakło. Z góry przepraszam tych, których film zachwyca. :-)
OdpowiedzUsuńKsiązkę czytałam, ale niestety w tym przypadku juz po obejrzeniu filmu....
OdpowiedzUsuńAle w tym roku mam zamiar przeczytać wszystkie jego książki, które posiadam (jakieś 7 mi zostało).
Dzień przed Walentynkami przeczytałam Pamiętnik, apotem oglądałam film.
Niedawno oglądałam film i po Twojej recenzji wnioskuję, że mogę się zawieść książką... Jednak postaram się po nią sięgnąć w niedalekiej przyszłości ;)
OdpowiedzUsuń