„A teraz brońcie się sami” – tak odpowiedział rzymski cesarz delegatom Brytów, którzy przybyli błagać go o pomoc w walce z najazdem Saksonów, Anglów, Jutów i Fryzów.
Brytania, na przełomie V i VI wieku po Chrystusie, najmroczniejszy czas w dziejach wyspy. Rzymianie odeszli, pogańscy bogowie ustępują nowej wierze – święte ognie gasną – nadchodzi era chrześcijaństwa…
Pogrążona w chaosie, podzielona na walczące ze sobą królestwa Brytania z trudem opiera się saksońskiej inwazji. Starzejący się władca, Uther, nie ma dziedzica w odpowiednim wieku – jedynym człowiekiem, który może sięgnąć po koronę i zjednoczyć kraj, jest podopieczny czarownika Merlina i nieślubny syn Uthera – Artur.
Uzbrojony w odwagę i honor, zdeterminowany, by ocalić Brytanie przed ostateczną klęską, musi stanąć do nierównej walki nie tylko ze zbrojną potęgą wroga, ale również z siłami, których nie sposób zrozumieć…
Kochany i zdradzany, wielbiony i znienawidzony, Artur jest nie tylko symbolem honorowej walki o ginący świat – jest przede wszystkim człowiekiem z krwi i kości
Drugi tom rewelacyjnie zapowiadającej się Trylogii Arturiańskiej. „Nieprzyjaciel boga” opisuje wydarzenia bezpośrednio po trwających w „Zimowym monarsze”. Artur jest bliżej upragnionego pokoju, wszystko zaczyna się układać. Pozornie.
Historię poznajemy, jak w pierwszym tomie, z opowieści przyjaciela Artura – Derfla, opowiada o tym co widział, co przeżył, prostuje to co było wymyślone, dopowiada szczegóły, odsłania kulisy zdarzeń. Jest świetnym gawędziarzem bo czyta się wspaniale. Mimo wielu, pojawiających się postaci, wszystko przedstawione jest w stopniu, który uniemożliwia pogubienie się.
Ze strony na stronę historia wciąga coraz bardziej. Wraz z Arturem i Derflem przeżyjemy sukcesy i porażki, radości i smutki. Nie piszę tego, tak o, naprawdę prawdziwie przeżywałam książkę, strach, irytacja, uśmiech wszystko to mi towarzyszyło.
A jak mimo całej sympatii klęłam nieraz głupotę i naiwność Artura…
Chyba o to chodzi dobrej książce, żeby czytając przeżywać, a nie tylko ślizgać się oczami po tekście…
Mimo ogromnego zmęczenia po wczorajszym dniu czytałam uparcie do drugiej w nocy nie wyobrażając sobie snu bez wiedzy, jak się kończy… przynajmniej ten tom.
Myślę, że jeśli ktoś przeczytał tom pierwszy nie trzeba namawiać na drugi. Tych którzy nie zaczęli pierwszego gorąco namawiam:)
Za ksiażke dziękuję wydawnictwu Erica
No tak, namawiasz, namawiasz, ale ja jakoś nie czuję się przekonana do takiej tematyki. Ot, nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńTeż tak myślałam. Bo fantastyki czytuję raczej mało a to jest taka fajna historyczno obyczajowa. Ale jasne każdy ma inne upodobania i to jest fajne :)
OdpowiedzUsuńMnie nie namówisz raczej na Sookie ;)
chociaz kto wie ;)
hmm...może faktycznie się skuszę na tą trylogię i przekonam się w końcu do tego gatunku...
OdpowiedzUsuńDrugi już czytałam i wcale mnie nie trzeba było namawiać :)
OdpowiedzUsuńTeraz się nie mogę doczekać aż dorwę trzeci :)
Ja też sobie odpuszczę, bo chyba nie mój gust ;)
OdpowiedzUsuńA nie powinnyście skreślać tak na wstępie, ale rozumiem, ja też wiele książek na początku oceniam, że nie dla mnie. Kto wie co w ten sposób przegapiłam.
OdpowiedzUsuńMoja Mama tak odtrąciła Tolkiena...