Bardzo
niecierpliwie wypatrywałam premiery nowej części opowieści o Profesorowej
Szczupaczyńskiej, bo okazało się, że Kraków to za mało jak na możliwości żony
profesora Uniwersytetu. Ten tom inauguruje także nową szatę graficzną(ale dla
wielbicieli poprzednich okładek, mamy do wydrukowania obwolutę, która będzie
pasowałą). Cieszyłam się, że zaczynam kilka dni wolnego i że czeka mnie
niezmącona żadnymi przymusowymi przerwami lektura. Literacko, jak zawsze na
zachwycającym poziomie.
Ernest
Hemingway to autor kojarzony dla adeptów podstawowej edukacji, z powieścią o
facecie, który płynie na ryby. Później w świecie licealistów dyskutujących o
literaturze omawia się pijackie skłonności Ernesta i… to by było na tyle. A
przynajmniej ja miałam tyle do czynienia z Hemingwayem na ścieżkach mojej
edukacji, nic nie słyszałam o straconym pokoleniu, kiedyś zachwyciła
mnie książka Komu bije dzwon i złamała mi serce, później wielokrotnie
sobie obiecywałam, że będę więcej Hemingwaya czytała no i na obietnicach się
skończyło, nawet gdy na DKK nasłuchałam się zachwytów właśnie nad Pożegnaniem
z bronią. No ale w końcu nadszedł czas na tą kultową książkę.
No
to seria The Windsors wciągnęła mnie jak ruchome piaski. Nigdy nie czytam
trzech tomów jednym cięgiem, bo
zwłaszcza w takim gatunku, praktycznie nie da się utrzymać czytelnika
zainteresowanego i zaangażowanego w akcję. Tym bardziej, że seria ta kręci się
wokół jednego motywu a mianowicie aranżowanego małżeństwa. Jestem ciekawa jaki
autorka będzie miała patent, żeby ciągle nas zaskakiwać, bo jednak trochę tego
rodzeństwa zostało. Jak dla mnie, ta seria jest jak Bridgertonowie, też mamy
rodzeństwo, każdy tom o innym, ale tu mamy więcej seksu, i niekiedy problemy z…
nosa. Chemia i napięcie naprawdę na poziomie. Nie mogę się doczekać następnego
tomu!
Wciągnęłam
się w serię The Windsors i nie umiałam sobie odmówić sięgnięcia po drugi
tom. Skończyło się zarwaną nocką i niepozmywanymi naczyniami, bo trzeba mieć
przecież priorytety. Zadowolona była tylko słodka Fruzel, która lubi leżeć
przytulona jak czytam. Nadmienię, że czytam już tom trzeci, ale planuję po tym
tomie zrobić sobie przerwę, bo chociaż nie ma kolejnego tomu tej serii po
polsku, to są inne książki autorki a ja polubiłam ten styl i daję się wciągnąć
w romanse jakie konstruuje i bardzo się angażuję
Należę
do ludzi, którzy nie miewają krwotoków z nosa. Po co o tym piszę? Ano, żeby
podkreślić jak bardzo źle szła mi lektura książki, którą miałam na tapecie, a
szła mi dosłownie jak krew z nosa. A szłam słuchajcie na paznokcie, aby nie
marnować czasu, zabieram wtedy jakąś książkę. Na Legimi miałam zapchaną półkę,
ale nie przeskoczyła ta iskra, koleżanka z pracy, która wprawdzie często mi
dokucza, ostatnio ją kupiła i mówiła, że jest bardzo fajna. Stwierdziłam, że
raz kozie śmierć i zaczęłam czytać. Poszłam spać po północy i wstałam o piątej,
nie zrobiłam śniadania, nie rozpaliłam w piecu, bo musiałam wiedzieć co się
będzie dalej działo.
Elżbieta
Cherezińska to polska duma. Jeżeli za sprawą Jana Matejki dynastia Piastów
dostała twarz i zaczęliśmy wyobrażać sobie twarz Mieszka I, Chrobrego, czy
Krzywoustego, tak jak namalował ich Matejko, tak dzięki Elżbiecie Cherezińskiej
możemy zobaczyć, że nie tylko inne kraje miały dynastie o których można pisać
powieści. Czymże jest sześć żon Henryka, czy wyuzdanie na francuskim dworze,
wobec naszych Piastów, nieociosanych, ale pełnych pasji i pragnienia by
zaistnieć na europejskiej scenie. Tym razem na tapecie mamy Bolesława
Sprawiedliwego, czy Śmiałego, jak go znamy z lekcji. Z czym Wam się kojarzy?
Pewnie z rozczłonkowaniem Stanisława ze Szczepanowa, co sprawiło, że okrył się
infamią i musiał uciekać z kraju.
Ostatnia
książka z urlopowego urobku. Sięgnęłam po nią szukając tej dobrej książki i tak
wzrok mi padł na książkę, którą kupiłam jakiś czas temu, a fragmenty widywałam
na różnych portalach. Miałam skończone trzy lata, gdy uchwalono ustawę o
likwidacji PGRów, w mojej wiosce takowego nie było, a wieś w większości
pracowała w pobliskim mieście i nie wiązała się z uprawą roli. Pierwszy raz o
PGRach usłyszałam chyba w serialu Plebania(serial w reportażu jest wspomniany),
rodzice coś mi opowiadali, czytałam jakieś artykuły, ale dopiero lektura tego
reportażu dała mi kompleksowe spojrzenie na ten temat. Dołożyła też kamyk do
ogródka mojej wdzięczności, że lata dziewięćdziesiąte to dla mnie okres
beztroskiego dzieciństwa, że nie pamiętam tych zmian, niepokoju i mam ochotę
utulić i ozłocić moich Rodziców, że to przeżyli i nigdy nie dali mi poznać, jak
źle się wtedy w kraju działo.
Na
urlop miałam jeden plan książkowy. Dwanaście książek, uważałam że to takie
przyzwoite tempo. Myślałam o jakimś wyzwaniu pod wezwaniem konkretnego autora,
ale uznałam że to bez sensu. Jedna książka mnie zhamowała, a po ciężkiej
tematyce uznałam, że pora na coś lżejszego i wpadł mi w ręce romans Penelope
Ward, dawno nie czytałam żadnej jej książki a ona pisze naprawdę przyjemne w
odbiorze książki.
Mam
obsesję na punkcie inteligentnych mężczyzn. Ponad dwa lata temu świat za sprawą
filmu Nolana oszalał na punkcie Roberta Oppenheimera, nagle wszystko co
dotyczyło Los Alamos stało się modne. Wyszła wielka i opasła biografia ojca
bomby atomowej, która była bardzo przydatna, aby lepiej docenić film. Później w
Podcaście historycznym był wątek bomby atomowej, a teraz jako kropkę nad i
mogłam przeczytać książkę Chrisa McNaba i dla mnie ta książka jest pozycją
idealną dla kogoś kto jest ciekawy tego kim był Oppenheimer, ale nie aż tak by
przebrnąć przez kilkaset stron bardzo szczegółowej biografii.
Był
czas, gdy w okolicy spotkań autorskich było jak na lekarstwo i dopiero pandemia
i spotkania online sprawiły, że mogłam uczestniczyć w takich spotkaniach do
woli. Jednak w międzyczasie i w Stalowej Woli tych spotkań zaczęło być więcej.
Dowiedziałam się, że Miejska Biblioteka organizuje spotkanie z autorem
kryminału i to ze Stalowej Woli i chociaż o książce nie słyszałam, to Znajoma,
która wyciąga mnie tylko na dobre spotkania, namówiła i korzystając z urlopu
pojechałam, książkę kupiłam, autograf dostałam i zostałam tak zaintrygowana, że
natychmiast(niemal) zabrałam się za lekturę. Czytanie poszło mi piorunem(nadal
urlop), nawet zgadłam mordercę i nie wiem teraz czy trop był tak oczywisty, czy
ja jestem tak przenikliwa(skłaniam się ku opcji pierwszej).