Ostatnio odkryłam serię Knockemout,
tom pierwszy nawet mnie wciągnął, ale okazało się, że brakowało mi jednego tomu
i to dodatkowo drugiego tomu. Zamówiłam, przyszedł, ale chciałam odczekać
chwilę zanim sięgnę po tom drugi, bo jednak tom pierwszy był długi, nie czyta
się tak szybko, chciałam odpocząć. Wzięłam się za tom drugi i mordowałam tę
książkę od poniedziałku. Strasznie wolno szło. Nie wiem jak tom trzeci, ale tom
drugi jest strasznie przegadany i przed powrotem do Knockemout, muszę odczekać
dłużej.
Byłam sceptycznie
nastawiona do Legimi, już rok temu prawie kupiłam i czytnik i abonament, ale wybuchła
ta niesławna afera i się wstrzymałam. Jednak w tym roku zobaczyłam, że kupuję
za dużo powieści takich czytadeł, na raz i że szkoda trochę pieniędzy i bardzo
szkoda miejsca. No i muszę powiedzieć, że to był trafny wybór, bo gdy kończyłam
jedną książkę wyguglowałam sobie książki z gatunku od wrogów do kochanków i
trafiłam na ten tytuł. Jedno kliknięcie i proszę: miałam na czytniku I love,
I hate you. Książkę łyknęłam w popołudnie, jest lekka, zabawna, ale pewnie do
niej nie wrócę, chociaż chciałabym ją Wam polecić bardzo.
Dawno nie zdarzyło się tak,
żebym jakąkolwiek serię pochłonęła jednym tchem. Pięć dostępnych tomów serii
Garnet pochłonęłam błyskawicznie. Zaczęłam czytać wieczorem w sobotę, w
poniedziałek wieczorem już było po herbacie – a byłam w międzyczasie w pracy i
to wyjątkowo dziewięć godzin. Byłam pewna, że ta seria jest zakończona, a tu
muszę teraz czekać, a już mam za dużo serii przy których trwam i czekam na
kolejne tomy. Tym razem starsza siostra wysuwa się na pierwszy plan.
Miałam nie zaczynać
czwartego tomu przed snem, ale autorka tak zakończyła tom trzeci, że nie mogłam
się oprzeć. Niestety kończąc tom czwarty dowiedziałam się, że tom piąty nie
jest finałem, ale po prostu ostatnim wydanym tomem. Dramat, a każdy tom
zostawia nas w takim momencie, że nie można ot tak nie czytać.
Trzeci tom serii Garnet i
porwał mnie chyba najbardziej. Czytanie poszło mi zdecydowanie najszybciej. W
tle leciała Doktor Quinn a ja znowu przemierzałam tereny złotonośne. Jeśli mogę
coś doradzić to proponuję zabrać się za lekturę tych książek na weekendzie, gdy
będziecie mieć gwarancję, że nic Was nie oderwie.