Już święta praktycznie za rogiem, miasta upstrzone są urokliwymi światełkami, a ja uznałam, że czas najwyższy na coś w świątecznym klimacie. Rok temu, sięgnęłam po książkę Dash i Lily, bo miałam ciąg do książek o tematyce świątecznej, mgliście pamiętam, że książka mi się podobała, natomiast serialu nie dałam rady oglądnąć, a później skończył się okres świąteczny i uznałam, że poczekam rok. Okładka nowej książki o perypetiach Dasha i Lily jest piękna, aż się chce ją czytać w otoczeniu sezonowych iluminacji, a ja byłam ciekawa, jak ułożą się losy dwójki młodych ludzi, którzy znaleźli się pośród pełnych regałów.
Dash i Lily byli ze sobą bliżej niż kiedykolwiek... dopóki nie rozdzielił ich ocean. Dash dostaje się na Uniwersytet Oksfordzki, Lily zostaje w Nowym Jorku. Para stara się, aby związek na odległość wypalił. Kiedy jednak Dash informuje dziewczynę, że nie wróci do domu na święta, Lily podejmuje decyzję: jeśli on nie może do niej przyjechać, to ona dołączy do niego w Londynie. Romantyczny poryw serca szybko wymyka się Lily spod kontroli. Niespodziewanie przepaść między dziewczyną a chłopakiem rośnie, mimo że znajdują się w tym samym mieście. Czy Londyn połączy ich na nowo – czy wręcz przeciwnie?
Nie
bez powodu wiele historii romantycznych, nie ma dalszego ciągu, kończą się na
tym happy endzie, a my możemy się zastanawiać co będzie dalej. Tutaj jednak
dowiadujemy się co słychać u Lily i Dasha. Dash wyjechał do Oxfordu, aby
podążać za swoimi marzeniami, jedzie tam za nim Lily, planuje cieszyć się
ukochanym jednak chyba coś się zepsuło. Świąteczny Londyn i atmosfera pełna
magii, ale czy związek na odległość ma szansę przetrwać, czy nawet gdy jest się
takim młodym, to jest ciężko? Pełna radości i entuzjazmu Lily i wycofany, jakby
przygaszony Dash, wraz ze swoją, bardzo specyficzną rodziną. Brzmi jak dobry
scenariusz na świąteczną historię. A jeszcze czytana w okresie świątecznym, gdy
za oknem śnieg po kolana, wszędzie światełka, jest klimat – to aż się chce się
uciec w takie książkowe klimaty.
Jak
wspomniałam, mgliście wspominam ubiegły rok i lekturę pierwszego tomu. Kojarzę,
że raczej mi się podobało, ceniłam tę powieść za lekki styl i że czytało mi się
miło i przyjemnie. Tym razem już nie było tak sympatycznie. Styl wydał mi się
siermiężny, przez kolejne rozdziały brnęłam powoli i raczej się męcząc, niż
czerpiąc przyjemność z lektury. Jestem zatem zawiedziona, bo dłużyło mi się
czytanie, a przecież książka miała być literackim samograjem. Dwójka młodych
ludzi, świąteczny anturaż, pomysł sam w sobie świetny, jednak wykonanie niezbyt
pasjonujące. Zakładam, że ta historia miała potencjał i pomysł na jedną
książkę, kontynuowanie tego wątku wydało mi się na siłę i bez polotu niestety.
Biorę pod uwagę, że może jestem wiekowo za stara na tego rodzaju historie, ale
tak jak wspomniałam, pierwsza część mi się podobała. I chyba na tym
poprzestanę, będę dobrze wspominać tę parę i nie będę szukała jakichś kolejnych
historii. Zatrzymam się w klimatycznej księgarni, wśród zagadek zapisywanych w
notesie.
Książka recenzowana dla portalu Papierowe Motyle
Pierwszy raz czytam o tej książce, ale naprawdę mnie zaciekawiła.
OdpowiedzUsuń