Herkules Poirot jest bohaterem wszystkich czterech opowiadań tomu.
Morderstwo w zaułku – mało wiarygodne samobójstwo, a może jednak morderstwo?
Niewiarygodna kradzież – kto chciał skompromitować lorda, kradnąc dokumenty państwowe?
Lustro nieboszczyka – kto zabił ekscentrycznego arystokratę?
Trójkąt na Rodos – czemu służą wieloramienne trójkąty wielomałżeńskie?
Wnioski są dwa. Pierwszy: nie ma faktów oczywistych. Drugi: każdy fakt może zyskać nową interpretację. A drwina z „małych szarych komórek” Herkulesa Poirot nikomu nie ujdzie na sucho.
Musi
być równowaga, po smutku spowodowanym biografią… bo biografie wywołują u mnie
smutek, musiałam dla równowagi sięgnąć po niezawodną Christie, zresztą ostatnio
powtarzałam też „Orient Express”(ta książka się nie starzeje, za każdym
czytaniem jest tak samo cudowna). Sięgnęłam po coś co lubię mniej- opowiadania.
Ja od podstawówki nie lubię nowelek. Byłam zawsze dziwakiem, bo znajomi z klasy
cieszyli się, że oto coś krótkiego, a mnie wkurzało to zawsze. Po pierwsze
polskie nowele są smutne, one zostawiają nas z takim weltschmerzem, że głowa mała, bo nie powiecie mi, że Antek, Janko Muzykant, Nasza szkapa,
Siłaczka to coś co czyta się dla r o z r y w k i . Po drugie, są krótkie,
nim zdążę się zżyć z bohaterami – bach i koniec. U Christie jest inaczej i dla
niej robię wyjątek. Padło na Morderstwo w
zaułku. Jedna z ostatnich książek, które miałam doczytać. Nim skończy się
przygoda z Poirotem.
Morderstwo w zaułku
to zbiór czterech opowiadań, w których znowu może wykazać się Poirot. Tytuł
bierze się od pierwszego opowiadania, na niespełna stu stronach mamy trupa,
dochodzenie, dedukcję Poirota i sprytnie zmylone tropy. W drugim opowiadaniu –
w mojej opinii najsłabszym – mamy opowiadanie o próbie odkrycia przez Poirota
tego, kto ukradł plany samolotów. Osobiście uważam, że te sprawy, w których
Christie wplata wątki szpiegowskie, są słabsze. Królowej kryminału wychodzi
najlepiej zabijanie kogoś i mieszanie nam w głowach. Trzecie opowiadanie to
znowu trup, w wiejskim dworku, wezwanie Poirota przez – okazuje się później –
ofiarę. Znowu mamy fajnie pomieszane tropy, zaskakujące fakty i rozwiązanie.
Ostatnie opowiadanie, jest właściwie takim małym opowiadankiem, bo z racji na
objętość, tej akcji nie ma wiele, tło jest zaledwie naszkicowane, szybkimi
pociągnięciami pióra, mamy skontrastowane piękno otoczenia z mrokiem zbrodni i
oczywiście geniuszem Belga.
Agata
Christie mnie relaksuje, zastanawiam się, czy coś jest nie tak z moim człowieczeństwem,
skoro odpoczywam przy kryminałach. U Christie jest spokój angielskiej
prowincji, Poirot jest tak poukładany, że wprowadza to porządek do mojego
świata. A dodatkowo oczywiście jestem całkowicie skupiona na odkrywaniu kto
zabił. To przednia zabawa.
Pomimo,
że nie przepadam za opowiadaniami, dla Christie robię wyjątek. Ona na
kilkudziesięciu stronach doskonale robi to, z czym inni mają problem dysponując
nieporównywalnie większym zasobem miejsca. Ona pokazuje, że nie trzeba
udziwniać, że nie trzeba bić piany – wystarczy pisać mądrze i inteligentnie
konstruować intrygę. Ponad dwieście stron, a przez cztery opowiadania
przeleciałam piorunem i jestem bardzo ukontentowana.
Na
szczęście już nadgryzłam kolejną powieść Christie, o której niebawem wam napiszę.
Powieści Agaty nie starzeją się – to nie podlega dyskusji!!
Ja też nie znoszę opowiadań... Nie wiem, dlaczego. I pomimo, że Christie uwielbiam to nawet nie mogę przebrnąć przez jej opowiadania... Chociaż na półce mam "12 prac Herkulesa" ciągle nie skończone. Może kiedyś się przestawię ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, http://przy-goracej-herbacie.blogspot.com/
Oooo prace Herkulesa są świetne!!
UsuńOjjj czuję, że muszę to mieć
OdpowiedzUsuńmusisz!! :)
UsuńDokładnie jej kryminały zawsze są na czasie, mnie też w pewien sposób relaksują.
OdpowiedzUsuńPrawda? Lata mijają a Christie wciąż aktualna
Usuń