Kiedy byłam w gimnazjum, nasza polonistka zrobiła nam test czy jesteśmy wzrokowcami, czy słuchowcami. Okazało się, że mój sposób przyswajania wiedzy za pomocą wzroku deklasuje treści przyswajane przez słuch. Lubię myśleć, ze to przejaw męskiej strony mojej natury, może i słyszę sporo, ale niewiele z tego zapisuje się na moim twardym dysku, ale jak już coś zobaczę, to rzadko kiedy wypada mi z głowy. A kilka lat temu słuchałam najsłynniejszej książki Scotta Fitzdgeralda w wersji audio. Sporo wtedy spacerowałam z kijkami i dobrze pamiętam ołowiane niebo podczas tych spacerów, a książkę nieco mniej, dlatego pretekst do powtórki tej klasyki powitałam z radością.
Arcydzieło literatury amerykańskiej.Tajemniczy i niewiarygodnie bogaty Jay Gatsby urządza w swoim luksusowym domu dekadenckie przyjęcia, choć rzadko się na nich pokazuje. Krążą o nim legendy, także o pochodzeniu jego fortuny. Pytań i plotek jest znacznie więcej – na przykład dlaczego wpatruje się w blask okien po drugiej stronie zatoki. Fitzgerald opowiada ponadczasową historię o nierealnych pragnieniach i ludzkich przywarach, o miłości i wyrachowaniu, a także o złamanych przez życie, zdesperowanych i zagubionych młodych Amerykanach w okresie prosperity po pierwszej wojnie światowej. To także portret szaleństw lat dwudziestych, epoki, w której świat szemranych interesów miesza się ze światem bankierów, bieda z bajecznymi fortunami, amerykański sen z Wielkim kryzysem, a namiętne pragnienia zderzają z bolesnym upadkiem. Ten wielki Gatsby, uznany za jedną z najważniejszych powieści XX wieku, ukazuje się w nowym przekładzie Macieja Świerkockiego, dzięki któremu maestria Francisa Scotta Fitzgeralda wybrzmiewa w pełni.
Powieść
wielokrotnie ekranizowana, przenosi nas na początek lat dwudziestych XX wieku. W
USA panuje radosny nastrój powojenny, młodzi ludzie wróciwszy z Wielkiej wojny
chcą czerpać życie pełnymi garściami. Przenosimy się w okolice Nowego Jorku, na
Long Island. Do miejsca gdzie żyją raczej zamożni ludzie, którym nie śni się
jeszcze o Wielkim Kryzysie. Młodzi Ludzie używają życia, żyją od imprezy do
imprezy, a miejsce zamieszkania świadczy o ich wartości. Poznajemy tę hiostorię
z perspektywy Nicka, kuzyna Daisy, który mieszka w teoretycznie biedniejszej
części półwyspu. Mąż Daisy jest człowiekiem, który obracał się w podobnych co
on środowiskach studenckich. Wszyscy wiodą raczej beztroskie, dekadencie życie
elit. Tom – mąż Daisy ma kochankę, co jest tajemnicą poliszynela. W sąsiedztwie
Nicka mieszka tajemniczy pan Gatsby, bogaty jak Midas, okazuje się być znajomym
Daisy z przeszłości, mieli nawet się ku sobie, ale on miał za mało pieniędzy
jak na jej wymagania. To historia człowieka, który chce odzyskać swoją
ukochaną, ale także historia blichtru i życia bez oglądania się na innych. Od
jakiegoś czasu obiecywałam sobie, że oglądnę ekranizację, ale teraz po
odświeżeniu fabuły książki mam jeszcze większą ochotę. Nie pamiętałam, że
książka jest taka mroczna, że to nie są tylko szalone lata dwudzieste, alkohol
i imprezy.
Według
mnie nowe tłumaczenia są świetnym pretekstem do odświeżenia, powtórki książek, do
których w innym przypadku, tak szybko byśmy nie wrócili. No a nowe tłumaczenie
to nowe, świeże wspomnienie. Nie jestem taką fanką, aby dywagować o nowym
przekładzie, o nowej warstwie literackiej, ale jestem fanką tego opracowania na
końcu książki, lubię takie dodatki, kojarzą mi się z serią wydawniczą
Biblioteki Narodowej i chociaż tutaj mamy skondensowane ujęcie tematu, który
poszerzył moje horyzonty. Fajne jest to wydanie, spartańsko prosto, bez
nawiązań do filmów, czy do częstych motywów(para oczu, często się pojawia na
okładkach tej książki, kto czytał, ten wie). Nie wiem dlaczego nie pamiętałam
tej mrocznej części historii, naprawdę muszę oglądnąć film, a książkę poczytam
fanom klasyki i nie tylko, naprawdę warto sięgać po nowe wydania! To był dobry
weekend z klasyką literatury, chociaż to nie jest ani typowy romans, ani powieść
o dekadentach, ani wnikliwe studium straconego pokolenia, a jednak od lat książka
intryguje i zyskuje nowych fanów. Warto poszukać tego, co zachwyca rzesze.

Bardzo trafne spostrzeżenie z tym "mrokiem" u Fitzgeralda. Często dajemy się uwieść estetyce lat 20. – tym wszystkim cekinom i jazzowi – zapominając, że pod spodem to brutalna opowieść o tym, że pewnych rzeczy (i ludzi) nie da się kupić. Ciekawe jest to, co napisałaś o nowym tłumaczeniu Macieja Świerkockiego – to faktycznie jak patrzenie na ten sam obraz, ale w zupełnie innym świetle. Chyba sama muszę sprawdzić, jak Gatsby "brzmi" w tej nowej wersji.
OdpowiedzUsuń