W 1862 roku, owdowiała angielska nauczycielka Anna Leonowens (Jodie Foster) przybywa do Syjamu wraz z kilkuletnim synem Louisem (Tom Felton), by objąć posadę nauczycielki pięćdziesięciorga ośmiorga dzieci króla Mongkuta (Chow Yun-Fat), którego uważa za tyrana i barbarzyńcę. Początkowo wszystko zdaje się utwierdzać ją w jej przekonaniach. Szybko jednak wyzbywa się uprzedzeń przekonując się, że król Mongkut jest urodzonym przywódcą i wizjonerem. Król z kolei zdaje sobie sprawę, że nauczycielka, którą uważa za bezczelną impertynentkę, może mu pomóc zrealizować jego ambitne zamierzenia. Potężny władca i skromna nauczycielka znajdują więc drogę do porozumienia...
"Anna i król" to widowiskowa opowieść o zderzeniu dwóch kultur i wielkiej, niespełnionej miłości oparta na dziennikach Anny Leonowens. Choć autentyczność zapisków Anny wielokrotnie poddawano w wątpliwość, nikt nigdy nie kwestionował, że stanowią one wymarzony materiał na film. Nic zatem dziwnego, że przenoszono je na ekran już czterokrotnie, ostatnio w wersji animowanej. Jednak dopiero teraz otrzymujemy pełny obraz niezwykłych wydarzeń uzupełniony o wątki, które wcześniejsze ekranizacje z różnych względów pomijały. Zdjęcia do filmu kręcono w egzotycznych plenerach Malezji, gdzie stanęła monumentalna replika pałacu króla Mongkuta, największa dekoracja filmowa od czasów pamiętnej "Kleopatry".
Przy okazji Świąt łaskawa telewizja przypomniała świetny film kostiumowy „Anna i król” . Pierwszy raz gdy oglądałam ten film także były święta i po raz pierwszy zrobił na mnie duże pozytywne wrażenie. Później kupiłam książkę, która zrobiła nieco gorsze wrażenie. Jednak mimo upływu czasu gdy oglądam ten film niezmiennie mi się on podoba i czuję duże emocje. Moim zdaniem Jodi Foster nieźle poradziła sobie z rolą kobiety ery wiktoriańskiej przybywającej do obcego w jej pojęciu niecywilizowanego kraju, gdzie zwraca się do niej per „Pan” bo z kobietami się nie gada.
Przepiękne są widoki w tym filmie, jak dla mnie akceptowalne jedynie przez szklany ekran, bo jak pomyślę o tej masie robactwa to ciarki mi przechodzą…
Jodi moim zdaniem świetnie pasuje do roli z tamtych czasów bardzo dobrze wygląda w krynolinach.
Nie brakło także budującej nastrój odpowiedniej muzyki, co sprawia, że ten film jest dla mnie pięknym kostiumowcem, który polecam z czystym sercem. Na dodatek zaletą puszczenia tego filmu przez Polsat jest fakt iż puszczają tam rewelacyjnie długie reklamy więc ja niedomagająca z powodu prawdopodobnej grypy mogłam sobie uciąć w przerwach drzemkę i budzić się całkiem wypoczętą….
Jestem także pozytywnie zaskoczona, że filmowo święta w TV w tym roku były nawet niezłe…
a myślałam że te reklamy to tylko moje złudzenie :)
OdpowiedzUsuńfilm pocięto niemiłosiernie , w międzyczasie można było nawet obiad ugotować :) nie tylko się wyspać , chciałbym go kiedyś zobaczyć bez reklam , myślę że dopiero wtedy jest zachwycający