Podsumowanie miało być wczoraj, już prawie siadałam do pisania, ale Klara rozłożyła się na biurku, a później zadzwoniła Siostra, żebym przyszła i od niej wróciłam tak późno, że nie dałam rady. No a rano kontynuowałam czytanie ebooka, teraz już skończyłam(świetny, tekst będzie jutro!!) i mogę dopiero teraz oddać się wycieczce w przeszłość, niezbyt odległą. Czerwiec nie był nudny. Był miesiącem w którym wszystko się idealnie splotło, było dużo wydarzeń, sporo dobrych książek, słabe też były, była i praca i rozrywka i film i serial i kontemplacja nieba. Naprawdę fajny miesić. Miesiąc Derbów Podkarpacia, dużej radości, późnych powrotów, ale i wczesnych pobudek, dla dobrej książki i nie tylko...
Otóż w czerwcu przeczytałam książek dwadzieścia. Regularność mojego blogowania pozostawia wiele do życzenia, zdaję sobie z tego sprawę, ale najzwyczajniej w świecie, miałam inne ciekawe zajęcia, bo i mecze, tenis i wyjazdy i wypad nad wodę, derby no i praca. Praca dużo czasu mi zabrała, ale przyniosła fajne książkowe zakupy, więc nie mogę aż tak narzekać. Zwłaszcza, że nadeszły oficjalnie wakacje i mogę się oddać tylko ; ) pracy naukowej. Dobra, jutro zaczyna się Wimbledon, więc znowu będę musiała jakoś wygospodarować czas, rozdwoić minuty itp.
Dwadzieścia książek o tematyce bardzo różnej bo były i obyczajówki, świetna
Eleanor Oliphant ma się całkiem dobrze, ukochane kryminały, jak
Czarne narcyzy oj powiem Wam, że skończyłam czytać w nocy i bałam się wyjść na pole, no i były też biografie, bo mój ukochany biograf Mariusz Urbanek wydał nową książkę
Makuszyński. O jednym takim, któremu ukradziono słońce to te książki chciałabym wymienić, jako te najlepsze, które czytałam jednym tchem, chociaż naprawdę odsyłam Was do tekstów czerwcowych, a zobaczycie, że dobrych książek było sporo.
Były również książki nieco słabsze. Tym razem wyliczę tylko dwie;
Tatarkę oraz
Kiedy nadejdą dobre wieści? nie były to jakieś chłamowate powieści, co po prostu do mnie nie trafiły.
W czerwcu oglądnęłam ten głośny serial, nową wersje Ani z Zielonego Wzgórza. Niestety, chociaż byłam bardzo pozytywnie nastawiona do tej produkcji to sromotnie się zawiodłam, bo okazało się, że może i twórcy chcieli odświeżyć Anię, ale sprawili, że serial ten nie ma nic wspólnego, z jedną z mych ukochanych powieści.
Byłam też w kinie na piątej części Piratów z Karaibów, tym razem na 2D i na dubbingu, który jest straszny. Sam film jest naprawdę niezły, przyjemnie się ogląda. Muzyka jak zwykle niezła, Jack uroczo niesforny, historia lekka, awanturnicza. Przyjemnie się to oglądało.
Do haftu oglądałam jeszcze kilka innych filmów, głównie komedii romantycznych. Zwróciła moją uwagę komedia Żona na niby polecam, na wakacje - idealna.
Czytelnicze plany na lipiec mam ambitne, mam nadzieję, że za tydzień w niedzielę, gdy WImbledon planowo ma wolne, pogoda dopisze i znowu poczytam na plaży. Trzymajcie kciuki. A za dwa tygodnie podczas finału Wimbledonu, który jest chyba moim ukochanym turniejem, będę dochodzić do siebie po weselu.
Uciekam opisać wrażenia po dobrej książce, no i trzeba coś wybrać do czytania w pociągu. : P
A poniżej: czerwiec w zdjęciach!
Wimbledon - ale się cieszę :) Trzeba będzie nauczyć się zaginać czasoprzestrzeń :P Obejrzałam 3 odcinki nowej "Ani" i na razie utknęłam. Niby wszystko ok, ale Ania jest tylko jedna ;) Dubbing to zło :P Daje radę tylko w kreskówkach ;)
OdpowiedzUsuńWimbledon to obecnie mój główny złodziej czasu :D
UsuńNowa Ania brrrr
Kobieto, jak Ci się udaje tyle czytać? Boskie wyniki! :)
OdpowiedzUsuńnie wiem :P raz jest lepiej a czasami nie czytam nic ;/
Usuń