W
tamtym roku Marianna sprawiała, że
wypatrywałam niecierpliwie poczty. Gdy tym razem niespodzianie zobaczyłam
kopertę z Poznania, aż podskoczyłam, ale obiecałam sobie, że najpierw
podkańczam wszystkie książki co na weekend miałam zaplanowane. I trwałam w tym
postanowieniu… eeee 24 godziny, a może i z 26. Akurat dostałam wczoraj okrutnej
migreny. Czytam akurat książkę ciężką i trudną a głowa mnie bolała okrutnie a
głupio napiłam się cydru to i tabletki nie mogłam wziąć(głupota ma jest
bezbrzeżna), stwierdziłam, że muszę w sukurs ściągnąć jakąś lekką powieść,
miałam tylko nadzieję, że Magdalena Wala nie postanowiła się zbiesić i nie
napisała jakiegoś chłamu, bo tego bym już nie wytrzymała.
BYCIE KOBIETĄ W STAROŻYTNYM RZYMIE TO NIE LADA WYZWANIE
Rok 70 p.n.e., Rzym. Felicja po śmierci ojca trafia na dwór zamożnego wuja i zostaje wyswatana. Choć każda dziewczyna na jej miejscu nie posiadałaby się z radości na myśl o poślubieniu przystojnego i troskliwego Serwiusza, młodziutka i nieznająca życia Felicja robi wszystko, by temu zapobiec.
Od feralnej nocy poślubnej dzieli ją tylko tydzień i choć czasu pozostało niewiele, to w głowie narzeczonej mnożą się pomysły, jak uniknąć nadchodzącego nieszczęścia w ramionach przyszłego męża.
Felicyta
cudem ocalała i pomimo, że pochodzi z barbarzyńskiego plemienia została
przyjęta na wychowanie przez rzymskiego obywatela. Wiodła szczęśliwe,
beztroskie życie, ale jej opiekun zmarł. Okazuje się, że przybrany ojciec
zostawił jej spory posag, ale obwarował to warunkiem, mianowicie dziewczyna ma
wyjść za jego bratanka. Wprawdzie Serwiusz jawi się dla wielu jako idealny
kandydat na męża, bo i zamożny i przystojny, to jednak prze przypadek Felicyta
widzi coś, co odstręcza ją od zamążpójścia. Dziewczę postanawia uczynić
wszystko, by pan młody się rozmyślił, bo tylko wtedy dziewczę nie straci
posagu. Sprawy nie idą do końca tak jak zaplanowała, a na dodatek okazuje się,
że starożytny Rzym jest miejscem nader nieprzyjaznym dla kobiety pozbawionej
opieki. Rzymskie odcienie miłości to
porywająca opowieść o uczuciach, z elementami sensacji i kryminału, która nie
rozczaruje żadnej niewiasty łaknącej motylkowej opowieści o miłości.
Dla
mnie Rzymskie odcienie miłości to
taka powieść na wieczór, albo na weekend. Gdyby nie migrena, pewnie książka
pojechałaby ze mną na plażę, jeżeli oczywiście ta pogoda przestanie być
złośliwa jak teściowa i pozwoli nam chociaż w jeden weekend się poopalać. Jest
to lekka powieść dla kobiet, które chcą odciąć się od świata i przenieść się do
alternatywnej rzeczywistości. Oczywiście już czytając Mariannę stawiałam pewne zarzuty, czy to o naiwność, czy
schematyczność i ta powieść też nie jest od tego wolna, ale dochodzę do
wniosku, że to tak jakbym się czepiała, że w kryminale leje się krew. Sięgałam
po tę książkę bo chciałam motylków, miłosnych perturbacji i oderwania od bólu
głowy. I wszystko to dostałam. Włącznie z dramatami, sekretami, śledztwem i
zwrotami akcji. Nawet w śledztwo dałam się wciągnąć. Czytałam do pierwszej w
nocy, nic nie było mnie w stanie od tej książki oderwać. No dobra mecz na
Wimbledonie oglądałam jednym okiem, dlatego dziś mam lekkiego zeza.
Czekam
na kolejną powieść Magdaleny Wali i wiem, że będę czekała na każdą kolejną
jeżeli tylko dalej będzie tak pisała. Jestem oddaną fanką, chociaż nie
bezkrytyczną, ale któż jest doskonały ; )
Książka recenzowana dla portalu Duże Ka
Lubię tego typu lektury szczególnie w wakacje :)
OdpowiedzUsuńo tak, ta powieść jest idealna na lipcowe upały
Usuń