
Monumentalna saga historyczna. Jej akcja rozpoczyna się na początku XII wieku w Anglii nękanej wojnami domowymi, konfliktami na tle religijnym, głodem, walkami o sukcesję na angielskim tronie. Fabuła książki, będącej także opowieścią o niezwykłej miłości, rozgrywa się wokół trwającej blisko czterdzieści lat budowy wielkiej katedry Kingsbridge. Walka o władzę, intrygi, seks, mroczne tajemnice, w połączeniu z błyskotliwą mieszanką ludzkich emocji - miłości i nienawiści, lojalności i zdrady, nadziei i desperacji - oraz galerią niezapomnianych postaci, takich jak Aliena, piękna, odważna córka hrabiego Bartholomew, Jack Cherbourg, budowniczy katedry, i ich zaprzysięgły wróg, znienawidzony, podstępny lord William Hamleigh, tworzą porywającą opowieść, która wciągnie każdego czytelnika.
[PRIMA Agencja, 2000]
Kupując swego czasu „Katedrę w Barcelonie” przeczytałam, że ma klimat „Filarów ziemi” nic mi to totalnie nie mówiło. Przeczytałam katedrę, zachwyciłam się i czytałam dalej, co w ręce wpadło. Pewnego deszczowego dnia wchodząc do księgarni na drodze powrotnej stancja-dom wypatrzyłam na półce przypadkiem grube, opasłe tomisko. Wzięłam zdjęłam i kupiłam. Po powrocie do domu powędrowało na półce, aby oczekiwać lepszych czasów. Czekałaby ta książka zapewne długą jeszcze chwilę gdyby nie kumulatywny zbieg dwóch okoliczności. Primo gorące postanowienie nie kupuję nic nowego dopóki nie wyczytam zapasów przynajmniej w jakiejś części, oraz fakt, że na forum zaroiło się od avków z serialu-ekranizacji „Filarów ziemi”, wyznaję zasadę, że jeśli mam taką możliwość najpierw czytam później oglądam, bo nawet czytając książkę mogą nas zaskoczyć twórcy filmu, a odwrotnie to już raczej trudno.
Czyż ja wiedziałam jaki bicz sobie kręcę? Zdecydowanie nie! A trzeba mieć świadomość, że otwarcie książki, to jak otwarcie drzwi, zostaje się zalanym średniowieczem, wchodzisz do świata, nie tylko obserwujesz, po prostu toniesz w odmętach średniowiecza.
Książka zdecydowanie lepsza od przywoływanej „Katedry w Barcelonie” wielowątkowa, przejmująca inna też, owszem są podobieństwa, ale „Filary ziemi” mają w sobie wielowątkowość, prawdziwe dramaty opisywane drobiazgowo i może dlatego wstrząsają bardziej, to szczęście na wyciągnięcie ręki gasnące jak świeca zdmuchnięta lodowatym wiatrem. Miłość i wojna, miłość i zemsta. Dobro i okrucieństwo.
Nie bez znaczenia są postacie, stworzone w fenomenalny wprost sposób.
Tom Budowniczy, złote serce, jednak nawet on nie jest ideałem. W powieści jak w życiu nie ma ideałów. Jest prostoduszny i genialny wspaniała postać, kochający mąż, ojciec, oddany swojej pracy która jest kolejną miłością jego życia, pracując przy katedrze nie tylko spełnia swoje życiowe marzenie, ale także idzie za głosem serca ojca….
Zachwyty nie milkną pod adresem Jacka, który owszem(z tego co widziałam) ma zaczątki na lodołamacza, zaś w książce jest również wspaniałą postacią, mężczyzną wyśnionym, prosty i wielkiego serca, jak przybrany ojciec w którego ślady idzie, można powiedzieć, ze powtarza los swojego ojczyma, przeciwwaga dla wrednego Alberta którego od samego początku miałam ochotę wziąć i dotelepać. Oraz Okrutnego Wiliama, którego aż mi się chciało skrócić o głowe…. Bardzo lubiłam fragmenty z Ojcem Filipem oraz Ellen, godna podziwu jest Aliena a żal mi było Marthy….
Naprawdę gorąco zachęcam do przeczytania….