Funkcjonowanie
ludzkiego organizmu to cud. Lubię czasami patrzeć na to jak się poruszamy, jak
to wszystko perfekcyjnie działa, owszem organizm czasami zawodzi, ale nawet ta
zawodność jest przejawem jakiegoś geniuszu. Teraz wypisuję te słowa, bo mój
mózg, wysyła sygnały elektryczne, które zginają i prostują w odpowiedniej
chwili, z odpowiednią siłą stawy, czuję tę fakturę, przelewam myśli. Cud.
Dlatego nie potrafię unikać książek poświęconych medycynie. Zwłaszcza pociągają
mnie te, które pokazują historię wydzierania sekretów funkcjonowania ciała, dla
dobra ludzkości. Najpierw był Thorwald(wciąż uwielbiam). O transplantacjach,
lubię czytać, oglądam filmy. Dziś już praktycznie powszechne, a przecież ich
upowszechnienie okupione było tyloma próbami, a każda nieudana wnosiła istotny
wkład. O przeszczepach serca w wykonaniu prof. Religi, słyszał każdy Polak, ale
jak to wyglądało od mniej fabularnej strony? Jak rodziła się polska
transplantologia? Bo ta książka, pomimo tytułu, jest jednak odzwierciedleniem
podtytułu, pokazuje historię polskiej transplantologii. Wydawnictwo Czarne jest
marką, więc ja wiedziałam, że się zachwycę.
Na świecie pierwszy udany przeszczep nerki przeprowadził w 1954 roku doktor Joseph Murray. W Polsce dokonał tego dwanaście lat później profesor Jan Nielubowicz ze swoim zespołem. Dziś przeszczepia się prawie wszystkie narządy, a skomplikowane przeszczepy wielotkankowe to niemal codzienność. Jednak ta dziedzina medycyny wciąż wzbudza emocje i kontrowersje. Owiana mitami, dla wielu jest etycznie niejednoznaczna.
Anna Mateja zabiera nas na sale operacyjne i pozwala obserwować zmagania wybitnych polskich chirurgów, którzy mimo braku środków, warunków i personelu, mimo ostracyzmu społeczeństwa i podejrzliwości środowiska medycznego nie bali się wcielać w życie śmiałych, obarczonych ryzykiem, wizjonerskich pomysłów.
Ta doskonale udokumentowana książka to jedna z pierwszych prób opisu pionierskich operacji transplantologicznych w Polsce. Powściągliwa i surowa w formie reportażowa narracja jest gestem solidarności wobec transplantologów, a także próbą przywołania pamięci o innych, cichych bohaterach tej opowieści – dawcach.
Przenosimy
się w ciemne lata PRLu, gdzie szpitale są jak scenografia wyjęta z horroru, nie
ma pieniędzy na nic, a lekarze nie bardzo mają szansę, by wyjechać za granicę
aby uczyć się od bardziej dofinansowanych kolegów. Niektórym się jednak udaje i
z Zachodu przywożą wieści, że oto przeszczepiono serce. Nerki przeszczepiane są
już w świecie w miarę często. Tymczasem u nas do sztucznej nerki ustawiają się
kolejki. Przed transplantacją jeszcze długa droga, odrzucanie przeszczepu nie
jest jeszcze wyjaśnione, wiadomo już, że są grupy krwi, ale dlaczego organizm,
w akcie jawnej destrukcji odrzuca narząd, który ma go uratować. A jednak w
Polsce się udaje, wprawdzie pacjentka nie pożyje długo, ale jednak kilka miesięcy
przeżyła, wyszła ze szpitala, a po operacji na jej wymarzony posiłek(w końcu
bez diety, dla chorych na nerki), zrzucili się lekarze. Gdy czyta się o tym jak
rodziło się polskie doświadczenie przechodzi mnie dreszcz, to co było na
Zachodzie jednorazowe, u nas było używane do zdarcia, szpitale zatrudniały
ludzi do cerowania jednorazowych!!! Rękawiczek. Gdy w końcu udało się z
nerkami, przyszła pora na największy sekret ludzkiego ciała, mistyczne serce,
utożsamiane z istotą naszego człowieczeństwa(mnie w sercu, zamiast idei
siedliska uczuć fascynuje, jak genialnie wyewoluowało do genialnego połączenia
mięsni gładkich i mięśni poprzecznie prążkowanych). Tutaj obserwować możemy tytana
pracy Religę, z jego nowatorskim, niepokornym stylem bycia. I tutaj mamy inne
problemy, bo serce pobiera się od nieboszczyka, a gdy transplantologia u nas
stawiała pierwsze kroki, śmierć orzekana była po ustaniu akcji serca, a bywało,
że takiego dawcę transportowano w karetce lecącej helikopterem.
Autorka,
żebym wam tu wszystkiego nie streściła, prowadzi nas przez operacje które były
przełomami, przeszczep nerki, trzustki, po przeszczepy, które nie zawsze stricte ratują życie, jak przeszczep
ręki, czy co jest fenomenem przeszczep twarzy. Pisze językiem prostym, ale nie
prostackim, nie uniknęła błędu, ale to już jeżeli chodzi o kwestie prawne, bo
ustawa o transplantacji, chociaż ważna i doniosła, jednak nie jest aktem
najwyższej rangi, w Polsce aktem prawnym najwyższej rangi wciąż jest
konstytucja, ale to drobiazg.
Ta
książka jest napisana z uwzględnieniem wielu wątków, oczywiście bezdyskusyjnie
jest afirmacją transplantacji, zresztą ja nie ukrywam, że popieram i chciałabym,
aby moje narządy kiedyś komuś pomogły, gdy ja udam się z Szarej Przystani za
morze, a jeśli nie, to chciałabym oddać ciało uczelni medycznej. Jednak autorka
pisze o aferze korupcyjnej, pisze coś obecnie szokującego, bo opisuje
ówczesnych, czyli Palowskich prokuratorów, którzy ścigając opozycję, okazywali
ludzką twarz i nie robili lekarzom problemów z pobraniami narządów, chociaż
mieliby do tego wszelkie narzędzia.
Możemy
prześledzić, jaki postęp się dokonał, od odkrycia mechanizmów odrzucania
przeszczepów, do ich częściowego chociaż opanowania, jak wiele chorób możemy
teraz leczyć, chociaż jeszcze pół wieku temu nie byłoby dla nas szans. Książka
jest wzruszająca, jest dla mnie wielkim zachwytem i ciekawością, do tego
stopnia, że dawkowałam ją sobie przez kilka dni.
Naprawdę
bardzo polecam wszystkim, którzy jeszcze nie czytali!!
Koniecznie będę musiała po nią sięgnąć. Temat transplantologii mocno mnie interesuje, a jednocześnie jak to wyglądało w naszym kraju. Zapisuję ją sobie :)
OdpowiedzUsuń