Jeremy Taylor (Joshua Jackson) pracuje jako początkujący wydawca w Londynie. Marzy, by zostać pisarzem. Kiedy jego pracodawca wysyła go do Włoch, do Toskanii, żeby odnalazł słynnego pisarza Weldona Parisha (Harvey Keitel) i zmusił go do napisania nowej książki, jego życie zmienia się na zawsze. Weldon Parish wiedzie wygodne życie kręcące się wokół przyjaciół, koni, wina i swoich trzech pięknych córek. Nie zamierza wracać do pisania i odrzuca propozycje wszystkich wydawców. Ale Jeremy podoba mu się na tyle, że przedstawia go swojej rodzinie. Jedna z córek ? Isabella (piękna Claire Forlani) natychmiast zdobywa serce Jeremy?ego, a Weldon pomaga mu otworzyć się na świat i znaleźć swoją drogę w życiu. Tak oto dzięki Weldonowi, Jeremy uczy się życia i miłości. Ale czy i on nauczy się czegoś od młodego pisarza? Czy gdzieś spotkają się drogi ucznia i mistrza?
Odpoczęłam ostatnio od czytania i wpadłam w nałóg serialowy. Moje serce podbiła Peter Bishop z serialu Fringe(zwany Biszkopcikiem) grany przez Joshuę Jacksona polecono mi film „Pod słońce” gdzie grać miał bohatera romantycznego, dla odmiany bez towarzyszących rozkrajanych zwłok czy larw wyłażących z ciała. Wczoraj wieczorem więc zamiast oglądać kolejny odcinek Fringe oglądnęłam „Pod Słońce” i wszystkim, którym przejadła się zima i mają ochotę na coś mniej ambitnego polecam ten film(i to nie tylko przez wzgląd na Biszkopcika).Jeremy(główny bohater) jedzie do Włoch gdyż szef kazał mu namówić znanego pisarza aby znowu zaczął pisać, jednak dziennikarze są persona non grata w tym uroczym miejscu gdzie w barze stałymi bywalcami są Weldon Parish- znany pisarz, ksiądz proboszcz miejscowej parafii(który nawraca kogo się da) właściciel hoteliku, którzy zrobią wszystko coby przepłoszyć intruza... jednak ani się oglądną(zwłaszcza Weldon) a intruz doskonale odnajdzie się w tym świecie i nawet kilka razy wyląduję z genialnym pisarzem w pace... zakocha się w jego córce, nawali się jak Meserschmit i będzie śpiewał w karaoke(ta scena jest po prostu miodzio ). Nie ma tam nic co odkrywałoby Amerykę, ale jest naprawdę kilka niezłych zabawnych scenek. I łądne zakończenie. A i piękne zdjęcia….
Oj, Kasiek, narobiłaś mi smaku! ;)
OdpowiedzUsuńAle nie nastawiaj się na 8 cud świata, bo to nie jest coś nowego wspaniałego, raczej film jakich wiele, ale mimo wszystko mi się dobrze oglądało. Zwłaszcza Biszkopcika.... ^^ ale to dało się przewidzieć. No i gdy za oknem śnieg po kolana milo popatrzeć na włoskie stoki skąpane w promieniach zachodzącego Słońca :)
OdpowiedzUsuń