Lata 1655-1660, okres najazdu szwedzkiego na Polskę. Zaręczony z Oleńką Billewiczówną (Małgorzata Braunek) chorąży orszański Andrzej Kmicic (Daniel Olbrychski) opowiada się początkowo po stronie kolaborującego ze Szwedami potężnego rodu magnackiego Radziwiłłów. Uznany przez szlachtę i narzeczoną za zdrajcę, zaczyna poniewczasie rozumieć, że Radziwiłłom chodzi nie o dobro ojczyzny, ale o własne interesy. Aby odkupić winy, porywa księcia Bogusława Radziwiłła (Leszek Teleszyński), by zawieźć zdrajcę przed oblicze króla Jana Kazimierza, ale ten ciężko rani Kmicica i ucieka. Doszedłszy do zdrowia, Andrzej Kmicic stara się zwrócić honor swojemu nazwisku.
Kilkukrotnie, w różnych miejscach
dawałam znać, że nie przepadam za „Potopem”, ani w wersji książkowej, ani w
filmowej. Ale cały szum wokół odnowionej wersji tej ekranizacji oraz gadanie
Wiktora i Marysi, sprawiły, że pod wpływem impulsu włączyłam sobie do oglądania
moją żmiję na trylogijnym łonie.
Film, kojarzyłam głównie ze
świątecznych maratonów… Moi Rodzice są tradycjonalistami i katowali mnie
Jędrusiem, Jędrusiem przypalanym i Oleńką-Jędrusia-ran-niegodna-całować. Przez
ćwierćwiecze mego życia, od kiedy nauczyłam się chodzić, wychodziłam z pokoju,
gdy tylko na ekranie pojawiała mi się twarz Daniela – chabrowe-oczy
Olbrychskiego. Często podejmowałam, nadludzki niemal wysiłek, gdy po
świątecznym obżarstwie/rezurekcji/pasterce, naprawdę nie chciało mi się unosić
sempiterny.
Tym razem z pełną odpowiedzialnością
i świadomością podjęłam próbę zmierzenia się z ekranizacją książki, której nie
lubię. Kmicica nie lubię, Oleńka mnie wkurza. A Bogusław jest tak metroseksualny, że powinien nosić stanik.
Zaczęłam oglądać, wybywszy się
uprzedzeń i kurczę… nie jest to takie złe jak mi się wydawało. Nawet Oleńka nie
jest taką bezpłciowa, jak jawiła mi się z wspomnień pacholęcych.
Nie sądzę, aby „Potop” nagle stał się
moim ulubieńcem, nawet nie czuję SILNEJ potrzeby powtórki tej książi.
Tylko, że ten film jest naprawdę
fajnie nakręcony. Kiedyś umieliśmy kręcić coś, co ma ręce i nogi. Sceny
batalistyczne, plenery, piękne stroje. To wszystko się broni. Fabułę broni
pióro Sienkiewicza, ale przecież kilka zmian, które Hoffman wprowadził, też się
bronią…
Teraz biorę się za ekranizację Pana
Wołodyjowskiego. Trzeba trochę sobie popłakać…
Wczoraj skończyłam czytać "Pana Wołodyjowskiego" spłakałam się jak głupia :(
OdpowiedzUsuńMój czołowy wyciskacz łez
UsuńUwielbiam ,,Potop", to jeden z absolutnie najlepszych polskich filmów.
OdpowiedzUsuń