Ostatnio wszędzie widzę okładkę książki Annabelle i książę książka wygląda uroczo, a ja miałam ochotę poczytać coś lekkiego i przyjemnego. Zaczęłam na weekendzie i powiem Wam, że poszła mi lektura piorunem. Cieszę się, że pojawiają się książki z takim motywem retro, historycznym. Oczywiście są to książki na historyczne stylizowane, bo te odległe czasy sprawiają, że fabuła ma sens. Historia jest zatem traktowana instrumentalnie, ale lubię takie zabiegi, oczywiście tylko wtedy, gdy napisane są tak umiejętnie jak tutaj.
Rok 1879. Dwudziestopięcioletnia Annabelle jest ubogą córką duchownego. Od śmierci ojca, wątpliwą opiekę roztacza nad nią kuzyn Gilbert. W jego domu pełni rolę służącej. Annabelle może brakować pieniędzy i pozycji, ale na pewno nie wiedzy czy inteligencji – ojciec zaszczepił w niej miłość do kultury i literatury antycznej, a dziewczyna biegle włada starożytną greką, łaciną i francuskim. Dzięki rozległej wiedzy oraz stypendium od National Society for Women’s Suffrage otrzymała miejsce na Uniwersytecie w Oxfordzie, który właśnie otworzył swoje podwoje dla kobiet. To dopiero początek jej nowego życia...Powieść Evie Dunmore to historia zakazanej miłości między błyskotliwą sufrażystką i jej sztywnym księciem, mężczyzną, który dowodzi, że ogień płonie najgoręcej skryty pod lodem.
Mamy epokę wiktoriańską,
czas konwenansów. Annabelle jest ubogą córką duchownego, w czasach gdy kobiety
są pod opieką ojca, brata, męża nie może realizować siebie. Jej ojciec nie żyje
a jej przypadło w udziale życie ubogiej krewnej, chociaż marzy o nauce. Wydaje
się, że przyzwoite małżeństwo jest poza jej zasięgiem, ponieważ kiedyś okazała
się słabą i naiwną i dała się uwieść mężczyźnie, co pod rządami królowej Wiktorii
jest trochę cywilną śmiercią. Jednak Annabelle dostaje szansę studiowania, a
także angażuje się w ruch sufrażystek i walkę o prawa wyborcze. Rozdając ulotki
spotyka księcia Montgomery, cieszącego się sławą wytrwanego i bezwzględnego
polityka, po rozwodzie, co bardzo nietypowe. Ich drogi ciągle się spotykają,
ale rozwiedziony książę zafiksowany na odzyskaniu rodowej siedziby, mający
problemy z bratem, zatroskany o dziedzica nazwiska. Pojawia się szybko chemia,
ale konwenanse i czasy są przeciwko nim.
Zaczyna się od jednego z
moich ulubionych wątków hate-love, jak macie do polecenia coś z takim wątkiem
to przyjmę wszystko. Podoba mi się jak ta historia ewoluuje, zaczyna się z
wysokiego poziomu i on się utrzymuje. To miało być lekkie i banalne czytadełko,
ale moim zdaniem ma głębię. Mocno akcentowane są nierówności społeczne, to jak
wiążą nas konwenanse. Większość ludzi uważa, że tak musi być, że kobieta nie ma
podmiotowości. Ludzie uważają, za naturalne, że tytuły definiują. Płeć i
pochodzenie może narzucić wszystkie role. Do samego końca coś się dzieje i
chociaż od początku wiemy, że to może skończyć się tylko w jeden sposób, ale
jest romantycznie, książka bardzo wciąga. Naprawdę polecam!
Skoro jest to taka wciągająca lektura, myślę, że będę chciała się z nią zapoznać.
OdpowiedzUsuńNie jest to książka, która jest w moim guście, ale recenzja dość ciekawa i zachęcająca :)
OdpowiedzUsuń