Przyszedł marzec, a razem z nowym miesiącem przyszła pora na nowego trupa z półki. Tym razem ślepy los przyniósł mi książkę Almond, swego czasu ten tytuł był bardzo popularny i wtedy ja też nabyłam, ale książka po prostu utonęła w stosach zalegających na półkach. Książka liczy niespełna dwieście stron i wpisuje się w nurt powieści młodzieżowych z przesłaniem, ale jednocześnie zaczytują się nią też dorośli. Dodatkowo książka jest koreańska, a to coraz modniejszy kraj jeśli chodzi o zainteresowania. Przepis na sukces?
Spotykają się dwa potwory. Jednym z nich jestem ja.Yunjae od urodzenia nie przejawia żadnych emocji. Cierpi na aleksytymię – zaburzenie, które utrudnia odczuwanie radości, smutku czy strachu. To mniejsza niż przeciętnie liczba neuronów w ciele migdałowatym mózgu skazuje go na ten stan i społeczną alienację. W szkole Yunjae jest outsiderem, a w domu o tym, że emocje w ogóle istnieją, przypominają mu mama i babcia, rozwieszając karteczki z napisami: „śmiech” lub „płacz”.W dniu jego szesnastych urodzin, podczas wspólnego wyjścia do restauracji, mama i babcia stają się ofiarami brutalnego napadu. Świadkiem zdarzenia jest Yunjae, który przygląda się scenie beznamiętnie. Pomoc osamotnionemu chłopakowi ofiarowuje piekarz zwany doktorem Shim, jednak później na drodze Yunjae zjawia się agresywny, nadpobudliwy Gon.W odpowiedzi na swoje brutalne ataki na Yunjae’go Gon otrzymuje tylko absolutny spokój. Chłopcy zaczynają ze sobą rozmawiać i okazuje się, że wiele mają sobie do przekazania. Jeden odczuwa aż za dużo, a drugi nie czuje nic.Kiedy pewnego razu Gon znajduje się w niebezpieczeństwie, Yunjae zdobywa się na więcej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać.
Yunjae od narodzin cierpi
na aleksytymię czyli nieumiejętność rozpoznawania, ale i odczuwania emocji. Po
raz pierwszy jego matkę zaniepokoiło to, że chłopiec się nie uśmiecha, później
że nie uczy się na błędach, nie boi się, nie płacze, nie jest smutny.
Pielgrzymki po lekarzach wyjaśniły jej, że to problem z migdałami, a dokładnie
ciałem migdałowatym, które odpowiada właśnie za emocje. Matka karmiła chłopca
migdałami, szukała terapii, ale finalnie postanowiła chłopca kochać i uczyć żyć
tak, by nie zwracał na siebie uwagi. Przez kilka lat byli tylko we dwójkę, bo
matka na studiach zakochała się i wybrała mężczyznę przy całkowitym sprzeciwie
swojej matki. Mężczyzna zginął a po latach córka musiała przełknąć dumę i
nawiązuje kontakt z matką a babcia chłopca wydaje się go świetnie rozumieć.
Tworzą małą komórkę społeczną do momentu, gdy psychopata dokonuje ataku, babcia
chłopca ginie na miejscu, a matka z urazem głowy zostaje warzywem. Chłopiec
zostaje sam, pomaga mu tylko przyjaciel matki. Ta książka chociaż opowiada o
chłopcu bez uczuć, to niesamowicie emocjonalna opowieść o radzeniu sobie z
trudami codzienności.
Lubię takie książki,
które uświadamiają mi za jaki pewnik biorę stan rzeczy, który dla innych jest
nieosiągalny. Ile razy cierpimy przez nadmiar emocji, najczęściej tych
przykrych i wtedy chcemy zamienić się w głaz, nie czuć nic, jakbyśmy nie
pamiętali, że płaczemy, bo kiedyś się śmialiśmy, że strach często przechodzi w
ekscytację, czy też entuzjazm. Chcielibyśmy wybrać, ale dobro idzie ze złem. I
ta książka mi to uświadomiła. Nie jest ona rewolucyjna, jestem też chyba za
stara, żeby mogła mną wstrząsnąć młodzieżówka. Bardziej niż problemy bohatera,
intrygowała mnie praktyczna strona, czyli jak to możliwe, że chłopiec prowadzi
biznes matki, że wynajmuje mieszkanie, że nie trafił do systemu opieki
społecznej. Dziwiło mnie, jak łagodnie jest opisane szkolne życie. No
ewidentnie jestem za stara. Czytało mi się ją szybko, może i bez fajerwerków,
ale skłoniła mnie do refleksji.
"Trup z półki" podoba mi się to określenie! :D Pamiętam, jak było głośno o tej książce w okolicach premiery, już pewnie z 3? lata temu. Ale jeszcze po nią nie sięgnęłam.
OdpowiedzUsuń